Wąską szosą czasami przemykał samochód, lecz częściej była ona kompletnie pusta. Niepotrzebnie obawialiśmy się zbytniego hałasu, gdy poprzedniego dnia zatrzymaliśmy się na biwaku koło mostu. Nagle koła na asfalcie zaturkotały w odmienny sposób. Wszyscy odwrócili głowy, aby podziwiać wóz konny, na którym podróżowało starsze małżeństwo:
– Hipsterzy, normalnie hipsterzy! – szepnął ktoś z nabożnym podziwem
Od bardzo dawna nie widziałem na szosach wozów konnych, ale cóż byliśmy na Warmii, miejscu, gdzie przeszłość miesza się z teraźniejszością…
Zorganizować spływ na Łynie…
…jest dość prosto, oczywiście, jeżeli nie wybieramy się do rezerwatu, gdzie pozwolenia na pływanie są bardzo rygorystycznie reglamentowane. Wypożyczalni nie brakuje, a ze strony powiatu lidzbarskiego można pobrać darmowy przewodnik po rzece w formacie pdf (wydany w 2012 r.). Na Łynie całkiem niedawno wybudowano bardzo przyzwoitą infrastrukturę specjalnie przygotowaną na potrzeby kajakarzy. Najdalej co 20 kilometrów zostały utworzone przystanie z pomostami, stojakami na kajaki, wiatami chroniącymi od deszczu, toaletami i miejscami wyznaczonymi na ognisko.
Spływ na Łynie – przystanie kajakowe w praktyce
Bardzo przydatna inwestycja na rzece, na której nie tak łatwo wyjść na brzeg. Jednak przy bliższym kontakcie wychodzą denerwujące, być może drobne, ale za to bardzo utrudniające życie rozwiązania. Nie wiem, jaki durnowaty przepis prawa wpłynął na fakt, że wszędzie straszy znak zakazu kąpieli. Podobne zakazy obowiązują na wszystkich przystaniach kajakowych w całym kraju. Fatalną praktyką jest stanowienie prawa, którego nie da się egzekwować. Takie postępowanie skutkuje brakiem szacunku dla prawa w ogóle. Kajaki są nierozłącznie związanie z kąpielami – trzeba jakoś się umyć, czy zwyczajnie schłodzić wodą po upalnym dniu. Równie „mądry” byłby zakaz tankowania na stacjach benzynowych.
Część z przystani tak naprawdę nie posiada miejsc na…. biwakowanie. Po prostu nie ma gdzie rozstawić namiotów. Problem dotyczy głównie przystani miejskich (Dobre Miasto, Olsztyn), ale też niektórych wiejskich (Cerkiewnik).
Niestety, czasami przystanie kajakowe okoliczna ludność wykorzystuje do zorganizowania zakrapianych imprez. Na jednej z nich przywitały nas pijackie krzyki oraz zawzięte kłótnie pomiędzy uczestnikami biesiady.
- – Chodź się bić, chodź się bić – krzyczał, a właściwie bełkotał zadziornie jeden do drugiego
- – No dawaj, bijmy się!
- – Ale, jak mam cię bić, kiedy ty nawet nie wstałeś?
Na szczęście była to agresja skierowana wyłącznie do siebie nawzajem, w stosunku do nas byli bardzo grzeczni i starali się służyć pomocą. Co prawda to niesienie pomocy wyczerpało do cna niektórych biesiadników, ale kompani odholowali ich do wsi.
Kwestia czystości
Patrząc na zwały śmieci zalegające w koszach, mieliśmy wątpliwości, czy ktokolwiek te przystanie sprząta, ale gdy minął weekend musieliśmy odszczekać nasze zarzuty…
Wczesnym świtaniem coś zawarczało, zazgrzytało i przez dłużą chwilę charczało w pobliżu mojego namiotu. Gwałtownie wyrwany ze snu, nie od razu zorientowałem się, że właśnie tuż obok parkuje ciężarówka. Ale co u licha ona robi na biwaku kajakowym? I dlaczego przed 5 rano?! Kolejne odgłosy – bulgotanie, syczenie i powarkiwanie oraz szum wody uświadomiły mi, że to ekipa czyszcząca toalety – toi, toi. Pohałasowali 15 minut i odjechali. Mogłem spać dalej.
Kilka godzin później, gdy kończyliśmy śniadanie, pojawiło się następne auto. Tym razem była to ekipa dbająca o czystość pozostałych elementów wyposażenia biwaku – zbierali wszelkie śmieci oraz obficie podlewali chwasty roundapem.
Panowie byli niezwykle towarzyscy, więc szybko nawiązali dłuższą rozmowę z Matka Spływu, która uwielbia pogawędki ponad wszystko. Nic dziwnego, że wypłynęliśmy godzinę później, niż pierwotnie planowaliśmy. Na kolejnym biwaku, gdy panowie od sprzątania pojawili się ponownie, witali się z nami, niczym ze starymi znajomymi. Matka Spływu musiała jednemu wpaść w oko, bo wychodząc z auta powiedział podekscytowany do kolegi:
– Ty chodź, jest tutaj ta laska w zielonych okularach!
Dzięki tej uwadze, osobisty mąż Matki Spływu wreszcie dostrzegł zielone okulary swojej żony.
Więcej o Matce Spływu i o zwyczajach kajakarskich przeczytasz w artykule o Gwdzie. Tam też dowiesz się dlaczego Hegemon jest hegemonem |
Spływ na Łynie – charakterystyka rzeki
Łynę poznałem na dolnym odcinku – od Olsztyna, aż do miejscowości Rogóż. Jest to rzeka niepodobna do innych. Za Olsztynem wartka, w miarę upływu kilometrów się uspokaja i potem aż do Cerkiewnika nurt pozostaje praktycznie niezauważalny. Można odnieść wrażenie, że to nie rzeka, lecz bardzo długie i wąskie jezioro. Od Cerkiewnika Łyna przyśpiesza, by za Dobrym Mistem stać się naprawdę wartką rzeką. Zaskakuje niespotykana głębokość – dwa kroki od brzegu można stracić grunt pod nogami i wpaść w ponad dwumetrową głębinę! Największą wadę stanowią niedostępne brzegi – poza wyznaczonymi przystaniami, praktycznie nie ma szans, aby znaleźć miejsce na rozstawienie kilku namiotów. Sporo też elektrowni, przy których trzeba przenosić kajaki brzegiem. Przeważnie nie jest to uciążliwe, za wyjątkiem Dobrego Miasta. Tam nie dość, że targa się ciężki sprzęt kawał drogi, to na dodatek zejście do wody jest koszmarnie zaniedbane, całe usłane szkłem z potłuczonych butelek. Ogromny kontrast w stosunku do wymuskanej przystani, gdzie wyciągaliśmy kajaki z rzeki.
Rzeka ptaków
Już na pierwszym odcinku zaskoczyły mnie kaczki. Zamiast zerwać się do ucieczki z rozpaczliwym kwakaniem, spokojnie podpłynęły do kajaka, a na ich dziobach wyraźnie rysowało się żądanie wydania posiłku.
Lecz wiadomo kaczki coraz bardziej oswajają się z widokiem człowieka, ale gdy inne gatunki doskonale ignorowały naszą obecność, doszedłem do wniosku, że Łyna jest jakaś inna. Czapla siwa, bardzo płochliwy ptak, z wielką niechęcią zerwała się do lotu, gdy pierwsze kajaki prawie szorowały po jej stopach, a kormoran wręcz pozował mi do zdjęć. Przez jakiś czas krążył też nad nami bielik. Dla fotografa przyrody – Łyna to istny raj.
Na blogu znajdziesz więcej informacji o spływach i kajakach. Możesz przeczytać artykuł o pakowaniu lub organizacji spływu. Dowiesz się też, jak pływa się na Warcie i Liswarcie oraz organizuje spływy na Białorusi. |
Spływ na Łynie – podsumowanie
Łyna, jak każda rzeka ma swoje zalety, jak i wady. Największą z zalet stanowi region przez który płynie – Warmia niezaprzeczalnie jest przepiękną krainą. Świetnym rozwiązaniem są przystanie, pomimo kilku denerwujących wad (najładniejsza w Łaniętach). Cieszy mała ilość kajaków na rzece – w środku wakacji natknęliśmy się tylko na jeden spływ. Uciążliwa jest niedostępność brzegów, na niektórych odcinakach problemem jest znalezienie skrawka dostępnego lądu w celu załatwienia potrzeb fizjologicznych.
Znacie i lubicie Warmię? Ktoś z was organizował kiedyś spływ na Łynie? A może na innej warmińskiej rzece? Podzielcie się swoimi wrażeniami w komentarzach.
Warmię znam nieźle. Sporo tam bywałem, ale kajaki to jedynie na zalewie wiślanym.
Jeżeli wielokrotnie tam byłeś, to znaczy, że ci się podobała 🙂
Bardzo! Od czasów harcerskich, a ostatnio z rodziną tam wpadam co jakiś czas.
Fantastyczne krajobrazy, takie sielskie 🙂
Warmia krajobrazowo jest bezbłędna 🙂
Płynąłem tym szlakiem zanim wybudowano te przystanie i zanim oczyszczalnia ścieków w Olsztynie zaczęła wreszcie działać tak, jak powinna. Wtedy nie poleciłbym tego odcinka nikomu, choć momentami jest naprawdę malowniczy (co widać np. na ostatnim zdjęciu)! Poleciłbym natomiast bez wahania Łynę przed Olsztynem, ale tylko tym, którzy nie zrażają się milionem przenosek i innych, tego typu atrakcji.
Wiem, że kiedyś to był bród i syf. Dlatego dawniej nawet nie myślałem wybierać się na Łynę, ale teraz spokojnie – czyściutko, bez obaw można się kąpać. Słyszałem, że ten odcinek przed Olsztynem jest lekko hardcorowy, ale nie miałem okazji sprawdzić.
W ciepły, słoneczny dzień, to raczej miła zabawa, a i widoczki znacznie ciekawsze:)
Ja też preferuję trudniejsze rzeki, ale czasami i na łatwą warto się udać 🙂
Cudna ta furmanka! Kiedy byłem mały, to mieliśmy taką… Ech, łza się w oku kręci…
Furmanek teraz nie ma. Są wozy, czasami je widać, ale furmanek już się nie spotyka
U nas czasem, choć rzadko można taki wóz spotkać, a niektórzy wożą tym turystów 😉
Kaczki żebraczki to chyba swojski widok na wszystkich akwenach, zauważyłam nawet, że wróble to już chodzą po stolikach przed Mac Donaldem i trzeba je odganiać, żeby frytek nie wyjadły 😉
Zakazy pływania i biwakowania to chyba na wyrost, w razie czego lokalne władze mogą powiedzieć, że ostrzegały…
Fajne te spływy, przyrodniczo i towarzysko 🙂
Kaczki w mieście są oswojone, ale do tej pory na rzekach uciekały wszystkie. Dlatego te mnie tak zaskoczyły. A spływy są super pod każdym względem 🙂
Zazdroszczę ci tej natury i warmińskiego krajobrazu. Kilka lat temu uczestniczyłam z moim nieletnim w spływach po naszych jeziorach, ślesińskich i licheńskich. Wszystko pięknie, ale po zacumowaniu do brzegu czekało na mnie auto. Zmiana biegu była dla mnie wtedy wyzwaniem
https://goodmorning73.blogspot.com/
Na jeziorach trzeba się nielicho nawiosłować, to potem ręce bolą i zakwasy mogą też się zrobić. Na rzekach mniej wiosłujesz, więc ręce aż tak nie bolą
Powinnam spróbować Wartą. Zdjęcia podeślę.
Pozdro
zolza73.blogspot.com
goodmorning73.blogspot.com
Na Warcie na pewno będzie lepiej, ale trzeba uważać, aby nie trafić na niski stan wody, bo wtedy kajak ociera się o mielizny…
Łyna kojarzy mi sie tylko z cudowną ksiażką z dzieciństwa – to były basnie z Warmii i Mazur. Jakoś często nieszczęśliwie zakochane dziewczyny topiły się w Łynie…
Na szczęście, żadna ze spływowiczek się nie utopiła…
Warmińscy hipsterzy są najlepsi z całego opisu spływu. Przypomniało mi to wizytę u rodziny na wsi, gdzie młodzi mają pobudowane nowoczesne domy, a prababcia (z własnego wyboru) mieszka w starej drewnianej chacie bez bieżącej wody. I jest jej tak dobrze, nowoczesne wynalazki to nie dla niej. Chociaż, gdy piekielna maszyna zabiera ją do kościoła, to jest zadowolona.
Starsi ludzie już tak mają, mogą żyć bez bieżącej wody, czasem nawet bez prądu, ale z dobrodziejstw podwózki autem chętnie korzystają 🙂
No i fajnie, że Matka Spływu pojechała tam z mężem. 😉 .
Ona zawsze jeździ z mężem 🙂
Warmia i Mazury jakoś nigdy mnie nie pociągały. Na wakacje zawsze wolałem albo morze, albo góry.
Byłem tylko w Mrągowie i Giżycku, jeśli chodzi o te tereny.
Kajakiem pływałem chyba tylko raz w życiu jako dziecko, ale jak patrzę na Twoje zdjęcia i czytam post, to chyba musi to być świetna zabawa i przygoda 🙂
Pozdrawiam
Kajaki, to świetna przygoda, ale znam ludzi, którym się nie podobają. Trzeba spróbować, aby wiedzieć. Mazury są dla mnie zbyt ludne, ale Warmię bardzo lubię – jeden z najpiękniejszych rajdów rowerowych miałem właśnie na Warmii 🙂
Bardzo mi się podoba twój sposób opowiadania o swoich podróżach – wciąga bez reszty. Wyobrażam sobie okolice nad Łyną dzięki tobie, bo niestety nigdy tam nie byłam. Szczerze mówiąc Warmia jest mi mało znana, a widzę, że to błąd bo jest tam bardzo pięknie. Zdjęcia zrobiłeś bardzo ładne – tchną spokojem, którego tak bardzo potrzebuję. Pozdrawiam ciebie i matkę Spływu:)
Warmia jest niewątpliwie piękną krainą. Często tam nie bywam, ale jeszcze niegdy mnie nie rozczarowała. Jest tam, jak to dobrze ujęłaś, wiele spokoju
Cieszę się, że spodobały Ci się zdjęcia i sposób pisania 🙂
Pozdrawiam 🙂