Spis treści
Żdiar po raz pierwszy
Żdiar za pierwszym razem ujrzałem wyłącznie z okien autobusu. Byłem w wieku wczesnolicealnym, dookoła panoszył się komunizm, a państwo nazywało się Czechosłowacja.
Siedzieliśmy i przez brudne szyby obserwowaliśmy biegnącą na przystanek kobiecinę. Nie szło jej łatwo, gdyż pod pachami ściskała dwa dorodne arbuzy. Nielada zdobycz, jak na owe czasy. Przystanek znajdował się na górce, a kobieta biegła z dołu, od wsi i już trochę poczerwieniała z wysiłku na twarzy. Gdy niemalże dotarła do celu, popełniła błąd i jeden z arbuzów wymknął się jej. Owoc systematycznie nabierając prędkości toczył się po pochyłości, radośnie podskakując na wybojach. Kobiecina przez ułamek sekundy zawahała się – autobus czy arbuz, jednak po chwili odwróciła się na pięcie i rzuciła w pogoń za uciekinierem. Wszyscy pokładali się ze śmiechu. Kierowca również. Być może dlatego zaczekał na kobietę na przystanku.
Żdiar po raz drugi
Drugi podejście zaliczyłem tuż po przemianach ustrojowych. Komunizmu formalnie już nie było, lecz w duszach i umysłach ludzkich jeszcze tkwił głęboko zakorzeniony. W Żdiarze spędziłem tydzień usiłując jeździć na nartach. Nie był to udany wyjazd. Dziurawe stoki, kilka rachitycznych wyciągów, z czego większość i tak nie była czynna, nie pozostawiły dobrych wspomnień. W porównaniu, nasz polski Szczyrk wydawał się być prawie alpejskim kurortem.
Później to Szczyrk przez całe lata bardziej przypominał zaniedbane muzeum, a słowackie ośrodki inwestowały co roku, zmieniając się nie do poznania.
A Żdiar? To już zupełnie inna bajka, niż przed laty. Nie wiem jakiego oni tam zatrudnili czarodzieja, ale zmieniło się wszystko. Przede wszystkim ludzie. Z gburowatych ponuraków wyrośli życzliwi i uśmiechnięci, chętni do rozmowy na każdym kroku. Pokoje na kwaterze bardziej przypominają salony, niż to, co się zazwyczaj wynajmuje turystom. Wieczorem jest gdzie się wybrać na piwo oraz moją ulubioną czosneczkową, a narty… o nartach będzie trochę dalej.
Żdiar po raz trzeci – przygotowania
Trzecie podejście do Żdiaru miało wymiar symboliczny. Jak się później okazało, był to ostatni wyjazd, który ojciec spędził jako narciarz na stoku. Zresztą do samego końca nie było wiadomo, czy rodzice w ogóle ze mną pojadą. Początkowo na zdrowie narzekał tata, który w górach miał świętować 80 urodziny.
– Cały czas boli mnie ręka, ta którą sobie na jesieni złamałem. Nie sądzę więc, abym mógł jeździć na nartach – uskarżał się na kilka dni przed wyjazdem.
– Czyli nie zabieramy taty nart?
– Zabieramy, zabieramy! Może raz lub dwa wybiorę się na stok na jakąś godzinkę.
– Tatuś potraktuje ten wyjazd wypoczynkowo i będzie ze mną chodził na spacery – wtrąciła się mama.
Pamiętając ostatnią zimową przebieżkę, jaką ojcu w poprzednim roku w górach zafundowała mama, to już zacząłem się martwić. Tata wrócił ledwie żywy, padł na łóżko i z trudem zwlókł się na kolację. Żadne narty nigdy go tak nie wykończyły, jak wypoczynkowy spacerek z mamą.
Ciężka choroba mamy
Gdy tata poczuł się lepiej, zadzwoniła do mnie mama. Na dzień przed wyjazdem.
– Hegemonie, chciałam ci powiedzieć, że mam katar!
– Rozumiem i…?
– No, mam katar! – powtórzyła dobitniej
– Zdarza się, ale co ja mam z tym zrobić?
– Nie boisz się?
– A czego mam się bać?
– Że was pozarażam?
– Nadal nie rozumiem czego mam się bać?
– Aha, nie boisz się? Hmmm…, to chyba pojadę z wami w góry…
Następnego dnia o poranku, tata wsiadał do auta radosny jak skowronek, natomiast mama wyglądała, jak zwleczona z łoża boleści. Całą sobą demonstrowała „Patrzcie, jaka ja jestem chora i jak cierpię!”. Opatulona od stóp do głowy w ciepłe ubrania, z chustką przy nosie, przez całą podróż prawie się nie odzywała. Od czasu do czasu tylko odbierała telefon i wtedy tłumaczyła swojemu rozmówcy:
– Tak, tak, jadę w góry, ale nigdzie nie będę wychodzić, jestem tak chora, że nie ma mowy, abym gdzieś się ruszyła. Będę tylko leżała w łóżku, być może ostatniego dnia pozwolę sobie na mały spacer po okolicy, ale nawet na to są nikłe nadzieje…
Gdy zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej w Suchej Beskidzkiej, mama z utęsknieniem spojrzała na góry i rzekła:
– Ach, jak tu pięknie! Tak chętnie by się pohasało po polanach, ale ja nie mogę sobie na to pozwolić! Najprawdopodobniej najbliższy tydzień spędzę w łóżku! Mam nadzieję, że będę chociaż przez okno miała widok na góry!
Gdy dotarliśmy na miejsce, ton wypowiedzi mamy uległ pewnej zmianie.
– Może jutro, jak będzie ładna pogoda, wybiorę się na mały spacerek wokół domu, ale nawet takie wyjście to byłoby szaleństwo, po prostu czyste szaleństwo!
Pierwszego dnia mama pozwoliła sobie na godzinny spacer. A potem? Potem zupełnie zapomniała o chorobie. Od rana chodziła na wycieczki, które kończyły się tuż przed zachodem słońca, a ostatniego dnia wróciła dopiero po zapadnięciu zmroku.
Ždiar i Bachledova Dolina.
W Żdiarze można szusować na nartach w dwóch ośrodkach ulokowanych na przeciwległych krańcach miejscowości. Strednica niczym specjalnym nie zachwyca, krótkie stoki, wyciągi wyłącznie orczykowe.
Natomiast w Bachledowej Dolinie znajdziemy stacją narciarską z prawdziwego zdarzenia. Dziesięć kilometrów tras wytyczono na południowym i północnym zboczu Magury Spiskiej. Na południu królują szlaki łatwe, niebieskie, na północnym znacznie trudniejsze, przeznaczone dla bardziej wymagających narciarzy. Większość tras zjazdowych jest długa, można poczuć zmęczenie w nogach, zanim w polu widzenia pojawi się dolna stacja wyciągu. Jest też trasa czarna, lecz powiedzmy sobie szczerze, jej kolor wynika bardziej z zabiegów marketingowych, niż z realnego wyzwania. Dwa wyciągi krzesełkowe, kilka orczyków i żadnego czekania w kolejce, co na Słowacji jest standardem. Tak samo, jak darmowe parkingi. Dzieci mają do dyspozycji specjalnie dla nich przeznaczoną strefę, starsi, spragnieni wrażeń, mogą się wybrać na tor saneczkowy lub tubingowy (zjazd na pontonach). Dodatkowo w cenie biletu całodobowego oferowana jest jazda nocna, a miłośnicy nart biegowych, tacy jak ja, też powinni czuć się dopieszczeni – przygotowano dla nich 20 kilometrów tras. W pakiecie dostarczane są też rozległe widoki. Z jednej strony na malownicze Tatry Bielskie, z drugiej na Trzy Korony i pasmo Pienin.
Do Bachledowej kursuje darmowy skibus. Nie trzeba biegać na żaden przystanek, tylko wychodzi się przed dom z nartami i macha ręką. Bez machania też się zatrzymuje.
Ždiar i Bachledova Dolina
W ostatnich latach rejon ten nie zapomniał o rozwoju. Jednym z najciekawszych jest „Ścieżka w koronach drzew Bachledka”. Drugim jest otwarcie w 2019 r. 10-osobowej kabinowej kolejki linowej, która zastąpiła stary wyciąg.
Tata szaleje na nartach
Tata, który miał nie jeździć na nartach, tylko spacerować, już pierwszego dnia był gotów do jazdy. Na stoku wytrwał tak samo długo, jak pozostali, chociaż mama przed wyjściem sugerowała:
– Dla tatusia najlepiej by było, aby usiadł sobie na ławeczce pod wyciągiem i obserwował, jak inni jeżdżą.
Pobożne życzenia. Pierwszego dnia tata jeździł jeszcze ostrożnie, trzeciego wybrał się już na czarną trasę.
Czy po tygodniu jeżdżenia Bachledowa nie znudzi się? Nie wiem. Jak zwykle nie byłem w stanie usiedzieć na jednym miejscu i musiałem spenetrować pobliskie stoki na Łomnicy, w Szczyrbskim Jeziorze oraz w polskim Jurgowie.
Ždiar i Bachledova Dolina – podsumowanie
Na Słowacji kwater zazwyczaj nie szukam za pośrednictwem serwisów wyspecjalizowanych w gromadzeniu noclegów, które preferują drogie pensjonaty i hotele. Tańsze, ale wcale nie gorsze, kwatery znajdziemy na stronach poszczególnych miejscowości:
Strona Żdiaru: www.zdiar.sk (noclegi w zakładce „Ubytovanie”)
Strona Bachledowej Doliny: http://www.skibachledova.sk
Zachęcam do polubienia – Dawid Lasociński PodRóżnie 🙂
po pierwsze – uważam, że wykazałeś się ogromnym bohaterstwem nie bojąc się mamy z katarem, wszak wiadomo nie od dziś, że katar dla mężczyzny jest chorobą śmiertelną… 🙂
po drugie – jednocześnie wykazałeś się brakiem jakiegokolwiek zrozumienia dla cierpienia własnej matki (choć mogę zrozumieć, że przez wszystkie lata uodporniłeś się na Jej narzekania..) 🙂
po trzecie – nigdy nie byłam (i nie jestem) miłośniczką gór, nigdy nie jeździłam (i nie zamierzam jeździć) na nartach, co nie oznacza, że nie zachwycają mnie Twoje zdjęcia … jak zawsze przepiękne
miłego dnia Hegemonie …
No tak, na mamę zdołałem się już w jakimś stopniu uodpornić, szczególnie na przeróżne fanaberie chorobowe 🙂 Jestem zmutowanym mężczyzną, ponieważ katar na mnie nie działa. I dzięki za docenienie zdjęć 🙂
Tylko mężczyzna może nie zrozumieć dyskretnej aluzji, że jak mama ma katar, to znaczy, że tata nie powinien jechac w góry, bo to dla niego zbyt męczące;)
Nie byłam na Słowacji, mam bliżej do Czech, ale chciałabym, chciała, tylko na nartach niechętnie, najchętniej łażę, ale to biegaczom na trasie przeszkadza – im sie wydaje, że góry zimą sa tylko dla nich:(
Na Słowacji nie ma tylu biegaczy, co w Czechach, a jest naprawdę gdzie połazić, nawet zimą. Na Słowację, szczególnie zachodnią, nie masz aż tak daleko, a jest to kraj równie piękny, jak Czechy 🙂
Widzę, że doskonale rozumiesz aluzje mojej mamy, ale wiesz, u niej nigdy nie są to aluzje delikatne 🙂
Góry uwielbiam i wcale się nie dziwię rodzicom, że wykorzystali każdą minutę pobytu w tym pięknym miejscu. A swoją drogą można im pozazdrościć kondycji.
No kondycję rzeczywiście mają, chociaż oboje już po 80.-tce. A góry są piękne, zawsze…:-)
Skibus..?????? Człowiek uczy się przez całe życie… 🙂 Wiesz, że nigdy nie miałam nart na nogach? O łyżwach nie wspominając 🙁
ja się zastanawiam jakim cudem tatuś wytrzymał z mamusią te wszystkie lata. To musi być MIŁOŚĆ 😉
Narty, łyżwy, to przecież uroki zimy, a Ty nigdy nie miałaś żadnych na nogach? Nawet jako małe dziecko?! Przyznaj się proszę, że chociaż na sanki chodziłaś!!!! 🙂
A tata, który jest typem obowiązkowego zadaniowca, do mamy bardzo dobrze pasuje – ma za zadanie się nią opiekować. Być może to jest właśnie miłość 🙂
No nie miałam ani tego ani tego… ale na sankach bywałam 🙂 bywałam 🙂 Ze sportów zimowych uprawiam tylko odśnieżanie ;P Niestety.
tatuś zadaniowiec? 😀 Najwążniejsze, to stawiać sobie w życiu zadania i cele do osiągnięcia 😉
No dobrze, że chociaż na sankach jeździłaś, bo już zaczynałem się martwić… 🙂
Gdybym nie znała postaci Twojej mamy z innych wpisów i gdybym nie wiedziała, że potrafi wykazać się nieraz i poczuciem humoru i talentem narratorskim i wieloma innymi pozytywnymi cechami, to bym teraz sobie mogła pomyśleć, że ma ona pewne znamiona „nieszczęśnicy”. Ale sobie tak nie myślę 🙂
Natomiast nie wiedziałam, że Twój taka ma już tak zasłużony wiek. Brawo dla niego, że wciąż jest taki aktywny życiowo!!!
Do Czech na narty muszę się kiedyś wybrać. A na razie podziwiałam Twoje zdjęcia 🙂 🙂 :-).
Dobrej nocy!
Mama ma kilka cech z nieszczęśnicy, ale generalnie nie znam osoby bardziej zadowolonej z życia i potrafiącej cieszyć się z małych przyjemności. Moi rodzice oboje są wiekowi, a tata dodatkowo po zawale i udarze, a jeszcze do niedawna śmigał na zjazdówkach. Teraz nie ma na to siły, ale jazdy na rowerze nie odpuszcza 🙂
A narty polecam na Słowacji (chociaż w Czechach też są świetne miejsca na „białe szaleństwo”). Jak będziesz potrzebować, to się podzielę adresami dobrych i tanich kwater, ale tylko mailowo, bo publicznie ujawniać nie będę 🙂
Podziwiam bo dla mnie caly dzien spedzony z rodzicami to wyczyn, a za 2 dni to jakas nagroda by mi sie nalezala:) mama gada non stop, byle peplac, ojciec rzadziej, ale oboje na raz do mnie mowia i w ogole nie widza ze sluchanie utrudnione:) no i nie sluchaja co sie do nich mowi. Wiec wyrazy szacunku:) spotkania na pol dnia to najlepsze rozwiazanie, kazde dluzsze to juz …. ogromnej cierpliwosci wymaga:)
Wiesz, u mnie jest bardzo podobnie. Ale gdy ich zabieram na wyjazd, to oni wtedy bardziej zajmują się sobą i nawet trochę izolują od otoczenia (bo jadą też moi znajomi). Chodzą na długie spacery, a jeżeli udzielają się towarzysko wieczorami, to ten kontakt jest rozłożony na wiele osób, a nie tylko mnie samego. Jak pójdę do nich z wizytą, to jest gorzej – wytrzymam max 2 godziny…
No tak….. w tym roku Wigilia u moich rodzicow sie szykuje, ale to raptem kilka godzin. W zesxlym roku zabralismy ich do tesciow i spedzilismy wspolnie 3 dni… stad w tym roku tylko wspolny wieczor:) Na dluzej sil brak:) Gdyby to lato bylo to zawsze na dwor mozna, a w zimie, nawet przy ladnej pogodzeie 2 godzinki na dworze to max….. Ale raz kiedys nie zawsze:)
Wigilia to taki czas, dla rodziny, nawet jak dłuższy pobyt w gronie rodzinnym jest nie do wytrzymania… Moi rodzice nie raz mnie złościli i doprowadzali do rozpaczy, jednak znalazłem na nich sposób – nie denerwuję się, tylko słucham, dzięki czemu mam o czym pisać 🙂
Bardzo lubię czytać o Twoich rodzicach!
Jeszcze do tego razem wyjechaliście w góry….Wow 😉
W ogóle mam wrażenie, że masz bardzo energicznych rodziców. Tę cechę charakteru czyli ciekawość świata przekazali Ci w genach 😉
Serdeczności Hegemonie 🙂
Moi rodzice są bohaterami wielu opowiadań, tylko niewielką ich część tutaj zamieściłem 🙂 Są bardzo energiczni i rzeczywiście tę ciekawość świata mam po nich 🙂
Pozdrowienia 🙂
Bardzo udani Ci Twoi rodzice 🙂
W zdjęciach można się jak zwykle zakochać… 🙂
Oj, tak, moi rodzice są niezwykle udani, bez nich pewnie połowy wpisu na blogu by nie było 🙂 A uznanie dla zdjęć, zawsze sprawia mi dużo radości 🙂
Fajnych masz rodziców! takich.. pozytywnych 😀
a co do Suchej Beskidzkiej i tego CPN to mam niezłe wspomnienia 😀 😀 😀
Nigdy nie byłam w górach ani na nartach.. tak Ciebie czytam i mi się marzy…
Jeżeli dobrze pamiętam, to w Suchej Beskidzkiej coś zostawiliście, tak??? I ciekawe, że mówisz CPN, popatrz, jak ta nazwa w naszych umysłach się utrwaliła, chociaż od lat jest to Orlen, BP, Statoil czy inny Shell. Zupełnie, jak adidasy dla wszelkiego obuwia sportowego…:-)
Narty, to bardzo fajny sport, niestety, w wersji zjazdowej to też drogi sport…
Prawie trafiłeś;d
W Suchej nas olśniło że dokumenty w Wadowicach zostały 😀 gdyby nie to to pewnie aż w Gdańsk by nas oświeciło 🙂
A bo ja już nie nadążam.. poza tym na terenach wiejskich to nadal często są anonimowe Stacje…
Czyli potomni będą to zwali „olśnieniem w Suchej Beskidzkiej” 🙂 To mieliście wiele, wiele szczęścia…
Jest to jedna z wielu miejscowości na Słowacji do której chętnie wracam. Mamy stałą sprawdzoną bazę noclegową. Czasami bywamy 3 razy w roku na nartach. Gdy w RP nie jest zbyt ciekawie jeżeli chodzi o warunki na stokach, tam zawsze jest lepiej. Dobrze przygotowane, nocą naśnieżane, ratrakowane. Można liczyć na 20% zniżki z tytułu zakwaterowania w Zdiarze (nikt tego na ogół nie sprawdza, chyba raz tylko musiałem podać gdzie mieszkam. Trzeci stoczek, zawsze na rozgrzewkę to Strachan, obok pensjonatu. Latem natomiast zniżki za zakwaterowanie, też często na majówkę. Przy dosyć poprawnej komunikacji nie ma potrzeby korzystamnia ze swojego samochodu, chybaże… Czytaj więcej »
Dzięki za te informacje, cieszę się, że nie tylko ja jestem miłośnikiem słowackich gór i Żdiaru. Zapomniałem o tej zniżce z racji zamieszkania, rzeczywiście 20%, to naprawdę spory upust. Muszę zaplanować jakiś letni wypad – chodzić po górach lubię tak samo, jak jazdę na nartach.
Trochę to wszystko bez sensu – powierzchowna notatka, brak tak podstawowej informacji jak choćby orientacyjne ceny. Poza tym mowa o nartach zjazdowych i biegowych, a na zdjęciu narty z wiązaniami turowymi. Dla laika nie ma znaczenia ale to tak jakby do artykułu o rajdach dodać zdjęcie bolidu Formuły 1. Z kolei na innym zdjęciu widok na Tatry od południa, z rejonu zupełnie nie związanego z opisywaną okolicą. Obniża to rzetelność wpisu.
Cennika nie podaję, ponieważ to nie jest przewodnikowy wpis. Ceny się zmieniają, dlatego dołączyłem adresy stron, na których aktualne cenniki można sprawdzić. Bolidem formuły 1 w rajdach nie pojedziesz, natomiast narty tourowe można bez problemu używać, jako zjazdowe – przecież służą one nie tylko do podchodzenia, lecz do zjazdów również. U nas w grupie kilka osób, łącznie ze mną, korzysta wyłącznie z nart tourowych, również do klasycznej jazdy na stoku z wyciągami. Zdjęcie przedstawia rzeczywiście góry od południa, zostało zamieszczone we wstępie do dwóch części wpisu – cały artykuł został podzielony na dwie notki. Pozdrawiam i dziękuję za uwagi.
Do Zdziaru trafiliśmy zupełnie przez przypadek, szukaliśmy czegoś blisko Polski z nadzieją, że będzie mniej narciarzy na stoku. I udało się. Znaleźliśmy fajne miejsce i takim sposobem od 6 lat w każde ferie jesteśmy w Zdziarze i okolicach. Miejscowość z roku na rok się zmienia i to na korzyść. Jeżeli chodzi o stoki to myślę, że nie są dla super wybitnych narciarzy, ale każdy znajdzie coś dla siebie żeby się fajnie pobawić. Stoki w Zdziarze to: Strachan, Strednica, niedaleko Bachledowa, Jeziersko i troszkę dalej Tatrzańska Łomnica i Smokowiec. Wynajmujemy zawsze cały dom, bo jedziemy tam zawsze z paczką przyjaciół czyli… Czytaj więcej »
Jak ja Tobie zazdroszczę tej paczki przyjaciół 16-17 osób. Mnie tylko raz udało się taką grupę zebrać, zazwyczaj organizuje się tak około 10 osób. Pozdrowienia dla babci- 95 lat, piękny wiek i po raz pierwszy w góry? Też bym się cieszył, jak dziecko. Udanego wyjazdu Wam życzę i dobrej zabawy, pozdrówcie góry ode mnie 🙂
do Macka, wejdź na http://www.onthesnow.sk/slovensko/lyziarske-strediska.html , a tutaj zobaczysz wiele informacji, np http://www.skibachledova.sk/ – na zimę i lato. Kwatery, cenniki, sa indywidualne, zależne od pory roku – sylwester najdroższy – z wcześniej podanej strony można również takie informacje uzyskać
Dzięki za znalezione linki 🙂 Mam nadzieję, że wszystkim zainteresowanym pomogą.
a co to jest ” Strediska ” ???
jeżdżę do Żdiaru od kilkunastu lat , od kilku również w zimie na narty
i nie słyszałam o takim miejscu………….
może miałeś na myśli Srednicę ??
Miałem na myśli Srednicę, a dlaczego z niej wyszło Strediska, to nie wiem… Dzięki za znalezienie błędu 🙂
„Wczesnolicalnych”. 😉
Jadę tam w te ferie z żoną i córką. Wcześniej też już bywałem – lato, zima. Potwierdzam urok miejsca. Z Bachledowej rewelacyjne widoki na Tatry Bielskie (wieża widokowa na Magurze). Niestety z ratrakowaniem bywa różnie. Tak do 12 jest super, ale po południu to bardziej dla amatorów „walki o życie”. Mam na myśli Bachledową, zwłaszcza od strony Jezierska, bo np. Strachan, choć stoczek niedługi i łatwy, cały czas jest równy jak stół. Jak już wspomniano, dobry na rozkręcenie. Na Strednicę jakoś nie było mi po drodze, ale może teraz się skuszę ze względu na krzesełko. No i oczywiście T.Łomnica. Niestety… Czytaj więcej »
Pod względem szerokich i różnorodnych stoków polecam bardzo Szczyrbskie Jezioro, tam też zainwestowali w wyciągi, więc powinno być jeszcze lepiej niż za mojego pobytu. W Zubercu nie jeździłem, trafiłem tam na prawie bezśnieżną zimę, ale Spalena Dolina ma dobry mikroklimat i śnieg leży długo. Też fajne miejsce, tylko ze Żdiaru, to już trochę daleko…
„Dziesięć kilometrów tras wytyczono na południowym i północnym zboczu Magury Spiskiej (…). Większość tras zjazdowych jest długa, można poczuć zmęczenie (…)” Omg! Długa trasa to taka, która ma ponad 10 km i porządne nachylenie, które pozwala poczuć zmęczenie. W dolinie wytyczonych tras jest zwykle ponad 100 km – i wtedy można mówić o wielu, różnorodnych, mniej i bardziej trudnych, ukazujących rozmaite piękne zaułki miejscowego krajobrazu, tras zjazdowych. Rozumiem, że nie każdy może jechać w Alpy, żeby tego doświadczyć, ale błagam, nie używajmy wielkich słów do małych pagórków z kilkusetmetrowymi zjazdami… Proszę się nie obrażać, pewnie jest tam fajnie, ale to… Czytaj więcej »
No cóż, każdy ma swoje gusta co do nart 🙂 W Karpatach nie ma szans na ośrodek typu Alpejskiego – zapóźnienie gospodarcze i dużo bardziej restrykcyjna polityka ekologiczna. Chociaż nie ma tu 100 km tras, to jakoś trzeba nazwać takie miejsca – przyjęło się „ośrodek”. W Alpach to już nie są ośrodki, to są hipermarkety lub cyrki. Oczywiście świetnie przygotowane, profesjonalne, dają więcej możliwości na wyjeżdżenie się, ale mnie trochę przytłaczają, wolę atmosferę bardziej kameralną. Na szczęście żyjemy w takim świecie, że raz możemy pojechać w Alpy, a kiedy indziej w Karpaty, jest wybór 🙂 Również miłego szusowania 🙂
A teraz w Bachledovej Dolinie to w ogóle szaleństwo i tłumy, odkąd Ścieżkę Koronami Drzew otwarli 😉
Wyobrażam sobie, że wiele mogło się zmienić. Muszę kiedyś się wybrać na tę ścieżkę…