Wsiadam do autobusu i rozglądam się w poszukiwaniu kasownika. Najpierw oddzielają mnie od niego dwie rozchichotane panie. Ładne, ale z gatunku „kurczak z rożna”, czyli za dużo solarium. Chwile stoją blokując przejście, następnie z piskiem uciekają na tył pojazdu.
Na ich miejsce pojawia się Kloszard. Uśmiech nie schodzi mu ze szczerbatej i zarośniętej twarzy. Idzie wolnym krokiem zdobywcy w ślad za piszczącymi dziewojami. Na razie zatrzymał się w pogoni. Odpoczywa. Przy okazji przywiera całym ciałem do kasownika. Na tyle blisko, że nie mam szans przedrzeć się z biletem.
– Przepraszam! – mówię grzecznie, choć stanowczo
Zero reakcji. Kloszard wpatrzony w popiskujące i chichoczące laski, wyłączył postrzeganie reszty rzeczywistości.
– Przepraszam! – tym razem prawie krzyczę
– A nie szkodzi, nic nie szkodzi… – odpowiada uprzejmie, ale nadal nie rusza się z miejsca.
– Przepraszam, chciałem skasować bilet!
– Bilet? A po co kasować bilet?!
Kloszard jest zdziwiony, ale odsuwa się grzecznie i siada blisko „kurek z rożna”. Już mu nie uciekną, nie mają dokąd, bo autobus właśnie ruszył. Kasuję bilet. Kloszard przerywa kontemplację urody kobiecej i patrzy się na mnie z politowaniem.
– Człowieku, po co kasujesz bilety? Ja nigdy tego nie robię. Jak przyjdzie kontrol, to im mówię, cześć Stefek jestem, bezdomny. Wtedy dają mi spokój.
Zaspokaja pragnienie pijąc piwo z otwartej puszki. Po chwili jego wzrok ponownie wędruje ku kobietom.
– Dziewczyny, dlaczego uciekacie? Myślicie, że będę was gonił. Nie muszę. Ja miałem chyba setkę kobiet, co ja mówię, z tysiąc kobiet!
– Ten pan nie skasował biletu? – z przejęciem pyta elegancka blondynka, obserwująca wydarzenia z sąsiedniego siedzenia.
– Nie. Przecież, jak go sprawdzą, to co mu zrobią?
– Zabiorą go na komendę!
– Może, ale sądzę, że on nie raz już był na komendzie i chyba się za bardzo tym nie przejmuje.
– A byłem, byłem – wtrąca się Kloszard do rozmowy – Najczęściej mnie spisują i po sprawie. Pokazuję im dowód, bo mam – tu wyciąga z kieszeni niezniszczony dokument – ale nie mam wpisanego miejsca zameldowania. Bezdomny jestem. Żyję ze zbierania puszek. Z czego oni ode mnie ten mandat ściągną? Puszki mi zabiorą? Mogę im kilka dać. Lepiej żeby mi jaką robotę znaleźli.

Zamyśla się pociągając spory łyk piwa.
– Gdzie on śpi? Podobno na zimę, to większość bezdomnych specjalnie idzie do więzienia! – pyta przejęta Blondynka
– Pani, do więzienia nie chcą teraz brać, więc śpię na klatkach schodowych.
– A nie chciałby pan skorzystać z noclegowni?
– Ale tam nie wolno tego… – tu znacząco wznosi do góry otwartą puszkę
– No tak, wszędzie nie wolno spożywać alkoholu. Może mogłabym panu jakoś pomóc? Pracowałam w opiece społecznej, teraz działam w organizacjach charytatywnych…
– Pomóc?
– Może poszedł by pan na obiad na Miodową? Tam dają każdemu coś do jedzenia, kanapki i ciepłe picie, a w południe jest zupa.
– Ech! – machnął zniechęcony ręką – Ja wolę sprzedać puszki i samemu sobie coś kupić w knajpie, niż jeść to, co oni gotują.
– Źle gotują?
– Źle?!! Nie chce im się. A jak ktoś zostawi niedojedzone, to resztki ponownie wlewają do gara. A dlaczego mam jeść po kimś? Co ja niby jestem, śmieć? A jak oszukują! Przyłapałem kiedyś jedną taką kucharkę, jak wieczorem wynosiła cały worek szynek, baleronów. Sami zabierają sobie do domu, to co najlepsze, a nas karmią pomyjami…

Chyba w duszy Kloszarda poruszona została jakaś istotna nuta, bo dalej gadał bez przerwy, zupełnie nie zwracając uwagi na to, czy ktoś go słucha. A już nikt nie słuchał. Autobus zatrzymał się na przystanku. Obok przeszły kolejne dwie niewiasty o wyzywającej urodzie, ostrym makijażu i kusym odzieniu.
– O ja pierdolę, ale tu jebie! Myjcie się ludzie, bo do chuja, rzygać się chce. Ale kurwa masakra! -Popłynęło, jak ścieki z rynsztoka z karminowych usteczek jednej z nich.
Wysiadłem na następnym przystanku. Dopiero wtedy do mnie dotarło, że Kloszard ani razu nie zaklął, w przeciwieństwie do szykownych dziewcząt.
* * *
Ukwiecony kloszard…
Kilka dni później szedłem rano do metra. Zatrzymałem się na chwilę, aby kupić bajgla. Na pobliskim krawężniku przycupnął inny Kloszard, sprzedawał kwiaty. A może nie sprzedawał, tylko siedział w ich otoczeniu tworząc całkiem udaną kompozycję? Gdy z kupionym bajglem ruszyłem w kierunku metra, kloszard uśmiechnął się całym sobą i radośnie zawołał: „Smacznego”. Nie sposób było odpowiedzieć inaczej, niż uśmiechem.
P.S. Czy rozmawiacie z kloszardami? Znacie jakąś historię bezdomnego? Czy taką osobę byście zaprosili na Wigilię?


Podoba mi sié bardzo.
Pozdrawiam.
Dzięki 🙂
I jak tu nie zakochać się w wolności…nieznanej coraz większej części ludzkości , błędnie nazywanej cywilizowaną.
Trochę racji w tym jest 🙂
Dawid, ja w swojej pracy mam czasem do czynienia z bardzo potłuczonymi przez życie ludźmi, także bezdomnymi. To bardzo uczy pokory, uczy o kruchości życia. To życie ich łamie się przez miłość, rozwód i brak pracy. Nikt nie chce być kloszardem. Ale z tego też cholernie trudno wyjść. Wsiąkasz, nie ma przyszłości, nie ma też odpowiedzialności. Brzmi strasznie, ale tak to wygląda. Niewielu udaje się wyjść.
Nie mam takiego doświadczenia, jak ty, ale przez krótki czas działałem w stowarzyszeniu Brata Alberta. Historie, jakie słyszałem jeżyły włos na głowie. Ale masz rację, niewielu wychodzi, właściwie dla mężczyzn nie ma nadziei, kobiety sobie trochę lepiej radzą…
Ja mam w sobie coś takiego, że przyciągam wszelaki „element” 😉
Mają do mnie śmiałość bezdomni, alkoholicy, patologia. Może dlatego, że ich nie odrzucam.
Bardzo łatwo jest stoczyć się na samo dno i przytrafia się to nawet najlepszym.
Faktycznie często jest tak, że zapach od takich ludzi jest….niezbyt ciekawy.
Z zapachem jest największy problem, ale spotyka się też czystych bezdomnych. I wtedy rozmowa z takim nie musi być katuszą 🙂
Znajoma pracuje w ośrodku brata Alberta.Opowiadała o tym, jak w Polsce każdy mówi i współczuje nad bezdomnymi panami, czytaj: w większości alkoholikami , którzy pobędą miesiąc ,dostają ubranie jedzenie, a potem idą w tango, bo pić się chce. Po jakimś czasie znów wracają, by się oprać, zjeść za darmo i nikt mu nie każe nawet odśnieżać, czy zamiatać, a powinien pracować, bo większość ma dzieci, alimenty.Jeden z takich ciągle wykłóca się o porcje dodatkowe, o szynki itp, z reguły dostaje to, co chce. Ma zapewniony dach nad głową, jedzenie, ciepło, ubranie. A tymczasem jego żonie chcą odebrać 11 dzieci, mieszkanie,… Czytaj więcej »
Ponieważ przez kilka lat byłem w zarządzie łódzkie stowarzyszenia Brata alberta, to wiem, że sytuacja nie jest tak prosta i jednoznaczna, jak twoja znajoma opisuje. Oczywiście dużo jest zwykłych alkoholików, którzy na swoją sytuację pracowali latami i po prostu taką drogę życia wybrali. Ale praca w stowarzyszeniu pokazała mi, jak dużo jest osób, którym jedna błędna decyzja, jeden kontrahent który oszukał, przypadkowa choroba, która doprowadziła do bankructwa – przewróciła życie do góry nogami. Są też zwykli nieudacznicy życiowi i osoby nieporadne psychicznie. Jest cała gama ludzi, którzy nie wybrali takiej drogi w celu uniknięcia alimentów, czy zyskania darmowej wyżerki…
W Rzymie na Via Conzillazione (omile dobrze napisalem) w podcieniach kurii rzymskiej drzemalem całą noc z Żoną w otoczeniu śpiących w najlepsze kloszardów – więc niejaką wprawę mam 😉
Ludzie jak ludzie, ani lepsi ani gorsi. Natomiast bardzo by się przydało żeby otworzyć dla nich szereg bezplatnych łaźni i ustępów bo faktycznie capieją często tak że dech odbiera, a jestem człowiekiem malo wrażliwym na zapachy.
Tak, te łaźnie i ustępy dla nich, to byłoby dobre rozwiązanie, bo czasami nie da się przejść obok…
I to jedyna sprawa która mnie od bezdomnych odstręcza.
Mnie jeszcze czasami zbytnia nachalność…