Pamiętasz jeszcze te czasy, gdy przekroczenie granicy nie było tak proste, jak teraz? Aby znaleźć się po drugiej stronie szlabanu trzeba było okazać stosowne dokumenty i przejść odprawę celną? Czasy, gdy Polska była poza układem z Schengen wydają się być zamierzchłą przeszłością, a nie minęło tak wiele lat! Człowiek błyskawicznie przyzwyczaja się do dobrego…
Rok 2007 był ostatnim rokiem zamkniętych szlabanów granicznych. W marcu wraz z Kuzynem Tomusiem postanowiliśmy doświadczyć uroków szusowania na stokach słynnego Chopoka. Kuzyn, po raz pierwszy w życiu, zabrał na wyjazd narciarski całą rodzinę – żonę, dwójkę małych dzieci, a nawet teściową, ja wiozłem swoich rodziców.
Być pierwszym
Kuzyn Tomuś nigdy nie zrywa się zbyt wcześnie z łóżka, dlatego w podróż wyrusza zawsze później ode mnie. Potem gna niczym oszalały, byle tylko dogonić, byle tylko wyprzedzić, byle być pierwszym. Bycie pierwszym jest dla Tomusia niewiele mniej istotną czynnością życiową, niż oddychanie lub jedzenie.
Nie lubię się z nikim ścigać, więc Tomuś szybko mnie przegonił. Spotkaliśmy się dopiero na stacji benzynowej położonej kilkanaście kilometrów przed przejściem granicznym w Chyżnem. Na pytanie, dlaczego właśnie ta stacja, odpowiedział z rozbrajającą szczerością:
– Bo tu mogę dostać punkty na moją kartę!
Tomuś jest klientem, o którym marzy każdy dział marketingu. Raz przekonany do marki, nigdy jej nie porzuci. Gdy otrzyma możliwość gromadzenia punktów, będzie przepłacał za produkty, byle tylko dostać „za darmo” plecaczek, czy inny gadżecik.
Nasze spotkanie na stacji nie trwało zbyt długo. Gdy zobaczyłem, że Tomuś i jego rodzina zamawiają porcję naleśników, szybko pożegnałem się słowami:
- – I tak nas dogonisz!
Nie chciałem być świadkiem celebracji posiłku, jakiej od lat hołduje Tomuś, nie miałem też zamiaru wysłuchiwać kolejnych „pytań trawiennych”. (Więcej o celebracji i pytaniach trawiennych przeczytasz w artykułach do których prowadzą linki).
Na parterze lub na pięterku
Mama, czując, że zbliżamy się do celu podróży, ożywiła się znacznie.
– A gdzie będziemy mieszkać? – zaczęła się dopytywać.
– W ładnym domku. W każdym razie, gdy oglądałem go na stronie internetowej, wyglądał zachęcająco.
– Jestem bardzo ciekawa….
– W teczce z dokumentami jest dokładny opis, można przeczytać.
Teraz i tata przerwał drzemkę by razem z mamą przejrzeć wydruki.
– Możemy zamieszkać na parterze lub na pięterku, tak? – ekscytowała się możliwością wyboru mama
– Oczywiście lecz najpierw trzeba się zastanowić, jak będzie dla wszystkich najwygodniej
– Ja mam chorą nogę – zastrzegła natychmiast mama – Chodzenie po schodach sprawia mi wiele kłopotów!
– Ale oni mają małe dzieci i… – jak zwykle nierozważnie wtrącił się tata
– Jacusiu! – przywołała, go natychmiast do porządku mama – Mówisz takie głupstwa, jakbyś zupełnie nie zdawał sobie sprawy z mojego stanu! Myśmy tyle razy jeździli z dziećmi, mieszkaliśmy na pięterku i nic się nie stało. A ja naprawdę ledwo chodzę!
Nie kontynuowaliśmy dalej rozmowy, a mama zajęła się oglądaniem zdjęć domu.
– Jakie stamtąd mogą być widoki? Nie wiesz Hegemonie?
– Mamo, skąd mam wiedzieć, przecież nigdy jeszcze nie byłem w Demanovej.
– No tak, no tak, ale ja jestem bardzo ciekawa! O, i widzę, że jest tu balkonik. Dobrze by było zamieszkać na piętrze i podziwiać widoki z tego balkoniku! – rozmarzyła się nagle.
– Ale mówiłaś, że boli cię noga i nie możesz chodzić po schodach? – znowu nieopatrznie wtrącił się tata.
– Jacusiu! Ale nie boli mnie aż tak, bym nie mogła pokonać tych paru nędznych schodków!
– Jak jest balkon, to schody ci już nie przeszkadzają?
– Tato, wizja codziennych widoków z balkonu, jest w stanie uleczyć mamę z najcięższej choroby!
– Poza tym dyskusja jest bez sensu. Tomuś i tak przyjedzie pierwszy i wybierze to, co dla niego najlepsze.
Wszyscy zamilkli. Na miejscu jednak się okazało, że Tomuś jeszcze nie dotarł.
– Czyżby wybór naleśniczków okazał się bardziej skomplikowanym procesem, niż przypuszczałem? – pomyślałem z przekąsem
Rozgościliśmy się na pięterku. Widoki z balkonu znacząco poprawiły stan zdrowia mamy. Zdążyliśmy jeszcze zrobić zakupy w sklepie, a Tomusia wciąż nie było. Wtedy zrozumiałem, że to coś poważniejszego, niż rozterki trawienne. Gdy wreszcie się do niego dodzwoniłem, usłyszałem zdumiewającą historię…
Nieudane przekroczenie granicy
Tomuś z fasonem zajechał na przejście graniczne i gestem światowca okazał dokumenty do kontroli. Lekko się zaniepokoił, gdy padło pytanie:
– A dokumenty dzieci?
– Jakie dokumenty, jakie dzieci? – pytał się oszołomiony.
– Tam z tyłu ma pan dzieci, prawda?
– Tak, mam.
– No właśnie, i proszę aby okazał mi pan dokumenty tych dzieci.
Tomuś nie okazał, bo nie miał. Nie przypuszczał, że przy przekraczaniu granicy dokumenty muszą mieć wszyscy, nawet dzieci! Nie przyszło mu do głowy, aby takowe swojemu potomstwu wyrobić.
Ponieważ jest człowiekiem, który łatwo się nie poddaje, postanowił spróbować szczęścia na innym przejściu granicznym. Tym razem schował dzieci pod skafandrami i do budki strażniczej podjechał tak, by nikt nie mógł zobaczyć wnętrza samochodu. Wysiadł i podał dokumenty celnikowi, lecz niestety, ten zainteresował się autem bardziej, niż powinien. Nieudane przekroczenie granicy skończyło się naprędce zorganizowanym pobytem po polskiej stronie Tatr. Całą przygodę Kuzyn Tomuś skwitował:
– We Francji, to nie do pomyślenia!
Warto dodać, że Francja, w której Tomuś spędził kilka miesięcy szczęśliwego dzieciństwa, nie jest krajem europejskim, który znamy. Francja w nomenklaturze Tomusia jest alegorią kraju idealnego, swoistej Arkadii, czy też innej Utopii. Jeżeli coś idzie źle, nie po myśli Tomusia, wtedy pada sakramentalne:
– We Francji, to nie do pomyślenia!
Gdy Tomuś oburza się na konieczność wydania na toaletę publiczną marnej złotówki, wtedy usłyszymy:
– We Francji nigdzie nie płaci się za toalety!
Pierwsza wizyta w Paryżu, rozwiewa wszelkie złudzenia. Płaci się tam za toalety i to całkiem sporo. Ale nie należy złościć się na Tomusia, wytykać mu, że wprowadził nas w błąd – przecież jego Francja, to kraina mityczna…
Wolno i szybko według Tomusia
Tomuś nie zamierzał kompletnie rezygnować z możliwości szusowania po stokach Chopoka. Zostawił rodzinę w Polsce i następnego dnia zawitał na dwa dni do Demanowej. Pretekst miał dobry, część jego sprzętu narciarskiego podróżowała moim autem.
Ledwie tylko się pojawił, natychmiast postanowił nadrobić stracony czas i zaczął poganiać. Każda sekunda poświęcona czemu innemu niż narty, była stracona. Co tam, że masz buty nie dopięte, co tam, że fajna pogoda na zdjęcia, co tam, że jesteś zmęczony czy głodny. Żadnej chwili nie można zmarnować. Jak najszybciej na krzesełko czy orczyk, jak najszybciej na dole. Za pięć minut zamykają wyciągi? Damy radę, nie odpuścimy przecież ostatniej okazji zjazdu.
Gdy miałem już dość tego wyścigu, Tomuś obiecał, że wieczorem odpoczniemy w Basenovej, gdzie wymoczymy zmęczone ciała w wodzie płynącej z ciepłych źródeł. Zarzekał się, że nie będzie żadnego gonienia, tylko spokój, relaks i medytacja.
– Hegemonie, co ty tak szybko się przebrałeś w kąpielówki? – strofował mnie już w szatni – Gdzie się spieszysz?! Zapomniałeś, że przyjechaliśmy tu odpocząć?!
Słowa „odpocząć” i „nie musimy się spieszyć”, miło zabrzmiały dla mojego ucha. Zanurzyłem się w ciepłej wodzie, wziąłem głęboki oddech, zamknąłem oczy i …
– Hegemonie, byłeś już na sąsiednich basenach?! – błogie nieróbstwo przerwał Tomuś
– Nie, nie byłem….
– To chodź, zobaczymy co jest dalej!
– Ale po co…
– Chodź, chodź, nie marudź! No pośpiesz się!
I tak nieustannie zmienialiśmy basen po basenie. W jednych woda była cieplejsza w innych chłodniejsza. W żadnym nie zagrzaliśmy dłużej miejsca.
– Hegemonie, co tak tkwisz w jednym rogu basenu? Rusz się, po przeciwnej stronie widziałem fajne dziewczyny!
Przenieśliśmy się na drugi brzeg. Potem w ramach relaksu, braku pośpiechu i nicnierobienia, musieliśmy zaliczyć pobyt pod fontanną, siedzenie na bąbelkach, bicze wodne, zjeżdżalnię, morską falę, wizytę w restauracji oraz sesję zdjęciową. Słowa „pośpiech” i „nicnierobienie” w języku Tomusia mają niemal identyczne znaczenie.
Zostajemy sami…
Po dwóch dniach galopującego ADHD Tomuś wrócił na łono rodziny, a ja zostałem na Słowacji sam z rodzicami. Nie czułem się komfortowo. Szczególnie na początku, lecz potem dokonałem niezwykle ważnego dla siebie odkrycia. Jednak o tym przeczytasz w innym artykule poświęconym wyjazdowi do Demanowej…
Jeżeli wybierasz się na narty na Chopok, to sprawdź panujące tam warunki…
Nie czułeś się komfortowo z rodzicami? Ciekawe dlaczego 😉
A swoją drogą niezłe „ziółko” z tego Tomusia…rodzinkę zostawić w rodzinnych pieleszach, a samemu… 😉
Tamten region trochę znam. Byliśmy na Chopoku, zaliczyliśmy besenowskie baseny. Dziwiło mnie tylko, że ogromne terytorium kąpielisk, gdzie gra muzyka i przewijają się tłumy, jest zlokalizowana w bliskiej odległości od cmentarza.
Zmarli mają wesoło 😉
Cmentarz i bliskość linii kolejowej powinny zniechęcać, ale ja bardzo lubię Besenovą. Tomuś i tak był bohaterski, że tylko na dwa dni (niecałe) porzucił rodzinę, potem wrócił do niej 🙂
A o rodzicach i niekomfortowej sytuacji napiszę niedługo 🙂
Swietna historia, Tomuś to gwiazda niesamowita musi być :):):). Chopok bardzo lubiłam, w czasach przedalpejskich czy przeddolomickich to było super miejsce… Dośc dawno już nie byłam, ale sentyment pozostał. No i Besenova, oraz pobliska Tatralandia to też świetne miejsca do zabawy i wypoczynku. . A Jaskinie odwiedziłes?
Tomuś jest gwiazdą, niewątpliwie 🙂
A Chopok i inne ośrodki Słowackie oraz Czeskie polubiłem właśnie po pobytach w Alpach. To są takie miejsca na ludzką miarę, w Alpach przytłaczała mnie komercja, tłum i przemysł turystyczny.
Do Jaskiń czasami wchodzę, ale tak naprawdę nie zachwyca mnie prawie nic co jest pod ziemią lub w zamkniętych budynkach. Takie skrzywienie osobowości 🙂
Ja jaskinie odwiedziłam po raz pierwszy wieki temu, gdzies około 1975 roku, i pozostał mi sentyment – wtedy były dla mnie niezwykłe… A swoją droga dla mnie obecnie Chopok jest właśnie taki już…hm… komercyjny:), może dlatego, że tez pamiętam go z bardzo wczesnych lat osiemdziesiątych :), bo ja stara już jestem:).
Teraz Chopok jest już komercyjny, jak dla mnie zbyt komercyjny, ale wtedy, w 2007 r. był to jeszcze stary Chopok z niewydolnymi wyciągami i niemal zabytkową kolejką linową 🙂
No powiem Ci, ze masz anielską cierpliwość 😉 Jak przypuszczam wybrałaś świetną kwaterę, a Twoje opowieści o wyprawach z rodzicami uwielbiam i już czekam na cd.
Raczej jestem człowiekiem niecierpliwym, ale umiem utrzymać nerwy na wodzy 🙂 Kwatera była jedną z lepszych, a dalszy ciąg opowieści na pewno będzie 🙂
Turystyczne ADHD mnie nie dotyczy. Również małżonka moja przejawia znaczny umiar.
W ogóle mam ciekawa przywarę – zdjęcia robię za drugą bytnością – za pierwszym razem oglądam. Gdy już robię fotki, to wtedy raczej kręcę się wokół osi i wybieram interesujące mnie widoki – sławne miejsca nie robią na mnie wrażenia. Pięć kilometrów od Częstochowy wcale nie skłania mnie do pielgrzymki na Jasna Górę, a towarzystwo sensownych ludzi przedkładam nad walory zabytków. Chyba słaby ze mnie turysta? 😀
Dlaczego słaby turysta? Po prostu nie mieścisz się wyznaczonych standardach 🙂 Ja też się nie mieszczę, ale czasami daję się podporządkować, niestety…
A fotografia to moja pasja i zawód przy okazji, więc fotografuję dużo, zbyt dużo.
Tomuś to taki bardzo męczący typ ekstrawertyka 😉 Nie wytrzymałabym przez jeden dzień, bo ja sobie wszystko powoli i szczegółowo lubię zobaczyć, pooglądać, obfotografować. Na szczęście moja rodzina też, bo z kolei oni mieliby ze mną niezły zgryz 😉 Na nartach nie jeździłam już wiele lat, ale okolica wygląda zachęcająco.. i te baseny termalne.
Wiesz, czasami z tym poganianiem przez Tomusia ciężko wytrzymać, trzeba się wykazać dużo dozą asertywności oraz odporności. Z drugiej strony takie osoby wprowadzają dużo ożywienia w ospałe towrzystwo, więc z jednej strony męczą, z drugiej ożywiają – jest jakiś poziom równowagi 🙂
Między innymi dlatego nie bardzo udzielam się turystycznie. Ja to bym usiadł sobie gdzieś w spokoju, a tu trzeba ganiać, żeby jak najwięcej poznać, jak najwięcej zobaczyć…
Są też takie miejsca, gdzie można usiąść w spokoju 🙂
Ciekawa osobowość Twojego przyjaciela. Z jednej strony jak sam napisałeś wpuszcza w grupę życie i zawsze coś się dzieje a z drugiej strony potrafi doprowadzić do szału. Mimo wszystko i tak wolę Twoją Mamę w roli głównej – tak więc czekam na ciąg dalszy 🙂
Mama jest bardziej denerwująca niż Kuzyn Tomuś 🙂
Jeśli jedziesz w towarzystwie ADHD, to nie ma co oczekiwać , że będzie wesoło i spokojnie. Natomiast opisywać umiesz bardzo ciekawie.
Zasyłam serdeczności.
To prawda – dlatego lubię ADHD, ale w małych dawkach 🙂
Świetnie się czytało, więc z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy.
Ciąg dalszy na pewno będzie jeszcze w tym miesiącu 🙂
Niezła historia, uśmiałam się! Najlepszy zwrot akcji był, kiedy Tomuś zostawił rodzinę w Polsce i sam do Was przyjechał 🙂 Jakoś teraz tak dziwnie się myśli o tym, że kiedyś były działające przejścia granicy w Europie. I faktycznie odbieramy to jako coś oczywistego. A kiedy jedziemy do innych krajów, jakoś tak dziwnie jest czekać w kolejce, aż celnik sprawdzi wszystkie paszporty i przeprowadzi mini wywiad.
Miał pretekst aby do nas przyjechać, no i miał paszport 🙂
A układ w Schengen zaczął nas dotyczyć dopiero w 2008 roku, nawet 10 lat nie minęło! A w tamtym roku, ze względu na uchodźców kontrole wróciły na niektóre granice i taka kontrola zatrzymała mnie na granicy Czesko-Niemieckiej. Nic przyjemnego 🙁
sama należę do osób „nadaktywnych” ale i mnie pewnie po jakimś czasie umęczyłoby Tomusiowe adhd 😉 piękna kwatera.
Kwatera była piękna, jedna z ładniejszych w jakich mieszkałem. A ADHD Tomusia na odległość lub w małych dawkach jest do zniesienia 🙂
Klik dobry:)
Tomuś jest wprost rozbrajający. 😉
Ciekawa jestem tego ważnego odkrycia, więc cierpliwie czekam.
Pozdrawiam serdecznie.
Odkrycie powinno zawitać jeszcze w grudniu 🙂
Niby teraz jest prosto z przekraczaniem granicy, ale my dopiero niedawno dowiedzieliśmy się, że dziecko musi mieć wyrobiony dowód osobisty, jeśli jedzie do innego kraju. Nie mieliśmy o tym pojęcia, a na Słowacji bywamy często, czasami nawet nieświadomie, gdy za daleko pójdziemy na leśny spacer 🙂
Teraz możesz zapomnieć o dokumencie dla dziecka bez większych konsekwencji (bo kto tak naprawdę będzie sprawdzał?), ale kiedyś po prostu zostawałaś w Polsce i nie było przebacz.
Ty wiesz, że ja nadal nie mogę się przyzwyczaić do tego, że nie ma granic? Zawsze mam pod ręką dowód, bo przecież tutaj mogą mnie sprawdzić a potem się dziwię, że nie było bramek…
A ja się bardzo szybko przyzwyczaiłem 🙂 I dlatego w tamtym rok tak mnie zaskoczyły wyrywkowe kontrole na granicach…
Podziwiam, że masz zdrowie do rodzinnych podróży… A Tomuś niezły ananasek.
Tomuś to jest numer specjalny. Rodziny się nie wybiera, więc staram się tak poukładać relacje, aby było w nich jak najmniej złości, a jak najwięcej radości 🙂