– Matka, zapięłaś pasy?! – zapytał Janek, gdy tylko samochód ruszył z miejsca
– Zapięłam, zapięłam – uspokoiła syna Judyta
– No, żeby nie było tak, jak z matką Mikołaja!
– A co było z matką Mikołaja? – zaciekawiłem się
– Zrobili zakupy w supermarkecie. Zapakowali samochód i Mikołaj ruszył. Jak to on, z piskiem opon. I na pierwszym zakręcie zgubił matkę. Po prostu wypadła. Kobiecina nie domknęła drzwi i na dodatek nie zapięła pasów. Troszkę się potłukła. Na szczęście byli jeszcze na parkingu, a nie na ruchliwej ulicy.
Tego lata zabrałem na spływ kajakowy najbliższą rodzinę – siostrę i dwójkę jej nastoletnich dzieci – Janka oraz Zosię. Usadzeni we trójkę na tylnej kanapie samochodu, dostarczali niemało rozrywki w trakcie trwającej kilka godzin podróży. Lecz zanim wyruszyliśmy w drogę, wpierw musieliśmy się zapakować…
Spływ z najbliższą rodziną – faza 1: Pakowanie
Nie dało się nie zauważyć tej pokaźnej sterty rzeczy piętrzących się na trawniku przed kamienicą, gdzie mieszkała siostra. Tak samo, jak nie da się przeoczyć piramidy Cheopsa podczas pobytu w Egipcie. Czyżby ktoś się wyprowadzał? Nie, to tylko Judyta przygotowała kilka niezbędnych na spływ pakunków. Większość bagażu spoczywała jeszcze w głębi mieszkania. Być może wszystko udałoby się upchnąć na tira, jednak samochody osobowe nie dysponują aż tak przestronną powierzchnią bagażową. Konieczna była ostra selekcja, lecz rodzina przemyciła kilka drobiazgów, które potem w żaden sposób nie zmieściły się do kajaka. I tak w bagażniku auta przez cały czas spływu przeleżała kilkusetstronicowa książka Zosi oraz lornetka, której gabaryty wskazywały, iż spacerując po tatrzańskich szlakach, można przez nią podglądać plażowiczów wypoczywających nad brzegiem Bałtyku. Nad szwedzkim brzegiem Bałtyku.
Jesteśmy drapieżnikami, czyli rodzina Mikołaja
Maksymalnie obładowany samochód z trudem pokonywał kilometry polskich krętych i dziurawych szos. Nieśpieszną podróż ubarwiały dyskusje płynące z tylnej kanapy auta. Zaczęło się od Mikołaja…
– Kiedyś tata Mikołaja – opowiadał o ojcu kolegi Janek – jeździł Polonezem, który praktycznie nie posiadał hamulców. Tata Mikołaja tym faktem specjalnie się nie przejmował. Twierdził, że jazda takim samochodem rozwija. Porównywał ją do partii szachów. Na drodze, tłumaczył, należy ze znacznym wyprzedzeniem przewidywać zachowanie innych kierowców, aby zostawić sobie czas na długie hamowanie. Partia szachów trwała do chwili, gdy nie skasował Poloneza na kufrze jakiegoś tira.
Judycie natychmiast przypomniała się ich niegdysiejsza podróż nad morze. Po przejechaniu kilkunastu kilometrów w aucie zerwał się przewód hamulcowy. Też mieli partię szachów, lecz nie czekali na tira, tylko poszukali mechanika
Mikołajowe historie zwieńczyła opowieść o żywieniowych zwyczajach jego rodziny.
– Wiecie – opowiadał Jasiek – ludzie każdego dnia jedzą kilka, zazwyczaj dość urozmaiconych posiłków. Na ich menu nie składa się wyłącznie mięso. Konsumują, na przykład, taką sałatę lub dajmy na to pomidory czy też ogórki, spożywają również jakieś owoce. U Mikołaja jest tylko jeden, za to bardzo obfity posiłek w godzinach popołudniowych. Na talerzach króluje niemal wyłącznie mięso. „Widzisz Mikołajku – wyjaśniał kiedyś jego tata – być może ludzie nie jedzą, tak jak my, ale my, my jesteśmy drapieżnikami”
Okno otwarte, okno zamknięte
Opowieści o Mikołaju wkrótce wyparły sprzeczki pomiędzy pasażerami. Trzem, dość dużym osobom nigdy nie jest zbyt wygodnie na tylnym siedzeniu auta. Stopień niewygody rośnie wraz z długością podróży. Zaczęło się od okna. W samochodzie bez klimatyzacji w upalne dni temperaturę można wyregulować wyłącznie poprzez otwarcie lub zamknięcie szyby. Z powodu upału cierpiała najbardziej siedząca po środku Zosia.
– Janek, mógłbyś otworzyć okno?
– Ale mi wieje!
– Jasiu, otwórz okno! – w sposób stanowczy poparła prośbę córki Judyta
– A ty matka nie możesz?
– Otwórz do cholery to okno!
– Dobrze, dobrze…
Jasiek niechętnie opuścił szybę. Na całą szerokość.
– Janek, wieje mi! – wściekła się Zosia
– Przecież sama chciałaś Zosiu…
– Ale nie na tyle!
Więc Jasiek zamykał okno całkowicie, przez chwilę z tyłu panowała cisza, lecz najdalej po pół godzinie słyszałem krzyk Zosi:
– Jasiek, otwórz okno!
Spływ z najbliższą rodziną – wszystkie frustracje Janka
Nie tylko okno było przyczyną sporów, również ilość miejsca zajmowanego przez pasażerów nieuchronnie prowadziła do konfliktów.
– Zosiu, jaka ty jesteś pleczysta! – wściekał się Janek
– O co ci chodzi?
– No strasznie szeroka jesteś w barach, nie możesz coś z tym zrobić?
Zosia nie mogła zmniejszyć gabarytu pleców, więc Judyta, mająca dość nieustannego marudzenia syna, zamieniła się z córką miejscami. Wydawało się, że będzie trochę spokoju, gdyż Janek nawet się ucieszył.
– O, matka, ty jesteś zdecydowanie mniej pleczysta niż Zosia.
Ale jego radość nie trwała długo.
– Matka, ale ty masz duży tyłek! Że tak powiem wprost – jesteś dupiasta!
– I krzywo siedzisz… – oznajmił po chwili
– Ja krzywo siedzę?!
– Tak, przez to mam mniej miejsca.
– Gdzie siedzę krzywo?
– O tutaj, nie widzisz tej krzywizny? Może byś tak się przesunęła?
– Nie siedzę krzywo, daj mi spokój!
– Ależ mylisz się okrutnie! Siedzisz krzywo! Jestem wprost zdumiony, że tego nie dostrzegasz! Przez twoje krzywe siedzenie cierpię, ponieważ mam mniej miejsca.
– Janek, przestań wreszcie marudzić!
– Jak mam nie marudzić, gdy własna matka siedzi krzywo i nie chce zauważyć tego oczywistego faktu!
– Janek, ja już mam dosyć!
– Ja też mam dosyć twojego krzywego siedzenia! Zajmujesz więcej miejsca z mojej strony, przesuń się do Zosi!
Nie pierwszy raz podróżowałem z Jankiem i wiedziałem, że w marudzeniu osiągnął mistrzostwo. Nie spodziewałem się, że tę cechę charakteru może jeszcze udoskonalić. Na szczęście w pewnym momencie wszyscy zasnęli i mogłem w błogiej ciszy skupić się na prowadzeniu auta. Nagle ktoś przeraźliwie wrzasnął. Przestraszony omal nie zjechałem do rowu.
– Co się stało, co jest? – dopytywali się brutalnie wyrwani ze snu pasażerowie
– To wszystko przez Zosię! – załkał Jasiek
– Przez Zosię? Jak to prze Zosię? Co ona ci zrobiła?!
– Dotknęła mnie, zimnym ekspresem. Nie zdajecie sobie sprawy, jak strasznie nieprzyjemne jest to odczucie!
Niestety, straszny ekspres z bluzy Zosi doszczętnie wybudził podróżnych. Skończyła się błoga cisza, a wróciły spory o okno, krzywe siedzenie i zbytnią pleczystość. Na szczęście do celu zostało zaledwie kilkanaście kilometrów.
Jeżeli wpis Ci się podobał, zapraszam na Facebooka 🙂
Och, uśmiałam się po pachy, a niektóre dialogi z tylnej kanapy jakby znajome… Podobny problem jak z oknem niektórzy maja z klimatyzacją… a nie pytali daleko jeszcze? dzięki za dawkę dobrego humoru:-)
A nie pytali, nie pytali czy daleko jeszcze, byli zbyt zajęci sporami. Cieszę się, że Ci się podobało 🙂
skąd my to znamy.
🙂
założę się, że większość słyszy podobne komentarze z tylnej kanapy.
Po pewnym czasie jazda samochodem przestaje być atrakcyjna
a dzieci zamieniają się w rozmarudzone istoty
Pozdrawiam
http://odchudzaniejestproste.pl
Ja takie dialogi mam okazjonalnie, więc traktuję je jako interesujący przerywnik 🙂 Pozdrawiam również
No proszę, też kajaczki. Ciekawe, gdzie? Pozdrawiam 🙂
Wtedy były to kajaki na rzece Wel
A ja przypominam sobie spływ Biebrzą. Podróż dłuższa, więc problemów więcej. a nawet doszło do bójki między dziećmi. Ale widoki i zdjęcia niezapomniane. Pozdrawiam.
Na Biebrzy jeszcze nie byłem. Tam najładniej jest wczesną wiosną, kiedy widać ptaki, ale na tę wczesną wiosnę czasami ciężko namówić innych, za zimno…
Każdy kto woził dzieci w dłuższą (właściwie w krótką też ) podróż zna te tematy… co nie znaczy, ze nie śmieszą. .. 😀
Za określenie mojego tyłka mianem dupiasty ktoś mógłby resztę podróży przebyć pieszo …. 😀
każdemu, kto choć raz wiózł dzieciaki w dłuższą (choć w krotką też…) podróż, takie historie nie są obce, ale jakby ktoś wyraził się o moim tyłku per „dupiasty”, część drogi przebyłby pieszo … 😀
Podwójny komentarz, czuję się zaszczycony 🙂 Nie mów, własnego dziecka z auta za taki komentarz być nie wyrzuciła 🙂
podwójny, bo system oszukuje, o!!!… 😀
a co, własne dziecko, to nie powinno języka za zębami trzymać??… tym bardziej właśnie … 😉
System, nie system, podwójny komentarz był, a co 🙂
Właśnie dlatego tylko własne dzieci mogą zarzucić swojej matce, że ta jest „dupiasta” i nie poniosą konsekwencji, co prawda matki wcześniej się odgrażają, ale…. są to wyłącznie groźby, prawda? 🙂
noooo dooooobra, własnym dzieciom pozwala się na więcej … ale facetowi już nie, nawet (albo szczególnie…) własnemu .. 😉
To jest oczywista różnica. Dlatego siostrzeniec do swojej matki mógł się tak odezwać, gdyby takie słowa rzekł mąż mojej siostry, na pewno by wracał do domu piechotą 🙂
biorąc pod uwagę długość ich związku (wiek dzieci…) nie sądzę, żeby z rozmysłem coś takiego powiedział… no chyba, że wyrwałoby mu się z powodu emocji … 😉
Mojemu szwagrowi różne rzeczy potrafią się wyrwać, choć z wiekiem stał się rozsądniejszy 🙂
Prawdziwe jest powiedzenie, że podróże kształcą.
Na przykład można się dowiedzieć, że trzeba zapinać pasy, bo inaczej można wylecieć (dosłownie) na ulicę;)
Można też poznać siłę charakteru różnych osób.
Po przeczytaniu Twojego tekstu już wiem, dlaczego lubię podróżować samotnie;)
Pozdrawiam:)
Samotne podróże są fajne lecz z innymi ludźmi dostarczają więcej materiału „pisarskiego ” 🙂
Biedny Janek. Dupiasta matka, pleczysta siostra, nic dziwnego, że życie upływa mu na marudzeniu…
Ma chłopak ciężko…
Grunt, to rodzinka! Rzeczywiście siedzieć w trzy osoby na tylnym siedzeniu w upał, to delikatnie mówiąc uciążliwe. Coś wiem na ten temat. Wsiadając jednak do samochodu, każdy wie na co się pisze. Później jednak pamięta się tylko te dobre chwile. Pozdrawiam
Cieszę się, że jako kierowca nie siedzę z tyłu. Wiem, że im było ciężko, ale też podróż w kilka osób jednym samochodem jest tańsza. Coś za coś.
Bardzo dobrze czyta się Pana teksty, Znakomicie oddają atmosferę i charaktery osób. Do pióra!
Dziękuję za te komplementy i pozdrawiam 🙂
Chyba bym wysiadła w biegu:))))))))) I w pole, w pole, gdzie cisza, gdzie pachnie miętą i rumiankiem.
Ja już się uodporniłem na takie dialogi. To tylko kwestia wprawy i czasu 🙂
Paczucha, zgadzam się z Toba, też bym wysiadła. A na spory nie jestem w stanie się uodpornić (podziwiam tych, którzy umieją) i niepotrzebnie się w nie wdaję. Więc oprócz serii zarzutów (będących przyczyną sporu), wysłuchuję jeszcze serii kolejnych (będących jego konsekwencją).
Pozdrawiam
A przecież spory są taką przyjemną kanwą do wpisów na blogu 🙂
Świetnie to opisałeś 🙂 Takie dialogi na tylnych siedzeniach, zwłaszcza w sytuacji dość szczelnego zapełnienia tylnego siedzenia są zawsze ujmujące. Przynajmniej podróż mija szybciej jak się słucha o dupiastych i pleczystych przedstawicielach rodu 🙂
Trudno się trochę wtedy skupić na prowadzeniu auta, ale jak widać udało nam się dojechać do celu bez wypadku 🙂
Uśmiałam się. Polecam Ci książkę Trzech panów w łódce nie licząc psa- myślę, że się wpisze w Twoje poczucie humoru
Znam, bardzo dobrze znam, niektóre fragmenty „trzech panów” panów potrafię zacytować z pamięci, chociażby o wujku, który postanowił powiesić obraz 🙂