Druga część przygód Wilczura Bonsai, psa, który po raz pierwszy pojawił się we wpisie o schronisku. Kto jeszcze nie czytał, może zacząć od części pierwszej.
Nadejście Erazma z Rotterdamu było wyczuwalne z mniejszej lub większej odległości, w zależności od siły i kierunku wiatru. Erazm, w przeciwieństwie do innych bezdomnych, pachniał. Nie w przenośni, tylko jak najbardziej realnie. I codziennie inaczej. Tego dnia rozsiewał intensywną woń kwitnącej lipy. Dość specyficzny zapach, jak na czas kalendarzowej zimy.
Wilczur Bonsai wracał z Pańcią z krótkiego spaceru. Z ciekawością węszył, zastanawiając się, dokąd uda się Erazm. W pewnym momencie zapach kwitnącej lipy wymieszał się z ostrą wonią dymu tanich papierosów. Dym zwiastował obecność Sfinksa. Tkwił on, jak zwykle, wciśnięty w załomek muru tuż za trzepakiem. Potrafił, nie zmieniając pozycji, przebywać tam godzinami, nieczuły na upał, słotę, czy padający śnieg. Zastygał, wydawało się na wieki. Gdy palił unosiły się nad nim kłęby gryzącego dymu, gdy nie palił zapewne wymyślał zagadki. Jak to sfinksy mają w zwyczaju.
– Erazm i Sfinks razem, czyżby to dzisiaj? – pomyślał podekscytowany Wilczur Bonsai – brakuje tylko…
– Eureka, wygląda pani olśniewająco! – wykrzyknął Archimedes – Co roku piękniejsza i młodsza! Eureka, eureka!
Pańcia nie podjęła dyskusji. Coś odmruknęła i przyśpieszyła kroku. Nawet przed samą sobą nie chciała się przyznać, że komplementy kloszarda, poprawiały jej nastrój.
Archimedes dołączył do Erazma i Sfinksa. Był najmłodszy z całej trójki bezdomnych i wyglądał też najlepiej. Wygadany, szarmancki, z pełnym uzębieniem i włosami, co prawda siwymi, ale gęstymi, długimi i zadbanymi. Przypominał postać z baśni – Merlina, Gandalfa może Wiedźmina, ze względu na nadużywanie słowa eureka, został ochrzczony Archimedesem.
Wilczur Bonsai zyskał pewność. W domu nie potrafił znaleźć sobie miejsca, biegał pomiędzy pokojem a kuchnią, intensywnie węszył, piszczał żałośnie. Pańcia zmartwiła się nie na żarty przypuszczając, że jest chory. Zrozpaczona zamierzała zadzwonić po Weterynarza, na szczęście tragedii zapobiegł Pan.
– Chyba wiem co mu dolega, prawdopodobnie szuka tego…
– Czyś ty zwariował?! Przecież…!
Za późno. Pan położył przed Wilczurem Bonsai coś dziwnego. W zamierzchłej przeszłości zapewne była to korona zrobiona dla jakiegoś dziecka na jasełkowe przedstawienie. Obecnie przypominała wymiętą tekturę gdzie niegdzie obszytą złotym materiałem. Prezent od Erazma. Pańcia wielokrotnie próbowała pozbyć się śmiecia, lecz Wilczur Bonsai zawsze skądś go wygrzebał. Zabierał zdobycz na swoje posłanie i nie pozwalał jej ruszyć. Pańcia tylko ciężko westchnęła, wzruszyła ramionami, nie miała czasu na kłótnie, już i tak była spóźniona do pracy.
Popołudniami Wilczura Bonsai na spacer wyprowadzał Pan. Za każdym razem popełniał Przestępstwo, czyli pozwalał Wilczurowi biegać bez smyczy. Gdyby się o tym dowiedziała Pańcia byłaby Awantura lub nawet Foch. Na szczęście nie miał kto jej donieść. Sfinks, Erazm i Archimedes stali oparci o poręcz trzepaka. Wilczur podbiegł do nich, krótko szczeknął, upuścił na ziemię wymięte resztki korony.
Pańcia ucieszyła się, gdy spostrzegła, że okropna zabawka przepadła. W doskonałym humorze poszła z Panem do kina. Wilczur Bonsai został sam w mieszkaniu. Usadowił się wygodnie na parapecie i obserwował. Nie przegapił momentu, gdy kot Emanuel przyniósł pod trzepak pomalowany na żółto patyk, a sroka-złodziejka Klotylda upuściła tuż obok kawałek bordowej szmatki obszytej tandetnymi cekinami.
Wkrótce Sfinks, Erazm i Archimedes zostali sami. Ich pozycję w ciemnościach zdradzała tylko wąska smużka białego dymu sącząca się z papierosa Sfinksa. Wreszcie Erazm podniósł oczy ku niebu, uśmiechnął się i trącił pozostałych. Spojrzeli zgodnie w górę. Wilczur Bonsai też dostrzegł promień światła tworzący na niebie wąską migotliwą ścieżkę. Sfinks, Erazm i Archimedes sięgnęli po upuszczone przez zwierzęta skarby, które nie wiedzieć kiedy zmieniły się w szczerozłotą koronę, drogocenne berło oraz dostojną purpurową szatę obszytą brylantami. Już nie bezdomni, a Trzej Królowie prowadzeni światłem gwiazdy, wyruszyli w doroczną wędrówkę. Jutro kot Emanuel, sroka Klotylda oraz Wilczur Bonsai znajdą pod trzepakiem swoje skarby, których będą pilnie strzec przez najbliższy rok.
Hegemon, ale Ty masz wyobraźnię! 😀 Uroczo się to czyta!
A zdanie: „Gdyby się o tym dowiedziała Pańcia byłaby Awantura lub nawet Foch” – po prostu mnie rozwaliło na łopatki i wciąż nie mogę przestać się śmiać 😀 Foch najwyższym stadium babskiego wkur…enia! Foch gorszy niż awantura! Babski foch postrachem ludzi i zwierząt! DOSKONAŁE!
Kolorowych snów!
Ale powiedz sama, czy foch nie jest najcięższą bronią stosowaną przez kobiety? Oczywiście, istniej foch męski, też trudny do zniesienia, ale zawsze to tylko nędzna imitacja focha kobiecego 🙂
Dawidzie, nie znasz dość mego szwagra Jarosława zadaje się. Jak ten zafoszy, to fochy 100 kobiet temu nie dorównają :):):) A tekst świetny
Widzę, że w imieniu swoim i Wilczura Bonsai muszę odszczekać to, co mówiłem pisałem o mężczyznach. Małgorzatka i Karolina przekonały mnie, że foch męski może być porównywalny z kobiecym. Jedyne co moją niewiedzę usprawiedliwia, to fakt, że nie za bardzo znam facetów, zawsze wolałem towarzystwo kobiet. Mam nadzieję, że będzie mi wybaczone 🙂
Trudno się z Tobą nie zgodzić – zarówno co do Twojej opinii związane z fochem babskim, jak też z fochem męskim. Znam tylko dwa wyjątki, gdy foch męski rozmiarami, długością i przejawami znacznie dominuje nad typowym babskim fochem: pierwszy wyjątek to mój tata (moja mama pójdzie w butach do nieba…). A drugi wyjątek to facet mojej przyjaciółki – ten jaj strzeli focha (o byle co), to potrafi się parę tygodni do niej nie odzywać. Mimo, że mieszkają pod jednym dachem w małym mieszkanku i mają dziecko. Wyobrażasz to sobie?
Parę tygodni nie odzywać? To ja nie wyobrażam sobie. I da się tak żyć?
On chyba uważa, że tak się da. A ona już chwilami psychicznie nie wyrabia…
Smutne to.
Pozdrawiam.
Ja bym nie wytrzymał… Na szczycie mojej listy priorytetów jest poczucie bezpieczeństwa we własnym domu. I jeżeli w domu z drugą osobą czułbym się źle, to bym wyszedł…, nawet z własnego mieszkania 🙂
I to jest właśnie zdrowe – albo masz się czuć z kimś pod jednym dachem miło, dobrze, bezpiecznie, albo lepiej, żebyście razem nie mieszkali… Tej mojej przyjaciółce oczywiście bardzo zalezy na dobrej atmosferze i zdrowych relacjach, ale on jest tak dziwnym typem, ze naprawdę nie wiadomo, jak do niego podejść. Nie można przecież w nieskończoność komuś ustępować, tylko dlatego, że jest silny psychicznie i potrafi się tygodniami nie odzywać, gdy chce Cię „ukarać”. Rozmawiałam z nią wczoraj – nadal się nie odzywają… Nawet w Nowy Rok weszli milcząc i nie patrząc na siebie… Miłego weekendu! Pełnego ciepła i poczucia bezpieczeństwa… Czytaj więcej »
Często foch jest skazą na charakterze bardzo fajnych ludzi…, ale ta skaza powoduje, że można się z nimi przyjaźnić, lecz mieszkać razem – to doświadczenie dla masochistów 🙂
Wilczur Bonsai to już prawie klasyka 😉
Ciekawe czy zdaje sobie sprawę z własnej sławy 🙂
Wilczurowi Bonsai wystarczy jedzenie dobrej jakości na czas i spacer. Nie mam pojęcia czy dba o sławę 🙂
istnieje również inny rodzaj .. F.O.CH- a.. dowiedziałam się o nim zupełnie nie tak dawno od pewniej blogowiczki.. akurat z tego focha to mężczyźni są ZAWSZE zadowoleni 😉
Inny rodzaj? I mężczyźni są zadowoleni? Hmm…, nie znam, brzmi tajemniczo…
Byłaby z tego niezła książka 🙂
Też tak kiedyś myślałem, ale na blogu się nie przyjęło…
Czy rysunki do przygód Wilczura Bonsai to twoje dzieło?
tak, moje…