Pożółkłe kartki zeszytu zapisano starannym pismem. Równe linijki tekstu przeplatały się ze schematami technicznymi oraz kolumnami cyfr. Tata przerzucił kolejną stronę, poprawił okulary na nosie i przeczytał
– Otynkowaliśmy dom…
– Ooo, na to zupełnie się nie godziłam, ale tatuś się uparł!
Według tego schematu rodzice rozmawiali już od pół godziny. Ojciec odczytywał zapiski z kolejnej inwestycji na Wsi, mama za każdym razem kategorycznie twierdziła, że była przeciwna…
Kiedy doprowadziliśmy wodę?
Nie wiem jakim cudem położyli dachówkę, zbudowali łazienkę, wyremontowali podłogi, przekształcając malowniczą ruinkę, jaką kupili na początku lat 90. XX w., w zadbany dom mieszkalny. Wszak przełamanie jakiegokolwiek oporu mamy wymagało nie lada heroizmu i dużej dawki odporności psychicznej. Chyba nie doceniałem taty.
– Jacusiu, a kiedy doprowadziliśmy wodę?
– Nie wiem, wtedy jeszcze nie prowadziłem notatek…
– Jak to, przecież masz spisane wcześniejsze remonty?!
– Tylko te, na które znalazłem dokumenty.
– Ale jak to możliwe? Nie masz żadnej notatki dotyczącej doprowadzenia wodociągu? No wiesz! Jak mogłeś. Coś nieprawdopodobnego!
Oburzenie aż poderwało mamę z krzesła. Zebrała się w sobie i wybiegła przygotować szafę na czas kolejnego remontu. Nareszcie, do tej pracy zbierała się przez cały dzień…
Kupowanie kafelków
Sklep nie dysponował zbyt różnorodną ofertą. Praktycznie były dostępne tylko dwa rodzaje płytek podłogowych. Mama, swoim zwyczajem, zamiast patrzeć na to co ładne, wybrała niższą cenę i… koszmarną brzydotę. W tej decyzji nieopatrznie utwierdził ją sprzedawca informując, że tańsze kafelki są bardziej chropowate.
– Hegemonie, co sądzisz o tych za 19 zł?
– Mamo, wyglądają jak za komuny. Brzydkie niczym noc listopadowa, na dodatek w kolorze betonu, który rodzice już mają na podłodze. Po co kłaść kafelki, jeżeli nic się nie zmieni?
– Tamte są droższe!
– Niewiele droższe, a zdecydowanie ładniejsze.
– Pan mówi, że będę się na nich wywracać! Nie chcę chodzić cały czas z rozbitą gębą!
– Ale proszę Pani – wtrącił się sprzedawca – ja wcale tak nie mówiłem, źle mnie pani zrozumiała…
– Jak to, przecież pan powiedział, że tamte są bardziej chropowate!
– No tak, ale…
– Właśnie i przez to trudniej się na nich poślizgnąć!
– To prawda, ale…
– Widzi pan, dobrze pana zrozumiałam!
Nie pamiętam, jak udało mi się przekonać mamę do zakupu droższych płytek. Sprzedawca zapowiedział, że następnego dnia wszystko zostanie dowiezione. Faktycznie, rano jeszcze nie zdołaliśmy uporać się ze śniadaniem, gdy usłyszeliśmy energiczne pukanie do drzwi. Pobiegłem otworzyć bramę i duża ciężarówka wtoczyła się na podwórze. Kierowca musiał być mistrzem w swoim fachu, ponieważ nie zahaczył o żadną rabatkę mamy. A kwiaty rosły wszędzie, czasami trudno pomiędzy nimi było przejść, nie mówiąc o manewrowaniu samochodem. Dwóch mężczyzn głośno sapiąc z wysiłku rozpoczęło rozładunek ciężkich kartonów pod czujnym okiem mamy dzierżącej w ręku rachunek sklepowy.
– A czy wszystko jest?
– Tak proszę pani, ale można policzyć!
– To płytek powinno być, zaraz, zaraz…
– Trzynaście pudełek proszę pani.
– A tu jest napisane 13 000…?
– Niemożliwe, czyta pani zera po przecinku.
– Aha, aha, a jeszcze powinno być…, co tu jest napisane?
– Mamo – wtrąciłem się do dyskusji – wszystko przeliczyłem i zgadza się!
– Tak, tak, ale tu jest napisane, że powinno być, no właśnie, co tu jest napisane?
Gdy mama starała się połapać w obcych dla niej słowach i rzędach cyfr, pożegnałem się z panami, którzy bez naruszenia żadnej grządki i w dodatku tyłem, błyskawicznie wyjechali za obręb podwórza, szybko znikając w oddali.
– To ma być tego, no kleju 3000…? Czy to jest…? – mamie nie miał już kto odpowiedzieć.
Przygotowania do remontu
Pierwszy krok do wyremontowania „chlewika” został poczyniony. Określenie „chlewik” może być mylące, a to ze względu, że mama każdemu pomieszczeniu musiała nadać nazwę i biada temu, kto nie podporządkował się jej nomenklaturze. „Obórka” i „chlewik” były normalnymi pokojami, lecz w zamierzchłych czasach, jeszcze za poprzednich właścicieli, prawdopodobnie pełniły rolę obory i chlewu. Nazewnictwo zostało przez mamę utrzymane i wdrożone do stosowania.
W porze obiadowej pojawił się spec od remontów. Popatrzył na kafelki, rzucił okiem na podłogę w „chlewiku”, z frasunkiem podrapał się po głowie i zawyrokował, że może zacząć pracę pojutrze. Następny wolny termin, którym dysponował przypadał na koniec listopada. Ponieważ była dopiero połowa kwietnia, rodzice nie zamierzali czekać i natychmiast przystąpili do opróżniania pomieszczenia.
Natychmiast, w rozumieniu taty, polegało na zabraniu się do pracy, zaraz po spożyciu obiadu. Natychmiast, w rozumieniu mamy, wyglądało zgoła odmiennie. Zaczęła od półgodzinnego lamentu, jak to jest mało czasu, i nie wiadomo, czy oni sobie dadzą radę. Następnie wyprowadziła z komórki rower i pojechała na wycieczkę krajoznawczą połączoną z oglądaniem zachodu słońca.
Wróciła, tuż po zapadnięciu zmroku. Gdy z dużą dozą pietyzmu z koszyka rowerowego wyciągnęła jajka, wiedziałem, że była u pani Chabrowej. Wizyty te wpędzały mamę w tzw. pętlę czasową. Pani Chabrowa zawsze dawała mamie jajka, a mama nigdy nie miała przy sobie pieniędzy, aby zapłacić. Przez cały wieczór i następne przedpołudnie opowiadała, że musi koniecznie wstąpić do pani Chabrowej i oddać pięć złotych długu. Wieczorem pani Chabrowa przyjmowała zapłatę i dawała mamie świeże jajka. Mama nie miała więcej pieniędzy, więc przyjeżdżała kolejnego dnia z 5 złotymi w kieszeni, zwracała dług, brała nowe jajka i… Oczywiście, mogła raz zabrać ze sobą 10 złotych i uregulować całą należność, lecz nigdy tego nie uczyniła.
Gdy jajka zostały starannie umoszczone w lodówce, mama włączyła telewizor. Oglądanie wiadomości stanowiło nienaruszalną świętość, której żaden remont nie mógł zakłócić. Wreszcie siadła do spóźnionej kolacji. Od połowy posiłku próbowała werbalnie zmotywować się do pracy.
– No tak, muszę zabrać się za porządkowanie szafy z pościelą i ubraniami!
Za słowami nie szły czyny. Piętnaście minut później, nadal siedziała przy kolacji. Spojrzała na ścienny zegar i ciężko westchnęła:
– Czas zabrać się do roboty. Nie mogłam nic wcześniej zrobić! W chlewiku jest tak ciasno, że niechybnie z tatusiem byśmy się pozabijali pracując jednocześnie!
Co prawda tata skończył swoje porządki trzy godziny przed powrotem mamy, lecz fakty nigdy nie miały dla mamy większego znaczenia.
– Ach szkoda – dodała po następnym kwadransie nicnierobienia – że nie ma tutaj dzieci, tak ładnie mi pomogły pakować rzeczy w tamtym roku.
Mama uwielbiała zarządzać pracą innych. Niestety, wnuczki w tym roku nie dopisały i nie było kim komenderować. Wreszcie mama przeniosła się z krzesła na fotel i z wielkim pietyzmem zaczęła sznurować buty. Czyżby wreszcie zamierzała zabrać się do roboty?
– No jestem ciekawa, czy ja się dzisiaj w ogóle położę, bo mam wrażenie, że nie skończę do samego rana!
Jednak nie opuściła kuchni, tylko zainteresowała się tym, co robi tata. A on właśnie kończył spisywać wydatki związane z rozpoczynającym się remontem chlewika. Stary zeszyt, w którym ojciec prowadził ewidencję, był niemal w całości zapisany. Niestety, nie było w nim żadnej wzmianki o doprowadzeniu wodociągu, co tak wzburzyło mamę, że wreszcie zebrała się w sobie i wyszła, aby zabrać się za opróżnienie starej szafy.
Trzepak i remonty
Ułożenie płytek nie było tego roku, sztandarową inwestycją rodziców. Palmę pierwszeństwa dzierżyła konieczność skonstruowania nowego trzepaka. Takiego typowego, zbitego z kilku bali sosnowych. Dzieci, które miały szczęście dorastać w końcówce XX wieku, całymi dniami bawiły się na trzepakach przed swoimi domami. Dla współczesnych maluchów jest to zabawa zbyt niebezpieczna i skutkuje odebraniem praw rodzicielskich, według najlepszych faszystowskich…eee…, to znaczy opiekuńczych wzorców, importowanych wprost z oświeconych państw skandynawskich.
Mama nie wyobrażała sobie domu bez trzepaka. Niestety, ten skonstruowany przed 15 laty, został poważnie nadgryziony zębem czasu i w każdej chwili mógł się rozpaść ze starości. Wydawałoby się, że nie ma nic prostszego niż sklecenie nowego trzepaka, jednak, tę jakże istotną inwestycję, blokował brak porozumienia między rodzicami. Przez kilka dni wiedli zacięty spór, gdzie nowa konstrukcja winna być odtworzona. Obie strony odwoływały się do moich opinii, by potem kompletnie je zignorować. Wreszcie zniechęcony zapytałem, po co im trzepak.
– Jak to po co, jak to po co?! – zapałała świętym oburzeniem mama – A o co ja się będę opierała, gdy nocą zechcę popatrzeć na gwiazdy na niebie?!
Ostatecznie nowy trzepak stanął na miejscu starego. Solidny, pachnący świeżym drewnem, dający mocne oparcie każdemu spoglądającemu w nieboskłon.
Dom na Wsi ma tę właściwość, że działy się w nim historie. Chcesz o nich poczytać? Koniecznie zajrzyj do artykułu o Wsi, która jest wyjątkowa, chociaż leży w całkiem zwyczajnym miejscu oraz o tym jak mama wprowadzała tam kulturę topinambura i prawie, że podzieliła los Króla Popiela. |
TrzepaK! 😀 Jako niezbędna podpórka w obserwacji gwiazd! 😀 Hegemonie, nie wiem jakim cudem Twoi rodzice przetrwali wspólnie tyle lat razem, ale chylę przed nimi czoła 😀
Wiesz, ja też nie wiem, lecz sądzę, że wynika to ze wspólnoty interesów. Tata, aby czuć się potrzebny, musi kogoś obsługiwać, mama uwielbia być obsługiwana 🙂
Hahaha zdaje mi się, że masz świętą rację 😀
Czy świętą, to nie jestem pewien, ale rację, to na pewno 🙂
boszszszsz, jakaż zaprawdę wielka miłość połączyła Twoich rodziców, szczególnie, mam wrażenie, ze strony Taty… 🙂
oraz, co do chropowatości płytek… owszem, na chropowatych trudniej się poślizgnąć (tu przyznaję rację Mamie…) ale, jednocześnie, trudniej takie umyć… mogę zapytać komu przy, sprawiedliwym oczywiście, podziale obowiązków przypada ten zaszczyt?… mycia podłóg?… 🙂
miłego dnia Hegemon
Mycie płytek zapewne przypada tacie, jak wszystkie prace w domu. Czasami mama bierze się do sprzątania, ale tylko po długiej inwokacji słownej i potem tym wyczynem chwali się każdemu przez najbliższy tydzień 🙂 W gruncie rzeczy, moi rodzice dość dobrze się dobrali…
bo trzeba się chwalić, długo i do skutku, inaczej nikt by nie docenił… 🙂
za pierwszym razem zapomniałam napisać: PRZEPIĘKNE ZDJĘCIE Z BIEDRONKĄ… czy ja, mogłabym, tak nieśmiało, o nie prosić w celu wykorzystania na moim blogu?… jako tło?… 🙂
Ok., rozumiem, że trzeba się chwalić, gorzej gdy ktoś się chwali a robi tak naprawdę niewiele, albo nic…
Zdjęcie biedronki zaraz wysyłam 🙂
jak Ty nic nie rozumiesz Hegemonie… właśnie o to chodzi, żeby się nie narobić, ale żeby wszyscy docenili nasz wkład … 🙂
oraz bardzo dziękuję…
Ale to trzeba trochę lepiej udawać. Jeżeli mówisz, że się narobiłaś, a nic nie zrobiłaś i wszyscy to widzą… Ech, naprawdę nie wiesz jak to wygląda, bo sama zawsze robiłaś… 🙂
Ja się nie dziwię Twojej mamie- prawdziwa kobieta 🙂
Piękne zdjęcia!
Moja mama jest na pewno bardzo wyrazistą kobietą, czasami zbyt wyrazistą 🙂
Cieszę się, że Ci się moje zdjęcia podobają 🙂
Hegemonie, Twoja mama przypomina mi moją teściową – obiecuje, że zrobi to, czy tamto, a w efekcie…patrzy, jak robią inni. Zawsze mnie bawiło, kiedy teściowa, gdy wracałam z pracy, zatrzymywała mnie z ciężkimi siatami, żeby poinformować mnie, że się zmęczyła, bo w TAKIM upale MUSIAŁA gotować obiad. Ja dopiero szłam go gotować, ale dopiero po tym, kiedy wysłuchałam jej narzekań 😉 Bez trzepaka? W tych czasach? Że niby dzieci sobie krzywdę zrobią? A my wychowaliśmy się właśnie na trzepaku – dzieci z blokowisk, które wyjątkowo upodobały sobie to BARDZO WAŻNE dla rozmów dzieciarni miejsce. Tu się przecież toczyły dyskusje, rozmowy,… Czytaj więcej »
Gratuluję teściowej, a właściwie trochę współczuję…
Też znasz magię trzepaka? Całe dzieciństwo koncentrowało się przy trzepaku, jak ważne to było miejsce. Teraz trzepaki stoją puste, niedługo pewnie znikną z krajobrazu…
A moje geny? Wiesz, my chyba wszyscy mamy geny indywidualistów do nikogo niepodobnych 🙂
Patrząc na Twoje imię, Hegemonie, odnoszę wrażenie, że masz geny po matce…
Patrząc na imię, to… masz rację 🙂
Ja myślałam, że to ja mam „długi ogon”…
😀
Lubię czytać o twoich rodzicach. Niby z humorem ale spomiędzy liter wygląda ..miłość,
Tak po prostu, bez upiększania..
A co to znaczy „mieć długi ogon” ?
Tak, na pewno kocham moich rodziców, ale jest to miłość trudna, niekiedy bardzo trudna…
Uwielbiam takie przepychanki podszyte miłością. Całkiem fajne miejsce udało się stworzyć Twoim rodzicom. Ja wprawdzie na wsi nie mogę przebywać za długo, bo zaczynam chodzić po ścianach, ale weekendowe wypady są ok.
Miejsce stworzyli super. Z kompletnej ruiny i bardzo niewielkim nakładem pieniędzy. Wiem, wiem, że nie jesteś długodystansową miłośniczką wsi 🙂
Ile ja czasu spędziłam w dzieciństwie na trzepaku. To była atrakcja podwórkowa zawsze wtedy, gdy jeździłam do kuzynki. Wtedy to się działo. Pełno dzieciaków i jeden trzepak, każdy walczył o miejsce. A dziś? ;]
Zahipnotyzowało mnie to zdjęcie z biedronką 😉
Nie przypuszczałem, że to zdjęci z biedronką będzie się podobać 🙂
A o miejsce na trzepaku też musiałem walczyć na podwórzu – była ścisła hierarchia, kto i gdzie mógł siedzieć 🙂
Dom , otoczenie i trzepak bardzo przypominają mi domek mojej babci, Spędziłam tam najszczęśliwsze chwile swojego dzieciństwa. Patrząc na te fotografie czuje się magię tamtego miejsca. Twoi rodzice tak jak wcześniej pisałam, są dla mnie czarujący.
Zapewniam Cię, że dla mnie też jest to miejsce magiczne. Moi rodzice przede wszystkim stwarzają dużo sytuacji komicznych, których nie mogłem kiedyś nie zapisać 🙂
Niedawno skonczylam remont mieszkania corki, ktora mieszka od kilkunastu lat w Londynie. I wowczas dobry fachowiec poradzil mi bym nie kupowala tanich kafli poniewaz po dwoch latach popekaja i cala robota na nic. A tak poza tym lubie remonty, bardziej niz prace kuchenne.
Patrząc na moje nietanie kafelki w mieszkaniu, to teraz chyba wszystkie pękają 🙁 Lubisz remonty??? Oj, ja ich unikam jak tylko mogę. Może bardziej unikam tzw. fachowców niż remontów…
Taki domek to moje wieczne marzenie… Na wsi, w pagórkowatej umiarkowanie okolicy, z drewnianymi okiennicami… Z małą winnicą, gdzie można by produkować i degustować wina… Z ogrodem jak z bajki, sadem czereśniowym…. Marzę sobie i marzę, po czym pukam się w głowę – domek z okiennicami i winorośle oraz urokliwe ambiente mam pod domem, w ogrodzie. A i tak co weekend gna mnie dokądś. Świat jest taki piękny… 🙂 Podziwiam jednak w Twoich rodzicach wspólne marzenie, które realizują. To rzadki dar.
Pozdrawiam, Hegemonie!
Rodzice o takim domu marzyli od mojego wczesnego dzieciństwa. Zawsze wakacje spędzaliśmy na wsiach dechami zabitych. I przed emeryturą zrealizowali marzenie. Najlepszy dowód na to, że jeżeli czegoś bardzo pragniesz, to masz :-). Ja też lubię jeździć po Polsce i po świecie, niezmiernie rzadko wyruszam w to samo miejsce, ale tak dla kontrastu własny dom na wsi chciałbym mieć, taki tylko mój. Moja praca jest taka, że mógłbym się w takim domu zaszyć i tylko od czasu do czasu do miasta przyjeżdżać…
Zachwyciły mnie zdjęcia zamieszczone w tym poście – taką mają w sobie urokliwą zwyczajność 🙂 Mama jak zwykle została gwiazdą wpisu 😀
Zawsze cieszy mnie uznanie dla moich zdjęć. A mama? Cóż, ona zawsze jest gwiazdą, nie tylko wpisu 🙂
Rodzicow podziwiam, ze pomimo wielu roznic w te sama strone patrza. Moja mam ciut podobna do Twojej, ojciec zupelnie inny. Minela im 45 rocznica slubu, ale koty dra strasznie. Mam wrazenie ze od czasu jak sa na emeryturze jest coraz gorzej. Ostatnio ojciec zapowiedzial ze sie rozwiedzie;) No troche mnie to rozsmieszylo, bo co to za rozwod w w jednym mieszkaniu;) moi tesciowie obchodzili niedawno 50 rocznice slubu. Nie chce sie rozwodzic, ale kloca o byle g…o;) Tesc czyta Fakt, denerwuje sie tymi glupotami co tam wypisuja, wciaz oglada wiadomosci w tv, przeklina na politykow, ale przelaczyc nie pozwala. A… Czytaj więcej »
U moich rodziców są też częste spory, ale oni się dobrali na zasadzie – tata lubi się opiekować, być potrzebny, a mama chętnie da się obsłużyć 🙂 Ludzie chyba zawsze się kłócą, ważna jest jakość tych sporów. Mój wujek się rozwiódł, a właściwie jego żona się z nim rozwiodła, gdy mieli około 70. Teraz dobiegają do 90. i nadal żyją w tym samym mieszkaniu. Nie bardzo wiem, po co ciotce był potrzebny ten rozwód!?
A teściowie nie mogą rozwiązać problemu i kupić sobie drugiego telewizora? 🙂
Jest drugi telewizor, ale tesc jest zly ze tesciowa oglada wg niego takie glupoty ( wiadomosci ogladane nawet 10 raz to jest naprawde powazna sprawa) I oscentacyjnie idzie spac. Ale jak oglada te wiadomosci to sie wscieka, przeklina politykow itd.
Nie wiem dlaczego, ale ludziom w starszym wieku tak się robi, że muszą oglądać wiadomości, niekiedy kilka razy dziennie. I jest to dla nich niesłychanie ważne. I wściekają się na polityków, politykę – jednak bez tego show żyć nie mogą. Znam kilka takich osób. I na tę chorobę nie ma lekarstwa…