Pakuję się na kolejny spływ kajakowy. Już zatraciłem rachubę który, tyle ich było. Teraz jest łatwiej – nie ma problemu z kupnem czy pożyczeniem kajaka, a sprzęt pływający jest bardziej odporny na uszkodzenie, czy zniszczenie.
Kiedyś, czyli dobre 20 lat temu, pływało się kajakiem składanym, który wymagał opanowania pewnych umiejętności. Nieuwaga skutkowała dziurą w poszyciu i co najmniej godziną spędzoną na klejeniu. Zazwyczaj w towarzystwie komarów i pokrzyw.
Pakowanie kajaka – nie można zabrać wszystkiego
Cały bagaż woziliśmy w kajaku, który miał swoją pojemność i wyporność. Nie można było zabrać wszystkiego. Rozsądne spakowanie się przed wyjazdem stanowiło podstawę udanego spływu. Nie wszyscy o tym wiedzieli. Bardzo dużo zależało od dogadania się załogi przed wyjazdem.
Pamiętam jeden z pierwszych spływów, gdy moją towarzyszką w kajaku miała być Mariola, u której zmysł optymizmu zdecydowanie dominował nad realizmem. Dlatego umówiliśmy się, że bagaże przywiezie do mnie dzień wcześniej. Trochę kręciła nosem, dlaczego tak wcześnie, ale przekonałem ją, że jako bardziej doświadczony kajakarz, pomogę jej w racjonalnym spakowaniu. Słowo „racjonalny” w słowniku Marioli znajdowało się gdzieś na końcu alfabetu, gdzie rzadko zaglądała, ale zgodziła się. Obawy nie były bezpodstawne. To co wtargała z wielkim wysiłkiem do mojego mieszkania, wymagało zabrania ze sobą dodatkowego kajaka przeznaczonego tylko na bagaże, a nie wiem czy mała flotylla lub liczna ekipa tragarzy podążających brzegiem nie byłaby lepszym rozwiązaniem.
Jeżeli po raz pierwszy wybierasz się na spływ kajakowy, to może warto przeczytać artykuł o tym, jak do takiego spływu się przygotować? |
Kosmetyczka
Siedliśmy do negocjacji. Nie było łatwo. Na pierwszy ogień poszła kosmetyczka wielkości sporych rozmiarów śpiwora.
– Co ty tam masz? – zapytałem oszołomiony ilością i różnorodnością składników.
– Jak to co! – oburzyła się Mariola – Same potrzebne rzeczy. To jest mydełko do twarzy, dezodorant, płyn do ust, mydełko do ciała, krem do stóp, pasta do zębów, krem nawilżający, krem do opalania, krem po opalaniu i przeciwopalaniu, balsam, puderniczka, szminka, dwa niezbędne toniki i te kilkanaście innych drobiazgów bez których żadna dbająca o siebie kobieta nie jest w stanie się obyć – zakończyła prezentację pokazując mi dwie solidne garście tych “drobiazgów”, a dna owej kosmetyczki i tak nie ujrzałem.
Pakowanie kajaka – apteczka
Z kosmetyczki nie udało mi się niczego usunąć. Gdybym był trochę starszy i bardziej doświadczony, to wiedziałbym, że nawet nie należy próbować. Większy sukces zanotowałem przy zmniejszaniu drugiego co do gabarytów pakunku – czyli apteczki. Mariola, jako początkujący lekarz nie szła na żadne kompromisy. W jej niezbędniku znajdowało się wszystko to, co jest potrzebne do funkcjonowania średniego rozmiaru szpitala, może za wyjątkiem stołu operacyjnego i urządzenia do dializy nerek. Udało nam się ograniczyć liczbę medykamentów do tych, które zmieściły się w niedużym, plastikowym pudełku. Kosztowało nas oboje dwie godziny twardych negocjacji.
Zestaw ubraniowy, jedzeniowy i inne drobiazgi
Następnie z 14 podkoszulek Mariola odrzuciła z niechęcią trzy, z czterech par spodni udało się wytargować odłożenie jednej, z dwóch kilogramów cytryn, połowa została w Łodzi. Najdłużej spieraliśmy się o płyn do czyszczenia “CIF”. Na początku zaparłem się, że absolutnie nie bierzemy, ale ostatecznie ustąpiłem w zamian za pozostawienie kilku innych cennych i niezbędnych rzeczy. Wreszcie udało się upakować wory i mogłem odetchnąć z ulgą, burty kajaka powinny utrzymać się powyżej powierzchni wody. Co prawda następnego dnia rano Mariola, licząc na moje niewyspanie, próbowała przemycić jeszcze kilka dodatkowych rzeczy, między innymi sporych rozmiarów wachlarz, pod którym w razie deszczu mogła się schronić cała ekipa spływowa. Jednak byłem na tyle przytomny i asertywny, aby zdecydowanie odmówić.
Pakowanie kajaka – wersja minimalistyczna
Zupełnie inną filozofię pakowania przyjął mój kolega Andrzej. Żadnego planowania, żadnego spinania się, a wieczorem przed wyjazdem nie miał jeszcze nic naszykowanego. Ba, nie miał pojęcia, gdzie niektóre rzeczy znajdują się w mieszkaniu. Natomiast miał zaplanowaną imprezę z kolegami. Z imprezy nic nie wyszło, może dlatego zabrał ze sobą podstawowe rzeczy, takie jak namiot, śpiwór i karimatę oraz komplet ciuchów na zmianę. Bodajże jeden na dwa tygodnie spływu. Minimalizm życiowy nie popsuł mu radości z płynięcia i wrócił do domu tak samozadowolony, jak pozostali, którzy zaopatrzyli się znacznie przezorniej…
Pakowanie kajaka, to nie jedyna przeszkoda przedspływowa, trzeba ludzi jeszcze jakoś dowieźć, co może okazać się przygodą samą w sobie. Przeczytaj o tym, jak wiozłem na spływ rodzinę… |
Z kobietą się nie dyskutuje na temat tak ważnych spraw! 😉 Masz szczęście, że na spływie nie usłyszałeś: „A mówiłam, żeby to zabrać… Teraz to by się przydało… To twoja wina, że teraz…” 🙂
Masz rację. Na szczęście koleżanka jest z tych osób, które są nastawione optymistycznie do życia i nie słyszałem, żeby komuś coś wypominała 🙂
A u mnie jest trochę odwrotnie, tzn. ja próbuje naszą trzyosobową rodzinę spakować raczej minimalistycznie (no, nie aż tak jak Twój kolega Andrzej), ale mój mąż zabrałby pół domu … tzn. ciuchów pakuje minimum, ale różnych „przydasiów” wziąłby milion 😉
Trochę rozumiem twojego męża, bo jak ja nabiorę sprzętu fotograficznego, to potem nie wiem, gdzie go bezpiecznie upchnąć w kajaku 🙂