Gdy przyjaciel odchodzi…

Życie jest podróżą. Towarzyszą nam w niej ludzie. Większość jest przypadkowymi pasażerami, jedynie nieliczni nadają tej podróży głębszy sens. Bliscy i przyjaciele. Gdy przyjaciel odchodzi przedwcześnie, życie na moment się zatrzymuje. Wraz z przyjacielem nieodwracalnie odchodzi jakaś część ciebie

gdy przyjaciel odchodzi
Gdy przyjaciel odchodzi – jedno z ostatnich zdjęć, jakie zrobiłem w Ogrodzie Botanicznym w Łodzi

Liceum – pierwsze spotkanie

Na pierwsze spotkanie nowej klasy w liceum dotarłem jako ostatni. Wszystkie ławki były już zajęte, stanąłem więc na samym końcu, oparty o jakąś szafkę. Wszedł wychowawca.

  • – Usiądź gdzieś, nie podpieraj tej ściany – powiedział

Rozejrzałem się. W dwóch ławkach siedziały pojedyncze osoby. Nie wiem dlaczego wybrałem miejsce obok tego chłopaka, o wszystkim zadecydował przypadek.

  • – Andrzej – wyciągnął w moim kierunku dłoń
  • – Dawid – odwzajemniłem uścisk

Przesiedzieliśmy razem w tej ławce cztery lata liceum, a przyjaźń przetrwała kolejne etapy dorosłości.

Doświadczenia licealne ukształtowały mnie jako człowieka, więc i znajomość z Andrzejem miała ogromny wpływ na to, kim się stałem.

Życie, to jest teatr…

Od dziecka byłem osobą bardzo nieśmiałą, a występy publiczne mnie przerażały. Do dzisiaj nie wiem, w jaki sposób Andrzejowi udało się mnie namówić na występy w szkolnym teatrze. Nie pamiętam, jakimi słowami mnie przekonał, ale w drugiej klasie wyszedłem na scenę, stanąłem przed tłumem ludzi i zagrałem. Występ okazał się wielkim sukcesem. Posypały się gratulacje od kolegów i od nauczycieli. Miałem wielkie szczęście, że szkolny teatr prowadziła prawdziwa pasjonatka, która potrafiła przemienić drętwe akademie z okazji i ku czci, na niezapomniane wydarzenia artystyczne. Jedyne czego się bałem, to konsekwencji licznych nieobecności na lekcjach, z których się zwalniałem na próby teatralne. Nauczyciele nie byli zadowoleni. Andrzej te lęki skwitował jednym zdaniem:

  • – Nie ważne, co mówi dyrekcja i inni nauczyciele. Ważne, że nikt nam tego nie odbierze, co przeżyliśmy na scenie

Miał rację. Występy teatralne dały mi znacznie więcej, niż czteroletnia nauka niektórych przedmiotów, z których wiedza okazała się kompletnie nieprzydatna w dalszym życiu.

szkolny teatr
Andrzej na scenie szkolnej czuł się jak ryba w wodzie, nawet zastanawiał się czy nie pójść do szkoły teatralnej
życie to nie teatr
Zamiłowanie do występów zostaje na całe życie. Najlepsza rola Andrzej, to przebranie się w strój sprzątaczki w jednym ze schronisk młodzieżowych

Prywatny raj w Rokicinach

Rokiciny są zwykłą wioską, jakich wiele w województwie łódzkim. Jednak dla mnie było to miejsce niezwykłe. Swoją niezwykłość zawdzięczało babci Andrzeja, która mieszkała w małym drewnianym domku, położonym niedaleko stacji kolejowej. W domu praktycznie nie było żadnych wygód, początkowo nawet wodę nosiło się ze studni od sąsiada, zanim doprowadzono wodociąg. Brak wygód kompletnie nie przeszkadzał, by dom babci Andrzeja stał się dla mnie symbolem beztroskich lat licealnych, odskocznią od szkoły i domu. Było to miejsce, w którym czułem, że naprawdę żyję.

przyjaciel
Różne pomysły przychodziły nam do głowy w Rokicinach. Na szczęście udało nam się przeżyć i dorosnąć

Andrzej do Rokicin zabierał mnie często. Jeździliśmy na rowerach po okolicznych lasach, robiliśmy podpiwek i graliśmy na gitarach. Z gitarami w rękach siadaliśmy w otwartych drzwiach werandy i graliśmy, zupełnie nie przejmując się ludźmi, którzy drogą biegnącą tuż za płotem, zmierzali na mszę do kościoła lub stamtąd wracali. Weranda była miejscem, na którym najlepiej się spało, nawet jeżeli w nocy było bardzo zimno. W wolne soboty (tylko jedna w miesiącu miała taki status) chodziliśmy na wiejskie zabawy, gdzie lokalne zespoły do upadłego grały szlagier „Jolka, Jolka pamiętasz…”

Rokiciny były nie tylko miejscem rozrywki, zabawy, ale też długich rozmów. Z Andrzejem zawsze świetnie się gadało. Rozmawialiśmy o szkole, dziewczynach, które nam się podobały, ale też dużo o filozofii życia – marzeniach, planach oraz wartościach, którymi chcemy się w przyszłości kierować.

W czasach licealnych systematycznie prowadziłem pamiętnik, w którym pewnego dnia zanotowałem:

  • – Fajna była ta sobota, nareszcie wiem, że mam prawdziwego przyjaciela.

Oczywiście notatka o przyjaźni została zapisana w Rokicinach.

W Rokicinach
W Rokicinach był czas na wygłupy i na czytanie. Pamiętam, że na czytaniu spędzaliśmy mnóstwo czasu

Ojciec i babcia

Rokiciny nie stałyby się tak wspaniałym miejscem, gdyby nie babcia i tata Andrzeja. Babcia była tam zawsze, natomiast tata pojawiał się tylko czasami. Zawsze, gdy przyjeżdżał mieliśmy gwarancję, że na śniadanie będzie czekała na nas najlepsza na świecie zalewajka. Ojciec Andrzeja znakomicie dogadywał się z nami, chociaż były to czasy, gdy relacja dorosły-nastolotek była bardzo sformalizowana, absolutnie nie towarzyska. On potrafił tę barierę przełamać.

  • – Dlaczego do swojego albumu wkleiłeś zdjęcia mojej babci i taty? – zapytał mnie kiedyś Andrzej

Nie rozumiałem pytania. Wtedy wyjaśnił mi, że w albumach zamieszcza się zazwyczaj zdjęcia bliskich osób. Cóż, w tamtych czasach, zarówno babcia, jak i ojciec Andrzeja, byli dla mnie bardzo bliskimi osobami.

Zapamiętałem Babcię Andrzeja, jako osobę wiecznie uśmiechniętą, której nie przeszkadzało, że obcy człowiek tak często gości w jej domu. Była drobną i kruchą staruszką, która potrafiła pokazać siłę. Pamiętam, jak Andrzej męczył się, aby przerąbać siekierą dość gruby konar drzewa. Babcia przez chwilę patrzyła na pracę wnuka, by po chwili zabrać mu z rąk siekierę i dwoma precyzyjnymi uderzeniami, przerąbać gałąź na pół.

Nigdy nie byłem fanem telewizji, ale oglądanie filmów w towarzystwie babci było specjalnym wydarzeniem. Zawsze bawiła nas do łez swoimi komentarzami. Akcja jednego z filmów rozgrywała się w okresie międzywojennym

  • – Widzisz Andrzejku – westchnęła w pewnym momencie babcia – przed wojną, to były „kobiety, wino i śpiew”. A teraz co? Teraz, jak mówią młodzi, jest tylko „kurwa, ćwiara i gitara”

Babcia nigdy nie używała wulgaryzmów, więc takie słowa w jej ustach tworzyły dodatkowo zabawny kontekst. Innym razem zawołała swojego wnuka do pokoju, a gdy ten przyszedł, powiedziała

  • – Andrzejku, a wiesz, jak nazywa się ten kwiatek przy moim łóżku?
  • – Nie wiem babciu
  • – Kurwa nocna
ojciec i babcia Andrzeja
Te dwa zdjęcia znalazły się w moim albumie. Gdy robiłem zdjęcie po prawej babcia mówiła właśnie do swojego wnuka: „Będziesz Andrzejku wyglądał jakbyś jaką pannę całował”

Koniec pewnej epoki

Beztroskie czasy licealne gwałtownie skończyły się w klasie maturalnej. Wielkanoc spędzałem z rodzicami i siostrami w Sudetach. Do Łodzi wróciłem wcześniej. Ledwo zdążyłem wejść do domu i z grubsza się rozpakować, zadzwonił telefon. To był Kaczor, mój wychowawca z liceum. Poinformował o śmierci ojca Andrzeja.

Bardzo przeżyłem tę śmierć, bardziej niż niektóre zgony w mojej rodzinie. Ojcu Andrzeja poświęciłem w pamiętniku ponad dwie strony wspomnień, zależało mi, aby jego sylwetka nigdy nie zatarła się w mojej pamięci.

Babcia odeszła kilka miesięcy później. Jej śmierć była zapowiedziana, chorowała na raka. Na mszy pogrzebowej w kościele zagraliśmy na gitarach. Miejscami fałszowaliśmy okrutnie. Bardzo się potem wstydziłem tego blamażu, ale Andrzej tylko poklepał mnie po ramieniu i rzekł:

  • – Dawid, ty się niczym nie przejmuj. Jestem przekonany, że babcia bardzo chciała, abyśmy zagrali i zaśpiewali na jej pogrzebie. Na pewno, gdzieś tam w zaświatach, zadowolona uśmiech się do nas…

Miał rację, taką właśnie osobą była babcia.

Każdy podąża swoją drogą

Dorosłość stawia przed człowiekiem całkiem inne wymagania, niż czasy licealne. Każdy z nas poszedł swoją, odmienną drogą. Pojawiły się spory, kłótnie i nieporozumienia. Znacznie różniliśmy się w poglądach na wiele spraw. Kontaktu nie ułatwiały coraz liczniejsze obowiązki i wir życia codziennego – praca zarobkowa, śluby, rozwody i bezskuteczne starania, aby sobie jakoś to życie osobiste powtórnie ułożyć. Jednak mimo tylu przeszkód i różnic, przyjaźń przetrwała.

Gdy przyjaciel odchodzi
Na wiele wyjazdów Andrzej zabierał syna. Po środku „Lusiu” – ukochany pies Andrzeja

Aktywne życie

Andrzej zawsze był pasjonatem aktywności fizycznej. Chodził na różne fitnessy, grał w squosza i badmintona na sali. Każdą z tych aktywności starał się mnie zainteresować i kiedy tylko się dało wyciągał na ćwiczenia. Nie zawsze byłem chętny, wolałem sporty uprawiane na świeżym powietrzu, więc to ja z kolei zabierałem Andrzeja na spływy kajakowe i rajdy rowerowe. Kajaków nigdy specjalnie nie pokochał, ale rower towarzyszył mu do końca życia. Ceniłem sobie obecność Andrzeja na rajdach – był chyba jedynym uczestnikiem, który nigdy nie narzekał. Gdy inni psioczyli, że ze mną to zawsze po piachu i pod górkę, on był zadowolony niemal ze wszystkiego.

Samochód Lublin
Na kilka wyjazdów rowerowych zabraliśmy się samochodem Andrzeja, zwanym „Świętym Lublinem” Dlaczego Święty? Ponieważ to był czas masowego święcenia samochodów we wszystkich parafiach w całej Polsce. Zazwyczaj auto zostawialiśmy na przykościelnych parkingach i wtedy zawsze znalazł się jakiś ksiądz, który Lublina chciał poświęcić…

Od Wiednia po Oslo

Nasza młodość przypadała jeszcze na czasy komuny, wyjazdy zagraniczne były ściśle reglamentowane. Gdy większość ludzi mogła przemieszczać się jedynie po Europie Wschodniej, Andrzejowi udawało się wyjeżdżać do Paryża.

Jemu też zawdzięczam swój pierwszy wyjazd na Zachód. Na miesiąc zabrał mnie do Wiednia, gdzie mieszkała jego siostra, która załatwiła nam pracę. Zadziwiające, że pobyt w Austrii przez długie lat był jedynym wspólnym wyjazdem zagranicznym.

Drugim, i zarazem ostatnim, było Oslo. W stolicy Norwegii Andrzej mieszkał już od kilku lat. Przeprowadzkę na północ Europy także zawdzięczał siostrze. Po latach zawirowań i kłopotów finansowych wreszcie znalazł dobrze płatną pracę, która pozwoliła mu na realizację marzenia życia, jakim była podróż do Australii.

Za każdym razem, gdy wpadał do Polski, zapraszał mnie do siebie do Oslo. Długo się opierałem. Norwegia nie jest tanim krajem, a ja popadłem w tarapaty finansowe, ledwie wiązałem koniec z końcem. Wreszcie przełamałem lęki i na kilka dni poleciałem do Oslo. Mocno zadłużyłem się na ten wyjazd, ale niczego nie żałuję. Norwegia okazała się tak piękna, jak opisywał ją Andrzej.

Oslo park
W jednym z parków w Oslo

Niechciany lokator

Aktywni ludzie nie chorują, są zdrowi i żyją długo. Niestety, teoria boleśnie rozmija się z praktyką. Andrzej przez całe lata był człowiekiem niezwykle aktywnym. Wyjazd do Norwegii tylko tę aktywność spotęgował. Był dumny ze swojej kondycji. Gdy tylko warunki na to pozwalały dojeżdżał do pracy rowerem, a zimą zaprzyjaźnił się z nartami biegowymi. Wydawał się okazem krzepy i zdrowia. Mocno wyszczuplał. Aż za mocno. Stał się wręcz chorobliwie chudy…

Andrzej - przyjaciel
Andrzej w najlepszych swoich latach.

Początkowo upierał się, że za szczupłą sylwetką stoi aktywny tryb życia oraz dieta, ale w końcu zdecydował się na badania. Diagnoza była bezwzględna – rak płuc. Operacja, a potem doskonała opieka, którą zapewniła norweska służba zdrowia, dawały dużo nadziei i przez jakiś czas wydawało się, że wszystko zmierza ku dobremu.

O przerzutach Andrzej poinformował mnie podczas swojego pobytu w Polsce. Jak zwykle wybraliśmy się na rowery, na sentymentalną wycieczkę do Rokicin. Opowiadał o chemii, którą właśnie zaczął przyjmować, o eksperymentalnej terapii, której wkrótce miał się poddać, skarżył się na słabość i zmęczenie. Słuchałem i nie wierzyłem. Bo jak tu uwierzyć w słabość człowieka, którego w żaden sposób nie można dogonić na rowerze? Wydawało się, że ma niespożyte zapasy energii – gdy ja po wycieczce wróciłem padnięty do domu, on jeszcze tego samego dnia poszedł do znajomych na imprezę.

Załamanie przyszło kilka miesięcy później, w momencie, gdy odwiedziłem go w Norwegii. Oslo i okolice mieliśmy poznawać na rowerze, jednak siły na tyle opuściły Andrzeja, że znaczną część trasy po prostu przeszliśmy prowadząc rowery. Co chwila trzeba było się zatrzymywać, aby mógł odpocząć i złapać oddech.

Mój pobyt w Norwegii był mieszaniną radości i smutku. Radości, ponieważ wreszcie udało mi się zobaczyć Oslo oczami przyjaciela, smutku, gdyż wyraźnie było widać, że zbliża się on do stacji końcowej z napisem „Życie”.

Jeszcze nastąpiła poprawa, jeszcze udało mu się wsiąść na rower, pojechać na narty, wrócić do pracy, ale nadziei było coraz mniej…

Okolice Oslo na rowerze
Udało nam się zwiedzić okolice Oslo na rowerze, ale często musieliśmy zatrzymywać się na odpoczynek

Rozmowy

Z Andrzejem zawsze mi się świetnie rozmawiało. W liceum przegadaliśmy wiele godzin, w późniejszym życiu nie mieliśmy już na rozmowy aż tak dużo czasu. Jednak nigdy nam nie brakowało tematów do dyskusji – czy to o sprawach zwyczajnych, czy o życiowych wyborach. Nie przeszkadzały nam różnice w poglądach politycznych, które tak mocno dzielą Polaków.

W ostatnich latach często przewijał się temat śmierci. Andrzej bardo potrzebował rozmowy o odchodzeniu. Skarżył się, że wszyscy go zbywają stwierdzeniem „będzie dobrze”, a on wiedział, że zbliża się koniec. Rozmowy z przyjacielem uświadomiły mi, że tematyka śmierci nie musi być przygnębiająca i warto się z nią oswoić, bo każdego z nas czeka ten sam koniec.

Andrzej bardzo chciał zaplanować swój pogrzeb. Rozmawialiśmy o tym wielokrotnie, jednak nigdy nie udało się ustalić szczegółów, zawsze rozmowa schodziła gdzieś na boki, na zawsze pozostała niedokończona. Zdołał mi jedynie przekazać ogólną idę, jak chciałby aby ta ostatnia ziemska uroczystość miała wyglądać…

gdy przyjaciel odchodzi
Mamy niewiele wspólnych zdjęć. Nie udało mi się znaleźć lepszego…

Gdy przyjaciel odchodzi, nie jesteś w stanie się przygotować…

Wydawało się, że jestem przygotowany na odejście przyjaciela, jednak wiadomość o śmierci uświadomiła mi, że na to wydarzenie nigdy nie można się przygotować. Tak czekałem na jego majowy przyjazd do Polski, na jeszcze jedną rozmowę… Smutek nie pozwalał zasnąć, przez głowę niczym film przewijały się wszystkie wydarzenia, w których wspólnie uczestniczyliśmy.

Wiem, że śmierć przyszła we właściwym momencie. Odszedł, jako człowiek sprawny, nie zaznał goryczy długiego umierania, nieustannego bólu i przywiązania do łóżka. Z drugiej strony zabrał ze sobą też część mojego życia. Jeszcze nie mogę się pogodzić, że już nigdy nie usłyszę odpowiedzi na pytanie:

  • – A pamiętasz, jak wtedy w czwartej klasie na wycieczce klasowej…

Nie jestem osobą religijną, ale wierzę, że nie znikamy wraz ze śmiercią. Mam więc nadzieję, że jeszcze się spotkamy tam po drugiej stronie i dokończymy tę butelkę tequili, która została po ostatniej twojej wizycie…

Gdy przyjaciel odchodzi
To zdjęcie nazwałbym: „Gdy przyjaciel odchodzi” Andrzej wygląda tak, jakby czekał na łódź, która przewiezie go na drugą stronę…
Subskrybuj
Powiadom o
guest
26 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze
jotka

Bardzo, bardzo mi przykro, przypomniałeś mi odchodzenie bliskiej koleżanki, niezwykle żywotnej, życzliwej i wesołej. Zmarła na rak jelita, a tak bardzo chciała żyć.
Nie mam zamiaru mówić zbędnych rzeczy, taką stratę każdy musi przeżyć po swojemu.
Koleżanka zmarła kilka lat temu, boli do dziś …
Wspomnienia czasem pomagają i wdzięczność, że dane było znać takiego człowieka.

jotka

I bardzo pięknie wyszło, tak uniwersalnie…

boja

Wyrazy współczucia, Hegemonie. Piękne i wzruszające napisałeś wspomnienie… Jakoś tak jednym tchem przeczytałem…

Blucyna

Nie wszystek umrę.Piękne epitafium,które napisał prawdziwy przyjaciel.

ikroopka

Pięknie napisałeś. 

Bardzo współczuję i doskonale rozumiem, co przeżywasz, mam podobne doświadczenia, niestety. W zasadzie do dzis nie pogodziłam się ze śmiercią przyjaciółki, mimo upływu lat. Kiedy tracisz osobę tak bliską, odchodzi z nią częśc ciebie i może to jest i banalne, ale prawdziwe. 

Urszula

Pozostały na zawsze piękne wspomnienia. I Jego cząstka na zawsze zostanie z Tobą.
Wyrazy współczucia!

Mo.

A dla mnie Andrzej na ostatnim zdjęciu wygląda tak, jak by patrzył przed siebie i zastanawiał się co tam na nas czeka na drugim brzegu…
Pięknie opisałeś wieloletnią przyjaźń…Dawno nie przeczytałam tak wzruszającego i pełnego emocji wpisu. Niezmiernie mi przykro z powodu śmierci Andrzeja. Jestem pewna, że Twój Przyjaciel będzie żył w Twojej pamięci i wspomnieniach już zawsze…Naprawdę przykro mi z całego serca. Nawet nie będę próbowała Cię pocieszać bo na taką stratę nie ma środków przeciwbólowych.

Dori

Dzisiejsza rozmowa doprowadziła mnie do Twojego bloga..Andrzej był barwnym ptakiem, zawsze pamiętam go uśmiechniętego i skłonnego do psot- jak dzieciak. Gdy zaprosił mnie do Oslo wiedziałam, że musze tam być! Piękny czas spedzony z Wami chłopaki ! Znałam Andrzeja i zostanie w mojej pamięci dopóki moja pamięć na to pozwoli..i rowery, squash ( i zakwasy takie , zę nie mogłam przez kilka dni chodzić 🙂 ..był fajny…po prostu fajny

kloszard

Dla Pana to historia , dla mnie interesująca opowieść z wieloma wątkami wartymi zatrzymania. Nie lubię kłamać ,że intersują mnie losy ludzi ale ciekawe bywa pewnych obrazów, przesłanie.Uniwersalne.Warte zastanowienia, przemyślenia. Ludzie do których mamy numer telefonu a nie możemy juz zadzwonić . Coraz ich więcej. Kiedyś my będziemy juz tylko numerem telefonu dla tych co zostali a a dla siebie…kim będziemy wtedy…

Maciej

No cóż… mało kto rozumie to tak dobrze jak ja, to żadne przechwałki, raczej skarga na raka, który odebrało mi najbliższe osoby i sporo przyjaciół. Dwa tygodnie temu siostra przyjaciela też zmarła na raka.
Trzymaj się!

Maga

Niesamowity wpis. Poruszający. Od razu uruchomił lawinę wspomnień, między innymi odejście mojego Taty – żal za utraconym czasem, żal, że nie dość się było, nie dość walczyło.

Joanna

Piękna historia. Uważam jednak, ze ludzie pojawiający się w naszym życiu nie są dziełem przypadku , zreszta w ogóle nie wierze w przypadki. Ten wybór kolegi w ławce był „w przestrzeni” i na ścieżce Twojej duszy, Dawidzie, zaplanowany. Po prostu była Wam przeznaczona wspólna droga 🙂 pozdrawiam.

Joanna

Tak pięknie opisałeś lata jakie wspólnie spędziliście. Przyjaźń jest bardzo rzadkim darem. Chciałabym mieć takiego przyjaciela, przyjaciółkę. Bardzo Ci współczuję straty Andrzeja…