Spis treści
Czy pamiętasz swoją pierwszą pracę? Moment, w którym zarobiłaś pierwsze w życiu pieniądze? Jakie marzenia dzięki nim zrealizowałaś?
Ja po skończeniu pierwszej klasy licealnej pojechałem na wykopaliska archeologiczne. Dzięki zarobionym pieniądzom mogłem wreszcie stać się posiadaczem wymarzonego magnetofonu szpulowego (kto taki pamięta?).
Spodobała mi się praca na wykopaliskach i w czasach studenckich jeszcze czterokrotnie uczestniczyłem w obozach archeologicznych. Ciekawe było nie tylko odkrywanie przeszłości, ale też wszystko to, co wiązało się z samym wyjazdem – pobyt na wsi, praca na świeżym powietrzu, spanie pod namiotem oraz wolny czas spędzany w lesie lub nad rzeką.
Archeologia – co w niej ciekawego?
Najciekawsze w pracy archeologa są odkrycia. Uczucie ekscytacji, gdy cenny przedmiot powoli wykopuje się z ziemi. Pamiętam, jak cieszyliśmy się z odkrycia rzymskiego hełmu, czy odkopania pieca garncarskiego. Zdarzały się też lata jałowe, gdy z ziemi wyciągaliśmy zaledwie kilka skorup i zadowalaliśmy się nędznymi resztkami po dawnych chatach. Wtedy o jakości wyjazdu decydowali ciekawi ludzie i wyjątkowe wydarzenia, których nigdy nie brakowało.
Wykopaliska archeologiczne – jak się pracowało?
Ze względu na letnie upały, pracowaliśmy od 7 do 15. O godzinie 6 rano budziło mnie cichutkie stukanie o połę namiotu. W ten sposób Pani Dyrektor, osoba niezwykle delikatna, sygnalizowała konieczność pobudki. Wyrwany ze snu odbierałem to leciutkie stukanie niczym straszliwy łomot lub wystrzał z karabinu. Co ciekawe, dużo głośniejszy szum deszczu, który zwiastował dzień bez pracy, wydawał mi się być piękną muzyką. Tylko deszcze praktycznie nigdy nie padały…
Z sąsiednich namiotów wypełzali Zdzicho oraz Łysy i we trzech szliśmy na śniadanie, które miało nam dodać sił, przed dniem intensywnej pracy
Siła robocza, czyli chłopcy ze wsi
Na wykopie wspomagali nas chłopcy z sąsiedniej wsi. Przyjeżdżało ich pięciu. Mieli po 15-16 lat i nie wykazywali wielkiego zapału do pracy. Starannością również nie grzeszyli, więc trzeba było ich nieustannie pilnować.
Największym leserem był Sylwek – potrafił, niczym żona Lota, zastygać na długie chwile z brodą opartą na łopacie. Jeżeli nikt nie zwrócił na niego uwagi, umiał w tej pozycji przestać nawet i pół godziny. Przyłapany, zawsze zarzekał się, że on tylko na chwileczkę się zamyślił. Innych trzeba było pilnować, aby nie zdzierali zbyt grubej warstwy piasku, gdyż wtedy łatwo było przegapić cenne skorupy wiekowych naczyń. Należało też zapobiegać bójkom oraz wzajemnym obrzucaniu się ziemią.
O każdej pełnej godzinie następowała 10 minutowa przerwa. W tych zamierzchłych czasach jedyną osobą dysponującą zegarkiem był niejaki Melon. I tenże Melon co rusz był zasypywany pytaniami – „Melon, która godzina?” Im bliżej końca dnia pracy, tym częstotliwość pytań o aktualną godzinę wzrastała. Melon doskonale pilnował początku przerwy, na którą nie spóźnialiśmy się nawet o sekundę. Gorzej był z końcówką. Na pytanie – „Melon, która godzina?”, niezmiennie odpowiadał „Jeszcze minutka”. I tak przerwa często przeciągała się do 15 minut.
Pewną sensację budziło też słownictwo chłopców – czy wiecie, co znaczą słowa katong i sipa? Jeżeli nie, to wyjaśnienie znajdziecie na końcu artykułu
Kapło mi!
Przerwę w pracach mogły spowodować opady deszczu. Co prawda wtedy chłopcy zarabiali mniej, dostawali tylko tak zwane postojowe, ale czekali na ten deszcz z wytęsknieniem. Co jakiś czas elektryzował wszystkich pełen nadziei okrzyk:
- -O, kapło mi!
- -To tylko Melon na ciebie napluł – studził zapał kolegi Sylwek
- -Ale mnie też kapło! – wołał kolejny
Tak wyczekiwany deszcz jednak nie nadchodził, a lato było wyjątkowo upalne…
Wykopaliska archeologiczne – toaleta jest niezbędna
Niezwykle ważnym obiektem w obozowisku była toaleta. Nic specjalnego, zwykła drewniana wygódka, którą stawiało się na wcześniej wykopanym dole. Ponieważ wykopaliska archeologiczne trwały miesiąc, a ludzi było sporo, to w połowie pobytu nie raz trzeba było kopać kolejny dół i toaletę przenosić na nowe miejsce. Któregoś roku Pani Dyrektor postanowiła rozwiązać definitywnie problem przenosin toalety i zarządziła wykopanie znacznie głębszego dołu. To odpowiedzialne zadanie zostało powierzone chłopcom. Zastosowali oni niezwykle oryginalną, a przy tym skuteczną technikę pracy. Gdy dół stał się odpowiednio głęboki wrzucali do niego jedną osobę i pozwalali jej wyjść, gdy wykopała 10 wiaderek piasku. Chłopak pracujący na dnie nie był w stanie o własnych siłach wydostać się na powierzchnię. Jeden spróbował się zbuntować i nic nie robić. Wtedy pozostali tak długo sypali mu piasek na głowę, aż wykopał 15 wiader ziemi.
Wykopaliska archeologiczne – potrzebny jest Pan Kierownik
Najważniejszą osobą była Pani Dyrektor, która zarządzała pracami na wykopaliskach. Jednak, jako osoba niezwykle grzeczna i delikatna, nie była w stanie zapanować nad żywiołem, jakim byli niewątpliwie Chłopcy ze Wsi. Mało kto potrafił ich okiełznać. Jedyną osobą, której słuchali i którą szanowali, był Zdzicho. Posturę i głos chłop miał słuszny, więc budził respekt samym swoim wyglądem, na dodatek talent pedagogiczny miał też niemały. Sporo zalet, jak na człowieka, który skończył zaledwie 23 lata. W sposób naturalny stał się prawą ręką Pani Dyrektor, a chłopcy tytułowali go Panem Kierownikiem.
Zdzichu potrafił zarządzić, huknąć na niesfornych, a czasami wprowadzić elementy niestandardowe – czyli grę w pokera, w której stawką była praca. Ten, kto przegrywał, wykonywał część pracy za zwycięzcę. Chłopcy początkowo chętnie grali z Panem Kierownikiem, potem ten zapał wyraźnie osłabł, gdyż Zdzichu praktycznie nie przegrywał.
Ostatnio doszła mnie informacja, że Zdzichu kilka lat temu został uznany za najlepszego nauczyciela historii w swoim mieście. Pamiętając jego talenty, jestem przekonany, że wyróżnienie trafiło we właściwe ręce.
Najedzony obóz archeologiczny
Nie mniej ważną funkcję od Pana Kierownika pełniła Kucharka. Po całodziennej, fizycznej pracy mieliśmy wilcze apetyty, a Kucharka gotowała wybornie i sumienni pilnowała, aby nikt nie chodził głodny. Pod koniec każdego posiłku Pani Dyrektor, dbając o dobre samopoczucie Kucharki, prosiła abyśmy głośno chwalili jedzenie, bo inaczej Kucharka się obrazi. Dlatego zanim ktokolwiek wstał od stołu, musiał głośno i dobitnie wyrazić zachwyt nad spożytymi potrawami. Rozpromieniona Kucharka serwowała wtedy dokładki, które trudno było przejeść.
Zmartwieniem Kucharki były butle gazowe. Nie dość, że pod koniec czasów komunistycznych ciężko było taką butlę zdobyć, to jeszcze niemal połowa z nich od początku był uszkodzona i niezdatna do użytku. Pewnego dnia ja i Łysy zawieźliśmy na rowerach wybrakowaną butlę do oddalonej o 9 kilometrów miejscowości, gdzie urzędował właściwy Specjalista.
Może cię zainteresować… Jeżeli podoba ci się ten wpis, to zapraszam do przeczytania podobnych: o tym jak kiedyś jeździło się na letnisko oraz zimowiska, czy utrzymywało kontakt za pośrednictwem listów, bo przecież SMS-ów i maili kiedyś nie było |
Specjalista-kulturysta
Specjalistą okazał się osiłek, którą lubił wszem i wobec prezentować imponującą muskulaturę, nosząc lekko przyciasne koszulki, które nie zakrywały idealnie wyrzeźbionych mięśni. Specjalista z obrzydzeniem spojrzał na nasze mizerne sylwetki. Jeszcze więcej pogardy zobaczyliśmy w jego oczach, gdy nieśmiało zasugerowaliśmy, że przywieźliśmy uszkodzoną butlę.
- -Co tu jest popsutego?! Co?! – ryknął Specjalista bez wysiłku podnosząc na wysokość oczu ciężką 10-kilową butlę
Nie śmieliśmy się odzywać
- -Tu tylko brakuje tej, no, uszczelki – krzyczał Specjalista
- -I może jeszcze śrubki mocującej oraz… – z każdym wypowiedzianym zdaniem Specjalista łagodniał
Na koniec wymienił butlę na nową, a potem butlę, nas i nasze rowery zdecydował się odwieźć na obozowisko samochodem marki „Żuk”.
Gdy dotarliśmy na miejsce, Specjalista zgrabnie wyskoczył z szoferki, wykonał 10 pompek i 20 przysiadów dla rozgrzewki, a następnie zabrał się do podłączania butli i maszynki gazowej. Było miło do czasu, gdy wzrok Specjalisty spoczął na drugiej butli, która spokojnie stała w kącie kuchni
- -Jak to, macie tutaj pełną dobrą butlę?! – ryknął potrząsając przy uchu rzeczoną butlą niczym piórkiem
Wszyscy pokornie spuścili głowy za wyjątkiem Kucharki, która nie bała się nikogo i niczego
- -Ta jest popsuta! – stwierdziła stanowczo
- -Jak popsuta, gdy widzę, że dobra! Gdzie jest popsuta?! – wrzeszczał Specjalista
- -A, ło tu – odparła spokojnie Kucharka
Następnie odkręciła zawór i zapaliła zapałkę. Płomień buchnął z kilku miejsc naraz, ale nie z palnika. Fachowiec zzieleniał, zbladł, a potem niemal szeptem poprosił Kucharkę o zgaszenie ogania, co ta uczyniła jednym, sprawnym chuchnięciem. Fachowiec zgodził się na wymianę i tej butli, prosząc tylko Kucharkę, aby już więcej tak dobitnie nie demonstrowała nieszczelności urządzeń gazowych.
„Wsiadajcie Madonny do bryk sześciotonnych…”
Zaśpiewał Zdzichu, gdy na wykopie kolejny już raz pojawiła się Madonna. Dziewczę hoże, acz mocno niezaradne. Według filozofii Madonny, pracą fizyczną powinni zajmować się wyłącznie mężczyźni, bo przecież od tego są. A pracą fizyczną było dla niej niemal wszystko. Stąd też Madonna dwa-trzy razy dziennie przybiegała do nas na wykop, aby uzyskać niewielką pomoc. Pomocy tej udzielał Łysy. Zazwyczaj zajmowało mu to godzinę, podczas której zdążył otworzyć kilka puszek, przynieść wiktuały z jamy wykopanej w ziemi, szumnie zwanej „piwniczką”, pokazać Madonnie, jak należy hamować na rowerze oraz poszukać jej podstawowej lektury „Żeglarstwo Śródlądowe”, którą dziewczyna nieustannie gubiła.
Próbowaliśmy Madonnę nauczyć grać w brydża, wykazywała ogromne chęci poznania zasad, lecz w praktyce była niewyuczalna. Jej ulubionym wistem było wykładanie odkrytych kart na stół z pytaniem „to co ja mam teraz zrobić?” Nawet wielki talent pedagogiczny Zdzicha w tym wypadku poniósł kompletną porażkę.
Wykopaliska archeologiczne – czas wolny
W czasie wolnym, czyli popołudniami chodziliśmy wspólnie nad rzekę. W niedziele (soboty były pracujące) często wybierałem się na rower, aby poznawać okoliczne wsie. Zamieszkiwali je małorolni, którzy znaczną część dnia spędzali przed lokalnymi sklepami. Ich mocno czerwone twarze nie wyrażały żadnych emocji, gdy nieruchomo, niczym posągi tkwili w oczekiwaniu przed drzwiami miejscowego sklepu. Ich spracowane dłonie krzepko dzierżyły rączki dziecinnych wózków. Pustych wózków. Gdy zajeżdżałem rowerem pod sklep, lekko się ożywiali.
- -Sportowiec! – prychnął jeden, jakby chciał powiedzieć „niedorozwinięty”
Gdy zamówiłem oranżadę już wszyscy patrzyli na mnie z nieukrywanym obrzydzeniem. W tym momencie na plac zajechał samochód dostawczy. Każdy z czerwonolicych mężczyzn pobrał z auta po dwie skrzynki piwa, załadował na swój wózek i wolnym krokiem ciężko pracującego człowieka oddalił się w kierunku zaniedbanego domostwa.
Wykopaliska archeologiczne – doświadczenia życiowe…
Pobyt na wykopaliskach był czasem poznawania nowych ludzi, czasem zakochiwania się (nieszczęśliwego), czasem odkrywania pasji życiowych…
Nie zostałem archeologiem (może szkoda), ale podczas pobytu na obozie archeologicznym, pierwszy raz doceniona została moja pasja fotograficzna. W pewnym momencie stałem się nawet głównym fotografem wykopalisk
Na wykopaliskach po raz pierwszy odważyłem się też ujawnić moją pasję pisania. Wtedy powstało opowiadanie „Kronika Archeologiczna”. Po powrocie przepisałem je na maszynie, dodałem rysunki i oprawiłem. Sześć egzemplarzy rozdałem znajomym, więc można powiedzieć, że była to moja pierwsza niby-powieść, która ujrzała światło dzienne. Cóż, prawdziwej, wydanej w formie książki powieści, jak dotąd nie napisałem…
Świetny miałeś pomysł z tym opisaniem!
Praca wakacyjna z atrakcjami, nie to, co teraz…ale nasunąłeś mi pomysł na kolejny wpis na blogu 😉
Cieszę się, że mogłem być źródłem inspiracji i jestem ciekaw tego kolejnego wpisu na twoim blogu 🙂
Witam. Bardzo ciekawy wpis. I super zdjęcia. Tak sobie myślę że do tej pracy zabrakłoby mi cierpliwości której ciągle się uczę. Natomiast jest to zapewne ciekawe doświadczenie. pozdrawiam
To pewnie zależy od charakteru i zainteresowań. Bardzo lubiłem te obozy, ale wiem, że nie były one dla każdego…
Super się czytało.
Ja pierwsze swoje pieniądze miałem w wakacje między ósmą a pierwszą licealnej. To była huta szkła i ogrodnictwo, potem jak byłem starszy tartak, sanitarne cięcia drzew i… też archeolodzy.
I za pierwsze pieniądze też radiomagneton Kasprzaka.
Podobne były nasze marzenia z czasów szkolnych 🙂 Chociaż sanitarne drzew nigdy nie ciąłem 🙂
To było gdzieś na przełomie lat 80/90 ych. W Beskidzie Żywieckim. Przeszedł bardzo silny wiatr i nałamał masę świerczyny, do tego była susza i groźba pożarów. Było ostre cięcie i zrywka, ale płacili nieźle – do tego te klimaty Siekierezady, Stachury, sam wiesz…
Mój kuzyn też jeździł na takie przecinki w Bieszczadach, jeszcze tam parku nie było. Dla młodego chłopaka to była świetna a praca. Ja się nigdy na coś takiego nie załapałem – jedynie na kładzenie dachów na obiektach zabytkowych oraz malowanie kostrukcji stalowych. Za to też świetnie płacili, ale potem ciężko było się domyć…
Moja pierwsza praca zarobkowa w czasach szkolnych to zbiór truskawek. Bywało śmiesznie i naprawde cięzko 😉 Wykopaliska archeologiczne. Dawid, czy jest jakaś rzecz której nie robiłeś?…poza powieścią której jeszcze nie napisaleś, a zdecydowanie powinieneś!
Wielu rzeczy nie robiłem i pewnie nie zrobię. Ale rzeczywiście, jak nie robię kilku rzeczy na raz, to wtedy się nudzę 🙂
Powiem Ci, że super fotki. 🙂 Tak, pamiętam swoją pierwszą pracę i dobrze ją wspominam 😉
Dziękuję za miłe słowa 🙂 A dobre wspomnienia z pierwszej pracy są bezcenne 🙂
Jedna z bohaterek moich książek się tym zajmowała 🙂
Archeolog, to bardzo powieściowy zawód 🙂
Klik dobry:)
To najwyższy czas prawdziwą książkę napisać i wydać, o!
Pozdrawiam serdecznie.
Przymierzam się i przymierzam i na przymierzaniu się kończy…. 🙁
Miałeś naprawdę ciekawe wakacje nie wspominając o pracy , o ile można to nazwać pracą jeżeli robi się to co lubi.
U mnie niestety to odbyło się bardziej pospolicie .
Jak już ktoś wspominał ,chyba pora zebrać wszystko w całość .
Tak, miałem wiele szczęścia z tymi obozami archeologicznymi. Kiepsko płacili, ale praca była bardzo fajna 🙂
Bardzo ciekawy post super zdjęcia
Dziękuję za tak miłe słowa 🙂
ja nie zgadłam , absolutnie nie. Trochę swoim tekstem przypomniałeś mi stare lektury Pana Samochodzika i jego przygody archeologiczne 🙂 Usmiałam się, zwłaszcza z chłopców ze wsi. No i powiedz czy ta Madonna chociaż ładna była? Pozdrawiam 🙂
Pasjami czytałem Pana Samochodzika, ale te wykopaliska nie przypominały jego przygód 🙂 Chłopcy byli świetni i bez nich chyba nie byłoby opowieści. Co do Madonny, to odpowiem asekurancko – jej uroda nie była w moim typie, ale dziewczyna od wielu lat jest szczęśliwą (tak sądzę) matką i żoną
Hm, moja pierwsza praca zarobkowa była związana z pisaniem. W liceum za pisanie wypracowań od kolegów dostawałam parę złotych, które starczyło na drożdżówkę i kawę z automatu, potem za naukę angielskiego. Ale pierwsza prawdziwa praca taka na umowę, eh to była inwentaryzacja w markecie. Po 12 godzinach zapieprzu, okrojonej pensji do dziś nie wiem za co, postanowiłam nigdy tam ponownie nie wylądować 😉 A Twoje wspomnienia archeologiczne przypomniały mi o moich marzeniach z dzieciństwa, ponieważ marzyłam o pracy archeologa. Bardzo dłuuugo. Ale ostatecznie zostałam księgową i pisarką
Sądzę, że z księgowości i pisania można zarobić więcej, niż z pracy archeologa. Pamiętam te groszowe wypłaty… A w markecie przy inwentaryzacji też nie chciałbym pracować, chociaż teraz znacznie, znacznie lepiej za to płacą…
Masz rację, obecnie więcej płacą w marketach niż prawie 19 lat temu 🙂Trochę się zmieniło.
Może i dobrze, że się zmieniło, ale słyszałem, że w marketach płacą więcej niż pracownikom naukowym na uczelniach…
moja pierwsza praca a właściwie dorabianie sobie, to było weekendowe sprzedawanie kaset magnetofonowych z różnymi przebojami na giełdzie. nie żadne „majteczki w kropeczki” tylko muzyka bardziejsza :)) hmmm. choć, jak tak pomyślę, to chyba mieliśmy na stoisku każdy gatunek :)) w każdym razie nie było tak fajnie, jak na Twoich wykopaliskach. a co do sipy i katonga, to nie zgadłam. ps. owszem. mgła tez jest piękna, ale w całym tym swoim pięknie, mogłaby się na chwilę rozstąpić, kiedy już byłam na szczycie, na malutką minutę, albo chociaż pół 🙂 Krywań polecam, sama się na niego pewnie jeszcze wybiorę. tylko nie… Czytaj więcej »
Ja na giełdzie nigdy nie sprzedawałem, nie mam wielkiej smykałki do handlu, pewnie bym nic nie zarobił…
A mgła rzeczywiście jest piękniejsze, kiedy od czasu do czasu odsłoni niebo 🙂
ja też kompletnie się do tego zajęcia nie nadawałam i nadal nie nadaję zapewne :), więc to był szybki strzał. parę weekendów 🙂 mniemam, ze lepiej czułabym się przy wykopaliskach 🙂
Na pewno na wykopaliskach jest ciekawiej, ale chyba też mniej płacą…
Świetny post:)
Zupełnie inna praca od wakacyjnego dorabiania jako kelnerka w restauracji czy konsultant w call center.
Nigdy nie chciałem być archeologiem, ale od dawna interesuję się podziemnymi tunelami, sztolniami i ukrytymi skarbami 😉
Ja nigdy nie zostałem archeologiem, ale taka prace w wakacje na studiach bardzo mi się podobała. Pod ziemią można odkryć wiele ciekawych rzeczy 🙂
Pamiętam jak dziś, kiedy na ogródku wykopałam medal. Boże, jaka byłam dumna. To było z 20 lat temu. Ale mam niejasne przeczucie, że tu gdzie mieszkam może kryć się coś więcej. Zobaczymy 🙂
Czasami warto wrócić do pięknych wspomnień, nawet sprzed 20 lat 🙂 Jestem ciekaw, co teraz odkryjesz 🙂
Ciekawy wpis 🙂
Dziękuję. Cieszę się, że artykuł się podobał 🙂
a jak można zostać wysłanym na takie wykopaliska? to po prostu tak jest jak sie nim zostanie?
Sądzę, że nadal brakuje pracowników na wykopaliskach. Najlepiej nawiązać kontakt z którymś z Muzeów Archeologicznych, na pewno prowadzą latem prace wykopaliskowe. Robią to też niektóre Muzea Regionalne, ale pewnie tylko z większych miast. Praca fajna, ale płaca bardzo kiepska…