Słyszę za plecami ciężki oddech Łysego, więc przystaję na chwilę. Dogania mnie po paru sekundach i z nadzieją w głosie pyta:
– To co? Obczerstwiamy się?
– Za chwilę będzie fajna polanka, tam się zatrzymamy, dobrze?
Kiwa głową, więc odpycham się kijami i narty gładko suną po zmrożonym śniegu. Słowo „obczerstwienie” (z czeskiego občerstvenie – bufet) na dobre zadomowiło się w naszym języku od momentu, gdy po raz pierwszy pojechaliśmy do Czeskiej Szwajcarii. Podczas weekendowych wypadów z Łysym na kije czy narty biegowe, tradycją stało się robienie krótkich przerw, aby wzmocnić organizm zabranymi z domu specjałami – najczęściej kabanosami, herbatą oraz kilkoma łykami nalewki. Pobyt w lesie bez „obczerstwienia” wydawał się niepełny.
Panowie nie róbcie bydła
Polanka nie leżała aż tak blisko, jak pamiętałem, ale warta była wysiłku włożonego w dotarcie do niej.
– Zobacz! – uradował się Łysy – Ktoś zbudował ławkę, zupełnie jak dla nas!
Rzeczywiście, na skraju lasu, między pniami wiekowych drzew, dostrzegłem prostą ławkę zbitą z kilku desek. Łysy energicznie zabrał się za odśnieżanie, odsłaniając wyryty w drewnie napis „Panowie, nie róbcie bydła!”, ja w tym czasie fotografowałem krajobraz. Gdy każdy wywiązał się ze swojego zadania, zasiedliśmy do obczerstwienia. Po osuszeniu nalewki z suszu wigilijnego, zadowolony Łysy wykonał telefon do syna:
– Wyobraź sobie – perorował z wyrazem niewymownego szczęścia na obliczu – Znaleźliśmy w lesie znakomitą ławeczkę, którą odczyściłem za pomocą nart i kijków, a teraz siedzimy sobie na niej z Hegemonem, zakąszamy kabanosem i grzejemy stare kości w słońcu! To się nazywa dobry dzień na nartach biegowych, czyż nie?!
– Aha, tak zupełnie przy okazji, obudź mamę za godzinę, bo ona przeprowadza dzisiaj jakiś egzamin…
– Jutro?! Masz rację jutro… Dni mi się pomyliły i jak zwykle zasiałem panikę.
Nie mam pojęcia jak długo siedzielibyśmy na ławeczce, gdyby nie mróz, który szczypaniem w policzki i palce, przypomniał nam, że przyjechaliśmy do lasu na narty biegowe, a nie na biesiadowanie.
Przystanek w Modrzewiu
Kolejny przystanek zatrzymał nas na dłużej w barze w Modrzewiu. Miejscu kultowym dla Łodzian, jednym z niewielu, jeżeli nie jedynym, niezwykle przyjaznym dla rowerzystów, narciarzy czy zwykłych spacerowiczów. Zamówiliśmy „wsiową grochówkę” oraz piwo i usiedliśmy na dworze. Przy słonecznej pogodzie, nawet 5 stopniowy mróz nie wydawał się uciążliwy. Po chwili nadbiegła silna męska grupa. Odpięli narty i spojrzeli na nas ze zdziwieniem:
– Do środka nie wpuszczają?
– Wpuszczają, ale tutaj przyjemniej.
Nie uwierzyli, lecz zanim zniknęli za drzwiami baru poprosili o zrobienie zdjęcia. Wyglądali naprawdę malowniczo, gdy kłęby pary unosiły się z ich polarowych kurtek, czapek i rękawic.
Co jakiś czas pojawiali się kolejni narciarze, ale nikt nie zdecydował się zostać na dworze. Siedzieliśmy we dwóch na ośnieżonym podwórku i absorbowaliśmy witaminę D z promieni słonecznych oraz pozostałe witaminy z kufla znakomitego rzemieślniczego piwa. Czas się zatrzymał. Pomyślałem, że człowiek tak niewiele potrzebuje do szczęścia – słonecznej pogody, pięknych okoliczności przyrody, aktywności fizycznej i dobrego towarzystwa. Oraz obczerstwienia, ma się rozumieć.
Szczęśliwy dzień na nartach biegowych i szczęśliwe zakończenie
Ledwo zdążyliśmy na autobus powrotny do miasta, na szczęście kierowca, widząc dwóch spoconych facetów machających w biegu kijami oraz nartami, nie nacisnął mocniej na pedał gazu, tylko poczekał. To było naprawdę szczęśliwy dzień na nartach biegowych.
Rozumiem wasz zachwyt i pełnie szczęścia, wystarczy wychylić nos za miasto, nawet przy mrozie, rozejrzeć się wokół i czujemy się jak w niebie. A że zimno? Tym lepiej smakuje obczerstwienie i różne napitki 🙂
Masz rację Jotko, przy takim mrozie wszystko lepiej smakuje 🙂
Nie ma to jak słońce, śnieg, narty, dobre towarzystwo i… obczerstwienie 🙂 Chyba sobie od Ciebie to słówko na potrzeby – swoich wycieczek, nie bloga – ukradnę 😀
To słówko jest świetne, więc „kradnij” je do woli 🙂
Dziękuję 🙂
Kocham snieg, i kocham narty – ale wyłącznie zjazdowe, biegówek nienawidzę nienawiścią czystą i bezinteresowną, miałam je na nogach kilka razy w młodości i już nigdy więcej… Ale obczerwstwianie to super słowo i zamierzam przyswoić:).
Niespodziewanie obczerstwienie robi karierę 🙂
A mnie najbardziej zaintrygowała rzeczona nalewka z suszu wigilijnego, no bo jak? Jako, że pałam się w tym rodzaju alchemii, i uwielbiam robić nalewki, których później i tak nie piję bo nie lubię – albo za mocne, albo za słodkie – ale towarzystwo raczy się nimi z zadowoleniem.
Na suszu wigilijnym robi się nalewkę niezwykle prosto. Cały szu jaki został po zakupach na Wigilię i nie był użyty do innych celów, wsypujemy do dużego słoika, zalewamy wódką (można pomieszać ze spirytusem) i odstawiamy na miesiąc. Nie słodzimy – susz jest sam w sobie słodki. Potem zlewamy alkohol do butelek i trzymamy trochę. Proponuję rok, do następnej Wigilii. Co do nalewek, to trzeba trochę eksperymentować. Mnie początkowo niespecjalne wychodziły. Potem w kilku się wyspecjalizowałem i jest już naprawdę dobrze. Tajemnicą nalewek są dobre składniki (zioła czy owoce) oraz długi czas leżakowania – rok lub dwa minimum. Jedynie malinówka oraz… Czytaj więcej »
Mam znajomego, który robi pyszną cytrynówkę, która jest bardzo dobra już po kilku dniach od zalania, jest prawie przezroczysta i bardzo delikatna, dlatego taka zdradliwa… I sama byłam zaskoczona, bo ja również uważam, że nalewki muszą długo leżakować, ale moja cytrynówka po kilku miesiącach nabrała koloru moczu Kaczora Donalda i w smaku też nie zachwycała. Z suszem spróbuje i dzięki, że wspomniałeś żeby cukru nie dodawać bo z rozpędu pewnie bym dała i powstałby syrop…
Ano też staram się eksperymentować do niektórych owoców, które mają cierpki smak dodaje kilka liści wiśni, albo imbir, czy laskę wanilii.
Tak, są wyjątkowe nalewki, które należy pić niemal natychmiast. Do nich zalicza się cytrynówka. Długo stać też nie powinny wiśniówka i malinówka, ale na przykład tarnina dobra jest dopiero po roku, a najlepsza po dwóch. Jarzębinówka po trzech latach minimum. Robienie nalewek wymag cierpliwości oraz pogodzenia się z tym, że nie zawsze się uda…
A ja myślałam, że obczerstwianie się, to będzie nacieranie się śniegiem. 😀 Uf! To ja też lubię się obczerstwiać na leśnych wędrówkach – pudełko z prowiantem i termos muszą być 🙂
Oczywiście, na każdej wędrówce musi być termos i pudełko z prowiantem, inaczej nie jest to wycieczka 🙂
Wspaniale spędzony czas. Tym bardziej, że…obczerstwiony hi hi hi.
Wiesz, a ja pomyślałam o czymś innym. Ciekawa jestem, czy czytałeś „Lampiony” Bondy. Dużo jest w powieści informacji na temat Łodzi, gdzie wychodzi na to, że miasto powoli zamiera. Zgodzisz się z tą hipotezą?
Nie czytałem nic Bondy, jakoś nie mam zaufania do polskich pisarzy kryminałów, może się mylę…
Czy Łódź wymiera? Na pewno zmniejsza się liczba ludności, ale chyba nie nazwałbym tego zamieraniem…
Wbrew pozorom w Łodzi jest coraz więcej młodych ludzi 🙂
Marzy mi się ognisko na mrozie… 🙂
Chomikowa, jesteś pewna? Bo Łódź z dużych miast traci corocznie najwięcej mieszkańców, tak w granicach 3 tys….
Ognisko na mrozie? Chyba tylko jedno takie miałem w życiu i było tak dawno, że niewiele pamiętam…
Obczerstwienie na mrozie musi mieć ten niepowtarzalny urok. Relacja brzmi jak byście szusowali po stokach gdzieś w Alpach a nie na nartach biegowych… Muszę spróbować. 🙂
Na stokach Alp szusuje się bardzo przyjemnie, ale biegówki w lesie koło miasta też mają dużo uroku 🙂
A ja się ostatnio tak obczerstwiłam, że mnie nawet przypiekło. Ale żeby się tak męczyć na nartach? Hmmm….
Męczyć? Na nartach? Wiesz, jakie to jest piękne 🙂
Całkowicie rozumiem siedzenie na ośnieżonym podwórku, pomimo mrozu. Promienie słońca na twarzy, w zimie, przy mrozie to chyba jedno z najprzyjemniejszych odczuć w życiu. Szkoda, że u mnie ostatnio słońca za wiele nie ma, ale i tak uwielbiam zimę <3
Niewiele osób lubi zimę, a jeszcze mniej dłuższe przebywanie na dworze, gdy jest zimno, więc cieszę się, że lubisz takie klimaty 🙂
Widoki genialne. Ale wolę bez… nart… Wszystko super…Ale jakoś do nart się nie mogę przekonać 🙂 Moi faceci jeżdżą a ja wychodzę z założenia że gdyby Bozia chciał żebym jeździła to zamiast stopy w rozmiarze 37 miałabym stópkę 180 cm długości
Ze stopami 180 cm byłyby inne problemy 🙂 Ale rozumiem niechęć do nart, wśród moich znajomych naprawdę niewiele osób da się namówić na narty, a na biegówki jeszcze mniej…
Super, narty biegowe to coś, co obiecuję sobie każdej zimy zafundować, po czym… Tym bardziej, że tereny „biegowe” mam tuż za domem. Skandal, tym bardziej więc zazdroszczę cudowności.
Jak masz tereny blisko i taką piękną zimę, jak w tym roku, to aż szkoda nie skorzystać. Szczególnie, że koszty są niewielkie…
Pewnie że szczęśliwy, skoro w ruchu, w dobrym towarzystwie i z absorbowaniem wit. D. Ja też skorzystałam na widokach i zyskałam nowe słowo, czyli obczerstwianie.
Serdeczności.
Chyba zostanę ambasadorem słowa „obczerstwienie”, widzę, że się podoba 🙂
Racja, do szczęścia nie wiele potrzeba. Trochę słońca, ławeczka na polanie, trochę ciszy, albo dobrego towarzystwa. Pozazdrościłam wypadu…. Czas się gdzieś wyrwać zanim zima się skończy.
Warto z tak pięknej zimy skorzystać, nie wiadomo kiedy będzie podobna…
Jak zobaczyłam to piwo na śniegu to aż mi się zimno zrobiło. Wiesz, że tylko raz miałam na sobie narty biegowe? A moja mama była kiedyś mistrzynią Polski juniorów w tym sporcie! Jednak to ja jestem przyczyną, że musiała rzucić treningi – pojawiłam się na świecie 🙂
Jak do nart zjazdowych w ogóle mnie nie ciągnie, to do biegówek już jak najbardziej. Dobrze też podzieliliście się rolami – Łysy od „brudnej roboty”, odśnieżał, a Ty robiłeś zdjęcia.
Podział pracy musi być, właściwy podział pracy 🙂 Biegówki mają naprawdę dużo zalet, a na dodatek mieszkasz tak blisko Czech, gdzie każdy biega na nartach, a trasy są wyśmienicie przygotowane, że aż żal byłoby nie spróbować 🙂
„obczerstwienie”, rewelacja! przypomniał mi się „bar las”, który był zwyczajem podobnym do Waszego, tylko, że podczas rodzinnych wypadów w góry 😉 no i wtedy nie było alkoholu. za to na nartach pojawiło się Bombardino 😀
fantastyczny dzień.
ach, tęsknię za piwami z Browaru Racibórz.
Browar Racibórz ma bardzo zacne piwa, jedne z lepszych 🙂 A obczerstwienie jednak musi być poprate solidnym łykiem domowej nalewki 🙂
ja, póki co, pozostanę tylko przy obczerstwianiu się… w domu.. patrząc na piękne okoliczności przyrody przez okno :))))
PS. pozdrowienia dla Łysego 🙂
Niestety, okoliczności przyrody trochę się popsuły, ale jeszcze jest śnieg, więc można chodzić na narty. A obczerstwienie, to bardzo przyjemne zajęcie 🙂
Wygląda na bardzo udany dzień 🙂 Zima ma swoje uroki!
Zima ma naprawdę dużo uroku, oczywiście, jeżeli jest śnieg