Lato i wakacje kojarzą mi się ze Wsią, panującą tam ciszą, spokojem, życiem bez pośpiechu, ciepłymi nocami, wszechobecnymi komarami oraz wiekową chałupą, którą przed laty nabyła siostra ze szwagrem. Ich dzieci były jeszcze małe, gdy pewnego wieczoru czekaliśmy na wizytę Jeżynowskich…

Chodzimy spać o trzeciej rano
Dotarli dobrze po dziesiątej w nocy, wcześniej nie mogli, musieli ułożyć do snu swoje córki. Teraz siedzieli w kuchni i z mieszaniną zdziwienia oraz przerażenia obserwowali trójkę dzieci Judyty i towarzyszącego im kuzyna Franka. Cała czereda kotłowała się wokół stołu, nie wykazując żadnych oznak zmęczenia czy też senności. Judyta i jej mąż Samiec Alfa doskonale ignorowali dziecięce tsunami, ze stoickim spokojem szykując kolację. Ignorowali też niemą krytykę metod wychowawczych malującą się w oczach i na twarzach przybyłych gości.
– Myśmy nasze dziewczynki położyli dobrze przed dziesiątą! – wyszeptała zgorszona Jeżynowska, gdy wreszcie odzyskała mowę
– A my chodzimy spać o trzeciej rano! – pochwalił się pierworodny Judyty, dwunastoletni Janek
– O cieciej! – poparła go dwuipółletnia Hania.
– Przecież Hania jest już w piżamie, czy chociaż ona nie powinna spać? – zapytała Jeżynowska, starając się doszukać resztek logiki w tym tak obcym dla niej świecie
– Nie! – odpowiedziała Hania z rozbrajającym uśmiechem i wpakowała mi się z książką na kolana, każąc sobie setny raz tego dnia poczytać o Wyspach Bergamutach.
– Niesamowite! – Jeżynowska wykazywała kliniczne objawy rozległego szoku.

Syzyfowe prace Judyty
Judyta, w trosce o zdrowie psychiczne gości lub ze względów ambicjonalnych, postanowiła udowodnić, że panuje nad rozbrykanym żywiołem.
– Dzieci! – wrzasnęła przekrzykując wszystkich – Natychmiast wynocha do drugiego pokoju!
– Ale… – próbował negocjować Jasiek.
– Żadnego ale, do pokoju, już!
O dziwo, w ciągu najbliższych piętnastu minut udało jej się osiągnąć sukces. Zapanowała błoga cisza w domku na wsi, przez którą przebijało się jedynie kumkanie żab za oknem. Zwodnicza cisza. Ledwo siedliśmy do kolacji przy stole znienacka wyrósł kuzyn Franek. Najstarszy i najbardziej wygadany z całej czwórki.
– Upiekliśmy wczoraj ciasto – uprzedził jakiekolwiek zarzuty – może chcecie spróbować?
Nikt nie zaprotestował, więc natychmiast pojawił się Jasiek, współautor wypieku. Chłopcy zaczęli kroić ciasto. Na bardzo, bardzo, bardzo małe kawałki. Każdy otrzymał po niemal przezroczystym skrawku. Mimo ewidentnego skąpstwa częstujących, degustację zapamiętałem na długo, bowiem po raz pierwszy jadłem ciasto pokryte z obu stron galaretką. Prawdę mówiąc była to wyłącznie galaretka przełożona cieniutkim plastrem ciasta.
Zachęceni poczęstunkiem goście rozłożyli na stole albumy ze zdjęciami dokumentującymi ich ostatni wakacyjny pobyt we Francji. Jasiek z Frankiem już na dobre zadomowili się w kuchni, wkrótce dołączyła do nich Hania.
– Co jest?! Mieliście być w pokoju! – dość szybko w niesubordynacji potomstwa połapała się Judyta
– Ale mamo!

Sąsiednia izba, niczym puszka Pandory
Na nic zdały się protesty pierworodnego. Cała trójka została skutecznie wyproszona do sąsiedniej izby. W kuchni została tylko Zosia, która nie wiadomo kiedy pojawiła się z blokiem rysunkowym w ręku.
– Mamo, popatrz co narysowałam.
– Pięknie Zosiu, pięknie!
– Podoba ci się? O, jest ciasto, mogę?
– Możesz Zosiu, ale idź do pokoju!
– Dlaczego, kiedy Jasio i Franek są w kuchni?!
Rzeczywiście obaj chłopcy, korzystając z chwili nieuwagi Judyty, ponownie pojawili się w gronie dorosłych.
– Myśmy tylko chcieli się spytać, czy ciasto smakowało! – wykazał się wyjątkowym refleksem Franek.
– A co chcecie nas jeszcze poczęstować?! – prowokacyjnie zapytała Jeżynowska.
Nie, tego na pewno nie chcieli, więc w miarę karnie dali się spacyfikować. Gdy Judyta ocierała pot z czoła, po wydawało się kompletnym sukcesie, w oknie od strony podwórza pojawiła się na chwilę głowa małej Hani. Zanim zniknęła w ciemnościach, pomachała wszystkim rączką, wołając:
– Pa, pa, pa
Nikt nie zwrócił na nią uwagi, gdyż z sąsiedniej izby, niby z Puszki Pandory, co rusz wypadało kolejne dziecko, z kolejnym szalonym pomysłem. Judyta konsekwentnie wyganiała potomstwo z kuchni, lecz jej wysiłki można było zakwalifikować, jako syzyfowe prace. Gdy wreszcie wydawało się, że osiągnęła sukces i będziemy mieć chwilę spokoju, z podwórza dobiegł płacz Hani.
– Co ona tam wyprawia?! – zawołał Samiec Alfa wybiegając na zewnątrz
Po chwili wrócił z zapłakaną córką pod pachą.
– Wiecie co ona robiła ciemną nocą na podwórku? Jeździła na rowerku! Rozpłakała się, gdy wjechała w rosnącą obok pszenicę i nie mogła się z niej wydostać!
Jeżynowscy ze zgrozą spojrzeli na gospodarzy, na dzieci, które ponownie zjawiły się w kuchni, ostentacyjnie zebrali ze stołu albumy i wynieśli się twierdząc, że o północy, to oni chodzą spać. Dzieci szalały do trzeciej nad ranem.
Chcesz wiedzieć, jak zareagowali Jeżynowscy, gdy przeczytali ten wpis? Zajrzyj do artykułu „On to zaraz opisze„ |

może nie wykazywałabym takich oznak szoku jak Jeżynowska, ale jednak optowałabym za wcześniejszym chodzeniem spać pociech, szczególnie tej najmłodszej… pomimo wakacji… z czystego egoizmu i potrzeby spokoju… 🙂
Moja siostra jakoś to znosiła, nie wiem jak, ale jednak 🙂
Kurcze, a ja o ciecie to już niemalże wstaje 🙂 A co do wypadku w pszenicy, sama podobny przeżyłam, więc wiem jaka to trauma 🙂
Wiem, że wcześnie wstajesz 🙂 Widzę, że pszenica jest popularna wśród adeptów nauki jazdy na rowerku 🙂 🙂
Też miałam w rodzinie takie tornado, teraz to już dorosłe kobiety, ale ich rodzice mieli nerwy ze stali i tylko gościom ewentualnie gospodarzom (jeśli oni byli gośćmi) to przeszkadzało. W sumie podziwiam takich rodziców , bo ja uciekłabym od gromadki gdzie pieprz rośnie, albo zarządzałabym inaczej.
Sadzę, że to jest jakiś rodzaj specjalnej odporności, moja siostra spokojnie to tsunami wytrzymywała. Ja też bym uciekł 🙂
Siostra z biegiem lat sie uodporniła;-) Inaczej by zwariowała;-))))) Ja osobiscie nerwowa jestem najbardziej z powodu hałasu, który robia dzieciaki (jak jest wiecej niz jedno). One cicho to nie potrafią rozmawiać, no chyba ze cos „zmalują”;-) Stad jak jest cisza to znaczy ze cos sie stało;-))))
Tak, jak są dzieci i jest cisza, to zwiastuje nieszczęście 🙂
W sumie całkiem sympatyczne dzieci, tylko trochę sknerowate (przynajmniej jeżeli chodzi o ciasto).
Trochę sknerowate, to jest eufemizm 🙂
Jeju, mój syn miał problem z zaśnięciem, ale kiedy mamusia go przytuliła, to….odbywało się to w okamgnieniu. Może i z tą czeredką bym sobie poradziła? 😉
W końcu wychowałam dwóch braci 🙂
Może bys sobie poradziła, czemu nie 🙂 Dużo dzieci, to dużo pomysłów i nie chce się spać, tylko kosztować życia, potem jest odwrotnie…
Zapraszam do zabawy na moim blogu:-)
Dobrze, zaraz zobaczę, jaka to zabawa 🙂
3:30 nad ranem to moja godzina wstawania do pracy już od ponad 2 lat, więc tłumaczę dla normalnego zjadacza chleba jak odbieram ten wpis: według waszych standardów te dzieci szalały do typowej 7-8 rano
No tak, właściwie można by powiedzieć, że szalały przez całą noc 🙂
Nigdy nie chodziłam na żadne przyjęcia z dziećmi ,chyba że było to specjalne zaproszenie dla dzieciaków,dla dorosłych przyjęcie to dzieci nie miały wstępu,ze względów oczywistych nie takie rozmowy żarty nie dla uszu dzieciaków a i rodzico należy sie oddech.
Dzieci były miejscowe, goście przyszli bez dzieci.
Miewałem na wsi nawet tuzin takich gagatków i dawałem radę! 🙂
Niedawno nas jeden z nich odwiedził – ma już żonę o dwójkę dzieci.
Zwierzył mi się, że nie ma pojęcia jakim cudem ja to wszystko ogarniałem? 🙂
Ogarnięcie takie tłumu, to jest ważna umiejętność. Nie każdy ją posiada. Nie dziwię się podziwowi młodego człowieka 🙂