Spis treści
Nic nie wskazywało na to, że ostatni dzień niezbyt udanego roku 2020, przyniesie jakąś niespodziankę. Jednak nigdy nie należy tracić nadziei. Na skrzynce mailowej pojawiło się powiadomienie: „jeden komentarz wymaga moderacji”. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że ktoś skomentował wpis sprzed kilku lat.
„Przepraszam, że dopiero teraz dołączam do dyskusji, ale na temat trafiłem przypadkowo. Jestem praprawnukiem Kamilli Mikołajewskiej i bardzo dziękuję za fotografię mojej praprababci. Nawet nie myślałem, że ktoś ma takie pamiątki. Cieszę się, że w wieczór sylwestrowy odnalazłem kuzyna”
Napisał Zbyszek, który tak samo, jak i ja, jest praprawnukiem Kamilli, żyjącej niegdyś w dworze w Rochówku.

Jeżeli nie masz czasu na czytanie, lub wolisz słuchać to jest taka możliwość. Podcast tego odcinka znajdziesz na Spotify, czy też na Apple Podcasts. Możesz też posłuchać nie opuszczając tej strony na blogu:
W cieniu genealogii
Od wczesnej młodości, żyłem w cieniu genealogii, największej pasji mojej mamy. Najpierw na ścianie mieszkania rodziców zawisł portret wspomnianej praprabaci Kamilli, a potem dołączyli do niej kolejni przodkowie. Wraz z portretami zagościły historie. Mama chętnie opowiadała o każdej z postaci. Słuchając jej, można było odnieść wrażenie, że każdego z przodków poznała osobiście, niejedną z nim kawę wypiła, a przecież na portretach są osoby, które zmarły, zanim mama przyszła na świat.

W poszukiwaniu przodków – Magia Rochówka
Na początku był Roch. Od niego wszystko się zaczęło, od jego imienia swoją nazwę przyjął majątek Rochówek, miejsce ukochane przez mamę. Ostatni raz mieszkała we dworze przed 80 laty, gdy była zaledwie 6-7 letnią dziewczynką, a o Rochówku opowiadała tak, jakby spędziła tam pół życia.
– Wiesz, dzisiaj siedziałam w pokoju balkonowym przy oknie i myślałam o Rochówku – często powtarzała, gdy przychodziłem ją odwiedzić.

Dwór doszczętnie spłonął sześćdziesiąt lat temu, jednak wciąż emanował jakąś magiczną energią, gdyż nieustannie przyciągał ludzi, żywo zainteresowanych jego historią. Jedną z takich osób był Konrad, który przesłał zdjęcia miejsca, gdzie niegdyś stały dworskie zabudowania. Mama na widok fotografii bardzo się ucieszyła.
– O to jest ten dąb, na którym wieszałam kapliczkę! A potem przyszedł ksiądz i ją poświęcił. Ale ten dąb prawie umiera!
Rzeczywiście wiekowe drzewo, wyglądał na wyjątkowo mocno doświadczone przez życie.
– Pamiętam, że ten dąb straszliwie ściągał pioruny – kontynuowała mama – uderzały dosłownie jeden za drugim, a ja ze strachu chowałam się pod stołem. Od czasów dzieciństwa w Rochówku boję się piorunów! Ale opowiedz mi coś o tym kuzynie, który do ciebie pisze, on ma na imię Zbyszek, tak?

Duchy na strychu
Opowiadziałem mamie o mailowej korespondencji z odnalezionym Kuzynem, a ona sobie przypominała historie, o których wcześniej mi nie mówiła. Nie tylko o piorunach, ale też i o duchach
– Kiedyś na strychu w dworze rozległy się jakieś hałasy. Wuj Roman, który zawsze obawiał się złodziei, poszedł na strych z dubeltówką. Gdy wrócił i powiedział, że nikogo tam nie ma, moja babcia Maria zakrzyknęła „To po mnie idą”. I rzeczywiście następnego dnia zmarła
– Dlaczego tak zawołała?
– Była już poważnie chora na raka i tej śmierci się spodziewano. Ciekawe, że z wujkiem Danko było podobnie. Wiesz, kto to był wujek Danko, prawda?
Nie, nie wiedziałem.
– Wujek Danko był mężem cioci Zosi, siostry mojej mamy. Rodzina była przeciwna ich małżeństwu, bardzo przeciwna
– Dlaczego?
– Wujek Danko pochodził z Ukrainy, z Kijowa, gdzie studiował na politechnice. Ale bolszewicy wcielili go do wojska, a w czasie wojny dostał się do polskiej niewoli. Po zakończeniu walk nie bardzo wiedziano, co z tymi jeńcami zrobić, więc wysyłano ich do dworów, jako tanią siłę roboczą.
– Wuj Roman opowiadał, że gdy ciocia Zosia, wówczas 20-letnia panienka, zobaczyła po raz pierwszy Daniela, na którego potem wołaliśmy Danko, zakrzyknęła „To będzie mój mąż, to będzie mój mąż!” Nie bardzo wierzę w tę historię, ale gdy rodzina się zorientował, że młodzi mają się ku sobie, to wuj Roman wsadził Daniela do bryczki i szybko wywiózł do innego majątku. Wuj nie wyobrażał sobie, że będzie mieć za szwagra „bolszewika”, bo tak określano jeńców z wojny polsko-sowieckiej
– Wkrótce potem wybuchła afera, bo do babci Marii przybiegła służąca wołając, że panienka Zosia zabrała ze sobą gruby sznur i pobiegła na strych. Na szczęście znaleziono Zosię, zanim zaczęła realizować samobójcze plany, a wuj Roman musiał z powrotem przywieźć narzeczonego siostry i wyrazić zgodę na ślub
– No dobrze, ale jak to było ze śmiercią wujka Danko?
– Też usłyszał hałasy na strychu w swoim domu, zakrzyknął „Idą po mnie, idą!” i następnego dnia zmarł

W poszukiwaniu przodków, czyli różne wersje historii
„To dobrze, że tradycja patriotycznych dworów szlacheckich Ziemi Sieradzkiej żyje nadal w świadomości ludzkiej. Ciekawe jest porównywanie, jak w różnych gałęziach rodziny krążą różne wersje tego samego wydarzenia.” – pisał odnaleziony kuzyn Zbyszek.
Różne wersje tego samego wydarzenia stały się paliwem, które napędzało naszą korespondencję. Wydawało się, że świat rochowskiego dworu został odkryty na tyle, na ile to tylko było możliwe, jednak Zbyszek uświadomił mi, że można dowiedzieć się znacznie więcej. Niezwykle sprawnie wygrzebywał z otchłani internetu akty urodzin, ślubów i śmierci. Zmobilizował mnie do krytycznego przejrzenia ocalałych rochowskich archiwaliów.
Dopiero teraz doceniłem ogrom pracy, jaki przez lata wykonywała mama. Odcyfrowanie podniszczonych, zapisanych ręcznych pismem papieróww, początkowo wydawało się ponad siły. Z czasem ozdobne zawijasy nanoszone piórem przez różnych rejentów, yeometrów i księży, zaczęły układać się w litery, a te tworzyły zrozumiałe zdania. Rósł mój podziw dla przodków, którzy mimo wojen, pożarów i kataklizmów, zdołali ocalić tak wiele.

Okazało się, że historie ludzi związanych z Rochówkiem kryją o wiele więcej tajemnic, niż tylko duchy hałasujące na strychu. Ludzie pojawiali się, a potem znikali, niekiedy tak skutecznie, że wszelki słuch o nich zaginął. Z majątku odchodzili niemal wyłącznie mężczyźni. Ciągnęło ich do lepszego świata, nie zamierzali spędzać życia w miejscu położonym gdzieś na uboczu cywilizacji. Szukali pracy w mieście, najmowali się na posady urzędnicze lub kolejowe. W Rochówku zostawały kobiety…
Już Roch zdawał sobie sprawę, że gospodarowanie na niezbyt urodzajnych ziemiach nie ma wielkiej przyszłości. W swoim testamencie sporządzonym w 1821 r. sugerował spadkobiercom sprzedaż majątku i podział pieniędzy. Synowie posłuchali rady ojca, natomiast dwie córki podzieliły między siebie dobra i zostały na ojcowiźnie. Ludwika żyła w Rochówku aż do śmierci, natomiast Eufrozyna w pewnym momencie zniknęła. Po niej i jej mężu zostały w dworze tylko portrety, podrzucone prawdopodobnie na chwilę, na przechowanie, a nigdy nie odebrane.

Na blogu znajdziesz kilka postów poświęconych poszukiwaniu przodków. Wszystkie znajdują się w kategorii Rodzinne. Wpis, który skomentował odnaleziony Kuzyn, to Rodzinne opowieści, potem było tropienie krewnych i powinowatych, potem o pojawieniu się Kałkusa i wreszcie opowieść o rodzinie, która mieszkała na przeciwko… |
Tajemnice przodków
Poszukiwania rozwiązywały niektóre tajemnice, z drugiej strony komplikowały sprawy, wydawałoby się oczywiste. Odnalazła się Eufrozyna, wyjaśniła się data pożaru, jaki wybuchł we dworze w połowie XIX w., a przy okazji wyszły na jaw sekrety, o których nie chciano rozmawiać.
Najwięcej tajemnic skrywają historie rodzeństwa praprababci Kamilli Mikołajewskiej, przez którą jestem spokrewniony ze Zbyszkiem. Najmłodsza siostra Kamilli – Izabella urodziła nieślubne dziecko, co skrzętnie skrywano. Nie wiadomo, jakie były dalsze losy dziecka, natomiast Izabellę wkrótce potem wydano za mąż za człowieka niezrównoważonego psychicznie, który popełnił samobójstwo, strzelając sobie w głowę…

Jeszcze bardziej tajemniczą osobą okazał się najstarszy brat Kamilli Anzelm. Znam go z jednego listu pisanego do ojca oraz dwóch wpisów z ksiąg parafialnych. Anzelm z listu pisanego z Warszawy jawi się jako człowiek ciężko doświadczony przez los – z trójką małych dzieci klepie biedę w mieście, które właśnie nawiedziła straszliwa epidemia cholery. Zbliża się zima, a dzieci nie mają nic – ani butów, ani skarpet, nie wspominając o koszulach i gaciach. Brakuje także jedzenia, stąd prośba do ojca o wysłanie kilku korcy ziemniaków, za którymi tak mu „tęschno”. Trzy lata później w księgach parafii w Kamieńsku (okolice Bełchatowa) zapisano, że Anzelm wstąpił w związek małżeński, jako… kawaler. Co się stało z trójką jego dzieci? A może to nie były jego dzieci…

Zwykła rodzina, zwykły majątek, a zagmatwanych historii bez liku. Można by nimi obdzielić kilka sezonów wciągającego serialu…
Jeżeli mówimy o serialu, to ten wpis możesz zobaczyć, jako film na You Tube, być może jako pierwszy odcinek serialu? W każdym razie będzie więcej filmów o Rochówku…
Ciocia mnie oszukała
Siedzę z mamą w kuchni i opowiadam jej o poszukiwaniu przodków. Próbuję się dowiedzieć, czy pamięta jeszcze jakieś historie, o których nigdy mi nie mówiła. Jednak rozmowa z mamą, jak zwykle meandruje i odbiega od głównego tematu. Mama niby słucha z ciekawością, jednak co chwilę podnosi się z krzesła, by zajrzeć do garnków stojących na kuchni. Zadziwia mnie, jak dużo potrafi zjeść na jeden posiłek
– Nie lubię jak się jedzenie marnuje. Jestem osobą niewybredną i mogę jeść wszystko – usprawiedliwia się – chociaż w dzieciństwie byłam strasznym niejadkiem! Raz, oszukała mnie ciocia Alicja!
Nadstawiam uszu ciekaw tego oszustwa
– Miałam wtedy nie więcej niż 6 lat. Do mojego pokoju przyszła ciocia Alicja, mówiąc „masz, zjedz, to jest tylko pół kotleta”
– Normalnie wszyscy w Rochówku spożywali posiłki w jadalni, ale z pokoju, w którym mieszkałam, do jadalni przechodziło się przez taką długą sień. Było tam strasznie zimno, wiec z obawy o moje wątłe zdrowie, jedzenie przynoszono mi do pokoju.
– Mój pokój był z takim dużym oknem, mogłam przez nie podziwiać widoki… Jadalnia też miała takie okno. Zresztą to były dwa niemal identyczne pomieszczenia. Za jadalnią znajdował się pokój dziadka, a za sypialnią pokój babci, której nie poznałam, bo zmarła przed moim urodzeniem. Ach, jak pięknie było w Rochówku…

Opowiadanie mamy zataczało coraz szersze kręgi, coraz bardziej odbiegało od tematu. Co jakiś czas przewijała się połówka kotleta, na którą ciocia Alicja namówiła mamę. Jednak wyjaśnienie, gdzie w tym wszystkim było oszustwo, wydawało się oddalać, a nie przybliżać. Gdy wreszcie rozkład pokoi w Rochówku został opisany ze szczegółami wraz z widokami z każdego okna osobno, gdy padło mnóstwo dygresji o późniejszym życiu w Łowiczu, wreszcie mógł nastąpić długo oczekiwany finał:
– I gdy przyszła moja mama, ciocia Alicja z triumfem w głosie oznajmiła, a wiesz, że ona zjadła całego kotleta? Wyobraź sobie całego kotleta!
Przez niemal 80 lat mama nie zapomniała cioci oszustwa, chociaż była to jej ulubiona ciocia.

Dwieście lat Rochówka
Miejsce, gdzie niegdyś stał dwór w Rochówku wziął we władanie las. Zatarciu ulegają wszelkie ślady. Jednak w pamięci ludzi, dwór nadal żyje. Po kartofle przyjeżdża Anzelm z Warszawy, wraca Izabella po śmierci męża, ciocia Alicja przemierza sień z połówką kotleta, a na strychu harcują duchy, które tropi wuj Roman z dubeltówką…
Odnaleziony Kuzyn uświadomił mi, że w 2021 r . mija dokładnie dwieście lat od śmierci Rocha. Nie mogłem nie pojechać. Chociaż Roch zmarł na wiosnę, ja mogłem wybrać się dopiero jesienią. Przemierzyłem lasy i niestety, nie odnalazłem śladów dworu. Pobłądziłem, a myślałem, że mam rewelacyjną pamięć terenową. Minęło jednak ponad 20 lat od ostatniej mojej wizyty, więc wszystko mogło ulec zmianie…

Cmentarz w Łobudzicach
Przed powrotem do Łodzi zajrzałem jeszcze na cmentarz w Łobudzicach, gdzie zostali pochowani ostatni właściciele dworu w Rochówku – ciocia Alicja i wuj Roman. Na niezbyt rozległym, wiejskim cmentarzu długo szukałem grobu. Wydawało się, że i jego też nie znajdę. Zniechęcony, sfrustrowany, rozejrzałem się po pustym cmentarzu. Nawet nie było kogo zapytać. Nagle dostrzegłem tego mężczyznę. Stał trochę z boku i przyglądał mi się uważnie. Podszedłem.
- Czy przypadkiem nie wie pan, gdzie mogę znaleźć grób Śmigielskich? – zapytałem nieśmiało
- Śmigielskich? – uśmiechnął się nieznajomy – Pewnie, że wiem, przecież tam pochowany jest mój wuj Roman
- Ale to też mój wuj… – wydukałem lekko oszołomiony
I tak na niemal pustym cmentarzu w Łobudzicach spotkałem człowieka, którego rodzina też wywodziła się z Rochówka, tylko nie od praprababci Kamilli, lecz jej siostry Izabelli.

Rochówek – ciąg dalszy kiedyś nastąpi?
Nie spodziewałem się, że mój skromny wpis sprzed kilku laty, przyniesie taki odzew. Skontaktowali się ze mną zaginieni członkowie rodziny, a także pasjonaci regionu. W komentarzach rozgorzała dyskusja, odkryłem wiele faktów, poznałem nowe tajemnice. Dzięki korespondencji ze Zbyszkiem rozwikłaliśmy kilka zagadek, lecz nie wszystkie…
Chciałbym zachować i utrwalić dzieje dworu w Rochówku, losy żyjących tam ludzi. Napisać kolejne posty, zmontować filmy na You Tube, może wydać książkę? Kto z was chciałby ją przeczytać? Aby zrealizować plany, trzeba poświęcić im dużo, dużo, dużo czasu i, niestety… zebrać pieniądze. Bez waszego wsparcia mogę nie podołać.
Jeżeli chcesz, aby historie dworu i ludzi z Rochówka zostały opowiedziane i zapisane, to może zdecydujesz się zostać mecenasem projektu na Patronite lub po prostu postawisz mi orzeźwiającą kawę? Wystarczy tylko kliknąć w jeden z dwóch przycisków i zadeklarować nawet niewielką kwotę…
Możesz też wziąć udział w Zrzutce, która została stworzona w celu zebrania, opracowania i wydania materiałów związanych z Rochówkiem

Jedź koniecznie, odnalezienie kuzyna to jak znak od losu!
Niesamowite historie z tym odkrywaniem rodzinnych tajemnic, zazdroszczę Ci tej wiedzy, ja już nie mam kogo pytać…
Kiedyś ta wiedza była uciążliwością, bo z moją mamą o niczym innym nie dało się rozmawiać, teraz doceniam, że tę wiedzę posiadam
mam w domu jakieś listy po babci i dziadku. jakieś książki z 1909 roku. zdjęcia. nie mam niestety już ich, aby opowiedzieli mi trochę historii.
koniecznie pojedź do Rochówka.
ps. masz rację. wiedzieć to nie znaczy pogodzić się.
Pojadę do Rochówka. Zobowiązałem się publicznie 🙂
A wiesz, że minionego lata, zaczęłam spełniać moje odwieczne marzenie aby odnaleźć choćby skrawki historii o przodkach? Informacje mojej mamy i ciotek kończą się na moich pradziadkach a to i tak jedynie imiona ( od strony mamy, od strony taty to o wiele bardziej skomplikowana sprawa przez „nie będę do niego ani dzwonił ani pisał. Nie odzywa się, to i ja się nie będę odzywać.” Mniej więcej tak to wygląda). Ale i tak to co udało mi się znaleźć jeżdżąc od stryjka do stryjenki, o których nie wiedziałam, że są moimi stryjkiem i stryjenką – dało mi trudną do opisania… Czytaj więcej »
Wiesz, ja mam mocno ułatwione, bo o więzy rodzinne dbali już moi dziadkowie (a właściwie dziadek), więc jestem o dwa pokolenia do przodu. Dużo ułatwia też fakt, że to był dwór i w dodatku w środkowej Polsce, a nie gdzieś na Kresach. I tytaniczną pracę wykonała moja mama.
Ale uważam, że każdy moment jest dobry na szukanie przodków. I nie trzeba wcale sięgać kilka pokoleń wstecz, aby mieć satysfakcję z odzyskanej więzi 🙂
Twoja mama to fantastyczna osoba z pasją, co trzeba docenić. Zapisuj rodzinne dzieje, one tworzą prawdziwą historię, a tworzą ją zwyczajni ludzie, nasi przodkowie.
Serdeczności zasyłam
Życie wielu ludzi jest historią samą w sobie, którą warto regularnie zapisywać 🙂 Dlatego cały czas to robię 🙂
Klik dobry:)
W mojej rodzinie mało rozmawiało się o przodkach, a ja żałuję, że nie dociekałam. Pozostały stare zdjęcia osób, o których nic nie wiem. Domyślam się tylko, że to mogą być przodkowie.
Pozdrawiam serdecznie.
Ze zdjęciami tak jest, trzeba je opisywać. Też mam mnóstwo zdjęć, ale nie mam pojęcia, kto się na nich znajduje…
Przeczytałam z zaciekawieniem, że historia rodziny ma dalszy ciąg. Ja swego czasu odnalazłam wspomnienia mojego dziadka, ale jest jakby nieskończony. Mimo wszystko zostało chociaż tyle.
Przez całe lata miałem serdecznie dość historii rodzinnych, bo mama o niczym innym nie potrafiła rozmawiać. Teraz widzę, że na coś się one przydały, coś ciekawego do życia wnoszą….
Niby zwykły las, a kryje tyle tajemnic.
Ciekawa historia. Mam kuzyna, którego pasją było odkrywanie historii naszej rodziny 🙂
Serdeczności Hegemonie. Mama na pewno jest szczęśliwa, że jej wspomnienie zostało uwiecznione w Twoim poście 🙂
Jak dużo rodzinnych tajemnic odkrył kuzyn? Teraz to bardzo popularna pasja.
Masz rację, mama się cieszy, ale marudzi, że za mało napisałem 🙂
Moja mama rzadko opowiadała o swoim dzieciństwie. Więcej historii o sobie opowiadała jej siostra. Zostały z mamą rozdzielone. Mamę babcia Zosia zabrała na Śląsk do Bytomia i tam powtórnie wyszła za mąż, a ciocia pozostała na Lubelszczyźnie w Zamojskiem. Babcia opowiadała o bolszewikach, którzy byli najgorsi… Nie będę tu tego wspominać. Może kiedyś na blogu się rozpiszę.
Twoja historia bardzo ciekawa i ciekawe wątki poruszyłeś o duchach i o zdaniu wypowiadanym na dzień przed śmiercią i o tym kotlecie
Każda rodzina ma swoje ciekawe historie. Niektóre są tragiczne, inne pouczające, wiele śmiesznych. Najbardziej lubię chyba takie z codziennego życia 🙂