Po całym dniu spędzonym na rowerach byliśmy nieziemsko głodni. Siedzieliśmy w knajpce i z niecierpliwością czekaliśmy, aż podejdzie kelnerka i przyjmie zamówienie. W pełnej napięcia ciszy słychać było jedynie burczenie w żołądkach i miarowe skapywanie śliny z kącików ust. Po chwili, która wydawała się wiecznością, sympatyczna pani pojawiła się przy stolikach.
– Czy państwo już wybrali?
– Tak, tak, oczywiście, jasne! – rozległy się chóralne potakiwania.
Wydawało się, że kelnerka przyjmie zamówienie i… Niestety, wybór posiłku nie zawsze jest prosty, zwłaszcza gdy przebywa się w towarzystwie Kuzyna Tomusia. On, zanim cokolwiek zamówi, musi zadać całą serię…
…pytań trawiennych
Jest ich nie mniej niż dziesięć. Podobno pozwalają Tomusiowi na wybranie najlepszego z możliwych posiłków, faktycznie wprawiają w konsternację obsługę lokalu oraz wkurwiają współbiesiadników.
Tak też było i tym razem. Zanim ktokolwiek zdążył otworzyć usta, Tomuś wyrwał się z sakramentalnym pytaniem:
– A co by pani nam poleciła?
Kelnerka roześmiała się cokolwiek nerwowo, odruchowo poprawiła fartuszek i nieśmiało odparła:
– Wie pan, każdy lubi co innego, a tu wszystko jest dobre, bo mamy świetnego kucharza.
– No, ale coś na pewno jest lepsze, coś, co na przykład, pani lubi najbardziej!
– Wie pan – jeszcze bardziej nerwowo zachichotała kelnerka – naprawdę, każdemu smakuje co innego…
– Ależ proszę pani, na pewno macie coś specjalnego, że tak powiem specialite de la maison, nieprawdaż?
Biedna dziewczyna nic nie zrozumiała, ale nie śmiała się do tego przyznać.
– Tak, tak pelitete de sezon, oczywiście, to co pan zamawia?
Kuzyn nie zamierzał odpuścić, lecz całą grupę przed śmiercią głodową ocalił Andrew:
– Tomuś! Zamawiasz czy prowadzisz dyskusję? Ja wiem, co chciałbym zamówić?!
– No dobrze, o co chodzi, ja się tylko chciałem dowiedzieć – bronił się zaskoczony Tomuś i bez dalszych ceregieli wybrał swoje specialite de la maison.
Od jedzenia rosną brzuchy
– Może zachowałem się wobec Tomusia cokolwiek niegrzecznie? – zapytał mnie po posiłku Andrew – ale wiesz, byłem straszliwie głodny i mam doświadczenie, jeszcze z poprzedniego rajdu rowerowego, pamiętasz?
Pamiętałem. Trasa wycieczki prowadziła przez Góry Świętokrzyskie. Koło południa odczuwaliśmy już solidne zmęczenie. Andrew zasugerował, że może warto by było się zatrzymać koło jakiegoś sklepu i kupić coś do żarcia. Propozycja wydawała się rozsądna, lecz wywołała gwałtowny sprzeciw Tomusia, który stwierdził, że on wcale nie jest głodny. Poparła go Monisia, ówczesna żona, wygłaszając przy tym obszerny monolog na temat, jak to od żarcia rosną brzuchy, a brzuch Andrew i tak jest już ponadrozmiarowy. Andrew puścił ten ewidentny przytyk mimo uszu i oświadczył, że on jest głodny i staje przed pierwszym napotkanym sklepem, a reszta, wedle życzenia, może jechać dalej. W efekcie zatrzymaliśmy się wszyscy. Ja zostałem na zewnątrz i pilnowałem rowerów, a reszta wpadła do środka. Aby skrócić czas oczekiwania, wyciągnąłem gazetę i zagłębiłem się w lekturze. Po piętnastu minutach ze sklepu wyszedł Andrew. Z pustymi rękoma.
– Wszystko zjadłeś na miejscu? Nieźle cię głód przycisnął!
– Zjadłem? Akurat! Tomuś z Monisią buszują po całym sklepie i bez przerwy zadają pytania: „a czy te bananki są aby świeże, a ten jogurcik należycie schłodzony?”. Straciłem wszelką nadzieję, że kiedyś skończą…
Podzieliłem się z kolegą gazetą. Byłem wdzięczny, że jej nie zjadł, tylko przeczytał. Po następnych 15 minutach Tomuś i Monisia radośnie wykicali ze sklepu obładowani jogurcikami, serkami, bananami i całą masą innych specjałów. Jak na ludzi niegłodnych mieli całkiem niezłe apetyty.
Wybór posiłku i puszczańskie przysmaki
Prawdziwy popis swoich możliwość dał Tomuś w Białowieży, gdy zmachani dotarliśmy do lokalnego baru. Patrzymy, a tu w menu same puszczańskie przysmaki – hot dog z żubra, pulpeciki z tarpana, pizza z jelenia, bigos z konia przewalskiego. Ślinka ciekła od samego czytania, a i zapachy zwiastowały smaczny posiłek. Tomuś, jak to ma we zwyczaju, natychmiast przepchał się na czoło kolejki i się zaczęło:
– Przepraszam, a ten żubr, to żył w tutejszych lasach? (trzeba przecież wyeliminować żubry żyjące na tutejszych pustyniach, bywają łykowate);
– A którą potrawę by Pani sama z przyjemnością zjadła? (podchwytliwe pytanie, obsługa zaczyna podejrzewać, że Tomek jest z sanepidu, dlatego, na wszelki wypadek odpowiadają, że wszystko jest dobre, umyte i świeżutkie);
– Ale na pewno jest coś lepszego, coś specjalnego? (teraz już są pewni, że jest z Sanepidu)
Wreszcie nadchodzi czas podejmowania męskich decyzji.
– To ja poproszę ten sznycel z tarpana.
– Lubi pan dobrze wysmażony?
– Niech będzie przysmażony tak na złociutko, mniam, i żeby był taki chrupiący, dobrze?! – tu Tomuś posyła pani promienny uśmiech, a reszta ludzi z gigantycznej kolejki, która w tym czasie się uformowała, pada zemdlona z głodu lub zniecierpliwiona wyrusza na poszukiwanie innego lokalu.
– Anetka! – krzyczy pani w kierunku zaplecza – jeden tarpan z frytkami i … Jaką suróweczkę pan sobie życzy?
– Niech będzie wiosenna! A ten befsztyk z jelenia to jest jakoś specjalnie przyrządzany?
– O tak, to stary puszczański przepis, jeszcze z XVII wieku! – kłamie bez zmrużenia oka bufetowa
– Wie pani co, to ja zrezygnuję z tarpana i wezmę jelenia.
– Anetka! Zamiast tarpana daj jelenia
– A ta sałatka z ogórków, to jak jest zrobiona? – nie daje spokoju Tomuś
– No wie pan, bierzemy ogórki, kroimy, dodajemy oliwę i przyprawy…
– A buraczki?
– Buraczki proszę pana zbieramy w polu, następnie myjemy, wsadzamy do garnka z gorącą wodą…
– To może ja wezmę surówkę z buraczków…?
– Zamiast wiosennej?
– Tak!
– Anetka, do tego jelenia, co przedtem był tarpanem, to tera nie wiosenna, lecz buraczki!
– Wie pani co, może ja jednak zostanę przy tej wiosennej.
Chcesz lepiej poznać Kuzyna Tomusia? Przeczytaj o jego zwyczajach śniadaniowych oraz o popsutej szarlotce, którą zabrał na Podlasiu.Będzie mi miło, jeżeli także polubisz stronę bloga lub udostępnisz wpis na facebooku |
Wreszcie Tomuś odchodzi od okienka z tacką pełną żarcia. Wtedy odkładam dokładnie przeczytaną gazetę i spokojnie wybieram posiłek dla siebie.
– Co zamówiłeś? – pyta Tomuś, gdy wracam z jedzeniem
– Ogon bobra w zalewie z czosnku niedźwiedziego
– Dobre?
– Niezłe
– Może, ja też powinienem zamówić tego bobra, zamiast jelenia? Nigdy nie jadłem bobra… – martwi się Kuzyn
– Tomuś, nie bądź naiwny! Zarówno mój bóbr, jak i twój jeleń, zanim znalazły się na naszych talerzach, za życia mówiły „muuu”, a okoliczna ludność zwała je krowami…
Rowerowe wyjazdy z Tomusiem mają też swoje zalety – stanowią praktyczne ćwiczenie w szlachetnej sztuce cierpliwości i zniechęcają do odwiedzania miejsc, gdzie serwowane są posiłki. Rewelacyjne rozwiązanie dla osób będących na diecie.
no nie co za uczta smaków:D aż ślinka leci xd kelnerka nie miała łatwo;p
Kelnerka nie miała łatwo, w żadnym wypadku 🙂
Generalnie kelenerkom to ja zycia nie zazdroszcze. Takich Tomusiow jest cala masa, tak samo jak zreszta takich, ktorym wszystko nie smakuje. Po prostu NIE DOGODZISZ, chocbys sie dwoil i troil 😉
A takiego sznycelka bym opedzlowala 🙂
Czyżby Cię tam głodzili w tej Grecji, że na widok zdjęć nabrałaś apetytu? 🙂 A Tomuś bywa uciążliwym klientem dla kelnerów, czasami im bardzo współczuję. Z drugiej strony, gdy pomyśle o tych kelnerkach, które nas ostatnio obsługiwały w Sereczynie, to… można by napisać kolejne opowiadanie 🙂
W tych hotelach serwują tak sztuczne jedzenie,ze az tablica Mendelejewa skacze mi przed oczami 😛
To pisz,pisz 🙂
Może na takim jedzeniu powinni prowadzić lekcje chemii w szkołach? 🙂
Fajnie z Tomusiem podróżować, a jeszcze fajniej wybierać coś do żarcia. 🙂 , a że czasami można się wkurwić, no to co. 😉 . I niech Tomuś będzie z Wami. 😀 .
Dzięki za dawkę humoru. 😀 .
Mało kto ma taki dystans do ludzi, jak Ty. Ja też już go nabyłem i po prostu przeczekuję, lecz są ludzie mniej odporni na głód i oni wymiękają 🙂
Mało jest miejsc gdzie można naprawdę smacznie zjeść więc tym bardziej zazdroszczę
jak człowiek jest zmęczony, to tych miejsc ze smacznym żarciem przybywa, wtedy wszystko smakuje 🙂
Wyprawy z Tomusiem być może są dobre dla osób na diecie, ale Twój wpis zdecydowanie nie. Ani dla tych co muszą się żywić głównie ryżem. Trzeba było ostrzec, że będą smakowite zdjęcia!
Masz rację, kajam się 🙂 Tylko, jak ostrzec na samym wstępie ? 🙂
A można gdzieś pożyczyć tego Tomusia? Jestem niecierpliwa, więc taki osobnik skutecznie mnie by zniechęcił do jedzenia. A że adrenalina znosi poczucie głodu, to jeszcze lepiej 🙂
Zapewne można go pożyczyć 🙂 Muszę mu powiedzieć, że ma fach w ręku – zniechęcanie do jedzenia 🙂
I to nie byle jaki fach! Wiesz ile, chcące się odchudzić panie, zapłacą za tak skutecznego, zdeterminowanego trenera? Może powinieneś zostać jego menedżerem? 🙂
Może powinnaś zostać jego menedżerem, sądzę, że do spółki byście zarobili niezłe pieniądze 🙂
Ja powinnam zostać nie jego menedżerem, ale ko-trenerem 🙂 – działałabym równolegle: potrafię wzbudzić niezłe poczucie winy na tle jedzenia, niczym Tomusiowa (ówczesna) żona…
Dygresja – swoją drogą, dlaczego żona została ówczesną, skoro tak pięknie łapali wspólny klimat?
To razem byście do galopującej anoreksji doprowadzili 🙂
A z byłą żoną dobrze się dogadywali, aż nagle przestali. Niestety, w kilku przypadkach moich znajomych świetne zgranie i dogadanie się nie zapobiegło nagłemu kryzysowi, mega kryzysowi i rozpadowi małżeństw. Nie rozumiem dlaczego, ale ja wiele nie rozumiem 🙂
Nie jesteś sam 🙂 Takich nagłych kryzysów zakończonych „adieu” też nie rozumiem 🙂
Jest takie powiedzenie „cisza przed burzą” i być może jest w tym dużo prawdy. Pary, które nigdy się nie sprzeczają, nie potrafią sobie poradzić z kryzysem, który pojawia się nagle i kończy się katastrofą?
Chyba dwa razy z Tomusiem nie wybrałabym się nigdzie, a w ogóle dziwię się, że jemu udaje się zrobić gdziekolwiek zakupy. Ale podobny typ klienta lokali znam, w dodatku upewnia się, czy na pewno szklanki będą czyste…
Nie chcesz się ćwiczyć w szlachetnej sztuce cierpliwości? 🙂 Wiem, nie każdy trawi takie zachowanie. On nie pyta się o czyste szklanki, on pyta tylko o jedzenie, mysli, że jeżeli zada wiele pytań, to dostanie coś ekstra
Do takich osób nie mam cierpliwości i nawet nie chcę mieć 😉
No trudno, nie każdy ma cierpliwość 🙂
I ponownie rozbawiłeś mnie Hegemonie. Z biegiem lat stałam się bardziej wytrzymała i wyrozumiała np. do takiego sposobu wyboru dań jaki preferuje Tomuś – bohater tego postu. Kiedyś miałam ciekawe zdarzenie z pewną panią kelnerką, której poczucie humoru nagrodziłam sporym napiwkiem. Moja znajoma , taki Tomuś w wersji damskiej, dopytywała się o … dania niskokaloryczne, z upraw ECO, bez tłuszczu, bez konserwantów, bez chemii, bezmięsne, bez cukru itd. Lista postulatów co do dania była bardzo długa. Kelnerka z uśmiechem powiedziała: – że zaraz przyniesie „danie”, zgodne z życzeniem klientki. Kelnerka przyniosła na tacy – SZKLANKĘ WODY! Myślałam, że pęknę ze… Czytaj więcej »
Bardzo mi się ta kelnerka i jej szklanka wody podoba. Też dałbym takiej dziewczynie duży napiwek 🙂
Witam.
E tam – zaraz maruda. Po prostu – dociekliwy 🙂
Nasz, że tak go określę – cudowniak” do kompletu przyjemności dodawał wyszukiwanie mankamentów potrawy, którą pochłonął i targowanie się przy płaceniu oraz wieczne pomstowanie, jak to wszędzie drogo i jaki on się czuje znowu oszukany…
Oprócz tego miał zwyczaj podbierania innym z talerzy, gdy jedli…
Różnie się przed tym broniliśmy. Ja na przykład krzyczałam „zostawię”, ale byli i tacy, co widelcami próbowali dźgać po palcach 🙂
Uroki wspólnych wędrówek nie mają granic 🙂
Pozdrawiam 🙂
Widzę, że nie jeden Tomuś na tym świecie. Mój kuzyn też uwielbia podjadać innym z talerzy 🙂
Hegemonie, jesteś wytrzymalszy niż Monisia. Ona już od Tomusia się uwolniła ;-)))
Ale ona z nim żyła na co dzień, a ja widuję go raz na kwartał 🙂
A powiedz, Hegemonie, co takiego atrakcyjnego Tomuś w sobie ma, że mimo Jego upierdliwości, na te wycieczki Go zabieracie?
Nigdy nie ma ludzi jednowymiarowych. Tomuś ma duży dystans do siebie samego, duże poczucie humoru i bardzo dużo energii. To ostatnie może być zarówno wadą, jak i zaletą 🙂
Tak czułam, że Tomuś ma cechy rekompensujące upierdliwość 😀
Oczywiście 🙂 Przecież nie ma ludzi jednowymiarowych (no, może są, ale takich szybko eliminuje się z otoczenia i nie zabiera na rower)
Ciekawa jestem, czy Tomuś ma namiary na Twój blog ?
Ma namiary 🙂 Zawsze lubiłem ryzyko 🙂
skończyłam czytać wpis i od razu pomyślałam: „zapytać, czy Tomusia można wypożyczyć”, potem poczytałam komentarze i widzę, że Dama Kameliowa już na ten pomysł wpadła… 🙂
jak to mówią: „kto późno przychodzi, sam sobie szkodzi”, ale co się uśmiałam, to moje …
a tak na poważnie, chyba bym takiego Tomusia rzuciła lwom na pożarcie, takim z sawanny, nie z zoo…. 😀
A co Ci te biedne lwy zrobiły, obawiam się, że Tomuś dla nich byłby większym zagrożeniem, niż ona dla niego 🙂
Przyznaję, Tomuś niezwykle ubarwia notkę o jedzeniu. Świetne, piszesz o ogonie bobra, a zdjęcie pokazuje rybę z kawałkiem cytryny. Hmmm. Zasyłam serdeczności.
Ryba i ogon bobra, wiesz knajpy wmawiają nam wiel, rozbudzają wyobraźnie, a potem serwują zupełnie co innego 🙂
Czy Tomuś nie jest czasem moim mężem? Bo mój ślubny tez kocha zamęczać kelnerki i kelnerów , i bez sakramentalnego „co pani poleca” jeszcze się nigdy nie obyło. Co więcej, jeśli pan lub pani podejdą w trakcie posilania się, z grzecznym i typowo kurtuazyjnym pytaniem ” Czy wszystko w porządku? Smakuje?” albo coś w ten deseń, to mój małżonek dokładnie wyjaśni ewentualne różnice pomiędzy podanym daniem, a jego oczekiwaniami… Czasem mam ochotę wejść pod stół, a czasem nie mogę powstrzymać śmiechu :).
Widzę, że nie masz łatwo, nie możesz uciec. Ja w towarzystwie Tomusia niezwykle rzadko zaglądam do lokali, a jeżeli mogę to staram się przeczekać jego „pytania trawienne” w jakimś oddaleniu, na przykład pilnując rowerów 🙂
W dodatku to on pali, więc on czasem narozrabia, i spokojnie wychodzi zapalić… a ja zostaję ze wzrokiem kelnerki/kelnera , gotowym mordowac… Ale żeby nie było, to świetny facet jest. Ten mój mąż.
Bardzo mi się podoba ta końcówka – to jest świetny facet 🙂 Jeżeli znasz jego wady i nadal uważasz, że to świetny facet, to tylko pogratulować 🙂
hah 🙂 normalnie kocham Tomusia 😉 a poważnie – osobiście to chyba pogryzłabym go (zamiast spodziewanego udźca), gdyby w mojej obecności przedłużał „proces decyzyjny” w związku z wyborem jedzenia. pewnie poprosiłabym o ekspresową „soup du jour” 😉 by zapobiec kanibalskim ekscesom, a potem domówiłabym danie główne.
Chyba byś nie dała rady zamówić nic wcześniej, Tomuś zawsze jest pierwszy, nie ma wyjątków 🙂
Dociekliwi ludzie bardzo utrudniają życie. Wiem to, oj wiem…
Dociekliwość nie jest najbardziej pożądaną cechą towarzyską 🙂
Ojej, trafiam notorycznie na kuzyna Tomusia w kolejce w warzywniaku! Najczęściej jest tak długa, że jestem w stanie z nudów wyuczyć się mojej listy zakupów na pamięć, natomiast kuzyn Tomuś (pod zmiennymi postaciami) dopiero przy okienku pyta sam siebie, sprzedawcę i kolejkę – A co ja to chciałem? I zaczyna się seria pytań o bananki i marchewki. Także tego…
Nie miałem pojęcia, że świat jest zaludniony Kuzynami Tomusiami w większej ilości, myślałem, że mój jest wyjątkowy 🙂
Uśmiałam się. Kuzyn Tomuś jest the best! 😉
Nie wiem, czy wzięłabym go na wycieczkę rowerową. Istniałaby obawa, że umarłabym z …głodu 😉
Istniałaby taka obawa, całkiem realna 🙂
A ja Go rozumie…. Zazwyczaj trafiam na podłe jedzenie a że jestem istotą wybredną to niestety mam dylemat… No chyba że sama gotuję. Zresztą jak się dobrze wybierze to lepiej smakuje
Tylko te jego pytania, naprawdę nic nie zmieniają. On sądzi, że bufetowa na zapleczu ma jakieś dania dla specjalnych klientów. A ona nie ma, te czasy już dawno się skończyły 🙂
Nie jadam papryki, a z pierwszego zdjęcia chyba zrobię tapetę na pulpit. 😉 Gdy czytałam te historie, to przypomniała mi się scenka, jak ze znajomymi byliśmy w knajpce we Włoszech. Kelner mówił po angielsku, więc bez problemu można było się o wszystko dopytać i zamówić. Na to był przygotowany, ale go wmurowało, gdy zamówienie miała złożyć koleżanka. Wymyślała, wypytywała, a na koniec oznajmiła „up to you”. Kelner wpadł w popłoch. 😉 Pamiętam, że przyniósł jej owoce morza, którymi wszystkich później częstowała, bo ich nie jada. 😛
Tak, ludzie bywają niewątpliwie dziwni 🙂 Może ta Twoja koleżanka, należała do osób, którym niezwykle ciężko jest się zdecydować na jakiś wybór? Bo to było dość zaskakujące zachowanie, nie dziwię się panice kelnera 🙂
Napisałeś już w swoim życiu książkę? Jeśli nie, to uważam, że powinieneś.
Ale wracając do sedna. Byłam przez kilka lat kelnerką, więc możesz się domyśleć jaki uśmiech rysował się na mojej twarzy, kiedy czytałam perypetie z udziałem kelnerki i Twojego kolegi. Mam nadzieję, że nikogo nie urażę, ale najgłupszym pytaniem jakie człowiek może zadać kelnerowi to: „A czy to jest świeże!” Długo można by przytaczać historie świeżości chcąc odpowiedzieć na to pytanie:) Jestem przekonana, że ów kolega na długo pozostanie w pamięci całej restauracji w której gościł…
No tak, Ty znasz to od drugiej strony, ja tylko mogę się domyślać 🙂
Książkę w swoim życiu napisałem, ale to były przewodniki i podręczniki, natomiast nigdy powieści czy zbioru opowiadań o czym marzę od dzieciństwa. Cały czas tę książkę odkładam na później…
W pierwszej chwili chciałam napisać, że to „potem” może nigdy nie nadejść, ale potem zdałam sobie sprawę, że z powieściami jest trochę inaczej, bo musi być ten moment, ta iskierka, która zapala się w naszej głowie podsuwa fabułę, czas, chęci, energię. Tylko, że bardzo często mylimy to (i chyba piszę też poniekąd o sobie) z brakiem wiary w siebie a tym bardziej z brakiem powodzenia tego co napiszemy, stworzymy. I gdzieś ten strach, że to nie wyjdzie, że nikt nie będzie chciał czytać – wyczułam u Ciebie. Mam nadzieję, że mylnie.. Tak czy inaczej życzę Ci, abyś przełamał w sobie… Czytaj więcej »
Przede wszystkim dziękuję za dobrą energię, bo ona mi jest najbardziej potrzebna. Moja historia z pisaniem powieści wyglądała tak, że to, co pisałem dla znajomych wielu się podobało, ale też byli tacy, którzy krytykowali. I była to uzasadniona krytyka, rozwojowa. Uznałem, że brakuje mi systematycznej praktyki w pisaniu, więc zdecydowałem się na bloga. Kiedyś, gdy miałem fatalne oceny z polskiego w szkole, polonista poradził mi regularne pisanie pamiętnika. Posłuchałem go i skończyłem liceum z piątką na świadectwie :-). Tę samą rolę miał spełnić blog i spełnia, widzę postęp. Potem napisałem powieść i dałem ją do recenzji. Dostałem solidną informację zwrotną… Czytaj więcej »
Mam nadzieję, że nigdy w żadnej knajpce, restauracji czy gdziekolwiek indziej nie spotkam Tomusia albo jeśli spotkam to chociaż będzie stał w kolejce za mną 😉
Lepiej go nie spotykać, bo Tomusie zawsze stoją w kolejce przed Tobą, niestety…
:))
rozbawił mnie Tomek. wiem, wiem, dla głodnych współbiesiadników mogło to nie być takie zabawne, ale wydaje mi się, ze moja cierpliwość dałaby radę 🙂 bo patrząc na to z pozytywnej strony… może i ja bym skorzystała dowiadując się czegoś ciekawego o potrawach ;))))
Przy Tomusiu potrzeba ogromnej dawki cierpliwości, którą nie każdy głodomór jest w stanie unieść 🙂 A czy byś się coś ciekawego dowiedziała o posiłku? Nie sądzę. Ja przez tyle lat niczego się nie dowiedziałem 🙂
to może przynajmniej mogłabym sporządzić ranking miejsc pt. „najcierpliwsza obsługa” ;)) ?
Taki ranking na pewno, by udało się Tobie stworzyć. Test Tomusia, to najtrudniejszy sprawdzian na cierpliwość personelu 🙂
Klient – pan i wymagać może, ale bez przesady 😀 Haha takiego przypadku jeszcze nie spotkałam, chociaż raz pani w sklepie szczegółowo dopytywała o zawartość wody mineralnej… Kolejka była za nią gigantyczna, a ona do kasjerki „ale jak to nie ma gazowanej?!”, „No nie ma proszę pani, jest tylko lekko gazowana…”, „To w takim razie podziękuję” I tak oto zakończyły się zakupy, a urażona pani klient wyszła ze sklepu z pretensjami, że zgłosi skargę i naśle sanepid tudzież inny organ kontrolujący, gdyż to niedorzeczne, żeby w sklepie gazowanej wody nie było 😀
Takich sklepowych pań można spotkać dość dużo i wielki pech dotyka tego, kto za nimi w kolejce się ustawi. Tomuś jest trochę inny, ale nie stawałbym za nim w kolejce, nawet po wodę gazowaną 🙂
OOO to kelnerka miała niezłe wyzwanie 🙂 Wszystko wygląda przepysznie 🙂
To wyzwanie trochę kelnerkę przerosło, ale nie za każdym razem trafia się na prowincji klient domagający się specialite de la maison 🙂
Ja też mam największy problem z wybraniem jedzenia. Spytam Karoliny, ale chyba u mnie nie jest aż tak jak u Tomusia :). No bo przecież jak pochopnie wybiorę, to może zaraz coś lepszego znajdę… Dla kelnerów to pewnie okropnie irytujące…
Jak zawsze fajnie napisane, aż mi się zachciało coś pysznego… Ach tak, przecież ja nawet herbaty nie umiem dobrze zrobić. Nadzieja w Karolinie, jak zawsze 🙂
Ciepełka
Martyna
P.S. Tutaj nie mogę nie spytać o książkę, chociaż nie wiem, czy nie jestem nachalna ;). Sama zainspirowałam się ostatnią wymianą zdań na ten temat i właśnie powstaje coś dłuższego…
Wytrwałości 🙂
Kelnerami się aż tak bardzo się nie przejmuję, lecz współbiesiadnikami, bo oni głodni czekają, aż będą mogli coś wreszcie zamówić.
Rozwiązaniem na niezdecydowanie jest moje ulubione stwierdzenie „lepsze jest wrogiem dobrego” 🙂
P.S. „Nachalność” w sprawie książki bardzo wskazana. Mam wtedy większą motywację 🙂
A to ja mam podobny problem jak kelnerka. pracuję w Informacji Turystycznej w Iławie i wpadają turyści:
– Poleci nam Pani coś do jedzenia…
– Co konkretnie Państwo preferują?
– Coś dobrego.
– A dokładnie?
– Coś ciepłego, np. coś regionalnego.
– Może być ryba z naszego jeziora Jeziorak? Np. pieczona lub grillowana.
– Nie, bo my tak za rybami to jednak nie. A coś innego…
I tak mogę z nimi dyskutować nawet kwadrans. A czasem bywają tak niezdecydowani, że mam ochotę oddać im swoją kanapkę 🙂
Oddaj im chociaż raz swoją kanapkę, jestem ciekaw, jak zareagują, bardzo jestem ciekaw 🙂
Ja mam ma bardzo dobre wspomnienia związane z punktami informacji turystycznej. Zazwyczaj pracują tam niezwykle sympatyczni ludzie, bardzo pomocni i potrafią polecić świetną knajpkę i trasę rowerową i ostrzec przed tym czego należy unikać. Więc nie dziw się, że ludzie pytają o wszystko, jak napotkają sympatycznego człowieka, to chcą po prostu z nim trochę porozmawiać 🙂
Cały dzień mam dzisiaj o jedzeniu. „O” a nie „z” bo raczej oglądam, niż jem. Sama sobie narzuciłam dyscyplinę „nie ruszaj tego, to na twoje jutrzejsze urodziny!”. Na kuchence radośnie smażą się pieczarki z kolendrą, a w lodówce marynuje się mięcho. Tyle jeszcze roboty przede mną… Ale złapię chwilę wytchnienia. Przeczytam jakiś wpis. Może Hegemona. Otwieram. I jest. Pyszne zdjęcie papryki nadziewanej jakimś serkiem. Jak ulał. Czytamy! I okazało się to być dobrym wyborem, tak samo, jak (mam nadzieję) okaże się pasta z awokado z czochem. Uśmiałam się do łez, szczególnie historia z żubrem i sanepidem mnie ucieszyła. Dzięki! Po… Czytaj więcej »
Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin. Wymieniłaś tyle nazw pysznych potraw, że aż zrobiłem się głodny, jak nic, zaraz pójdę do lodówki, chociaż narzuciłem sobie dyscyplinę, aby ciągle nie podjadać 🙂
Ciesze się, że Ci się podobało i że nabrałaś sił, aby dalej gotować. Znaczy się, że mój blog spełnia ważną, społeczną rolę 🙂
To ze mną problemów by nie było, na rajdach, jem byle co, byle gdzie, byle pożywne
Mało osób sprawia tyle kłopotów przy jedzeniu co Tomuś 🙂