Życie na wsi toczy się odmiennym od miejskiego rytmem. Wiejskie problemy nam mieszczuchom mogą wydawać się nieco dziwaczne, bo jakie zagrożenie może nieść zwykła trawa bez umiaru pleniąca się dzięki lipcowym, ciepłym deszczom?
Towarzyski drób
Przyjechałem na Wieś odwiedzić rodziców. Przed domem zastałem tylko tatę, który z miejsca oznajmił, że mama choruje i leży w łóżku. Chora mama leżąca w łóżku nie jest zjawiskiem nadzwyczajnym, raczej codziennym, bo mało kto, tak jak ona, uwielbia chorować. Jednak przyczyna choroby okazała się wyjątkowa – trzymanie nóg w mokrej trawie…
Wszystkiemu winny był ksiądz Sławek, a właściwie jego kolejny pomysł na hodowlę. Sławek, w przypływie boskiego natchnienia, raz na jakiś czas nabywał różnorakie zwierzęta, co zawsze skutkowało problemami. Była już koza czyniąca spustoszenie w obejściu, był kaczor (pisałem o nim), teraz przyszedł czas na specjalną odmianę kur. Gdy je kupował, nie wziął pod uwagę faktu, że często i na długo wyjeżdża, a zwierzętami trzeba opiekować się codziennie. Kury wymagały nie tylko karmienia, ale też spędzania z nimi czasu, ponieważ gatunek ten wyjątkowo źle znosił samotność. Do karmienia na Wsi zawsze kogoś się znajdzie, natomiast niełatwo o damę do kurzego towarzystwa.
Mama zgłosiła się na ochotnika. Początkowo nie bardzo wierzyła w towarzyskość kur, ale z poczucia obowiązku pojechała do domu Sławka. Gdy tylko zobaczyła z jaką radością kury do niej biegną, jak niemal chcą rzucić się jej na szyję i wycałować, to nie miała sumienia ich opuszczać. Towarzyszyła im codziennie. Kurki radośnie dziobały ziarno, a mama siedziała na ławce i trzymała nogi w mokrej trawie, aż wreszcie się rozchorowała…
Nieśmiała krowa
Trawa także rozpleniła się wokół domu rodziców, nawet podwórze zarosło niczym dżungla amazońska. A tata nie mógł kosić. Mama zakazała mu wszelkiego kontaktu z kosiarką, twierdząc słusznie, że nie jest to praca dla kogoś, kto niedawno wyszedł ze szpitala. Na szczęście dalsi sąsiedzi, jedyni w okolicy, którzy jeszcze trzymali krowę, potrzebowali dla niej paszy.
– Wiesz Hegemonie – opowiadała z wielkim entuzjazmem mama, która cudownie zdołała ozdrowieć – codziennie przychodzi do nas pan Gienek i kosi trawę. Widziałeś kiedyś pana Gienka?
– Nie, nie widziałem…
– A wiesz, gdzie tata chodzi po mleko?
– Do sąsiadki, która mieszka dwa domy dalej
– Właśnie. Ta sąsiadka to taka bardzo miła, rozmowna, wręcz gadatliwa kobieta, natomiast jej mąż wydawał się strasznym mrukiem. Siedział w kącie, nie odzywał się ani słowem, tylko bezustannie palił papierosy, dosłownie jednego za drugim! Tak było nadymione, że nie dało się u nich dłużej wysiedzieć! Coś strasznego!
– Ale czymś pan Gienek mamę ujął?
– Oczywiście, tym koszeniem podwórka. Wyobraź sobie, że niekiedy nawet udaje mi się go zagadać! Przychodzi z dużym wózkiem, który nie mieści się w furtce, więc pan Gienek musi otwierać bramę. Zawsze towarzyszy mu mały piesek, który do taty się łasi, a mnie obszczekuje. Pan Gienek kosi tak długo, aż nie wypełni wózka w całości. Zainteresowałam się na ile dni tej trawy wystarczy, a on odpowiedział, że na jeden. No wiesz, wcale bym nie przypuszczała, że krowa aż tyle je!
– Pytałam się też pana Gienka czy by nie chciał przyprowadzać krowy na tę naszą łąkę, co mamy ją zaraz za płotem, ale on twierdzi, że jego krowa jest strachliwa i nie można jej zostawiać na obcych pastwiskach, bo zamiast jeść, to ona wyrywa się do domu.
– Pewnie, by u nas została – wtrącił ze śmiechem tata – lecz pan Gienek musiałby cały czas jej towarzyszyć.
Zupełnie jak mama kurkom księdza Sławka…
Pan Gienek nie wraca ranki, wieczory
Historii o panu Gienku wysłuchałem przy śniadaniu, ale samego bohatera nie miałem okazji poznać, ponieważ nie pojawił się z rana. Zaniepokojona mama co chwilę wstawała od stołu, podchodziła do okna i patrząc na pustą drogę, ciężko wzdychała:
– Ciekawe, czy pan Gienek dzisiaj przyjdzie?
Przy obiedzie sytuacja się powtórzyła. Mama nie mogła spokojnie spożyć posiłku, gdyż co rusz zerkała w okno i z ogromnym smutkiem powtarzała:
– Chyba dzisiaj pan Gienek nie przyjdzie
Gdy pod wieczór wychodziłem do znajomych, mama na chwilę oderwała się od oglądania prognozy pogody, by przekazać hiobową wiadomość:
– A wiesz, że dzisiaj pan Gienek nie przyszedł?!
Nie przyszedł też dnia następnego i istniała obawa, że być może w ogóle zrezygnował z koszenia trawy u rodziców. Na szczęście, zanim rozpacz mamy osiągnęła apogeum, po dwóch dniach nieobecności pan Gienek się pojawił. Wróciłem znad rzeki i zastałem rozradowaną mamę siedzącą na ławce w miejscu, gdzie jeszcze rano kłębiła się wysoka po pas trawa.
– Patrzcie, jak nasze podwórze pięknie wygląda, gdy tylko wykosi się trawę! – z dumą informowała mama każdego, kto tego dnia zawitał do rodziców.
– A tam stoi kosa oraz grabie pana Gienka! – kazała gościom podziwiać sprzęt oparty o siatkę ogrodzenia.
Jeżeli ktokolwiek miał życzenie, mógł podejść bliżej, by dodatkowo zachwycić się osełką pana Gienka.
Superbohater na wiejskie problemy
I tak mrukowaty pan Gienek wyrósł na lokalnego superbohatera, którego magicznymi atrybutami były kosa, grabie i osełka. Zdecydowanie wiejskie problemy dla nas mieszczuchów wydają się być cokolwiek dziwaczne…
Fascynujące są te twoje opowieści, jak z serialu Ranczo, którego pierwsze odcinki oglądałam dla ich zaściankowej egzotyki, potem to już nie było to samo.
Nie wiedziałam, że kury potrzebują towarzystwa i do tego strachliwa lub nieśmiała krowa 😉
Dzięki za tę porcję humoru w piątkowe popołudnie 🙂
Wieś ma swój klimat. To jest inny świat. Ja ciągle odkrywam nowe rzeczy i dla mnie te towarzyskie kury oraz nieśmiała krowa też były zaskoczeniem 🙂
Rozbawiłeś mnie 🙂 Kury rzucające się na szyję do pocałunków – co to za gatunek?
Niestety nie wiem, co to za gatunek, nigdy ich nie widziałem. Ale wiem, że gęsi czy kaczki mogą się przywiązać do człowieka.
I jak tu później zrobić rosół? 😉
No nie da się :-)Mój znajomy kiedyś hodował królika, oczywiście na mięso, ale było to tak sympatyczne zwierzę, że nigdy nikt nie zdecydował się królika uśmiercić…
Mieszkałem kiedyś w małej osadzie/instytucie położonej na końcu świata. Teraz mieszkam w mieście i szczerze mówiąc … chętnie bym wrócił na to swoje zadupie. Bo co z tego, że miasto oferuje dużo, kiedy ja większości z tego nie potrzebuję. Kina, teatry, galerie (w tym handlowe:). Wszystko pięknie, ale posiedzenie wieczorkiem z kurami, też ma swój urok. Wiem, bo siadywałem:))) PS. Ja bym na miejscu Twojego Taty, chyba trochę się wkurzył:)
Właśnie, ja też często zastanawiam się po co mi miasto? Jednak nigdy na wsi dłużej nie mieszkałem i nie mam pojęcia czy bym się tam odnalazł?
Mój ojciec potrzebuje się kimś opiekować, o kogoś dba, moja mama wykorzystuje to na maksa i ten układ całkiem sprawnie działa już ponad 50 lat 🙂
Chodziło mi raczej o P. Gienka :))))))
Aaa, nie zrozumiałem 🙂
lata świetlne temu gdy jeszcze mieszkałem na blokowisku, gdy panowała ciemna noc PRLu rozjaśniana tylko iskrzącymi antenami zagłuszarek, na nasze osedle co jakiś czas przybywał taki lokalny pan Gienek. W ciągu jednego dnia cichutko wykosił każdą połać i kępkę trawy, na drugi dzień zwiózł wszystko,
Potem wybuchła wolność wreszcie obudziłem się we własnym domu, a w zasadzie zostałem oburzony przez brygadę „ogrodników” uzbrojonych w kosy, kosiarki, dmuhawy itp. sprzęt spalinowy. Robili jazgot przez kilka dni kosząc trawę, potem jedni jęli ją wydmuchiwać na chodniki a inni wdmuchiwać na trawniki, jazgot trwał kolejny tydzień!
Postęp drodzy Państwo, postęp!…
Dwa razy do roku taka ekipa podjeżdża do parku. Sprzęt do usuwania liści i grabienia mają kosmiczny – chyba ze trzy auta muszą wjechać do parku i ze dwa traktory. A potem czyszczą tę biedną trawę robiąc tyle hałasu, że zagłuszają przebiegającą nieopodal dość ruchliwą ulicę…
Wsi spokojna, wsi wesoła 😁 a to towarzyskie kurki😁
Wieś na pewno ma swoje uroki, również kurze uroki 🙂
Z przyjemnością czyta się takie historie 🙂
Miło mi, dziękuję 🙂
🙂 🙂 🙂 Opowieści z mamą jako bohaterką pierwszego i drugiego planu są dla mnie kultowe 😀 co do nieśmiałej krowy, to dwa dni temu rozmawiałam sobie z moją mamą, o ich krowie, gdy mama była młoda dziewczyną, która miała problemy psychiczne i była zdecydowanie krową dwubiegunową 😀 a co do kur … nie sądziłam, że istnieją takie, które potrzebują towarzystwa 😀 Może by im jakiegoś psa? Tak jak owce mają swoich stróżów 🙂
Wiesz, przebywając na wsi, dowiaduję się rzeczy zupełnie dla mnie nowych 🙂 O krowie dwubiegunowej jeszcze nie słyszałem. A kury potrafią być towarzyskie, pamiętam taką z dzieciństwa, zwykłą podwórkową, ale zawsze mnie rozpoznawała
Ja kobita ze wsi, więc dla mnie to wszystko co tu Hegemonie opisujesz dziwacznym nie jest, a wręcz odwrotnie. Mogłabym czytać i czytać. Co jest, że wyjątkowo mi nie przeszkadzają tu na tym blogu długie wpisy. 😉 . 🙂 .
Tereso, wpis i tak był krótki, jak na mnie 🙂 Wiedziałem, że jak ktoś naprawdę zna wieś, to zrozumie 🙂
Nie, nie dla mieszczuchów. Dla ludzi pracujących, którzy z racji prowadzonego życia, muszą mieć praktyczne podejście do życia. Przecież ja też mieszkam na obrzeżach miasta czyli na wsi 🙂
Ciekawa ta trawa. „Normalna” rośnie w dużo wolniejszym tempie, a w lecie, jeśli nie ma
deszczu można ją kosić co dwa tygodnie. Krowa by u nas nie pojadła 😉
To było wyjątkowe lato. Padało co drugi dzień. A w lipcu potrafi przylać.
Jest ogromna różnica między wsią na obrzeżu miasta, a taką na zadupiu, jak ta moja. Tam do czegoś na kształt miasta jedzie się ponad 30 kilometrów…
Z moich nikłych obserwacji wynika, że krowy to zwierzęta bardzo uczuciowe, ale nie będę się w to zagłębiać:). Tam gdzie często bywam – w Dolinie Biebrzy, są tzw. „wolne, szczęśliwe krowy” – to znaczy ja je tak nazywam. Liczne stada krów wyganiane są codziennie na dzikie, nieogrodzone, bagienne łąki. Przemierzają rozległe przestrzenie brodząc i zapadając się w głębokim, rozmiękłym torfie. Piękne życie mają takie krowy …
Takie widoki nie są zbyt częste. W tej mojej Wsi już nikt nie trzyma jednej czy dwóch krów, są tylko hodowle po kilkadziesiąt sztuk….
Po pierwsze przydałby mi sie taki pan Gienek, może wtedy mogłabym nie odpalać kosiarki. Po drugie – kurysą towarzyskie, to oczywiste, te od sąsiada nieustannie uciekały do mnie, gdy nie miałam ogrodzenia – najwyraźniej chciały się zaprzyjaźnić…
Z tą towarzyskością kur, to jest różnie – idą tam, gdzie jest żarcie 🙂
Ojej! Urocze takie opowieści ze spokojnej wsi 🙂 Strachliwa krowa 🙂 😀 😀 😀
hegemonie, dla mnie podejrzane jest to, że Ty tego Pana Gienka nigdy nie wiedziałeś 😉 Chyba że w końcu dostąpiłeś zaszczytu 😉
Wiesz, że nigdy go nie zobaczyłem, a historia działa się dobrych kilka lat temu…
To bardzo podejrzane….
Nigdy nie chciałem mieszkać na wsi, ale zawsze lubiłem kilkudniowe wakacyjne pobyty u krewnych na wsi. Kocham wysoką trawę, rzekę, pagórki, dym wydobywający się z kominów, szczekanie psów, leniwe wylegiwanie się kotów na słońcu, ogniska przy pełni księżyca. Coś pięknego. Zawsze do tego tęskniłem.
Jedną z niewielu rzeczy, których nie lubię na wsi to ta nocna cisza i ta ciemność. Która czasem nie pozwala zasnąć.
Pozdrawiam 🙂
Od jakiegoś czasu zastanawiam się, jak by to było mieszkać na prawdziwej wsi, nie takiej podmiejskiej. Na razie nie zdecydowałem się, zresztą nie było dobrej okazji. Ale mam znajomego, który próbował i powiedział, że na wsi najtrudniej wytrzymać okres od późnej jesieni do wczesnej wiosny. I kupił sobie mieszkanie w mieścia, do którego wraca, gdy nadciąga jesienna szaruga.
insygnia Gienka :)))))
swoją drogą, czy to nie dziwne, że Gienek zniknął, pozostawiając swoje, jakże ważne, atrybuty?
Pan Gienek po nie wrócił, przecież nie mógł się pozbyć insygniów superbohatera 🙂
Chyba bardziej rozbawił mnie sam fakt, że zwykła krowa czy kura może okazać się takim literackim bohaterem, co w wioskowej codziennej rzeczywistości jest tylko stałym punktem dnia: nakarmić, upolować na łące, wydoić, zagonić na noc i tak każdego dnia: świątek, piątek, niedziela.
Wychowałam się na wsi, więc chwilami miałam wrażenie, że czytam pięknie zilustrowaną bajkę dla dzieci o krówce i kurkach 🙂
Pozdrawiam 🙂
Dla człowieka, który częściej bywa w mieście niż na wsi, takie sytuacja z krowami i kurami bywają zabawne. Szczególnie, że teraz wielu gospodarzy już prawie żadnych zwierząt nie trzyma, w każdym razie zdecydowanie mniej różnorodny jest inwentarz niż kiedyś. Teraz jest specjalizacji i mechanizacja i dobrego sera już na wsi nie kupisz 🙁
Moja ciocia robi pyszne twarożki na mazowieckiej wioseczce 🙂
Wierzę i zazdroszczę, bo bez białego sera nie funkcjonuję. Niestety w okolicy mojej Wsi nikt dobrego sera nie sprzedaje, a kiedyś takie osoby były….
Z tego, to by ciekawa fabuła na powieść była 🙂
Może, kiedyś, z tych wszystkich opowiadań o mojej mamie, jakaś książka powstanie?
Chyba wyczuwam pokrewną duszę 🙂 Blog dodany do ulubionych!
Dzięki 🙂 Mam taką nadzieję, że pokrewna, bo twojego bloga też już dodałem do ulubionych 🙂
Osełka Pana Gienka musiała być fascynująca. Swoją drogą, zastanowię się nad hodowlą tej odmiany kur w przyszłości. Do historii przeszły moje próby oswojenia kury, co nadal stanowi dla mnie ważny życiowy cel. Świetnie musi być przytulać kurę, piórka wyglądają na bardziej mięciutkie niż kocie futro.
Ciepełka
RO(c)K METALU
Widziałem w różnych hodowlach kury, które lubią przytulanie. Mnie udało się w dzieciństwie jedną kurę oswoić, ale chyba przytulać się nie dała (nie pamiętam).
Pozdrowienia 🙂
Czuć wiejską sielankę… uwielbiam wieś 🙂
Serio są takie kurki, które nie lubią samotności?
Są taki kury, to jest historia autentyczna, trochę podkolorowana, ale niewiele 🙂
Cudowny post 🙂 uczuciowe kurki powaliły mnie na łopatki. Masz ogromny talent do pisania takich opowieści
Pozdrawiam serdecznie 😊
Dzięki za uznanie. Bardzo mi poprawiłaś dzisiaj humor 🙂 A kurki były tak piękne, to jak można było ich nie opisać 🙂
Sympatyczne te Twoje wiejskie opowieści Hegemonie. To sztuka dostrzec coś niezwykłego w normalnym życiu zarówno na wsi jak i gdziekolwiek indziej. Zgadzam się z Tobą, że życie na wsi rządzi się zupełnie innymi prawami niż życie w mieście. Mogę jedynie żałować, że w swoim życiu miałam mało kontaktu ze wsią. Zdjęcie pt. „Oko w oko z krową” – SUPER.
Pozdrawiam 😉
Wieś, na której moi rodzice mają dom, jest bardzo sympatycznym miejscem, stąd sympatyczne opowieści 🙂 Teraz niełatwo o spotkanie z pojedynczą krową – albo są ogromne stada, albo… krów nie ma wcale
O tak, życie na wsi płynie zupełnie innym rytmem i zajmuje je zupełnie co innego… 🙂 Trochę mnie przeniosłeś do czasów dzieciństwa. Prawie poczułam zapach skoszonej trawy…
Zapach skoszonej trawy, to jeden z najpiękniejszych zapachów, jakie znam, ale na razie na trawę jeszcze trochę za wcześnie 🙂