Piach, foch i romantyczny dendrolog. Rowerowe Podlasie część 2

Krzyś Maruda w skupieniu wertował przewodnik.

– Ale bajer! – zakrzyknął znienacka – trzystuletnie sosny!! Koniecznie muszę je zobaczyć!

– Coś ty taki – dendrolog! – skrzywiła się Mała Asia.

– Zakochane drzewa? Niesamowite! – zachwycał się Krzyś

– Na dodatek romantyczny dendrolog!

Nie wiedzieć czemu w tym momencie Krzyś obraził się na całą grupę. Stwierdził, że się z niego wyśmiewamy i on w takim razie pojedzie sam oglądać 300 letnie sosny oraz zakochane drzewa. I pojechał. Nikogo nie zdziwił, przecież ten wyjazd był pełen obrażania, marudzenia, a foch królował nieustannie.

Podlasie, foch
Na piachy Podlasia ten pojazd chyba by się lepiej sprawdził…

Awantura kontra obrażanie się

Drogi na Podlasiu to prawdziwe wyzwanie. Brukowane lub piaszczyste, sam nie wiem, które gorsze. Na tych pierwszych można było nabawić się Parkinsona, na tych drugich zagrzebać rower niemal po osie kół. Najgorsza z dróg prowadziła do Wierszalina, miejsca, które zasłynęło domem proroka Ilii. Była to pierwsza wycieczka i nikt nie był przygotowany na takie warunki. Z każdym kilometrem koła rowerów zapadały się głębiej i głębiej w piach, z każdym kilometrem trzeba było redukować przerzutki. Zza pleców dobiegały mnie coraz mniej przychylne komentarze dziewcząt:

– No wiadomo, z Hegemonem to zawsze po piachach się jeździ!

– Nie narzekaj, nie narzekaj – uspakajała druga – Jeszcze nie jest pod górkę!

– Ale za chwilę będzie!

woz Podlasie foch Krzysia
Klimaty Podlasia

I rzeczywiście, pięć minut później musieliśmy wspinać się na wzniesienie. Komentarze zmieniły się w złorzeczenia. Wreszcie, niemal u samego celu, Dori cisnęła rowerem o ziemię z takim impetem, że nawet w odległym Białymstoku zarejestrowano falę sejsmiczną. Pod domem proroka rozpętało się prawdziwe tsunami, składające się przekleństw, płaczu i zgrzytania zębów. Gdy wreszcie Dori wyrzuciła z siebie całą złość, otarła zapłakane oczęta, uśmiechnęła się, powiedziała przepraszam, otrzepała rower z piasku i pojechała dalej. Jeszcze tego samego wieczora napisała rozpaczliwego SMS-a do koleżanki:

Dobrze, że nie przyjechałaś. Tu jest strasznie!! Hegemon wszystkich nas chce pozabijać!!!

Skąd o tym wiem? Dori była tak zmęczona, że przez pomyłkę, zamiast do koleżanki, wysłała tego SMS-a … do mnie.

Zubacze cerkiew Podlasie
Cerkiew w miejscowości Zubacze (stan na 2002 r, obecnie, po remoncie wygląda inaczej)

Ciekawostka z Podlasia – kolorowe cmentarze

„Wesoły cmentarz” z Rumunii jest znany wielu podróżnikom. Mało kto jednak wie o polskim kolorowym cmentarzu prawosławnym znajdującym się w leżącej niewiele ponad kilometr od białoruskiej granicy miejscowości Zubacze. Dziwne, bo miejsce jest malownicze i ciekawe. Kilkanaście nagrobków pomalowano – na niebiesko, zielono i…, wybaczcie, jestem tylko facetem, chyba na brązowo? Dlaczego tak się stało? Nie mam pojęcia, nawet wujek Google zbytnio mi nie pomógł…

kolorowy cmentarz Zubacze Podlasie
Zubacze. Kolorowy cmentarz

Marudzenie

Zazwyczaj jeżdżę tam, gdzie jeszcze nigdy mnie nie było. Wcześniej, starannie przygotowuję trasy przejazdu tak, aby móc zobaczyć jak najwięcej atrakcji. Niestety, zdarza się, że opisy znacząco rozmijają się z rzeczywistością. Teraz, w epoce internetu, prawie wszystko można zweryfikować, lecz przed 15 laty, gdy człowiek był zdany wyłącznie na przewodniki, rozczarowań było znacznie więcej. W przewodnikach, wiadomo, wszystko, niezależnie od stanu faktycznego, jest niespotykane, zadziwiające oraz uderzająco piękne. W rzeczywistości okazuje się, że uroczy cmentarzyk, to jedynie zbiorowisko splątanych chwastów, zapierający dech w piersiach widok, już przed laty porósł gęstym lasem, a romantyczny zakątek mieści się przy skrzyżowaniu dwóch ruchliwych dróg krajowych. Podobnie było z wiatrakami. W przewodniku niepowtarzalne, w rzeczywistości smutne i zdewastowane. Przy drugim z kolei zaprotestowała Ewcia:

– Czy musimy te wiatraki oglądać, może już damy sobie spokój, co? No bo co robić, że wiatraki mnie nie zachwycają, chociaż powinny, ale nie zachwycają i już!

Słowa te powtarzała niczym mantrę do końca wyjazdu i wiele razy po powrocie. Tylko z upływem lat liczba wiatraków, które mieliśmy zwiedzić, cudownie rozmnożyła się aż do dwunastu. Ewcia, od nieustannego dulczenia, zyskała przydomek Dulczynei, ale i tak wszystkich przebił Krzysiu Maruda. Ci, którzy twierdzą, że foch, to domena wyłącznie kobieca, nigdy nie poznali Krzysia…

foch
Wiatraki na Podlasiu i foch Ewci

Mistrz świata w strzelaniu focha

Początkowo Krzyś swoje pretensje przedstawiał w sposób zawoalowany. Gdy dłuższy czas podążaliśmy typowo podlaskimi kocimi łbami, sugerował:

– Znowu jedziemy po tych paskudnych drogach, może by coś zmienić, bo dziewczyny marudzą.

– Wiecie, ja to sobie spokojnie poradzę, ale z dziewczynami może być kiepsko! – dodał dwadzieścia minut później.

Gdy parę kilometrów dalej droga z kamienistej przeszła w piaszczystą, Krzyś przepoczwarzył się w chmurę gradową. Nie przebierając w słowach sklął mnie za złe przygotowanie trasy, a na koniec połajanki wyjaśnił:

– To nie o to chodzi, że ja nie dam rady czy coś w tym rodzaju! Nie, nie, nie, ja po prostu nie odczuwam żadnej przyjemności z jeżdżenia w takich warunkach!

Wkrótce nie odczuwał już przyjemności z niczego. Wyrwał mi z rąk mapę i stwierdził:

– Nie wiem jak wy, ale ja na najbliższym skrzyżowaniu skręcam w kierunku asfaltu! Nie ważne, że trzeba nadłożyć prawie 10 kilometrów, nieważne, że to bardzo ruchliwa droga. Jak chcecie, to brnijcie dalej przez piachy, ja nie zamierzam tego robić!! Cześć!

rzeka Bug Podlasie
Podlaski odcinek Bugu

Wysforował się na czoło grupy, jednak na najbliższym skrzyżowaniu wcale nie skręcił w kierunku asfaltu, tylko dalej zawzięcie podążał tak niemiłą mu drogą. Zaskoczony zawołałem:

– Do asfaltu w prawo!

– Sam se jedź w prawo! – odkrzyknął

– Ale asfalt jest w prawo, przecież tam chciałeś…

– Sam tam jedź! Dla twojej przyjemności nie będę jechał ruchliwą i okrężną drogą! – po wykrzyczeniu tych słów, mocniej nacisnął na pedały i wkrótce zniknął nam z oczu Krzysiu Maruda i jego foch.

Foch, to cecha charakteru

Krzyś Maruda obrażał się na każdym kroku. Przeszkadzała mu nie tylko nawierzchnia dróg oraz rozplanowanie wycieczek. Mógł poczuć się dotknięty każdym słowem, jak też milczeniem, śmiechem, czy grymasem na twarzy.

– Krzysiu – po kolejnym fochu, zapytała Dori – Jak jesteś aż tak zdegustowany, to pewnie już nigdy nie wybierzesz się z nami na rowery, prawda?

– Ależ skąd! Bardzo mi się ten rajd podoba. Ja po prostu lubię marudzić, to jest nieodłączna część mojego charakteru!

Maruda trochę złagodniał, gdy na targu w Siemiatyczach nabył niewielkie, tranzystorowe radyjko. Starannie przytwierdził je do kierownicy roweru i od tej pory dźwięki wydobywające się z plastikowego urządzenia, częściowo koiły zszargane nerwy Krzysia.

Nie mam pojęcia czy wytrzymałbym kolejny rajd rowerowy w towarzystwie mistrza focha. Na wszelki wypadek przestałem zapraszać go na wyjazdy.

Zapraszam do przeczytania pierwszej części opowieści o wyprawie rowerowej na Podlasie. Jeżeli interesują cię inne podróże rowerowe, to zachęcam do zapoznania się z Borami Stobrawskimi na Opolszczyźnie.

A może polubisz bloga na FB?

Subskrybuj
Powiadom o
guest
68 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze
~parrafraza

Taak, z tymi przewodnikami, czy nawet mapami, to różnie bywało. Pamiętam taki spływ kajakowy na Mazurach, gdzie na mapie obozowiska były, a w rzeczywistości tylko chaszcze i drzewka, bez miejsca biwakowego. I tak mijały godziny wiosłowania, coraz szybszego i coraz bardziej nerwowego, by przed nocą w końcu GDZIEŚ zacumować i namiot rozstawić. Teraz mamy internet, sprawdzić wszystko można, a nawet często sobie pospacerować wirtualnie, chociaż… te niespodzianki też miały swój urok, w każdym razie mają we wspomnieniach.
Co do Krzysia Marudy, tacy często gęsto na różnych eskapadach występują, cóż można powiedzieć, że urozmaicają wędrówkę 😉

hegemon

Z tymi biwakami kajakowymi, to tak było, szukało się, szukało noclegu, a potem na ubitych wiosłami pokrzywach się spało. Miało to swój urok, bo teraz rzeki zawalone kajakarzami, czasami odechciewa się pływać…
Uwierz mi, takich jak Krzysio Maruda się nie spotyka. Mistrz focha jest tylko jeden 🙂

~Daria

Nigdzie tak nie poznasz ludzi jak w podróży. Możesz się z kimś lata znać, a potem jechać na rowerowy weekend na Mazury i nigdy więcej do siebie nie odezwać 😉 Podróże wyciągają nas ze strefy komfortu i wtedy pokazujemy prawdziwe ja. A rowerowego Podlasia zazdroszczę

hegemon

Masz absolutną rację. W podróży najlepiej poznajesz ludzi, ale nie tylko od złej strony, czasami od tej dobrej. Miałem koleżankę, raczej nudną i dość irytującą osobę, lecz na wyjazdach była niezastąpiona, pomocna i nigdy nie marudziła 🙂

~Dorota

Hegemonie, rozbawiłeś mnie kolejny raz swoją opowieścią. Pominę temat Marudy i Mistrza w strzelaniu fochami, bo chcę napisać o specyficznym piachu Białostocczyzny. Jest to to wyjątkowy piach, nigdzie takiego nie można zobaczyć. Ma kolor szary, jest niezwykle miałki i delikatny, gdy pada na deszcz tworzy niewidzialną nieprzepuszczalną warstwę ochronną jakby chronił swą suchość i delikatność. Po piaszczystych drogach Białostocczyzny rzeczywiście trudno się jeździ. Jestem rodowitą białostocczanką i dlatego wiem co to znaczy piach z tego zakątka kraju. Nie dziwię się, że przy bliskich spotkaniach z takim rodzajem „super nawierzchni” drogowej ktoś zaczyna marudzić. Ten piach, albo się kocha, albo na… Czytaj więcej »

hegemon

Dzięki za dokładny opis piachu białostockiego. Bardzo lubię kolekcjonować takie ciekawostki, których opisu w googlach się nie znajdzie. Wierzę, że po tym piachu świetnie chodzi się na bosaka. My, niestety, byliśmy na rowerach i stąd to marudzenie. Ale teraz wszyscy uczestnicy wyjazdu, jakże miło wspominają przygodę z piachem sprzed lat.
Nie dziwię się, że dopadła Cię tęsknota dzieciństwa, ja też lubię wracać w miejsca, w których bywałem w dzieciństwie 🙂

~Pojedyncza

Zaczynam domniemywać, że mężczyźni o imieniu Krzysztof mają jakiś dodatkowy gen czy zwój mózgowy odpowiedzialny za marudzenie – sama znam dwóch takich i Smerf Maruda to przy nich niepoprawny optymista. 😉
Zgadzam się z powyższym komentarzem Darii „Nigdzie tak nie poznasz ludzi jak w podróży. (…) Podróże wyciągają nas ze strefy komfortu i wtedy pokazujemy prawdziwe ja.” Ale prawdą jest też to, że takie trudne wyjazdy najgłębiej zapadają w pamięć i finalnie miło się je wspomina… 🙂

hegemon

A widzisz, ja znam jeszcze jednego Krzysia i ten nigdy nie marudzi, dla niego im trudniej, tym ciekawiej :-). Więcej Krzysztofów nie znam, wiec moja próbka statystyczna jest mało wiarygodna. I ciężko mi uwierzyć, że może być większy maruda, od Krzysia Marudy, ale cóż, na ludzi zsyłane są różne plagi 🙂
Wyjazdy bardzo weryfikują ludzi, ale zarówno w jedną, jak i w drugą stronę. Wśród bliskich mi osób, nie ma chyba nikogo, kto w miarę pozytywnie nie przeszedł weryfikacji wyjazdowej 🙂

Teresa

Hegemonie tak się cieszę, że ten sms trafił do Ciebie………. Ale żeby nie było i ten żarcik przedtem……., to powiem Ci, że fajnie opisujesz, czyta się z przyjemnością. 🙂 .Urzekło mnie zdjęcie furmanki. Wspomnienie mojego dzieciństwa.
Pozdrawiam. 🙂 .
Ps. Ja taka żartownisia, ale poza tym , to wszystko w porządku. 😉 .

hegemon

Z tym SMS-em był świetny zbieg okoliczności 🙂
A jeżeli chodzi o żarty, to… poczucie humoru, szczególnie w dzisiejszych czasach, jest jak najbardziej wskazane 🙂

~jotka

To jako organizator tez nie miałeś lekko. Ja łazić mogę do omdlenia, ale w temacie rowery kiepsko mi idzie, zwłaszcza pod górę. Pomarudzić czasami każdy musi, kiedyś w górach marudziłam strasznie, bo pomyliliśmy szlaki i nadrabialiśmy drogę, a tu jeszcze wejście na prawie 2 tyś. Ale ja tak mam, ze najpierw pomarudzę, a potem się zachwycam…
Kolorowy cmentarz podoba mi się, dlaczego nie? Przecież pamięć o bliskich powinna być pogodna 🙂

hegemon

Każdy trochę marudzi, dobrze to powiedziałaś, a właściwie napisałaś 🙂
Kolorowy cmentarz jest świetny, żałuję, że tak niewiele o nim wiem!

~Daria

I jeszcze jedna refleksja. Zazwyczaj to ja jestem organizatorem wyjazdów w moim towarzystwie. Ja planuję, wyznaczam trasę, wybieram atrakcje (z czego się cieszę, bo jestem trochę turystycznym egoistą). I jako organizator nie lubię tej presji, czy wszystkim się będzie podobało (a nie będzie), czy wszystko wypali (a nie wypali). To jest prawdziwe brzemię. Też tak masz?

hegemon

Identycznie, identycznie 🙂 Ja organizuję, wybieram trasę, noclegi, informuję znajomych o terminach, cenach i wszystkim innym. To pozwala mi być pewnym, że wyjazd dojdzie do skutku, że zobaczę te rzeczy, które chcę zobaczyć i nocować tam, gdzie lubię i miejsce podoba mi się. Z drugiej strony mam tę presję, czy inni będą zadowoleni, ale po latach już zdecydowanie mniejszą. Kiedyś poświęcałem swoje cele, aby inni byli zadowoleni. Teraz realizuję moje cele, jeżeli przy okazji też cele innych, to fajnie, cieszy mnie to, ale nie są one ważniejsze od moich. Najwyżej ktoś się obrazi i nie pojedzie, ale zazwyczaj nikt się… Czytaj więcej »

~Jaga

Biedna koleżanka, taką plamę dać – znam to zmęczenie do granic możliwości . Co prawda w młodości miewałam „fazy” na rajdy ale jakoś mi miłość do tego rodzaju podróży minęła, chyba bezpowrotnie. Ale lubię mniej spartańskie eskapady. Bieszczady mam rzut beretem ode mnie i bywamy tam często. Ale za to do pozostałych części Polski mamy daleko , wszędzie daleko 🙂

hegemon

Bieszczady są daleko, ostatnio tam byłem i wiem, że to naprawdę daleko. Ale wokół jest tyle pięknych miejsc. Wiem, że spartańskie warunki dobrze się toleruje będąc w szkole, potem jeszcze na studiach, ale wchodząc w dorosłe życie coraz bardziej dba się o wygodę, co jest naturalne 🙂 Chociaż ja do dzisiaj najbardziej lubię noclegi gdzieś nad rzeką pod namiotem, ale ja zawsze byłem dziwny 🙂

~Martyna

Fajny tekst, przeczytałam też pierwszą część, ale jakoś nie zdążyłam skomentować. Dla mnie dziesięć osób na rowery to chyba trochę za dużo, ale ja jestem raczej samotnikiem, a dla takiego, jak ja już dwóch to za dużo. Najlepiej jeździ mi się samemu, jakąś polną dróżką i ze słuchawkami na uszach – z tym już gorzej, bo samochodów nie słychać, ale dostałam kiedyś słuchawki bez gumek, które nie tłumią dźwięków z otoczenia. Ale i tak zakładam dopiero na polnym trakcie :). Trochę zdziwiłam się, że takie Pasmo Focha i Zgrozy dobrze wspominasz, ale może coś jest w tym tytule części pierwszej…… Czytaj więcej »

hegemon

Ja niby też jestem introwertykiem i samotnikiem, ale chyba dwubiegunowym. Są dni, że chcę i muszę być sam i świetnie się z tym czują. Są też takie dni, że bardzo zależy mi na ludziach i wtedy cieszę się, że są, że jest ich dużo 🙂 Coraz częściej dostrzegam, że aby coś zostało zapamiętane, muszą wystąpić trudności. Nie może być zbyt łatwo. I widzę też po wpisach na blogu, że 50% tych najlepszych, najchętniej czytanych i komentowanych, to te, które opowiadają o sytuacjach trudnych. Podobno ludzie szczęśliwi mogą być tylko wtedy, gdy wyjdą poza strefę komfortu 🙂 Odpowiedź na P.S. –… Czytaj więcej »

~Martyna

No to na książkę czekam, jak już dokończysz i zechcesz ją wydać, proszę, poinformuj mnie – na pewno Twój tytuł zajaśnieje na samym szczycie tej mojej góry książek! Zapał jest chyba kluczem, mi aż za często brakuje siły do wytrwania chociaż z opowiadaniem na jakieś piętnaście stron…

Wytrwałości
Martyna

hegemon

Ojej, teraz czuję się zmotywowany. Nawet przez ostatnie kilka wolnych dni wróciłem do pisania 🙂

~Dama Kameliowa

Popieram Martynę. W kwestii książki 🙂

hegemon

Nie mam wyjścia, wracam do pisania 🙂 Mam nadzieję, że wytrwam…

~Dama Kameliowa

Trzymam kciuki 🙂

hegemon

Dzięki 🙂

~Jaga

No widzisz a ja tylko w Bieszczady mam blisko.

hegemon

Nie tylko w Bieszczady 🙂

Lena Sadowska

Witam. Potwierdzam – podlaski piach może doprowadzić nieuprzedzonych do wielu nieprzewidywalnych reakcji 🙂 Poza tym zawsze coś się może trafić. Jak nie piach, to – komary. Jak nie komary, to – mokradła. Jak nie mokradła, to – słońce w oczy. I prawdą jest też, że takie ekstremalne warunki weryfikują znajomości, że z człowieka „wyłazi”… Co wcale nie znaczy, że od razu trzeba się od niego odrzekać. Można przecież kontynuować znajomość na gruncie neutralnym. Jeśli oczywiście „wycieczkowe przestępstwo” nie polegało na jakimś wyjątkowym draństwie. Po prostu jedni nadają się do wspólnej włóczęgi, inni do brylowania na salonach. Niestety raczej trudno przekonać… Czytaj więcej »

hegemon

Masz rację. Osoba, dla której cięższa wędrówka jest przeżyciem nie do wytrzymania, na gruncie miasta może być być bardzo fajnym znajomym. Jesteśmy różni i całe szczęście 🙂

Ultra

Podlasia prawie nie znam, skoro byłam tylko jeden raz, choć cały miesiąc, dlatego czytam z zaciekawieniem i rozbawieniem, ponieważ w trakcie trudów podróży niektóre charakterki dają popalić reszcie współtowarzyszy.

hegemon

Ja zbyt często na Podlasiu też nie bywałem, ale ten wyjazd, ze wszystkich wypraw rowerowych było mocno konfliktogenny, a przez to ciekawy 🙂

~Rado

Relacja ta utwierdza mnie w przekonaniu, ze wyprawy tego rodzaju udaja się najlepiej w pojedynkę. Raz, ze nikt nie marudzi, dwa, ze gada się więcej z napotkanymi po drodze i tubylcami. Piękne zdjęcie cerkwi, a cmentarz rzeczywiście oryginalny i zupełnie prawie nieznany.

hegemon

Podróż w pojedynkę ma swoje zalety. Zapewnia zdecydowanie lepszy kontakt z tubylcami. Ale wyprawa w grupie też ma swoje zalety. Lubię oba sposoby podróżowania.
A tych cmentarzy kolorowych chyba jest więcej (informacja niesprawdzona). Słyszałem tylko o tym w Zubaczach i tam jechałem, ale mam wrażenie, że po drodze widziałem kilka podobnych, jednak nie zatrzymaliśmy się, więc do dzisiaj nie mam pewności 🙁 Internet na ten temat milczy

boja

Ha! Krzyś Maruda to moja bratnia dusza!

hegemon

Mogę Cię z nim skontaktować 🙂 Chociaż nie wiem, czy mam jeszcze jakieś namiary na niego 🙂

~pani L.

Bardzo mi się podoba kolorowy cmentarz. Ciekawi mnie dlaczego właśnie na niebiesko pomalowany. Czy ów kolor oznacza dla tamtejszej ludności coś szczególnego?

Stanowczo wolę wyjazdy z rodziną od wyjazdów ze znajomymi. Wyjazd to ma być dla mnie odpoczynek, a nim nie jest, kiedy poznaję czyjąś ciemniejszą stronę, a tak najczęściej bywa.

PS Zapraszam na mój drugi blog poświęcony poszukiwaniu odpowiedzi.

Słonecznego weekendu

hegemon

Moja rodzina, oprócz nielicznych wyjątków, do wspólnego podróżowania się nie nadaje. Zbyt dużo stresów, by mnie czekało, jednak wolę swoich marudnych znajomych :-).
Na Twojego drugiego bloga zaraz zajrzę

~Stokrotka

Super!!!
Ale nie bardzo zrozumiałam – czy tą rozwaloną furmanką w końcu pojechaliście czy nie. I kto ją ciągnął???
:-))

hegemon

Niestety nie pojechaliśmy. Nie było chętnego, który by ją pociągnął 🙂

~Monia

A ja myślę że takie wycieczki rowerowe są super! Kocham rower i jeżdżę kiedy tylko mogę. Może moje trasy nie są aż tak bardzo zaawansowane, a moja kondycja nie doruwnuje niczyjej, bo jej po prostu nie ma, ale uważam że takie miejsca i takie drogi mają swój klimat i warto je wypróbować 🙂

hegemon

Rower jest wspaniały, pozwala dotrzeć do wielu miejsc, inaczej niedostępnych. A z kondycją jest tak, że trzeba jeździć na tak długie wycieczki, jakie sprawiają przyjemność. Dla jednego będzie to nie mniej niż 100 kilometrów, innemu wystarczy 10. Ważne aby jeździć i cieszyć się jazdą 🙂

~Who asks get lost

Mogę się założyć, że pomimo całej frustracji spowodowanej różnicą zdań i fochami, będziesz ten wyjazd wspominał miło 🙂
Ależ tam pięknie jest…

hegemon

Wspominam miło, chocią nie wiem, czy drugi raz bym zabrał aż tak marudnych uczestników 🙂 A Podlasie jest piękne, bezwzglednie piękne 🙂

~Dama Kameliowa

Mnie Krzyś się podoba. Marudzi, ale przynajmniej postawę ma wobec siebie i krytyczną (bo nie zaprzecza) i akceptującą (bo przyjmuje, że to trwała dyspozycja charakteru) 🙂 A wiatraki – przerażające…

hegemon

Krzyś odcisnął swoje piętno na tym wyjeździe. Chłopak miał tez swoje zalety. Szybko mu to obrażanie przechodziło, ale częstotliwość focha jednak była nie do zniesienia. A dlaczego tak Cię wiatraki przerażają???

~Dama Kameliowa

Bo obiektywnie rzecz biorąc są zmarniałe i straszliwie ruderowate (tu solidaryzuję się z Ewcią)

hegemon

Ech, solidarność kobieca 🙂 Większość wiatraków poza skansenami zmarniała, niestety, ale w przewodniku były opisane, jako piękne 🙂

~Dama Kameliowa

To nie jest solidarność kobieca, ale kobiecy realizm 🙂

hegemon

Ok, realizm, nie solidarność, realizm… 🙂

~Izabela

Faktycznie wiatraki średnio porywały, za to kolorowy cmentarzyk to dla mnie nowość i nawet taki zarośnięty ma klimat (przynajmniej na zdjęciach). 🙂
Nigdy się nad tym nie zastanawiałam, ale nie wiem czy na takich wyjazdach ważniejsza nie jest wytrzymałość psychiczna od tej fizycznej?

hegemon

Mam wrażenie, że zawsze psychika jest decydująca. Krzyś Maruda nie miał problemów z siłą fizyczną, chyba był najsilniejszy i najbardziej wysportowany ze wszystkich. Natomiast najsłabsza fizycznie osoba zupełnie nie marudziła i wszystko jej się podobało, wiatraki też 🙂

~Izabela

😀 PS. Gdyby był Disqus, to bym mogła oddać głos, a tak daję uśmiech, bo uśmiechnęłam się po przeczytaniu tego komentarza, a nie mam dzisiaj najlepszego dnia.

hegemon

Namawiasz mnie na Disqusa, ale nie wiem czy się zdecyduję, bo wiem, że kilka ważnych osób, przestałoby komentować. Muszę szukać kompromisu… Cieszę się, że potrafię poprawić nastrój 🙂

~Izabela

Mam na blogu jedną Osobę, która jest zagorzałą przeciwniczką Disqusa. Uparła się, że nie założy tam konta i już. 🙂 Mimo to, wytrwale u mnie komentuje jako Gość. Jak po przenosinach bloga zapomniałam włączyć tą opcję, to przeniosła się na drugi blog i tam upomniała o tą funkcję. Czyli jak komuś zależy, to Go nic nie odstraszy. 😀 Rozumiem szacunek do Komentujących, wszystkich, tych którzy są przeciwnikami Disqusa również. Ale opcja Gość jest podobna do wszystkich innych poza disqusowych rozwiązań. Przecież Ktoś komentuje ze względu na treść i/lub autora, mnie osobiście inne rozwiązania nie zniechęcają. Przecież tutaj komentuję. 😉 Jak… Czytaj więcej »

hegemon

Na razie sam nie wiem, co sądzić o disqusie. Z jednej strony ułatwia bardzo wiele, masz informacje na mailu, że ktoś odpowiedział na komentarz i możesz natychmiast też mu odpowiedzieć. Z drugiej widziałem już programy, które umożliwiają to samo, a nie musisz się logować. Ba, możesz w nich zaznaczyć sobie jednego bloga, że chcesz być powiadamiana o dyskusji, bo tam się ciekawie dyskutuje, a drugiego nie, bo tam dyskusja jest taka sobie lub jej nie ma. Nie widziałem też na blogach z disqusem jakiejś dłuższej wymiany poglądów, więc chyba tym wymianom myśli, aż tak nie sprzyja. Na razie tu na… Czytaj więcej »

~Delikatny

Fantastyczne zdjęcia! Czuć z nich ten klimat. Ale następnym razem koniecznie musicie spłynąć! Albo zapraszam na Pilicę, tam kajaki są niesamowite.

hegemon

Na Pilicy bywam niemal co roku i uważam, że jest to świetna rzeka 🙂

~ariadna

Jak się czułeś, gdy Krzysztof imiennie zarzucał Ci złą jakość obmyślanej przez Ciebie wycieczki rowerowej?
Jestem ciekawa. Taka eskapada to przecież mnóstwo przygotowań i „obczajania” okolicy…

hegemon

Wiesz, ja już od kilkunastu lat organizuję takie wyjazdy i na wdzięczność nie liczę. Jedni traktują mnie jak biuro podróży, inni czasami pomogą, a większość narzeka (potem wspominają jako coś pięknego :-). Nawet na kilka lat zawiesiłem organizowanie wyjazdów, bo miałem dosyć. Teraz doszedłem do wniosku, że trzeba mieć i pielęgnować jakieś tradycje. Jedną z nich są coroczne rowery.
W tym, że ludzie się tak zachowują jest też trochę mojej winy, bo biorę na siebie wszystko lub większość. Ale też jedziemy w miejsca, jakie ja chcę i spędzamy czas, tak jak ja zaplanuję.

~Dreptak Zenon

Podlaskie piachy nauczyły mnie żeby nosić skarpetki do sandałów – nienawidzę piasku w tych butach!!! Natomiast zupełnie spokojnie toleruję go na bosaka. Warstwa sucha jest nawet po silnych opadach – szczególnie to widać na polach kartofli (na Podlasiu nie sadzi się ziemniaków!!!) – ile by nie padało, jest suchy piach pod warstwa mokrego, a poniżej wilgotna ziemia!!! 🙂 Co do tego motorowerka, to usiłowałem nim jeździć po tych zapiaszczonych (ale naprawdę zapiaszczonych) drogach – jeżeli nie udawało się z rozpędu przejechać, to trzeba było jednak pchać, wspomagając się silniczkiem. Niedawno miałem okazję sprawdzić taką dawną drogę – asfalt – śmierdzący,… Czytaj więcej »

hegemon

Widziałem ten rajd, tylko silnik wam zgasł po drodze 🙂 Chętnie bym się czymś takim przejechał, musieliście mieć dobrą zabawę. Zresztą na filmie było to widać 🙂
A Podlasia już dawno nie testowałem, jakoś po tamtym rajdzie, nie mam odwagi się wybrać, bo nie wiem czy uczestnicy, by mnie nie zabili za te piachy, które nawet po deszczu są suche 🙂

~Dreptak Zenon

Ano zgasł! I to dopiero była zabawa!!! Myśmy to bydlę wespół z Marchevką zapchali do wsi!!! 😀 😀 😀
Ale później już wszystko grało! 😀 😀 😀

hegemon

Zastanawiałem się, jak we dwójkę coś takiego po piaszczystych drogach dopchaliście prawie na miejsce? Pod koniec widziałem, że wreszcie zapalił… Przygoda była niezła 🙂

~joujou

No i po co ja tu zajrzałam, jak powinnam w tej chwili robić coś zupełnie innego lub iść spać, a nie mogę się oderwać od Twoich opowieści. Podlasie pokochałam wielką miłością kilka lat temu i na pewno tam wrócę. Również sama opracowuję nasze trasy i nie odpuszczam Na Podlasiu miałam niestety podobnie z poszukiwaniem obiektu, który czasami w rzeczywistości przynosił rozczarowanie i również były fochy itp. tyle,że autem zawsze łatwiej :)Jednak chyba tylko na Podlasiu można spotkać krowy dwa razy dziennie przepływające rzekę na i z pastwiska. Spływ trawą po Biebrzy ehh ale byli tacy, którzy uznali, że tam psy… Czytaj więcej »

hegemon

Cieszę się, że Ci się podoba, to o czym piszę 🙂 Widzę, że Podlasie nie tylko mnie dało troszkę w kość. Tam są piękne klimaty, przyroda, widoki, miejscowi ludzie, ale warunki turystyczne trochę bardziej surowe (chociaż i to się błyskawicznie zmienia). A ludzie z miasta nie zawsze gotowi, aby w takich warunkach spędzać czas. Ale tego nie wiesz, dopóki nie wyjedziesz.
Zapraszam do dalszej lektury 🙂

Joanna Szreder

OH! te niebieskie krzyże! Co za bomba. Jak wiesz, też ostatnio byłam na Podlasiu. Jestem zakochana w tych rejonach.

Maciej

Klątwa przewodnika. Albo się prowadzi zgraną ekipę, albo …
Ja tak mam jak organizuję rajdy dla dzieci ze szkoły, trasa minimum, przewidziany czas na wygłupy, zabawy, i odpoczynek, do tego minimum edukacj zeby się można było „wyzszymimcelami” wykazać.
Ale jak chcę przygody, to najlepiej sam.
Zresztą to klasyka! Jak mam w mordę wind to mogę psioczyć na wszystko,ale i tak nikt mnie nie slucha, więc to bezproduktywne, a jak jest przewodnik (organizator) to mozna frustracje wylać na niego…