Odkąd mama odkryła dawnego krewnego, strasznego Szweda Kałkusem zwanego, odwiedzała go, gdy tylko nadarzyła się okazja. Nic dziwnego. Kałkus wysłuchiwał opowieści rodzinnych bez okazywania znużenia, a i sam potrafił zadziwić znajomością koligacji i koneksji. Mosty, gdzie siedział Kałkus i Wieś, na której od wiosny do jesieni przebywała mama, dzieliła odległość zaledwie kilkunastu kilometrów, lecz aby ją pokonać, potrzebny był samochód z kierowcą. Niewielu udawało się namówić na podróż do Mostów, lecz mama nie ustawała w wysiłkach. Zawsze, gdy przyjeżdżałem na Wieś, słyszałem prośbę:
– Hegemonie, może byś mnie zawiózł do Mostów? Tylko na chwileczkę!
Wiedziałem, że chwileczka, to jest minimum pięć godzin, więc odmawiałem. Wydawało się, że nigdy nie poznam Kałkusa, gdy po 4 latach zdarzył się cud, który zapoczątkował perypetie rodzinne…
Kałkus u płota
Kończyliśmy jeść śniadanie, gdy nagle od podwórza dobiegł warkot silnika motocykla. Wyszedłem na dwór, by zobaczyć kto zacz, a nieznajomy, widząc mnie w drzwiach, zawołał:
– Czy jest pani Ewa, bo ja dla niej zdjęcia przywiozłem!? – dostrzegają moje wahanie, przedstawił się – Jestem Kałkus, Mariusz Kałkus.
Stało się tak, jak w przysłowiu: gdy Hegemon nie chciał przyjść do góry…, to znaczy do Kałkusa, to Kałkus przyszedł do niego. Uradowana mama jęła niespodziewanego gościa zapraszać do domu, ale on jakiś dziwny od początku mi się wydał, lecz czegóż można się było spodziewać po okrutnym Szwedzie, który od pokoleń zasiedział się na polskiej ziemi? Z miejsca zaczął mnie namawiać, abym przejechał się jego „Kawasaki”. Z trudem wytłumaczyłem mu, że nie potrafię jeździć na motorze.
– Ach Mariuszu, co cię do nas sprowadza! – niecierpliwie dopytywała się uradowana mama.
– Pani Ewa, przywiozłem tutaj pani zdjęcia, aby pani mogła zobaczyć swoją gębichę!
– Znaczy co? – stropiła się mama.
– Gębichę, to znaczy twarz.
– Aha, aha…, ha, ha, ha
– Gdzie ja mam to zdjęcie?
Zaczął grzebać po licznych kieszeniach kurtki motocyklowej i wyciągać jakieś fotografie. Mama już chciała sięgnąć po jedną z nich, ale Szwed zdecydowanym ruchem ją powstrzymał:
– Pani Ewa niech nie zabiera mi zdjęć, bo jeszcze na jakieś nieprzyzwoite trafi! Jak znajdę właściwe, to pokażę.
Na stole lądowało coraz więcej szpargałów w miarę, jak Mariusz opróżniał kolejne kieszenie. Uzbierał się tego wcale pokaźny stosik. Kałkus wolno przeglądał dobytek, szukając właściwego zdjęcia. Nieustannie przy tym wygłaszał szereg luźno ze sobą powiązanych komentarzy. Sposób wyrażania się miał dość obsceniczny i co rusz wprawiał w zakłopotanie rodziców. Znalazł wreszcie fotografię i pokazał mamie jej „gębichę”, a gdy ona uważnie przyglądała się zdjęciu, Mariusz podtrzymywał konwersację z pozostałymi osobami:
– A pan, panie Hegemonie jest żonaty?
– Nie
– A dlaczego?
– Jestem rozwiedziony!
– A to co innego. Ale to koniecznie sobie trzeba znaleźć taką, najlepiej z dużymi… – tu rękoma zatoczył wymowny łuk w powietrzu.
Następnie kazał sobie pokazywać dłonie, najpierw prawą, a zaraz potem lewą. Myślałem, że zamierza wróżyć, ale on tylko coś pomruczał tajemniczo i przeniósł swoją uwagę na ojca, który też musiał pokazać ręce. Wreszcie mama dała Kałkusowi obiecaną encyklopedię, co było sygnałem do końca wizyty. Straszny Szwed jeszcze na odchodnym kilka razy przypomniał mi, kogo to ja powinienem sobie znaleźć. Nieustannie też kreślił rękoma wyraziste łuki.
Jeżeli chcesz lepiej poznać Kałkusa, to zapraszam do wpisu o koligacjach. Inne historie rodzinne przeczytasz w opowieści o królowej Bonie i Byronie. |
Perypetie rodzinne – ciąg dalszy
Wszyscy odetchnęli z ulgą, gdy motor zniknął hen za horyzontem. Mama nieporadnie tłumaczyła się, że wcale nie spodziewała się tej wizyty. Kiedyś jedynym środkiem transportu, jakim dysponował Kałkus, był zdezelowany rower-składak, którym mógł dotrzeć co najwyżej do pobliskiego sklepu, czy przystanku PKS. Teraz, dzięki dotacjom unijnym, nabył motocykl, który umożliwił mu dużo dalsze wypady.
Następnego dnia Mariusz zadzwonił do mamy w środku nocy, a potem pojawił się znowu u nas. Na szczęście po śniadaniu. Nie wiem, jakimi mądrościami tym razem obsypał rodziców. Akurat byłem pod prysznicem i postanowiłem tej bezpiecznej kryjówki nie opuszczać do czasu, aż niespodziewany gość się nie wyniesie.
Po odjeździe Kałkusa tata przyznał, że pożyczyli mu 30 zł na benzynę.
– Dlaczego? – zdziwiłem się.
– Wiesz, on chciał 50, my daliśmy tylko 30. Jak chcesz się pozbyć kogoś biednego, to pożycz mu niewielką sumę pieniędzy. Nie będzie miał jak oddać, więc przestanie cię nachodzić. A na pozbycie się bogatego najlepszą metodą jest samemu poprosić o pożyczkę, na pewno zacznie cię unikać.
Perypetie rodzinne i zamknięta furtka
Spodobała mi się filozofia ojca, lecz w przypadku Kałkusa kompletnie zawiodła. Tego roku Mariusz pojawiał się na Wsi wielokrotnie, zawsze niespodziewanie i zawsze w najgorszym momencie. Mama próbowała się przed nim bronić w charakterystyczny dla niej sposób, o czym przekonałem się, gdy odwiedziłem rodziców dwa miesiące później.
Zajechałem pod bramę, chwyciłem za klamkę, a furtka się nie otwiera! Zamknięta na klucz! Wkurzyłem się. Po co aż tak się barykadować? Na dodatek nie miałem pojęcia, jak dostać się do domu. Nikogo w zasięgu głosu, klaksonu samochodu rodzice też nie usłyszą. Sięgnąłem więc po komórkę. Na szczęście, akurat był zasięg. Najpierw usłyszałem, jak mama krzyczy na tatę, aby wreszcie odebrał telefon, potem zobaczyłem ojca z komórką przy uchu, biegnącego w kierunku śmietnika. Tylko tam da się swobodnie rozmawiać, bez obawy utraty zasięgu. Musiałem głośno krzyknąć, aby wreszcie zobaczył mnie bezradnie sterczącego przed furtką. Gdy po chwili zostałem wpuszczony na teren obejścia, mama pospieszyła z wyjaśnieniami:
– Wiesz Hegemonie, to jest bardzo ważne aby furtka była zamknięta, tak jest bezpieczniej…
– I można nie wpuścić Kałkusa... – dorzucił gwoli wyjaśnienia tata
– No tak, …wiesz on potrafił przyjechać w środku nocy, bo o tej porze wygodniej mu się jeździ. Raz pojawił się koło północy, by oddać pożyczoną książkę. Wyszłam więc do furtki, trochę porozmawiałam, a on mówi, że chętnie by się herbaty napił. Ja na to, że niemożliwe, bo mąż śpi. A , jeżeli mąż śpi, to nie przeszkadzam, powiedział Mariusz i pojechał sobie.
– A mąż wcale nie spał… – dokończył tata.
– Akurat wtedy taty nie było na Wsi. I gdyby nie zamknięta furtka, to zapewne wszedłby do mieszkania, a tak sprawa znalazła szczęśliwe rozwiązanie. Kałkus kilka dni temu miał wypadek. Na szczęście nic mu się nie stało, ale motor podobno jest nie do użytku.
Kałkus nie pojawił się więcej na Wsi. Najpierw nie miał za co naprawić motoru, a potem okazało się, że kwalifikuje się do leczenia zamkniętego. Mama nie zrezygnowała z ryglowania furtki, chociaż nikt więcej już jej nie nachodził. Kilku znajomych rodziców przestało ich odwiedzać, gdyż znudziło im się bezproduktywne oczekiwanie pod zamkniętą bramą. Wreszcie, tata zainstalował przy wejściu dzwonek, który wygrywając koszmarne melodyjki, anonsował przybycie gości. Tak zakończyły się perypetie rodzinne…
Świetne są te Twoje opowiastki rodzinne. Czyli Kałkus sprowadził Twoją mamę na drogę kłamstwa i przyczynił się do barykadowania się rodziców na swojej posesji, ale nie było wyjścia, tylko tak mogli przetrwać najazd szwedzki… 🙂
Ale Kałkus zniknął już osiem lat temu, a oni barykadują się nadal!
A bo to wiadomo kiedy Kałkusa wypuszczą z odziału zamkniętego? Strzeżonego Pan bóg strzeże ;-))))
Oj, nie powtórzę tych słów mojej mamie, nie powtórzę, jest jeszcze kilka drzwi do zamknięcia, więc nie chciałbym aby zamieniła dom w twierdzę 🙂
A mnie się jakoś żal zrobiło tego Kałkusa. Uciążliwy, namolny i paskudny, ale niezłomny w poszukiwaniu ciepła rodzinnego… I żonę Ci zamierzał znaleźć, w dodatku dopasowaną eugenicznie 🙂
Mnie też go trochę żal, chociaż uciążliwy był okrutnie. Nie wiem, czy powinienem się cieszyć z faktu, że zamierzał mi znaleźć żonę 🙂
No, widzisz – coś w nim jest, że wzbudza współczucie 🙂 A znajdowanie żony postrzegam w kategoriach aktu dobrej woli – to czynność niekonieczna, jednak miło, gdy ludzie się o nas troszczą 🙂 Nawet, jeśli kryteria owego troszczenia się (te krągłości i pomiary) są dyskusyjne…
Człowiek, który choruje zawsze wzbudza współczucie… Wiem, że warto we wszystkim znajdować dobre strony, nawet w nachalnym swacie, który szuka mi niezwykle krągłej żony 🙂
Szukał takiej, jaka się jemu samemu podoba: okrągła i krowy wydoić umie. Trudno, żeby poszukiwał uprawiającej sport intelektualistki 🙂 W sumie, mimo nachalności, na szczęście (?) okazał się nieskuteczny 🙂
Może rzeczywiście szukał dla siebie, a nie dal mnie? Kto to wie. Krów nie miał, ale owce tak. Jeżeli miałbym szukać według jego wzorca, to na szczęście okazał się nieskuteczny 🙂
Ze tez nie chciales skorzystac z tych jakze istotnych porad odnosnie przyszlej maloznki tudziez partnerki 😉
Swoja droga… NIenawidze namolnych ludzi, nienawidze.
Widzisz, jaka ze mnie gapa, nawet z dobrych rad nie jestem w stanie skorzystać 🙂
Namolność jest straszna, ale gdy wynika z choroby, to trochę żal człowieka…
Witaj, Hegemonie. Milczałam, bo najpierw byłam w Krainie Bez Netu, a potem chciałam zobaczyć, co się przez ten czas u innych działo 🙂 Kurczę, jak ja Ci zazdroszczę Twojej Mamy. Ja do niedawna miałam Ciocię (siostrę mojej Mamy), która była skarbnicą rodzinnych opowieści. A że mnie akurat nigdy nie nudzą takie rzeczy – nasłuchałam się tego bez liku 🙂 Kałkus może i uciążliwy, ale przecież intencje miał szczere, więzi rodzinne o każdej porze dnia i nocy chciał podtrzymywać, niepazerny był – co pożyczył – oddawał (rzadki dziś przymiot), a i o Ciebie się troszczył, rozumiejąc, że samotnemu człowiekowi przeważnie tylko… Czytaj więcej »
Moja mama jest skarbnicą wiedzy rodzinnej, ale czasami chciałbym z nią porozmawiać o czymś innym, a nie tylko o rodzinie i… nie da się. To jest uciążliwe.
Z tym zamykaniem furtki to u rodziców nie trauma, tylko fobia. Niczemu nie służąca. Ale, gdy mama uprze się, że tak jest bezpieczniej, to nie ma nią silnych 🙂
Pozdrawiam 🙂
Prostuję, bo chamsko zabrzmiało:
„U innych” oznaczało, że nadrabiałam zaległości lekturowe na odwiedzanych blogach zaniedbując własny, a nie, że nie miałam czasu wpaść do Ciebie. Przepraszam za ten dziwoląg semantyczny.
No cóż…
„Takie mamy mamy jakie mamy.” – jak pisał mój znajomy poeta.
I może za te drobne dziwactwa kochamy Je jeszcze bardziej 🙂
Pozdrawiam 🙂
Nie mam o nic pretensji, nawet na myśl mi nie przyszło, że to źle zabrzmiało. Cieszę się, że czasami znajdziesz chwilę, aby tutaj wpaść, przeczytać i jeszcze skomentować 🙂
Oczywiście, że męczący taki Kałkus, ale bez takich jak on życie nie byłoby takie ciekawe.
Sytuacje trudne są najciekawsze. Dlatego o nich najczęściej piszemy na blogach 🙂
Proszę jak najwięcej przebywać z Mamą, by spisywać te wspomnienia. Taka charakterystyczna postać jak Kałkus przydaje autentyczności notce. Jest świetna! A jak się ją czyta!
Od lat zapisuję historie, które opowiada mama, więc pewnie wystarczy mi jeszcze na kilkanaście wpisów, a może i więcej 🙂 O Kałkusie świetnie się czyta, lecz dłuższe przebywanie w jego towarzystwie było niesłychanie uciążliwe… Lecz czego nie robi się dla ciekawych wpisów 🙂 🙂
Szwedzi chyba w genach mają najeżdżanie Polaków. Twoi rodzice mieli własny potop, dobrze, że się gorzej nie skończyło
Na szczęście ten potop był krótkotrwały, chociaż bardzo intensywny 🙂
Nie jednego „Kałkusa” doświadczył nasz dom tyle, że płci obojga. Nigdy nie posunęliśmy się do tego, aby dać do zrozumienia, że któreś z nich jest niemile widziane, acz przyznam, że nieraz miałam na to ochotę. Tacy ludzie znikają równie nagle jak się pojawiają, zupełnie jak Wasz Mariusz.
Skłonność do „kręcenia wyrazistych łuków” w odniesieniu do kobiecych walorów ma bardzo wielu mężczyzn. Ciekawe, że kobiety nigdy nie wyrażają w podobny sposób oczekiwań wobec męskich atutów.
Pozdrawiam
Czasami warto różnym natrętom postawić granicę. Nie każdy znika. O własną psychikę też należy dbać.
A dlaczego mężczyźni rozmawiają rękoma? Podobno mamy mniejszy zasób słów, to sobie jakoś musimy pomagać 🙂
Kaułkusy kolorują świat. Są potrzebni, tak jak zbieracze rzeczy niepotrzebnych. Rodzice się ryglują z przyzwyczajenia. Najtrudniej jest wrócić do stanu sprzed.
Pozdrawiam Hegemonie:)
Sądzę, że u mojej mamy to kwestia wieku, im starsza, tym bardziej nieufna, dlatego tak się rygluje
Prawdziwa obrona Częstochowy! Dobrze, że też skuteczna.
Mam nadzieję, że Wieś nie stanie się Częstochową, na samą myśl o tych pielgrzymkach… brrr….
Kurcze, chciałabym być kiedyś zaanonsowana przez jakąś melodyjkę. Niekoniecznie koszmarną, ale jakąś taką przyjemną 🙂
Aniu, nie ma wyboru – albo koszmarna melodyjka, albo brak zaanonsowania 🙂 Niestety, innych dzwonków u nas nie produkują
zapewne i mnie taki nawracający, to znaczy pojawiający się znienacka człowiek, doprowadziłby do barykadowania się, okopywania, czy czegokolwiek innego. nie lubię natrętów. choć tego Kałkusa trochę mi się nawet żal zrobiło. już w trakcie czytania coś tak czułam, ze może to po prostu chory człowiek . a wracając do fragmentu, w którym Kałkus wyciągał i wyciągał różne różności z przepaści swych kieszeni…. ha! zatem dla mężczyzn ich kieszenie, są tym czym dla kobiet torebki :)) bo przecież kobiece te niewielkie- mieszczą wszystko, absolutnie wszystko i wcale nigdy nie ma w nich bałaganu, i zawsze od razu, od pierwszego włożenia w… Czytaj więcej »
Kałkus, chociaż w trakcie odwiedzin miało się go dość, to jednak budzi współczucie. Pewnie, jak każdy chory człowiek.
Masz rację, że kieszenie dla mężczyzn, to taka nędzna namiastka damskiej torebki. Jednak do ideału wiele im brakuje 🙂
Ja się często zastanawiam, czy dałbym radę mieszkać poza miastem, bo przecież pobyt w naturze i przemierzanie szlaków uwielbiam. A może właśnie tak trzeba, wtedy każdy wyjazd przeżywa się głębiej, kiedy ma się świadomość, że za chwilę wróci się do wielkiego miasta???? A pieczenie w dole wypróbuj, chociażby dla samej zabawy, która tej ceremonii towarzyszy 🙂
dobre pytanie.sama nie wiem czy umiałabym tak na zawsze żyć poza miastem. fajnie jest uciekać z niego, kiedy tylko jest możliwość. jednak podczas tych wszystkich ucieczek, ma się świadomość, ze powrót do miejskich wygód, czy niewygód nastąpi. po drugie przesyty są tak samo niedobre, jak niedosyty. istnieje więc możliwość, ze mając coś na każde wyciągnięcie ręki, to coś nie cieszyloby mnie w pelni. spowszednialoby.tak jak np. wszystkie krakowskie atrakcje 🙂 inni się nimi zachwycają, a ja? cóż… 🙂 czy to tak, (się mi teraz przypomniało) jak z pewnym mężczyzną, który spotkany w tamtym roku na tatrzanskim szlaku, opowiadał nam jak… Czytaj więcej »
Nigdy nie wiadomo jakby było, do czasu, aż się nie sprawdzi, nie poeksperymentuje. Podobne argumenty, do tych co napisałaś, powtarzam sobie często, a jednak cały czas mam niedosyt, że nie spróbowałem, jak to jest. Na razie nie mam okazji, aby sprawdzić (a może sobie tylko wmawiam ?), lecz kiedyś na pewno spróbuję 🙂
Musiał się czuć bardzo samotny.
Spotkałem jakiś czas temu człowieka, który był bardzo sensowny, a żona musiała go ubezwłasnowolnić. I tak nie uchroniło jej to od kolejnych zaciąganych przez męża długów, na kolejne „genialne” biznesy.
Chyba czuł się samotny, mieszkał sam i hodował owce. Jak spotkał człowieka, to musiał się wygadać. A, że gadał bez sensu, to inna sprawa…
„Genialne biznes” znam kilku takich, na szczęście skończyło się bez ubezwłasnowolnienia, ale długi jeszcze się za nimi ciągną…
Haha, co za historia! Nieco natrętny ten gość 😀 Od tylu wizyt to faktycznie trzeba się ryglować. Toż to denerwujące i uprzykrzające się robi :3 Niektórzy jak widać nie mają tego wyczucia… Koncepcja z pożyczaniem pieniędzy bezcenna! 😀
Koncepcja też mi się podobała, ale w tym wypadku poniosła kompletną porażkę…
No rzeczywiście. Jak przeczytałam początek t chciałam gratulować poznania przodka i w ogóle, a tu się okazało, że znajomość z Kałkusem nie taka znowu ciekawa… Spodobał mi się sposób z pożyczaniem pieniędzy 🙂
Fajny wpis, przeczytałam z przyjemnością.
Z drugiej jednak strony trochę mi żal Kałkusa, jak to ktoś wyżej już napisał, pewnie samotny gość był.
Ciepełka
Martyna
Był samotny na własne życzenie. Zdaje się, że kiedyś miał rodzinę i dzieci, ale ciężko było z nim wytrzymać… Mówiłem, że nie będzie happy endu…
Zalazł za skórę ten Kałkus Twoim rodzicom, oj zalazł. Są tacy, co to, jak ich drzwiami wypchniesz, to oknem wlezą 😉 No, ale on akurat okazał się być chorym, więc współczucie budzi.
Widzę, że współczucie dla Kałkusa jest powszechne. Pewnie i sam je odczuwam, chociaż wtedy miałem go po prostu dość.
Koniecznie muszę zapamietać sposób z pożyczaniem pieniędzy…wiecznie mam z tym problemy:)
Tylko pamiętaj, że on nie wobec każdego się sprawdza 🙂
Nie lubię namolnych ludzi, odstraszają od siebie właśnie tym wiecznym nachodzeniem i próbą kontaktu… z jednej strony na początku jest to miłe, ale potem człowiek zaczyna mieć ich dość 😀 nauczka na przyszłość tak w sumie ^^
Nigdy nie wiesz, czy człowiek nie jest namolny, dopóki nie zacznie cię nachodzić. Tak też i było z Kałkusem…