Sierpniowe upały nie odpuszczały nawet w nocy. Nikomu nie chciało się wpełzać do namiotów pod ciepłe śpiwory. Leżeliśmy na trawie gapiąc się w rozgwieżdżone niebo i szukając wzrokiem resztek roju Perseidów. Zbliżała się północ. Rano mieliśmy wyruszyć na spływ kajakowy Wartą, trzeba się było wyspać…
– Idę do namiotu! – ziewnąłem szeroko
Nocny gość po raz pierwszy
Wkrótce leżałem na karimacie przykryty jedynie ręcznikiem i powoli odpływałem w objęcia Morfeusza. Inni szybciej usnęli, świadczyło o tym przytłumione chrapanie dobiegające z sąsiedztwa. Nagle coś uderzyło o tropik namiotu. Raz, drugi, trzeci…
– Szyszka? – pomyślałem, starając nie wybudzić się całkowicie
– Zaraz! Przecież namiot jest rozbity pod drzewem liściastym, więc szyszka odpada. Może gałązka?
Pacnięcię powtórzyło się, a po chwili coś podjęło próbę sforsowania tropiku. Szyszki i gałązki raczej tak nie postępują… Zerwałem się z posłania, w pośpiechu rozpinając poły namiotu. Coś odbiegło. Wystawiłem głowę poza tropik. Kilka kroków dalej dostrzegłem nieduże zwierzę. Z zainteresowaniem obserwowało moją niezdarną próbę wypełznięcia na zewnątrz.
– Kot, pies? – w ciemności nie widziałem zbyt dokładnie
– Uciekaj, już! – krzyknąłem groźnie
Odbiegł spłoszony. Eee…, tak po prawdzie, to oddalił się z godnością. Chyba niezbyt daleko. Nie ścigałem go, tylko zająłem się zabezpieczeniem zapasów żywnościowych.
Jeżeli po raz pierwszy wybierasz się na spływ kajakowy, to może warto przeczytać artykuł o tym, jak do takiego spływu się przygotować? |
Amator kiełbasy
Bardzo dobrze pamiętałem podobną przygodę na spływie sprzed kilkunastu lat. Jakaś dobra kobiecina podarowała nam kawałek świeżej, wiejskiej, bosko pachnącej czosnkiem kiełbasy. Po tygodniu diety, na którą składały się konserwy turystyczne oraz zupki z papierka, ta kiełbasa smakowała wybornie. Na kolację zjedliśmy tylko połowę, resztę przeznaczając na śniadanie. Niestety, rano musieliśmy obejść się smakiem, ponieważ pies przybłęda wyżarł smakołyk ukryty pod tropikiem. Śpiące w tym namiocie dziewczęta były świadkami owej strasznej zbrodni, lecz bały się zareagować, aby nie rozeźlić zwierzaka. Do dzisiaj pamiętam ogromne rozczarowanie i ssanie w pustym żołądku…
Nocny gość po raz drugi
Nie chciałem ryzykować kolejnej traumy, więc po omacku zamknąłem w worku kajakowym wszystko, co wymacałem w ciemnościach. Latarka, jak zwykle w takich sytuacjach, gdzieś się zapodziała. Spałem czujnie. Tak, jak sądziłem, zwierzak wkrótce wrócił. Byłem przygotowany, nawet znalazłem latarkę. Wybiegłem przed namiot kierując snop światła na złodzieja.
– O cholera, to lis!
Przez chwilę gapiliśmy się na siebie, wreszcie lis odwrócił się na pięcie, machnął kitą i potruchtał w krzaki. Nie, nie była to jego ostatnia wizyta, jeszcze dwukrotnie próbował dobrać się do naszych zapasów. Bezskutecznie.
Liczenie strat
Rano okazało się, że nie tylko nam dał się we znaki. Tomek i Olek spali na karimatach poza namiotem. Lis wpierw obwąchał pierwszego, drugiego polizał po twarzy. Gdy zaskoczony Olo wierzgnął nogą pod śpiworem, lis ugryzł go w piętę. Obaj panowie, nie życząc sobie takiej poufałości, resztę nocy spędzili w szczelnie zamkniętym namiocie.
Próby rabunku, podjęte przez lisa, nie były aż tak nieskuteczne, jak przypuszczałem. W ciemnościach nie wszystkie wiktuały znalazłem i spakowałem do wora. Co ciekawe, przedmiotem kradzieży wcale nie był leżący tuż przy wejściu do namiotu ser, lecz … dwie butelki piwa. Znalazłem je porzucone w krzakach. Całe i nienaruszone. Czyżby lis alkoholik? Nie tak dawno gazety rozpisywały się o borsuku, który grasował na plaży w Sopocie kradnąc piwo nieostrożnym wczasowiczom. Niestety, zwierzę nie przeżyło pijaństwa.
Czas najwyższy zająć się narastającym problemem alkoholowym wśród zwierząt. Niedługo okaże się, że komary, zamiast spijać ludzką krew, zaczną opróżniać nam kufle z piwem.
No ładnie. Już ja bym się stamtąd zwinęła od razu 🙂
Lis, to lis, wielkiej krzywdy raczej nie zrobi. Bardziej niż zwierząt, boję się ludzi, którzy zwłaszcza po pijaku potrafią być niebezpieczni i agresywni…
Kto wie czego lis by dokonał, gdyby zdążył wypić to piwo…
To nie był napój Panoramixa, który dawał siłę Asterixowi… Obawiam się, że lis mógłby podzielić los borsuka z Sopotu, niestety…
Dokładnie. Moi znajomi byli na polu biwakowym w zeszłym roku. Oni i dwójka dzieci. Gdy dołączyła na pole ekipa nastolatków 'spuszczonych ze smyczy’, niestety wracali do domu już drugiej nocy. Tamci nieustannie ich nachodzili, m. sobą bili się, rzucali butelkami itd.
To miałem szczęście, że był to lis, a nie grupa nastolatków „spuszczonych ze smyczy”. W takim wypadku zdecydowanie wolę zwierzęta, nawet jeżeli kradną piwo 🙂
Z tymi komarami, to chyba lepiej, gdyby tak robiły. Może zadowoliłyby się litrowym piwem w plastikowej butelce z Biedronki, a mojej krwi dałby spokój?
Byłoby to jakieś rozwiązanie, gdyby wystarczyła im tylko jedna butelka 🙂
Cudna opowieść! Mam podobną – z małym niedźwiadkiem na campingu w Rumunii. Zadomowiony bardzo straszył turystów w namiotach, bo wdzierał się i kładł np. koło śpiących ludzi. Zazwyczaj wpadali w panikę otwierając oczy tuż przy rozradowanym pysku małego misia. Z kolei kiedyś na bazie w Bieszczadach (były takie namiotowe bazy, z których się korzystało na obozach wędrownych) niedźwiedź wpadł do pustego namiotu (ale małego, nie wojskowego) w poszukiwaniu żarcia i gdy go coś spłoszyło, nie wiedział jak wyjść, zerwał śledzie i biegał z płachtą namiotu na głowie, nie widząc drogi ucieczki, biedactwo!
Pozdrawiam, u mnie zbieżność tytułu trochę… 🙂
Niedźwiedzia mógłbym się przestraszyć, lisa raczej nie 🙂 Ale ten niedźwiedź z namiotem na głowie, to musiało być niebywałe widowisko. Słyszałem opowieść o krowie, która weszła do dużego wojskowego namiotu. Nie wiedziała, jak się stamtąd wydostać, więc nawaliła potężną kupę na samym środku…
Co się dziwić, że przyszły do obozowiska, skoro przychodzą w blokowiska (nawet mi się rymnęło:)). Ja ostatnio widziałam lisy obok swojego wieżowca, tuż za garażami. Pełno tam różnorakiego śmiecia, więc szukały szczęścia.
Ale zazdroszczę Ci tej możliwości oglądania gwiazd z karimaty. Wtedy były takie upały, musiało być rewelacyjnie! Ja spałam w domu na podłodze, bo nawet łóżko parzyło.
Przed namiotem, gdy wokół panuje ciemność, oglądanie gwiazd jest najbardziej niesamowite. A lis chyba rzeczywiście przychodził do śmieci, poprzednie ekipy sporo tego zostawiły, niestety 🙁
A ja zachwyciłam się wszystkimi opisanymi aspektami wypadu, strasznie i romantycznie zarazem… Lis alkoholik lub smakosz, skoro poi się piwem bydło, żeby lepsze steki były, a i niektóre konie piwem nie pogardzą, to co się lisom dziwić…Ale piwne komary to super pomysł, jestem za:-)
Widzę, że piwne komary zyskują coraz większe uznanie 🙂 Jak się takie nawalą, to potem nie będą w stanie trafić w żyłę, a może i same z siebie kankana zatańczą, umilając pobyt przy ognisku 🙂
Czyli nocka upłynęła na czuwaniu … a lis uparty jak osioł… a może to była lisica ? 😉
Może i była to lisica, pod kitę jej nie zaglądałem 🙂
mimo, że pijaństwa u zwierząt nie popieram (tym bardziej, jeśli wypijałyby mój przydział), to na piwne komary jestem w stanie przymknąć oko ,…. choć mam lepszy pomysł, zamiast krwi, mogłyby wysysać tłuszcz… wtedy nawet na swędzące bąble byłabym w stanie się zgodzić… 😀
PS. namioty to nie moja bajka … no chyba, że macie agregat, żeby mi suszarka o włosów działała.. 🙂
Agregatu, aby suszarka działała nie mamy, natomiast przeważnie wozimy zapas pewnego napoju, który pozwoli Ci zapomnieć, że suszarka Ci jest potrzebna, ba, nawet zapomnisz, co to jest suszarka 🙂 🙂
Wiesz, komary może wysyusają tłuszcz, tylko o tym nie wiemy, ponieważ zbyt szybko je zabijamy 🙂
Lis.. dobrze, że nie dzik 😉 Chociaż ja to bym chyba i tak oka nie zmrużyła przez całą noc ;]
Dzika jeszcze na obozowisku nie spotkałem, lecz inne zwierzęta, to i owszem. Uwierz, czasami lepiej spotkać zwierzę niż człowieka. Chociaż ostatnio spotykam tylko towarzyskie zwierzęta i sympatycznych ludzi 🙂
Towarzystwo dzików masz zapewnione w Krynicy Morskiej. Mój syn z synową zwiali z namiotu do auta i tak spędzili noc obserwując jak stadko dzików buszuje po campingu, w koszach na śmieci. Rano okazało się, że to normalka i one są już prawie oswojone.Pewnie dlatego nie było tam więcej chętnych na noc pod namiotem 🙂
Na mierzei wiślanej też spotkałem całe stada dzików, które nikogo i niczego się nie bały. Wyłaziły na środek szosy i tam po prostu stały.
Zażartowałeś z tymi komarami, a ja bym nie była taka pewna, że komary nie latają „nawalone”. Kiedy byłam ostatnio w Mielnie, wieczorami młodzież wciąż się upijała, serwując nam w okolicy budynku, gdzie mieszkaliśmy, wrzaski do białego rana.
Myślisz, że mielniańskie komary jeszcze żyją po takim krwiopijstwie? 😉
Sądzę, że komary są bardziej odporne na cokolwiek, nawet na pijaństwo, niż inne zwierzęta. Sądzę, że to kwestia ewolucji, tylko pijani nie są w stanie zabić wysysających z nich krew owadów 🙂
No, wiesz! Biedny, głodny lisek, a Ty piszesz, że jedzenie zabezpieczyłeś! A gdzie dobre serce i pojednanie z naturą? Lis musiał się ratować butelkami, których nie umiał otworzyć… 🙂
Współpraca z naturą – owszem, ale obopólna. Niech mi taki lis zapozuje do dobrego zdjęcia, to ja się z nim piwem podzielę 🙂
A może lis już wcześniej coś wypil i dlatego był taki odwazny?
Fajna przygoda.
Może coś wcześniej wypił, albo był na kacu i potrzebował piwa na klina 🙂
W Londynie lisy chodzą wszędzie, na ogół w nocy, i rozrywają worki ze śmieciami. Piękny rano jest widok !!
Czyli powinienem poczuć się jak w Londynie 🙂
Czytając Twój wpis, myślałem, że chodzi o jakiegoś złodzieja – człowieka, a tu tylko zwierzę:)
A propos kradzieży na biwakach, to kilka dni temu widziałem pole namiotowe, namioty otwarte, plecaki i torby w środku, a ludzi nie ma. I to wszystko w Polsce. Byłem pozytywnie zaskoczony.
P.S. Kilka dni temu byłem w Beskidzie Niskim (Zdynia, Regietów, Rotunda itd.) Sierpień, pełne słońce, a na całej trasie spotkałem JEDNEGO turystę. Masz rację, że to najdziksze góry w Polsce:)
Pozdrawiam
Beskid Niski, to naprawdę najdziksze góry w Polsce i zazdroszczę Ci tego wyjazdu 🙂
Na razie spędzając czas pod namiotem spotykałem tylko zwierzęta złodziei, a nie ludzi, wiec może nie jest aż tak źle z tymi naszymi narodowymi cechami…?
W Tatrach czy Bieszczadach byłem wiele razy, w Beskidzie nigdy, a Twoje wpisy zachęciły mnie, by tam się wybrać:)
Myślę, że są pewne grupy ludzi jak blogerzy czy piechurzy górscy, którzy nie kradną;)
Cieszę się, że zachęciłem Cię do odwiedzin w Beskidzie Niskim 🙂 A jeżeli chodzi o ludzi, to wierzę, że większość z nich jest zazwyczaj w porządku. Na razie na tym przekonaniu się nie zawiodłem 🙂
Beskid Niski naprawdę jest cudny;-)))) Byłam w zeszłym tygodniu i na pewno wrócę. Prócz Twojego opisu do wyjazdu zainspirował mnie film „Wino truskawkowe”;-)))
Mnie do Beskidu Niskiego nie trzeba przekonywać, ale „Wino truskawkowe” muszę obejrzeć 🙂
Mam nadzieję, że lis nie zaraził się wścieklizną.. od pięty;))
No właśnie nie jestem pewien… Pięty bywają groźne 🙂
Jezus, ja byłabym tak przestraszona.. Już wystarczy, że mi Pan z wypożyczalni NadPilice (bardzo miły zresztą pozdrawiam!!) przepędzał jakieś dziwne ryby, których się bałam z okolic kajaku:x
Sądzę, że u w Polsce nie ma groźnych ryb, szczególnie w rzekach 🙂