W rekordowo krótkim czasie cała rodzina sadowi się w samochodzie. Jeszcze spierają się o miejsca, jeszcze pytają, czy mają zapinać pasy. Potwierdzam, nie zważając na pomruki niezadowolenia. Gdy wszyscy wydają się być upakowani i zapięci, przekręcam kluczyk w stacyjce i powoli wyjeżdżam z podwórza. Sukces, jest szansa, że się nie spóźnimy. Czy na pewno? Niestety, w ostatniej chwili Najmłodsza Siostra wykrzykuje:
– Ojej, chyba nie wyłączyłam żelazka!

Maj oraz czerwiec, to czas pierwszych komunii. Na ulice masowo wylegają miniaturki panien młodych otulonych w białe tiule i falbanki, wystrojonych niczym księżniczki. Komunia wiąże się z wydatkami i zjazdem rodziny, którą ktoś musi dostarczyć do kościoła. Na moich barkach spoczęła odpowiedzialność za rodziców oraz dwie siostry. Już samo bezkonfliktowe upakowanie całej czwórki w aucie było zadaniem wymagającym cierpliwości i zmysłu strategicznego. Gdy wydawało się, że nie napotkam żadnych problemów, misterny plan niemal wywróciło do góry nogami jedno zdanie.

– Jak to, mogłaś nie wyłączyć żelazka?! – niczym zwiastun nadciągającej burzy zagrzmiała mama.
– Nie pamiętam dokładnie, chyba nie wyłączyłam! To co ja teraz mam zrobić?
– Po co ty takie rzeczy mówisz przy mamie?! – próbował nieszczęściu zapobiec tata.
– Ależ to trzeba wysiąść i sprawdzić! – mama zaczynała się rozkręcać, co niechybnie zwiastowało nadciągające kłopoty
– To ja wysiądę… – zawahała się sprawczyni zamieszania, nie zważając, że już odjechaliśmy na znaczną odległość od mieszkania.
– Oczywiście! Jacek, wypuść ją! – rozkazała mama nie przyjmując do wiadomości, że poruszamy się z prędkością 50 km na godzinę.
– Nie ma takiej potrzeby, przecież nic się nie stanie… – bronił się tata.
– No wiecie państwo, jak tak można – ciężko westchnęła mama – trzeba koniecznie było sprawdzić. Przecież przez głupie żelazko narażamy się na pożar mieszkania!
– Na pewno nie sprawdziłaś czy wyłączyłaś? – dopytywał się tata.
– Nie pamiętam!
– Trzeba było tuż przed wyjściem sprawdzić, teraz spłonie nam mieszkanie! – lamentowała mama.
– Nie trzeba było się aż tak śpieszyć! – odcięła się Najmłodsza
– To przez tatusia, wszystkich popędzał, a teraz nie chciał wypuścić cię z samochodu! Niestety, tatuś taki jest! – mama już znalazła i osądziła winnego
– Przecież ona ma swój rozum, jest dorosła i mogła sama sprawdzić! – wtrąca się zachowująca do tej pory milczenie Druga Siostra.
– Ona chciała, tylko tatuś poganiał, bo tatuś tak sobie wszystko lekceważy! To jest wina tatusia! – zawyrokowała mama
– To może zadzwonimy do sąsiadów, niech wejdą i sprawdzą?
Nareszcie jakaś rozsądna propozycja. Sąsiedzi przecież dysponują kluczami, tylko nikt z obecnych nie miał zapisanego ich numeru telefonu. Wjeżdżaliśmy na kościelny parking, a dyskusja na temat żelazka nie wyglądała na taką, która prędko wygaśnie.
– No tak, mieszkanie spłonie, trzeba coś zrobić! Ja wsiądę w tramwaj i wrócę do domu! – heroicznego zadania podjęła się mama, zapewne licząc w duchu, że ktoś ją wyręczy.
– Po co wracać, przecież dzisiejsze żelazka są bardzo bezpieczne! – argumentował tata
– Jacusiu, już lepiej nic nie mów. Poganiałeś, nie pozwoliłeś wysiąść Najmłodszej, a teraz lekceważysz problem. Wsiądę w tramwaj i pojadę!
– To ja pojadę! – próbowała ostudzić nastroje Najmłodsza.
– Nie, nie ma mowy, ja pojadę, chociaż ostatnio tak ciężko mi się chodzi, mam też kłopoty z oddechem… – tworzenie atmosfery cierpiętnictwa mama opanowała do perfekcji.
Zapewne dyskusja mogłaby się toczyć jeszcze przez czas dłuższy, lecz postanowiłem położyć jej kres. Nie zamierzałem zostawać na mszy, więc oznajmiłem, iż mogę kogoś podwieźć do domu. Pojechała ze mną Najmłodsza, która też nie zalicza się do osób przesadnie religijnych. Sprawca całego zamieszania, żelazko, oczywiście było wyłączone. Ale i tak była wina tatusia…
Mój mąż spóźnił się przeze mnie jakiś czas temu do pracy. Zawsze odwozi mnie do biura, a potem jedzie sam na drugi koniec miasta. Pod moją pracą, przypomniałam sobie, że zostawiłam włączoną prostownicę… Oczywiście była wyłączona, ale sprawdzić musiałam osobiście 🙂
To jest stare, jak świat :-). Pewne codzienne rzeczy robimy na autopilocie i potem nic nie pamiętamy. Ile razy ja się zastanawiałem, czy zamknąłem mieszkanie? Czy wyłączyłem żelazko? Czy przypadkiem nie zostawiłem odkręconej wody? Zawsze wszystko było ok., ale niepokój mnie dręczył, więc nie dziwię się Ci z tą prostownicą 🙂
Zapewne każdy z nas miał choć raz taką sytuację, choć są osoby, które ciągle się wracają, bo im się wydaje, że czegoś nie wyłączyli, zamknęli drzwi mieszkania, nie zakręcili wody.
Po powrocie NAJCZĘŚCIEJ okazuje się, że wszystkiego dopilnowano przed wyjściem. Nie wiem, czy tu nie chodzi czasem o jakiś zespół natręctw…..
Miłego dnia, Hegemonie 🙂
Tak, często wracam i przeważnie wszystko jest ok., ale w swojej karierze już miałem przypadki, że nie było ok., ale wtedy się nie wracałem. Na szczęście sąsiedzi mi kilka razy tyłek uratowali 🙂
Dwa tematy ruszasz, ten zelazkowy znam, znam, potrafilam taksowke wziac i z pracy wracac, zeby sprawdzic. Ale ze u mnie to jest jedno z natrectw, wiec trzeba sie bylo nauczyc z tym zyc, wypracowalam rytualy przy wychodzeniu i mam spokoj 😉
Problemy z żelazkiem, to chyba dość powszechne doświadczenie większości z nas. Nie jesteśmy doskonali 🙂
I mnie się tak czasami zdarza, że po prostu robię coś automatycznie, bez zastanowienia i potem nie pamiętam czy to zrobiłam – ostatnio zastanawiałam się w drodze do pracy czy zamknęłam drzwi do domu ;]
O, z drzwiami to mój odwieczny problem. Staram się je zamykać świadomie, ale i tak potem nie zawsze pamiętam, czy na pewno to zrobiłem 🙂
Mysl „o czymś chyba zapomniałam” jest szczególnie denerwująca kiedy jedzie się na wakacje..
Na żelazko mam sposób: nie prasuję 😉
Tak, tak, masz rację, jak jest się już wystarczająco daleko, wtedy nadchodzą natrętne myśli – czy czegoś nie zapomniałem. Zazdroszczę ci metody na żelazko, ja niestety muszę prasować 🙁
a mnie najbardziej żal tatusia, chociaż wiadomo, że winny musi być… i absolutnie nie może to być kobieta … 🙂
miłego dnia Hegemonie
Oczywiście, zawsze winny jest tatuś 🙂
Tatusie są przyzwyczajeni do bycia winnymi, wiem to po sobie…
Zdaje się, że często to tak właśnie wygląda…
UWIELBIAM takie sytuacje, kocham 😀 Od razu mam ochotę wszystkich powysadzać z samochodu (z reguły to oczywiście ja jestem kierowcą) i niech sobie sprawdzają co chcą- nawet na drugiej wsi 😉
Ja też zawsze jestem kierowcą 🙂 Ale moim marzeniem jest ich dowieźć do punktu docelowego i mieć wszystko z głowy…
Moja kumpela ma patent z odliczaniem. Wychodząc, mówi głośno: „Gaz wyłączyłam, żelazko wyłączyłam…”. Podobno działa… 🙂
Mój dziadek miał na drzwiach wejściowych przyczepioną kartkę z podobnym tekstem, u niego chyba też działało. U mnie pewnie nie – tak samo, jak nie działają listy zakupowe, które zapominam zabrać ze sobą do sklepu …
Pani S, co się dzieje z Pani blogiem?!!!! od 2 dni nie ISTNIEJE!
Wypasione te żelazka, w porównaniu do mojego…
nieużywanego /pamiątka z czasu wycieczkowego,/. 🙂
To znaczy, że jesteś szczęśliwym człowiekiem i nie musisz prasować? 🙂
Przecież zawsze jest to nasz wybór.
Lubię sobie upraszczać /ułatwiać / życie. 😉
Masz rację, masz rację 🙂
Zawsze wychodzę z takiego założenia, że nie ma sensu szukać winnych, dopóki nic się nie stało. Ale skoro wszyscy szli się modlić, to mogli się pomodlić o wyłączone żelazko 😉
Moja mama takiej filozofii nie uznaj, dla niej zawsze musi być winny i najlepiej do tej roli nadaje się tata 🙂
w moim przypadku klasyką gatunku jest niepewność, czy zamknęłam drzwi… jest to czynność tak rutynowa, że człowiek wykonuje ją bezwiednie, automatycznie, bez zastanowienia 😉
pozdrawiam
Ja się wielokrotnie wracałem do domu, bo nie byłem pewien – zamknąłem, czy też nie. Przeważnie są zamknięte. Natomiast samochód zdarza mi się zostawić otwarty…
O moim żelazkowym opętaniu też pisałam, jakieś pół roku lub więcej, temu 🙂 http://zabawnaliteraturka.blog.pl/2014/08/27/zelazkowe-opetanie/
Pozdrawiam serdecznie innych opętanych.
Własnie widzę, że temat żelazka jest dość powszechny w domach naszych 🙂
Ja nie musiałam wychodzić z domu, by żelazko zaogniło relacje rodzinne. Na święta zamiast skarpetek pod choinką, zafundowałam moim rodzicielom zakup nowej kanapy i żelazka. Można by rzec, to był tylko moment… Od tamtego czasu prasuję ubrania tylko na desce…
O, czasami żelazka bywają groźne, bo zazwyczaj tylko straszą…
Bywają;) ale to musiało być bardzo złośliwe i na straszeniu się nie skończyło;)
Tak, to musiało być żelazko-terrorysta 🙂