Spis treści
Samochód pozostawał głuchy na przekręcenie kluczyka w stacyjce. Modlitwy, błagania oraz przekleństwa, też nie robiły na nim większego wrażenia. Spełniał się mój najczarniejszy sen – sam w dalekiej podróży za kierownicą popsutego auta. Początkowo spanikowałem, potem zacząłem myśleć. Przypomniałem sobie porady przyjaciela, mechanika samochodowego. Wyciągnąłem z bagażnika młotek, położyłem się pod maską i kilka razy uderzyłem w miejsce, w które w takich sytuacjach należy uderzać. Nie miałem wielkich nadziei, ale silnik zapalił. Na szczęście byłem właścicielem starego pojazdu o bardzo prostej konstrukcji. Tak zaczęła się moja wyprawa na Kurpie…
Kurpie i Kurpiowszczyzna
Kolebką kurpiowszczyzny jest obszar Puszczy Zielonej zwanej Kurpiowską, a dokładniej tereny na północ od Ostrołęki aż po Mazury. Na wschodzie granicę stanowi rzeka Pisa, na zachodzie – Orzyc. Puszcza Zielona, ze względu na liche gleby oraz bliskość pogranicza pruskiego, nie była obszarem sprzyjającym osadnictwu. Została zasiedlona dopiero w II połowie XVII w. Przybysze nie mogąc wyżywić się z rolnictwa, zajęli się rybołówstwem, zbieraniem bursztynu oraz bartnictwem. Nazwa „Kurp” pochodzi od rodzaju obuwia wykonanego z łyka lipowego, jakie nosili mieszkańcy puszczy, którzy sami siebie zwykli zwać „Puszczakami”. Niedostępność terenów, trudne warunki życia oraz dość duże, jak na owe czasy, swobody obywatelskie (znaczna część Kurpiów była ludźmi wolnymi) sprawiły, że ukształtowała się tutaj odrębna tradycja, do dzisiaj widoczna w strojach, gwarze, budownictwie czy w regionalnych potrawach.
Wyprawa na Kurpie, czyli samotny wyjazd
Nosi mnie, gdy dłużej niż miesiąc nie wyjeżdżam z miasta. Szczególnie wczesną wiosną zrywam się jak ptak do podróży. Zazwyczaj udaje mi się kogoś namówić, by mi towarzyszył, lecz tym razem nikt nie dał się przekonać. Nieposkromiona potrzeba wyjazdu przeważyła nad pokaźnym zestawem obaw wszelakich. Po raz pierwszy w życiu ruszałem w drogę całkiem sam. Musiałem na własne oczy zobaczyć słynną Niedzielę Palmową w Łysem, ciągnęło mnie w miejsce nie zadeptane przez turystów, w którym jeszcze nigdy nie byłem, czyli jechałem na Kurpie. Był rok 2009
Kłopoty zaczęły się przy wyborze noclegu. Zawsze szukam agroturystyki z klimatem, czegoś oryginalnego, dobrze się kojarzącego. Na Kurpiach nie miałem wyboru – tylko jedna kwatera spełniała kryteria wyszukiwania. Właścicielka próbowała wybić mi z głowy pomysł przyjazdu tak wczesną wiosną, argumentując, że po zimie nie przygotowała jeszcze miejsc dla gości. Jednak moja determinacja była silniejsza. I tak spędziłem dwie noce w drewnianej chacie kurpiowskiej wzniesionej pod koniec XIX wieku. Zachwyciła mnie możliwość mieszkania, jak przed laty, a jednocześnie doceniłem całkiem współczesne wygody – prysznic z ciepłą wodą, lodówkę oraz czajnik elektryczny.
Wyprawa na Kurpie – Nowogród
Skansen kurpiowski w Nowogrodzie dzieli od Myszyńca, w którym znalazłem kwaterę, zaledwie 50 kilometrów jazdy wąską, lokalną szosą. Trudno uwierzyć, ale jest to jeden z pierwszych skansenów powstałych na ziemiach polskich. Założycielem był Adam Chętnik, badacz i miłośnik kultury kurpiowskiej. Przez cały okres międzywojenny z pasją gromadził eksponaty, które w czasie II wojny światowej uległy kompletnej zagładzie. Oburzamy się na barbarzyństwa popełniane przez Państwo Islamskie, ale podobne ekscesy jeszcze nie tak dawno fundował Europie naród, uważający się za cywilizowany.
Adam Chętnik musiał być twardym człowiekiem – nie załamał się dewastacją, tylko po wojnie zaczął swoją pracę od nowa. Całkiem nieźle mu się udało! Można to ocenić stając na szczycie Wzgórza Ziemowita, kryjącego resztki dawnego, wczesnośredniowiecznego grodu. Widać stąd nie tylko cały skansen, ale także rzeki Narew i Pisę oraz Puszczę Zieloną.
Trasa zwiedzania prowadzi wśród licznych drewnianych chałup oraz budynków gospodarczych (m.in.: stodół, młyna, folusza, olejarni). Cieśle z Kurpiów cieszyli się w Polsce wielką sławą, a zabudowania przez nich wznoszone były starannie wykonane i bogato zdobione. Szczególnie charakterystyczne są „śparogi”, czyli deski wystające ponad szczytową krawędź dachu, które rzeźbiono na kształt toporów, baranich rogów czy głów zwierząt. Nad oknami umieszczano ozdobne „koruny”, a drzwi były precyzyjnie obijane małymi deseczkami tak, aby tworzyły przeróżne motywy, np. słońca.
Warto na chwilę zatrzymać się przy ułomkach drzew bartnych. Może nie wyglądają one imponująco, ale najstarsze liczą sobie 700 lat. Zawód bartnika był ściśle związany z kulturą kurpiowską. Bartnicy byli ludźmi wolnymi, rządzący się własnym prawem, którzy zajmowali się chowem leśnych pszczół w wydrążonych w starych drzewach (przeważnie w dębach lub sosnach) dziuplach zwanych barciami. Upadek tego zawodu nastąpił w XIX w., kiedy po powstaniach władze carskie zabroniły bartnikom wstępu do lasów. Obecnie podejmowane są próby reaktywacji bartnictwa. Nie jest to łatwe, bo specjalistów trzeba sprowadzać aż zza Uralu, z Baszkirii.
Kraina życzliwych ludzi
Nie liczę, który to już raz leżę pod samochodem i stukam młotkiem. Zazwyczaj auto zapala za pierwszym uderzeniem, teraz nawet po trzecim silnik nie ma zamiaru podjąć pracy. Gdy zniechęcony podnoszę się do pozycji wyprostowanej, dostrzegam starsze małżeństwo uważnie obserwujące moje manewry. Pytają, czy trzeba w czymś pomóc. Z przyjemnością słucham ich słów i pięknego, „zaciągającego”, wschodniego akcentu. Nie oni pierwsi okazują mi życzliwość, ale ich chęć niesienia pomocy najlepiej zapamiętałem. Na szczęście nie muszę angażować starszych ludzi do pchanie auta, kolejne stuknięcie uruchamia kapryśny motor.
Lokalne drogi
Lubię lokalne drogi. Podróżuje się nimi wolniej, ale w przeciwieństwie do tras szybkiego ruchu, oferują walor widokowy. Szosa prowadząca z Ostrołęki do Myszyńca wzdłuż rzeki Omulew, mogłaby służyć, jako znamienity wzór lokalności. Wąska, kręta i niemal co zakręt odsłaniająca pejzaże domagające się uwiecznienia na fotografii. W takich miejscach najlepiej poznaje się kurpiowszczyznę „od kuchni”. Zadziwiła mnie powszechność występowania wśród pól studni z żurawiem. Kilka takich zabytków widziałem też w zagrodach. Interesujący mógłby być spływ kajakowy Omulwią – rzeka jest dobrze oznakowana i łatwa, trzeba tylko uważać na przeszkody w postaci tam budowanych przez bobry.
Na rowerze do Czarni
Po południu pożyczam od gospodarzy rower i ruszam lokalnymi drogami w kierunku rezerwatu Czarnia, w którym występują sosny bartne. Nie przewidziałem jednak, że dostanę staroświecki pojazd bez przerzutek, na którym z trudem udaje mi się dotrzeć przed zmrokiem tylko na skraj rezerwatu. Z powodu zapadających ciemności oraz braku oświetlenia nie zapuszczam się już głębiej w las. Zyskałem uznanie w oczach gospodyni, gdy opisałem jej w jakie miejsce dotarłem na „rowerze dziadka, który (rower, a nie dziadek) z ledwością nadawał się na dojazdy do pobliskiego kościoła”.
Jeżeli podoba ci się to jak i o czym piszę, to może wesprzesz bloga na Zrzutce? Każda, nawet najmniejsza wpłata pozwala mi utrzymać i rozwijać Świat Hegemona
Niedziela Palmowa
W Niedzielę Palmową uroczystości w Łysem zaczynają się o godzinie 11.00. Zapchane samochodami parkingi i tłumy ludzi stojących wzdłuż szosy upewniły mnie, że nie tylko ja wpadłem na pomysł przyjrzenia się z bliska obrzędom związanym z Niedzielą Palmową. Niegdyś powszechny na Kurpiach zwyczaj strojenia palm wielkanocnych prawie zaniknął po II wojnie światowej. Ostał się tylko w dwóch parafiach – Łysych i Lipnikach. Przygotowanie tradycyjnej palmy to praca rozłożona na kilka miesięcy. Aby wziąć udział w konkursie, palma musi mieć minimum 1,2 metra wysokości (najwyższe dochodzą do 10 m), być wykonana z roślin leśnych niechronionych i/lub z bibuły. Palmy nie spełniające wymogów tradycji regionalnej (np. z dodatkiem suszonych traw lub kwiatów) są dyskwalifikowane.
Procesja z palmami rusza ze starego drewnianego kościoła w Łysych i przechodzi do położonej nieopodal nowej świątyni (wybudowanej w 2000 r.). Stojąc w straszliwym ścisku wiele zobaczyć się nie da. Na szczęście po procesji palmy są wystawiane w starym kościele, gdzie bez zbędnego pośpiechu i cisnącego się tłumu można spokojnie przyjrzeć się pracy twórców ludowych. Z palmami wspaniale współgra architektura drewnianej, pochodzącej z końca XIX w. wieku świątyni wzniesionej w stylu kurpiowskim. Niestety, nowa świątynia nie współgra z niczym, jest typową kościelną makabryłą, jakie stawia się w ilościach hurtowych po całym kraju.
Nie tylko Łyse może pochwalić się tak kolorowymi obchodami Niedzieli Palmowej. Aby zobaczyć piękne palmy warto wybrać się na południe Polski do miejscowości Lipnica Murowana.
Pobyt w Łysych można wykorzystać też w celu zakupienia tutejszych regionalnych specjałów. Na targowisku nabyłem rejbak (ciasto z ziemniaków, kaszy i słoniny), fafernuchy (ciasteczka drożdżowe z burakami lub marchwią) oraz piwo jałowcowe zwane też kozicowym (napój fermentujący z owoców jałowca, chmielu, miodu i drożdży, podobno bezalkoholowy). Przy otwieraniu butelki z piwem należy zachować daleko idącą ostrożność, gdyż sfermentowany napój wyskakuje ze środka z siłą gejzeru.
Wyprawa na Kurpie – Kadzidło
Tego dnia zaglądam jeszcze na chwilę do Kadzidła, by zwiedzić miniskansen „Zagroda Kurpiowska”. W porównaniu z Nowogrodem jest dużo, dużo mniej eksponatów do zwiedzania. Na szczęście muzeum jest czynne i nareszcie mogę zobaczyć wnętrze tradycyjnej chaty kurpiowskiej. Z Kadzidła wracam już bezpośrednio do Łodzi, z mocnym postanowieniem, że jeszcze na Kurpiach się pojawię.
Zdjęcia jak zawsze rewelacyjne. 🙂 Z Kurpiami nie miałam w życiu za wiele wspólnego, choć raz poznałam wspaniałego człowieka Kazimierza Nurczyka, któremu organizowałam wernisaż w Olsztynie. Prezentował na nim swoje rzeźby oraz zdjęcia z okolic, w których mieszka. Urocze krajobrazy i niesamowite tradycje.
Ujęła mnie też historia p. Chętnika, który zaczął zbierać eksponaty od nowa. Nie jestem pewna, czy sama miałabym tyle zapału.
Miłego dnia Hegemonie! 🙂
Cieszę się, że Ci się zdjęcia podobają 🙂
Na kurpiach jest jeszcze sporo tej autentycznej sztuki ludowej, nie takiej z Cepelii, to jedna z atrakcji tego regionu. A Chętnik był naprawdę twardy, z drugiej strony, takie były czasy, że ludzie przyzwyczajeni byli do wojen, zniszczeń, i innych nieszczęść. Może dlatego łatwiej im było się podnosić?
Miłego dnia, Aniu 🙂
Rozumiem, że do domu dotarłeś już bez przygód? 🙂 Dlatego też wolę starsze auta, gdzie do silnika można się dostać podnosząc jedynie klapę a nie rozkręcając pół samochodu łącznie z drzwiami 😉
Nigdy nie byłam na Kurpiach, ale te ichniejsze kuchenne specjały, opisane w notce, kuszą niezmiernie 🙂
Do domu dotarłem już bez przygód, bo nigdzie się nie zatrzymywałem 🙂 A ten samochód dawało się naprawić byle czym, tylko już tak się psuł, że głównie się go naprawiało, a wyłącznie czasami można było pojeździć…
A Kurpie są ciekawe pod wieloma względami, jeżeli ktoś lubi takie klimaty…
Aaa, czyli jeździł siłą rozpędu! 😉
On miał problem tylko z zapłonem, jak się nie zatrzymywałem to jechał ochoczo. Poza tym było z góry, bo Kurpie są na górze mapy, a Łódź poniżej 🙂
Bardzo lubię Twoje wpisy krajoznawcze okraszone pięknymi zdjęciami. Zaraz bym tam jechała, ale odległość spora, więc trzeba mieć nieco więcej czasu. Oczywiście najbardziej zainteresował mnie fragment kulinarny, bo marzą mi się takie targowiska z lokalnymi specjałami. Ale nie od święta, tylko co najmniej raz w miesiącu.
Na Kurpiach są trzy miejscowości, związane z kulturą ludową i zapewne też jadłospisem regionalnym. Łyse, Kadzidło i Myszyniec.
A u nas w Łodzi, można dwa razy w miesiącu zakupić potrawy regionalne na specjalnych targach – najczęściej nie jest to nic rewelacyjnego, ale od czasu do czasu trafiają się perełki, jak chrzan z miodem z okolic Torunia 🙂
Obecnie od kilku lat, największy zbiór dóbr kultury materialnej jest w Wachu.
Ciekawa jestem, czy postanowienie doszło do skutku? A tamtejsze palmy są rzeczywiście piękne, ale zupełnie nie wiedziałam o regionalnych wymogach.
Postanowienie jeszcze w pełni nie doszło do skutku, dlatego opublikowałem ten tekst, aby sobie samemu też przypomnieć, że Kurpie czekają 🙂
Ha, teraz już rozumiem, dlaczego zainteresował Cię mój wpis o szynce z Łysych… Wspaniała wyprawa i wspaniałe to, ile szczegółów pamiętasz po tylu latach. Ja też jestem w tym dobra (nazwy miejscowości itp.), ale jednak nie tak dobra, jak Ty. Najbardziej mnie kręcą Twoje zdjęcia drewnianych chat – miałam fazę w życiu (nie tak dawno), gdy jeździłam po pewnych regionach w kraju chcąc nabyć takie cudo do przeniesienia w okolice Wrocławia, gdyż ponieważ posiadam urokliwe miejsce do postawienia chatki. Ale po wielu setkach kilometrów i znalezieniu paru ciekawych obiektów, które już, już kupowałam, wróciłam do punktu wyjścia: będę miała chatę,… Czytaj więcej »
Byłaś moim natchnieniem 🙂 Jak przeczytałem o tej szynce, to sobie przypomniałem tamtą wyprawę. Na szczęście zawsze z wyjazdów robię dość szczegółowe notatki i to mnie uratowało, inaczej bym nie pamiętał aż tyle. A te zakłady mięsne spaliły się w 2009 lub w 2010. Później je odbudowali, jak widać z dobrym skutkiem. A drewniana chatka, cóż, przez jakiś czas też nie chciałem mieć swojej, obawiając się dokładnie tego, o czym piszesz, że co weekend tylko w jedno miejsce. Jednak teraz, gdy pracuję jako freelancer, to mocno żałuję, że mam dom na wsi wspólnie z rodzicami. Oni zadbają o wszystkie remonty… Czytaj więcej »
Ochy i achy… 😉
Zdjęcia jak zawsze przecudowne.
A spływ kajakowy w takich okolicznościach przyrody… marzenie 😉
Dzięki 🙂 To było kilka lat temu, a jeszcze na spływ się nie wybrałem. Sądzę, że te żeremia bobrowe mnie zniechęcają, niełatwo przez nie przepłynąć…
skoro autko jechało, to znaczy, popsute nie było,o!!… od pewnego czasu znam się na tym, jak mało kto… 🙂
zdjęcia i opis jak zwykle zachęcają do podróży…
zdrowia Hegemonie ..
Widzisz, jak się autku trochę podłubie, to i popsute pojedzie 🙂 Wiem, że się znasz, więc dalej się nie sprzeczam 🙂
a młotek i przecinak, to najlepsze narzędzia… ale tylko do samochodów retro, bez komputera … 🙂
To był samochód retro, sprzęgło naprawiało się linką rowerową 🙂 Ale psuł się za każdym, najmniejszym wyjazdem, nie miałem do niego już siły…
a pasek klinowy zastępowało się rajstopami, ha ha ha
ehhh, faceci, tak szybko się poddają…. 🙂
Nie paska klinowego rajstopami się nie dało, ale pasek klinowy to była jedyna rzecz, która się nie popsuła. Może i zbyt szybko się poddajemy, ale mi auto miało służyć do jeżdżenia, a nie do stania w warsztacie 🙂
Wspaniałe te Twoje podróże, Hegemonie! 🙂
Aż Ci zazdroszczę 😉
Niestety, z powodów finansowych mam tych podróży ostatnio trochę mniej, ale bez wyjazdów, to ja już bym dawno umarł…
Fajnie, że zaznaczyłeś miejscowość na mapie (u mnie z geografią kiepsko) ;]
Lubię takie miejsca, zdjęcia są cudowne. Szczególnie dwa z nich mnie zafascynowały.
Mam pytanie – jak Ci się udaje wstawiać tyle zdjęć? Jak ominąłeś ten limit? ;]
Limit omijam przerzucając zdjęcia ze starszych wpisów na dysk w chmurze. Może to być Onet Dysk lub OneDrive (windowsa). Trochę to upierdliwe, ale mam jeszcze miejsce 🙂
Aha 😉 każdy sposób jest dobry. W sumie to nie wiem po co to ograniczenie zrobili..
Też nie bardzo rozumiem, bo ograniczenie jest naprawdę uciążliwe dla każdego, kto ma blog dłużej niż rok, najdalej dwa lata. Pewnie taka polityka korporacyjna, ktoś zatwierdził i teraz jest 100, a nie na przykład 1000 MB 🙂
Życia braknie, aby te wszystkie piękne miejsca zobaczyć, tamtych rejonów zupełnie nie znam. Zdjęcia jak zwykle fascynujące, co za klimaty! Stare samochody też są super, bo można postukać popukać i jest nadzieja, że ruszą. Nawet kiedyś rajstopy zdejmowałam do uszczelniania, jak mi alternator wysiadł. Dumna z siebie byłam jak dojechałam do domu. W końcu sama bab ” naprawiła „samochód nie? Samochody z elektroniką ratuje tylko serwis.
Poprawka, nie alternator mi nawalił (tego to pewnie bym nie zrobiła), tylko kolektor, ale na tumana wyszłam, najważniejsze jednak, że sobie poradziłam i dojechałam.
Wiesz, ja nie z tych znawców aut, wiec i tak nie zauważyłem pomyłki 🙂
Masz rację, że taka samoumiejętność bardzo podnosi wartość w oczach własnych. Ja też byłem niesamowicie dumny. Żaden mechanik ze mnie, a przez trzy dni radziłem sobie z popsutym autem 🙂
Dzięki za uroczą wycieczkę na drugi koniec , ponieważ nie miałam okazji być na Kurpiach. Zdjęcia dopełniły swoje. To są moje klimaty. Pozdrowienia.
Warto tam pojechać, chociaż raz. I tak nie zdołałem wszystkich miejsc opisać 🙂 Pozdrawiam
A na kaszubach byłeś? 😀
Mój ojciec kiedyś miał Fiata 126 p ;D
i go też trzeba było tak umiejętnie puknąć 😀
w ogóle to mam stracha jeździć samochodem w długie trasy po tym jak w drodze do Warszawy, koło Torunia koło nam odpadło..
Na Kaszubach raz na dłużej byłem na rowerach i kilka razy na kajakach (jeżeli mówimy o okolicach Kościerzyny, a nie Gdańska 🙂
Fiaty 126 p bez stuknięcia młotkiem nie odpalały bardzo często, ale w 2009 wydawałoby się, że technika poszła trochę dalej…, a jednak nie 🙂
Odpadnięcie koła, to naprawdę poważny wypadek, ja jeszcze takiego nie miałem…
Muszę przyznać, że Kurpie to chyba jedyna kraina w Polsce której jeszcze nie doświadczyłem na własne oczy. Po latach łażenia po górach i pływania po jeziorach chyba skuszę się na podróż właśnie tam. Twój wpis bardzo pomocny, dzięki!
Kurpie to taki region, o którym bardzo mało się mówi. Zbyt blisko do Mazur, więc wszyscy omijają. Kurpie są przepiękne, teraz, na wiosnę, gdy jest sporo rozlewisk na Narwi czy Omulwi. Jeżeli udało mi się zachęcić do podróży, to naprawdę bardzo się cieszę 🙂
Na Twój blog trafiłam dzięki Chomikowej i jestem przekonana,że będę wracać.Dom na fotografii we wpisie na temat Kurpiów przypomina mi nieco dom dziadków zlokalizowany na Podlasiu.Choć mniej w nim ozdóbek nad okuciami okien ale styl z gankiem jest bardzo fajny i nostalgiczny. Zdjęcia domu moich dziadków (niestety, dom sprzedano ostatnio) możesz zobaczyć tutaj: http://poziomkowe-wzgorze.blog.pl/2014/05/28/gniazdo-rodzinne-pokryla-cisza/. A propos jarmarków wz regionalnymi wyrobami do zjedzenia, podróżując kiedyś z Krakowa na Podlasie trafiłam na Dni Jakiejś Tam Miejscowości i na konkurs pierogów z siedmiu sąsiadujących miejscowości. To były jedne z najlepszych pierogów, jakie w życiu zjadłam w cenie tak niesamowicie niskiej, że przecierałam ze… Czytaj więcej »
Jeżeli tylko podoba Ci się to, o czym piszę, to zapraszam do częstszych odwiedzin 🙂 Szkoda, że zamieściłaś tak małe zdjęcie rodzinnego domu, ciężko jest mu się przyjrzeć… A Podlasie jest magiczne, lubię tam jeździć. Na Kurpiach podobna atmosfera, przecież to niedaleko. Lokalne targi, dożynki, to świetna okazja aby spróbować czegoś nowego – ostatnio pod Toruniem trafiłem na chrzan z miodem, genialny wyrób, wciągnąłem niemal nosem, tylko niestety ten specjał tani nie był…
Właśnie odkryłam smaki wschodniej Polski. A Kurpie i ich potrawy są mi zupełnie nieznane. Może odezwą się osoby , które znają region i potrawy.
Potrawy Kurpiowskie można spotkać na północnym Mazowszu i w pasie północnowschodnim przygranicznym. Czasami na targach regionalnych na niektóre potrawy też można trafić…
Bardzo ciekawa prezentacja 🙂 Bliskie memu sercu rejony.
Pozdrawiam i dziękuje :))))
Cieszę się, że tekst się spodobał. Kurpie mają naprawdę dużo uroku w sobie i nie są na szczęście zbytnio zagospodarowane turystycznie.
Pozdrawiam również 🙂
Znajome strony i klimaty. Dzięki. 🙂
To są naprawdę przepiękne strony…
Nie wątpię, ja się tam urodziłem, mieszkałem i dorastałem. Moja teściowa była z Kurpi zielonych i urodziła się w Nowogrodzie, a sam jestem 100 % Kurp biały.
To co prawda teraz jest zupełnie inny świat, ale pamiętam czasy, kiedy jeszcze mówiło się tam gwarą. Do samego skansenu zachodzimy zawsze, gdy tylko mamy trochę czasu, a jesteśmy w okolicy. Polecam wszystkim! 🙂
Pozdrawiam
Nie potrafiłbym rozróżnić Kurpi Białych od Zielonych, chociaż wiem, że różnice istnieją. Cały ten rejon polubiłem, ponieważ jest tam pięknie. Szczególnie spodobało mi się wzgórze Królowej Bony i fantastyczny widok na rzekę. Ale najpiękniejsi byli ludzie, nigdy i nigdzie z aż tak dużą życzliwością zupełnie obcych osób się nie spotkałem. I tę życzliwość najlepiej zapamiętałem.
Tak, to prawda. Długo trwało, zanim się przyzwyczaiłem, że gdzie indziej tak nie jest. A najciekawsze było dla mnie, że ile razy spotkałem się z bezinteresowną życzliwości w Warszawie, Lublinie czy nawet Krakowie, to był to ktoś związany z Kurpiami. Nawet żonę (pół Kurpiankę) poznałem na południu kraju. 😀 😀 😀
Cieszy mnie, że jest miejsce, gdzie są tacy ludzie. Może to kwestia braku zmanierowania cywilizacją? Pamiętam, gdy jeszcze chodziłem po górach z plecakiem, to na nocleg zawsze przyjmowano nas w najbiedniejszych chałupach.
Kurpie Białe to kulturowo to samo co i Zielone, tyle że to osadnictwo nieco późniejsze, z Puszczy Zielonej na teren Puszczy Białej i częściowo na tereny dawnej Puszczy Łętowskiej. Na pograniczu z Podlasiem bardzo to jest wymieszane z wcześniejszym osadnictwem książęcym, po najazdach jaćwieskich, z czego powstały wsie i osady rycerskie i później zaścianki. Część z tych wsi kurpiowskich, to osadnictwo prowadzone przez biskupa płockiego. Straszna mieszanina zwyczajów i ludzi!
Co było najbardziej charakterystyczne oprócz tej życzliwości, to ogromne poczucie wolności – tam było bardzo mało ludzi zależnych – w okolicy prawie nie było dworów i folwarków.
Rozumiem, że obcemu w ciężko się połapać w tej ludzkiej mieszance. O tej niezależności Kurpiów gdzieś czytałem, muszę odszukać materiały, miałem ich całkiem sporo. I koniecznie jeszcze raz pojadę na Kurpie, może nawet w tym roku, jak tylko finanse i czas pozwolą…
Wręcz przeciwnie to są dwa różne kultury i historia. Kurpie właściwe to – Zielone. Wolni, bez pańszczyzny, mieli prawa takie same jak szlachta oprócz wyborów Króla. Tu w ogóle nie było dworów, mieli swój samorząd i swoje prawa. A Kurpie Białe to tak określono owy rejon dopiero pod koniec XIX w. ze względu na osadnictwo z puszczy Zielonej leśników w XVIII w. i przejeli miejscowi trochę ich kultury.
To już są bardzo szczegółowe informacje, bardziej dla fachowców…
Teraz to i miejscowym już trudno. Młode pokolenie już podobne jak i wszędzie. 🙂
No to jeszcze nutka z tamtego regionu, zaśpiewana przepięknie przez Joannę Słowińską:
https://www.youtube.com/watch?v=9Bb8dfgkY5s
[youtube 9Bb8dfgkY5s]
🙂
Dzięki za wszystkie informacje z regionu 🙂 Zachęciłeś mnie do ponownej wycieczki na Kurpie, cieszę się, bo mam pomysł na kolejny wyjazd 🙂
Dla uzupełnienia strona z przywilejami króla Zygmunta III dla Kurpiów: http://www.historia.kurpie.com.pl/przywilej_krola/ Bardzo interesujący tekst. Trzeba też wiedzieć, że Kurpie nie mający nad sobą innego zwierzchnictwa niż królewskie cenili sobie osobę króla nade wszystko i w lasach tych każdy nasz władca czuł się wyjątkowo bezpiecznie. Od czasów Stefana Batorego przy każdej rocie piechoty byli strzelcy kurpiowscy, którzy byli szkoleni inaczej niż reszta żołnierzy – to była elitarna formacja strzelców wyborowych i w odróżnieniu od normalnej piechoty nie używali ładownic, bo wszak Kurpie zawsze umieli strzelać i doskonale wiedzieli ile i jak ładować strzelby. Wystarczał im róg na proch i worek na… Czytaj więcej »
Podświetlę jeszcze link, bo naprawdę warto przeczytać ze zrozumieniem. 🙂
http://www.historia.kurpie.com.pl/przywilej_krola/
Bardzo ciekawe to twoje uzupełnienie. Ale popatrz, jak historia i chwała Kurpiów poszła w zapomnienie. Nie dość, że nie uczą tego w szkołach, ale ja skończyłem studia historyczne i też historii Kurpiów nie liznąłem nawet. Aż wstyd się przyznać 🙁
Jeśli nie byliście w Wachu to Kurpi nie znacie. Tam dopiero jest co oglądać i jaka wiedza przewodników – gospodarzy.
Nie, nie byłem.., nawet nie słyszałem…
Dziwne korzystacie z strony http://www.kurpie.com.pl i o w Wachu nie słyszycie toć to strona z Wachu.
Nie takie dziwne. Kiedy jechałem na Kurpie w 2009 r. muzeum było dopiero otwierane. Widzę, że jest to stosunkowo nowa prywatna inicjatywa…