Gdy po raz pierwszy zobaczyłem ich pod sanktuarium maryjnym w Hejnicach, poważnie zaniepokoiłem się. Duża, niemalże 50-osobowa polska grupa w miejscu pielgrzymkowym, nie powinna dziwić. Jednak ich ubiór oraz wyposażenie już tak. Solidne buty na wibramie, oddychająca odzież, górskie plecaki oraz kije trekingowe w dłoniach – zdecydowanie nie wyglądali, jak pielgrzymi. Wyglądali, jak turyści, którzy wybierają się w góry. I tak w istocie było. Miałem tylko nadzieję, że nie zaplanowali tej samej trasy, co my. Niestety, zaplanowali… Zamiast wypoczynku w ciszy, w kontakcie z dziką przyrodą, podziwiania bezludnych widoków, mieliśmy dzień ucieczki przed tłumem rodaków…

Bazylika w Hejnicach i najpiękniejsze widoki w górach Izerskich (Czechy)
Okolice Hejnic słyną nie tylko z barokowego sanktuarium, ale też z najpiękniejszych tras wytyczonych w górach Izerskich. Nie spodziewałem się zbyt wielu chętnych do łażenia po górach w chłodną, majową sobotę. Pomyliłem się. Co prawda była tylko ta jedna, jedyna polska wycieczka, lecz 50 dodatkowych osób na szlaku robi różnicę, niezależnie od przynależności narodowej.

Po raz pierwszy nasze ścieżki przecięły się przy wodospadzie Černého potoka. Na szczęście, gdy my dotarliśmy na miejsce, oni zbierali się do wymarszu. Wkrótce przegoniliśmy grupę, rezygnując z wejścia na jeden z punktów widokowych (Hajní kostel). I tak byśmy się tam nie zmieścili.

Ten manewr pozwolił nam dobiec do Frýdlantské cimbuří, głównego celu wyprawy, na kilka minut przed peletonem. Zdążyłem zrobić kilka fotografii, zanim mrowie ludzi przesłoniło wszelkie widoki. W każdym zakątku, na każdej skale tłoczyli się turyści. Zosia robiła zdjęcie Magdzie, po chwili Magda rewanżowała się identycznymi fotografiami Zosi. Następnie obie wołały Lucynę, gdyż chciał być razem na kolejnych 30 ujęciach. Tuż obok Andrzej uwieczniał Leszka pozującego na zdobywcę Mount Everestu – podpartego pod boki jedną ręką, dwiema rękoma, wyciągającego dłoń w geście zdobywcy i z marsową miną godną samego sir Hilarego. Z trudem przecisnęliśmy się przez tłum, aby uciec gdzieś daleko, chociaż Frýdlantské cimbuří zasługują na dłuższą chwilę kontemplacji. Więcej się nie spotkaliśmy i na kolejny szczyt Ořešník wspinaliśmy się tylko we dwoje. Wreszcie mieliśmy czas, aby nacieszyć się górami w samotności.

Opisana trasa jest przepiękna, ale wymagająca, trzeba ją planować na cały dzień oraz, ze względu na brak zabezpieczeń, nie zabierać ze sobą małych dzieci, a także osób cierpiących na lęk wysokości.
Polana Jakuszycka – Schronisko Orle i Jizerka, czyli trochę Polski, trochę Czech

Jest to wycieczka niemal idealna na pierwszy dzień pobytu w górach. Z Polany Jakuszyce do schroniska Orle prowadzi dobrze ubita leśna przecinka. Droga widziana z góry przypomina pas startowy, pewnie dlatego jedno z wniesień nazwano Samolotem. W okolicach schroniska zaczyna się ścieżka dydaktyczna model układu słonecznego – ciągnąca się aż do „Chatki Górzystów” na polanie Izerskiej. Zbaczamy ze ścieżki na samym początku, tuż przy modelu słońca, by przekroczyć graniczną Izerę i dotrzeć do najwyżej położonej w Czechach miejscowości – Jizerki.
Osada wyrosła wokół huty szkła założonej w XIX w. Dzisiaj niemal bezludna, otwiera się wyłącznie na turystów. O historycznej przeszłości przypominają nazwy obiektów – Panský dům, Pyramyda oraz szkoła, obecnie pełniąca rolę Muzeum Gór Izerskich (otwarte tylko w soboty). Pusto, żadne płoty nie grodzą przestrzeni, turystów jak na lekarstwo. Jeszcze nie zaczął się sezon, więc niemal wszystkie lokale zamknięte, nawet nie ma gdzie się napić czeskiego piwa. Pozostaje tylko podziwiać piękne widoki.
Nad osadą wznosi się Bukovec, jedno z najwyżej położonych w Europie wzniesień bazaltowych. Nie wchodzimy na szczyt, tylko wracamy nad Izerę, aby w zimnym nurcie rzeki wymoczyć zmęczone chodzeniem stopy. Posiłek w schronisku Orle, pełne michy zupy grochowej i szczawiowej, jest na tyle sycący, że mamy ochotę zapaść w sen na okolicznych ławkach, a nie wracać do Jakuszyc.

Jeżeli interesują cię inne wycieczki górskie w Sudetach, przeczytaj o Rudawach Janowickich |
W Górach Izerskich – Marysia i mgła
Słychać ją wcześniej niż widać. Wreszcie z tumanów mgły wynurza się żółty korpus Marysi. Szynobus, należący do czeskiego przewoźnika zabiera nas z Jakuszyc do Szklarskiej Poręby Górnej. Podróż, trwająca niecałe 20 minut kosztuje 4,40 zł od łebka. Gdybyśmy mieli ze sobą rowery, trzeba by dopłacić po 7 zł za każdy. Przejazd w drugą stronę, do Harrachova i dalej Korenova, również zajmuje 20 minut, tylko ceny są inne. Dorosły zapłaci za siebie 2,60 zł, a za rower tylko 20 groszy więcej. To króciutkie zestawienie wiele tłumaczy, dlaczego w Czechach koleje jeżdżą, a w Polsce bezustannie się likwidują.

Szklarska Poręba wita temperaturą nieprzekraczającą 10 stopni i deszczem konwekcyjnym, czyli krótko mówiąc, mżawką. Ósma rano, Zielone Świątki wszystko zamknięte. Wszystko? Nie, kantory są już czynne! Także jedna piekarnia, do której trafiamy po zapachu świeżego pieczywa. Ciepłe bułki smakują bosko, a i zgrabiałe ręce można przy okazji ogrzać.

Trasę ostatniej wycieczki otula gęsta mgła. Szybko znikają w niej zabudowania Szklarskiej, w oddali majaczy tabliczka informacyjna, z której odczytujemy, że podążamy „szlakiem flaszki”. Jak znalazł na taką pogodę. Podchodzimy bliżej i dostrzegamy pomyłkę – to nie szlak „flaszki”, lecz „fraszki”, poświęcony Sztaudyngerowi. Cóż, „głodnemu chleb na myśli”, a słynny fraszkopisarz pewnie za kołnierz też nie wylewał.
Kroki tłumi wszędobylska mgła, punkty widokowe są ślepe, lecz las z uschniętymi kikutami drzew staje się niezwykle plastyczny. Nie zdziwiłbym się, gdyby na drogę nagle wybiegł jakiś hobbit, czy też inna z postaci zaludniających powieści Tolkiena. W górach jesteśmy praktycznie sami. Czasami, niczym duch, przemknie obok jakiś rowerzysta, niekiedy wychnie z mgły samotny wędrowiec. Kopalnię kwarcu „Stanisław” rozpoznajemy dopiero wtedy, gdy niemal potkniemy się o ogromne kamienie. I tak, właściwie po omacku, docieramy do Jakuszyc.
Jak na trzy dni pobytu w górach, wykorzystaliśmy czas oraz pogodę, niemal idealnie.

Pięknie opisane, w okolicach Szklarskiej byliśmy, ale po stronie czeskiej jeszcze nie. W ubiegłym roku zwiedziliśmy jaskinie na Morawach, a wkrótce wybieramy się na Orawy. Lubimy zwiedzać zamki i jaskinie i także uciekamy od dużych grup turystów, zwłaszcza od wycieczek szkolnych… Super fotki:-)
Cieszę się, że masz podobne zainteresowania. Izery po stronie Czeskiej są piękne, nie zawsze też trafia się na wycieczkę 🙂 Ja zawsze polecam Czechy na wypoczynek.
ha ha ha, „szlak flaszki”, boskie… myślę, że mistrz Sztaudynger by się nie pogniewał za to przejęzyczenie… 🙂
a swoją drogą, gdyby ten szlak naprawdę tak się nazywał, to nie ucieklibyście już od gromady turystów… 🙂 🙂 🙂
piękne zdjęcia, Hegemonie, jak zwykle…
Ten szlak flaszki naprawdę bardzo nam pasował do pogody 🙂 Szkoda, że okazał się tylko przeoczeniem, zgodziłbym się nawet na ten tłum turystów 🙂
Rodzinka z Czech, która odwiedziła mnie w ubiegłe wakacje, była wielce rada, że zapłaciła tak mało za przejazd pociągiem przez całą Polskę. Jak widać, nie powinniśmy narzekać na PKP;) Fajnie się z Tobą zwiedzało góry, siedząc przed monitorem.
ja tylko podaję jeden przykład – ta sama trasa i jakie różnice cenowe. W kolejach czeskich podoba mi się częstotliwość kursowania, docieranie do małych miejscowości, stabilność planu jazdy. Ceny wydają mi się niższe, ale…
A w góry dobrze jest pojechać, szczególnie w maju 🙂
Zachęcona Twoimi zdjęciami i opisem tras w Izerach autorstwa Karola Nienartowicza w długi weekend czerwcowy wybrałam się w Góry Izerskie po czeskiej stronie. Byłam zaskoczona mała ilością osób napotkanych na szlakach. Wybraliśmy się z Lazne Libverda na Frydlandzkie Cimburi, dalej Poledni Kameny Holubnik, Ptaci Kupy do wodospadu Velky Stolpich, Oresnik i powrót przez Hejnice. Na odcinku od Bilego Potoku do drogi wyłożonej płytami (po zejściu z Polednych Kameni) spotkaliśmy 4 osoby. Na odcinkach w płytami i asfaltem było sporo rowerzystów, natomiast na samych szlakach górskich ludzi na lekarstwo. Można było wiec odpocząć, choć żar lał się z nieba;-) Natomiast w… Czytaj więcej »
Cieszę się, że Cię zachęciłem. Gdyby nie ta 50 osobowa wycieczka, też miałbym spokój i pustkę. Rzeczywiście bardzo dużo rowerzystów i ludzi na innych pojazdach (nartorolki, hulajnogi). Czesi to lubią. W Jizerce byłem w piątek, więc może to zadecydowało o pustkach, a może tam sezon zaczyna się w czerwcu?
Jak zwykle z wielkim zaciekawieniem przeczytałam, Hegemonie o Twojej eskapadzie.
Dziewczyny mają rację – zdjęcia fantastyczne! 🙂
Zawsze się cieszę, gdy wiem, że zdjęcia się podobają 🙂
Przepiekne zdjecia:) zafundowales mi swietna wycieczke, dziekuje:)
Góry były piękne i to one są inspiracją do takich wypraw 🙂
Po przeczytaniu postu i obejrzeniu zdjęć, też chciałbym się tam wybrać:)
W ogóle zawsze fascynował mnie Dolny Śląsk, Sudety, poniemieckie zamki, tunele, sztolnie, skarby;)
Nigdy nie byłem w tym województwie. Może dlatego tak mnie tam ciągnie.
W Polsce koleje mają dziwną politykę. Z jednej strony jeździ nowoczesne i cholernie drogie pendolino, a z drugiej likwiduje się różne regionalne połączenia.
Co do gór, to wolę dzikie Bieszczady we wrześniu niż turystyczne i zatłoczone Tatry w lipcu czy sierpniu. We wrześniu jest tam trochę lepiej, ale i tak tłoczno na szlakach.
Pozdrawiam:)
Wiem, że na Dolny Śląsk masz daleko, ale zachęcam do odwiedzenia – jest to chyba najciekawsze województwo w Polsce, a w szczególności okolice Jeleniej Góry. W polskie Tatry w sezonie nie jeżdżę, ale wystarczy przejść na stronę słowacką i jest znacznie puściej, i więcej szlaków do przejścia. W Bieszczadach nie byłem bardzo dawno (tylko w Ukraińskich), wydają mi się zbyt modne, natomiast uwielbiam Beskid Niski, najbardziej dzikie góry w Polsce.
Pewnie między innymi dlatego Dolny Śląsk jest tak tajemniczy i turystyczny, bo dopiero od 70 lat należy do Polski. Programy i książki Wołoszańskiego pewnie też zrobiły swoje;) Kiedyś na pewno się tam wybiorę.
Bieszczady lubię, bo nawet w sezonie jest tam niewielu turystów, podobnie jak w Tatrach słowackich. Ja też nie lubię polskich Tatr w sezonie, jeśli już to we wrześniu i to te mniej turystyczne szlaki. W Beskidzie Niskim nie byłem, ale z tego co piszesz tam też warto się wybrać:)
Beskid Niski bardzo polecam, ze względu na dzikość i klimat pogranicza. Mam bardzo dobre wspomnienia związane z wyjazdami w ten region 🙂
Też mam daleko na Dolny Śląsk, ale udało mi się wyciągnąć rodzinkę w tamtym roku , byli zadowoleni bardzo. Szczególe polecam zwiedzić Szczeliniec i Błędne Skały. Turystów od groma, ale widoczki cudne, no i poza tym pełno zamkow, ruin, szlaków . Natura w tamtych rejonach zapewnia niezapomniand wrażenia.
Pozdrawiam serdecznie.
Znam Szczeliniec i Góry Stołowe. Od jakiegoś czasu coraz częściej jeżdżę na Dolny Śląsk, ale gdybym jeździł tylko tam do końca życia, to pewnie i tak bym wszystkich pięknych miejsc nie zobaczył… Również pozdrawiam
Gdyby to rzeczywiście był „szlak flaszki”, to pewnie byś mnie tam spotkał…
Niestety, też się rozczarowałem tym brakiem flaszki 🙂
Podobno pierwsze wrażenie jest najważniejsze… Więc co następuje:
Czytam wstęp /ten tłustym drukiem/ i w zasięgu ekranu mam…Twoje zdjęcie /z palcem na mapie/ z łąką w tle i podpis poniżej: ,,Bazylika w Hejnicach i najpiękniejsze widoki (Czechy),,
I skojarzenie: może to nie to zdjęcie zamieściłeś?
II skojarzenie: może palcem na mapie wskazujesz Bazylikę i konkretne miejsce z widokami?
III skojarzenie: no cóż, może z Ciebie niezły Bazyliszek, a widok….i owszem ciekawy.
Potem dopiero przesunęłam suwak myszką, by przejść do dalszej części…
I w końcu zrozumiałam… 😉
Uff…, odetchnąłem, że jednak nie popełniłem tak kardynalnego błędu 🙂 Nie zawsze mi się podoba pierwszy „garnitur” zdjęć, więc często je wymieniam i taka pomyłka byłaby możliwa…
I jeszcze jedno zauważyłam – w lasach i na szlakach jest czysto, pomimo że nie ma żadnych śmietników. Żadnych plastików, puszek, szkła czy opakowań po chipsach…
Rzeczywiście jest czysto, ale chyba z czystością gór bardzo się poprawiło. Smieci są głównie na najpopularniejszych szlakach, do których Izery nie należą…
Ale mam na mysli takze lasy, tereny wzdluz drog. Mam wrazenie ze po czeskiej stronie bylo lepiej niz u nas.
Wiesz, Czesi są bardziej uporządkowanym narodem niż Polacy, ale chyba różnica nie jest aż tak duża. Po naszej stronie brudów raczej nie widziałem, ale więcej czasu spędziłem w Czechach niż w Polsce.
Dlatego w góry trzeba chodzić wtedy, kiedy wszyscy pracują:)
Tak. to jest najlepszy czas, chyba, że trafisz na wycieczkę niemieckich emerytów (tak miałem w Czeskiej Szwajcarii) 🙂
A propos pracy to u nas w mniejszych miastach przed poludniem jest w miejscach handlowych bardzo duzy ruch… Czy wszyscy kupujacy maja urlop, sa rolnikami czy emerytami?
Taka specyfika kraju. Pamiętam mój pierwszy pobyt w Górach Stołowych – po polskiej stronie granicy masa ludzi – na ulicach, w sklepach, a po czeskiej stronie granicy dosłownie nikogo – sklepy zamknięte lub ich nie ma, ani jednego człowieka na drodze, jakby wymarła kraina.
Dziekuję za wycieczkę …
Cieszę się, że się podobała 🙂
uwielbiam górskie wędrówki! już odliczam do urlopu w Tatrach! 😀
Zazdroszczę tego urlopu, zazdroszczę, szczególnie, że dawno w Tatrach nie byłem
Jakie widoki.. zakochałam się 😀 i rozmarzyłam..
Góry są piękne i naprawdę można się w nich zakochać 🙂
Klik dobry:)
Pzybywam z rewizytą. Blog na tyle wpadł mi w oko, że muszę na dłużej się zatrzymać w wolnej chwli. Dziś tylko pozostawiam serdeczne pzdrowienia.
Witaj 🙂 Cieszę się z Twojej wizyty na blogu i będę się jeszcze bardziej cieszył jeżeli Cię zainteresuje i będziesz częstszym gościem 🙂 Również serdecznie pozdrawiam.
Właśnie przy południowej kawie zasiadłam i klikam w zakładki, celem zapoznania się z blogiem i Autorem.
Przy okazji zerknięcia tutaj zauważyłam, że na mojej klawiaturze zacina się literka „r” i niektóre słowa wygladają, jak pisane przez „ż” zamiast „rz”.
Poprawiam słowo „Pzybywam” na „przybywam”.
Mam pewien stopień dysleksji, więc i tak pewnych błędów nie zauważam, chyba, że pokaże mi się je palcem 🙂 Życzę miłej lektury 🙂
Tych terenów nie znam, więc z zachwytem patrzę na te urzekające zdjęcia. Gratulacje za ten post.
Przez dłuższy czas nei jeździłem na dolny Śląsk i teraz nadrabiam, może więc i Tobie się uda tam pojechać. Zapewniam, jest pięknie 🙂
Wspaniała wyprawa!! Ja już w zasadzie zapomniałam, jak to jest wybrać się w góry. Gdyby teraz miała wziąć udział w takiej wyprawie musiałabym kupić wszystko, od odpowiednich butów, odpowiedniego plecaka po odpowiednie oddychające ciuchy. Ale za to te widoki…..cudowne! Zastanawiam się, co by było z moim lękiem wysokości? Dzisiaj na głównej stronie Onetu było zdjęcie jakiejś słynnej, znanej turystom, imponującej góry w Norwegii, zadałam sobie to samo pytanie, bo na zdjęciu turyści siedzieli z nogami zwieszonymi nad przepaścią:-) Zawsze podziwiam odwagę (głupotę?:))
Robisz fantastyczne zdjęcia, ale to chyba już tu kiedyś pisałam.
Lęk wysokości ogranicza górskie wyprawy, ale ich nie uniemożliwia. Mam przyjaciela, który jest posiadaczem tego lęku i sporo tras górskich przemierzyliśmy – nawet w Tatrach. To zdjęcie z ONET, to najpiękniejszy/najbardziej znany fiord w Norwegii. Nigdy tam nie byłem, ale na wielu zdjęciach widziałem. Cieszę się, że podobają Ci się zdjęcia, fotografia jest moją największą pasją 🙂
Przyznam, że najpierw poczytałam o Tobie. Potem przeczytałam ten tekst. Bardzo ładnie piszesz.
W Szklarskiej Porębie, Karpaczu i w Karkonoszach byłam właśnie wtedy gdy żyły mamuty /chociaż nie spotkaliśmy ich idąc głównym grzbietem Karkonoszy/. Nocowaliśmy wtedy w Samotni – co to były za czasy.
Dziękuję za tę wędrówkę.
Myślę, że jeszcze na nie jedną się z Tobą zabiorę.
Pozdrawiam-)
P.S. Ale zakochana jestem za całe życie w Najpiękniejszych Górach Świata czyli w Tatrach.
Tatry przez całe lata były dla mnie najważniejszymi górami, ale teraz za duże dla mnie tam tłumy ludzi 🙁
Zapraszam na kolejne wędrówki, zapewne będzie ich przybywać 🙂 A uroki Karkonoszy, Gór Izerskich, Rudaw Janowickich odkrywam po latach na nowo i zastanawiam się dlaczego, kiedyś tak bardzo tych miejsce nie lubiłem…
Wspaniałe widoki, ja obecnie poznaję bliżej Jurę Krakowsko- Częstochowską . Zamki w Ogrodzieńcu i Bobolicach mnie urzekły, magiczne miejsca. Pozdrawiam
Mirów i Bobolice są piękne zawsze, ale w czerwcu nabierają szczególnego uroku, gdy wkoło dojrzewa mnóstwo poziomek 🙂
Piękne i znajome miejsca.Widzę,że nie tylko ja lubię w ciszy podziwiać góry.
Cóż, im bardziej poznaję góry, tym chętniej w nie wracam, ale tłumy nigdy mnie jakoś nie pociągały, nie tylko w górach 🙂
Marysia nie dość,że tania to i bezpieczna.My zaliczyliśmy przygody trochę mrożące krew w żyłach. Po zwiedzeniu zamku Frydlant,w wielką ulewę postanowiliśmy pozwiedzać okoliczne czeskie miejscowości.Nie chcieliśmy,by cały dzień poszedł na marne. Z Frydlantu udaliśmy się do Chejnic,gdzie zwiedziliśmy Bazylikę z relikwiami św. Walentego. Następnie podążaliśmy do kurortu uzdrowiskowego Lazne Libverda (Łażnie Libverda). Deszcz nie ustępował nawet na moment(w Polsce zalało wtedy m.in.Trójmiasto). Wjeżdżaliśmy akurat do tej miejscowości i mąż lekko przyhamował.Nagle poczuliśmy pchnięcie w tył i dość duży huk.Bałam się obejrzeć,z obawy,że może nie mamy już bagażnika. Gdy wyskoczyliśmy z auta,okazało się,że to stłuczka 3 aut.To za nami też zahamowało,ale… Czytaj więcej »
Paskudne przygody, z drugiej strony niesamowite szczęście, że wam nic się nie stało. Miałem podobną przygodę pod Jelenią Górą. Jest tam taka szosa, bardzo kręta i chyba niebezpieczna, nie raz widziałem auta stojące w rowach. Jechałem więc ostrożnie i wolno, bo potrzebowałem się zatrzymać. Znalazłem wreszcie takie miejsce, wrzuciłem migacz w lewo, zwolniłem prawie do zera, gdy poczułem uderzenie. Okazało się, że to motocyklista, który na zakręcie i pod górę właśnie zamierzał mnie wyprzedzić. Przestraszył się migacza i położył motor. Mnie niewiele się stało, ale on wyglądał niewyjściowo, nie mówiąc o motorze. Odpuściłem, chociaż to była jego wina. Dlatego, dla… Czytaj więcej »