Z czym ci się kojarzy kolor żółty? Mnie z liderem wyścigu. Ewentualnie z przeczytaną w dzieciństwie książką „Historia żółtej ciżemki”. Od jakiegoś czasu również z Kuzynem Tomusiem, jego kurteczką i czapeczką. Z tą drugą wiąże się niewiarygodna historia…

Są ludzie, którzy zawsze muszą być pierwsi. Stawka i wyścig nie mają znaczenia. Może to być zwykły wypad z przyjaciółmi na rowery lub kajaki, oni zrobią wszystko, by w punkcie docelowym, znaleźć się przed resztą grupy. Jeżeli im się nie uda, uznają wycieczkę za kompletnie nieudaną. Do wiecznych liderów zalicza się Kuzyn Tomuś, a żółty stał się jego ulubionym kolorem. Kolorem lidera.
Żółta kurteczka, czyli relikwie Tomusia
Chociaż niewiarygodna historia żółtej czapeczki wydarzyła się latem, to Małgosia, żona Tomusia, zawsze opowiadała ją zimą. Może przez skojarzenie z żółtą kurteczką? W ową kurteczkę, ku rozpaczy żony, Tomuś odziewał się każdego dnia wyruszając na narty. Przez lata używania kurtka nabrała lumpiarskiego sznytu – pokryła się brudem, którego w żaden sposób nie można się pozbyć. Oparł się nawet zabiegom Małgosi, która w usuwaniu plam wszelakich osiągnęła niekwestionowane mistrzostwo, coś na wzór czarnego pasa w karate.

Kurteczki nie można było wyrzucić, gdyż zaliczała się do jednej z wielu relikwii Tomusia. Bohaterskich relikwii. Wszystko za sprawą starannie zaszytego rozdarcia, jedynej widocznej pamiątki po upadku, jaki Tomuś zaliczył gdzieś hen na alpejskich trasach. Zahaczył barkiem o skałę, rozdarł kurtkę i zranił się w plecy. Dumny był z tej rany niesłychanie. Chwalił się nią każdemu, uparcie kreując obraz bohatera, co się skałom nie kłaniał. Niestety, rana wkrótce się zagoiła i jedyną pamiątką po bohaterskich czasach, gdy prawdziwy mężczyzna z żoną i dziećmi na narty się nie wybierał, pozostała żółta kurteczka. A Małgosi na widok kurteczki, natychmiast przypominała się…
… żółta czapeczka
Owa czapeczka przepadła bez wieści w trakcie jednego z postojów na spływie kajakowym.
– Poszliśmy kupować prezenty – opowiadała Małgosia – Nie szło łatwo, bo jak wiesz, Tomuś jest bardzo oszczędny, żeby nie powiedzieć sknera i nie chciał ze mną wchodzić do sklepów.
– W sklepach wydaje się pieniądze! – podkreślił Tomuś
– No, oczywiście! – prychnęła Małgosia – Przez tę twoją oszczędność zginęła czapeczka. Gdyby chodził ze mną, to zauważyłabym, gdzie ta gapa zostawia swoje cenne nakrycie głowy. Oczywiście, pośpiech też się przyczynił. Musieliśmy szybko wracać, gdyż nie daj Bóg inni nas wyprzedzą i nie będziemy pierwsi na miejscu!
– Tomuś zorientował się, że nie ma czapeczki, gdy już płynęliśmy. Zatrzymał kajak i zaczął grzebać we wszystkich workach. Początkowo myślałam, że mu chodzi o tę fajną czapkę robioną na drutach. Po tę, to nawet bym się zgodziła wrócić, ale gdy usłyszałam, że chodzi o tę ohydną, obsraną żółtą szmatę, to powiedziałam, o nie!
– Wcale nie była obsrana tylko wypłowiała i miała napis „instruktor”… – zaprotestował Tomuś.
– Ohydna była! Nie można było na nią patrzeć! Wracając do sytuacji. Zrozpaczony Tomuś grzebie we wszystkich worach, łzy żalu mu lecą, tak że poziom wody w jeziorze gwałtownie się podnosi, na dodatek co rusz ktoś nas wyprzedza! Tomuś niczym Hamlet rozdarty między szukaniem ukochanej czapeczki i chęcią przegonienia wszystkich popada w coraz większy obłęd!
– Nie wiem jak długo trwałaby ta tragedia, na szczęście podpłynęli Starsi Panowie. Jak zwykle spokojni, nigdzie się nie śpieszący, niczym nie stresujący… zresztą wiesz, pływałeś z nimi
– Tak, oczywiście… – tylko tyle zdołałem wtrącić, bo Małgosi, gdy zacznie mówić, przerwać się nie da (o Starszych Panach jest osobny wpis na blogu)
Inne niewiarygodne przygody Tomusia:
|
– Gdy usłyszeli o co ten cały raban, ojciec Tomusia powiedział: „Słuchaj, w domu mam kilka takich czapek, dam ci jakąś!” Nie do końca przekonał Tomusia, bo czapeczki były białe, a nie żółte, ale mój mąż trochę się uspokoił
– Nie słuchaj jej, nie za wiele prawdy jest w jej opowiadaniu.
– To jest sama prawda. No, w którym momencie skłamałam, proszę, powiedz?!
– Chociażby, że poziom wody w jeziorze się podniósł, ha!
– To był tylko zabieg narratorski, aby trochę podkolorować opowieść i pewne jej elementy uwypuklić. I gdzie jeszcze powiedziałam nieprawdę?
– Nooo..
– Jednak ja mam rację.
– Rozumiem, że po spotkaniu ze Starszymi Panami popłynęliście dalej, tak? – starałem się skierować opowieść na właściwe tory
– Popłynęliśmy?! – oburzyła się Małgosia – Zapierdalaliśmy, a nie płynęliśmy!
– I wtedy Małgośka, po raz pierwszy, przestała siedzieć z założonymi rękoma i zaczęła wiosłować!
– No wiesz co?! Przecież to wierutne kłamstwo!
– No niezupełnie, niezupełnie. A zresztą przy takiej ilości kłamstw, jakie ty powiedziałaś na mój temat, to moje jedno niewinne, naprawdę niewiele znaczy.
– A na biwaku byliście…? – zastopowałem rozwijającą się kłótnię
– Oczywiście pierwsi!

Chociaż pod tym względem dzień spływowy nie był dla Tomusia kompletnie stracony. Sądzę, że żółtą czapeczkę z napisem „instruktor” porwali pracownicy tworzącego się właśnie Muzeum Światowego Dziedzictwa Lumpiarstwa i Prowizorki. Powszechnie wiadomo, że owi pracownicy podążają za Tomusiem krok w krok, bo przecież nikt nie ma cenniejszych obiektów niż on. Jestem ciekaw, czy uda im się kiedyś wydrzeć mu słynne lusterko z gołą babą pamiętające czasy wczesnego Gierka? Wtedy powstanie kolejna niewiarygodna historia 🙂
Mój mąż sknerą nie jest, ale też żywi wielkie przywiązanie do kilku rzeczy, a każdorazowe porządki w garderobie kończą się awanturą…chyba o tym napiszę 😉
Liderami szos pragną zostać niektórzy kierowcy, którzy za cenę życia wyprzedzają wszystkich i wszystko na drodze.
A Tomuś nie tylko ambitny i oszczędny, ale i roztrzepany może trochę…
Tomuś jest po prostu niepowtarzalny 🙂 A piwnicę, ogromną piwnicę ma zapchaną różnymi „przydasiami”, tak, że tam nie wejdziesz 🙂
Koniecznie napisz na blogu o tych porządkach w garderobie i reakcji męża, chętnie przeczytam 🙂
Zanosiłam się śmiechem czytając ten tekst – znam tę kategorię ludzi aż za dobrze. 😀 Opisałeś to tak, że czapki z głów zrywać! Wszystkie, nie tylko żółte. 😉
Żółtych z głów zrywać nie należy, bo natychmiast giną 🙂
Co tam czapeczka, mój mąż ostatnio spodnie zgubił! 😀
Spodnie zgubił? Zgubić spodnie, to już jest wyższy stopień wtajemniczenia 🙂
A ja sądzę, że żółta czapeczka trafiła obok wiecznie gubionego „Żółtego szalika” 😉
Nie miałem pojęcia, że tak często giną „żółte szaliki”. Ja chyba w życiu nie nosiłem niczego żółtego…
hyhyh w sumie to nawet mam żółty szalik jako wierny kibic Skry Bełchatów. Ale chodziło mi o kapitalny film, już w sumie klasyk polski z Gajosem pt. „Żółty szalik”.
Wiesz, że nie miałem pojęcia, iż taki film istnieje?! Już znalazłem na You Tube…
Historie z Tomusiem w roli głównej jak zwykle budzą uśmiech na mojej twarzy, i w dodatku wywlekają na powierzchnię różne ukryte strony i mojej natury… ja też przywiązuję się do rzeczy i na przykład mam taki kapelusz, sportowo-podróżniczy, jeszcze ze świętej pamięci cudownego sklepu Alpinus (musisz go znać, bo wprawdzie jesteś młody bardzo, ale nie aż tak… a Alpinus był jeden jedyny i żadne następne to już nie było to), bez którego nigdzie nie pojadę, i jeśli mu się coś stanie, będę cierpieć. A Historia żółtej ciżemki dotyczy w wersji fabularnej powstawania ołtarza Wita Stwosza – swoją droga przepiękna opowieść,… Czytaj więcej »
Alpinusa pamiętam, pamiętam, nie wiem czy coś tam alpinusowatego jeszcze po zakamarkach mieszkania się nie pałęta 🙂 Moim najstarszym sprzętem sportowym jest scyzoryk marki Gerlach, ale on nadal świetnie wygląda – zabieram go wszędzie, chociaż coraz mniej z niego korzystam…
Dzięki za przypomnienie „Żółtej ciżemki” – moja pamięć z dzieciństwa się odświeżyła 🙂
Biedny Tomuś….
Ale małżonka jaka wyrozumiała i spokojna się wydaje 🙂
Widzisz, bo aby być małżonką Tomusia, trzeba być przygotowaną na różne niespodzianki i fanaberie 🙂
niezły agent z tego Tomusia 😉
aż przypomniała mi się historia pomarańczowego polo – ulubionej (ohydnej) koszulki mojego taty, którą mu mama w końcu pewnego dnia potajemnie wyrzuciła mówiąc, że jest już stara i wypłowiała… uśmiałam się czytając Twój tekst 😉
Twojej mamie się udało, a kurtki Tomusia nie da się tak pozbyć – poszedłby i wygrzebał ze śmieci 🙂
oj nie starczyłoby mi cierpliwości do Tomusia, oj nie :)))
Trzeba mieć odpowiedni gen cierpliwości, nie każdy takowy posiada 🙂
zapewne masz rację 🙂
ps. podczas ostatniego pobytu szusowego doszłyśmy z koleżanką do wniosku, ze na biegowe koniecznie musimy się wybrać. ale co z tego wyjdzie, to się okaże, bo na łyżwy tez się wybieram, chyba od dwóch lat i jeszcze na żadne lodowisko nie dotarłam :)) co się jednak odwlecze, to mi na pewno nie uciecze 🙂
Ja też się na łyżwy wybieram od dawna i jakoś nie mogę dotrzeć – narty wygrywają. Nie tylko bardziej lubię biegać na nartach, to na dodatek narty mam, a łyżwy muszę kupić, niestety…
Po tych wszystkich opowieściach, chciałabym poznać Tomusia. Chociaż przyznam mu trochę racji, bo ja też przywiązuję się do rzeczy.. 🙂
PS a może specjalnie jego żona mu ją zabrała, bo już nie mogła na nią patrzeć?
A czy masz całą piwnicę zawaloną rzeczami, które mogą się przydać? Bo jeżeli nie, to naprawdę daleko Ci do Tomusia 🙂
Nie, żona mu czapeczki nie zabrała, jeżeli nadal toleruje żółtą kurteczkę, to znaczy, że na relikwie Tomusiowe ręki nie podnosi 🙂
Do Iławy często zaglądają żeglarze. Zwłaszcza latem i wczesną jesienią jest ich sporo, m.in. ze względu na regaty. Taka żółta kurtka kojarzy mi się właśnie z nimi 🙂
Zupełnie o tym nie pomyślałem, ale rzeczywiście żółty kolor kurtek jest bardzo powszechny wśród żeglarzy…
Więc jak tylko zawitasz do Iławy w tej kurtce, brać żeglarska potraktuje Cię jak swojego, a i kufel piwa postawi 🙂
Muszę zajrzeć do Iławy, dawno mnie tam nie było, chociaż uwielbiam kajaki, natomiast z żaglówkami mi jakoś nie po drodze…
Każdy mężczyzna to taki….Tomuś. Nie da sobie odebrać tego, co ma naście lat. Z pietyzmem zbiera ulubione fragmenty odzieży i prędzej żyły sobie otworzy, niż da odebrać coś, co jest nadgryzione zębem czasu. Pamiętam, kiedy mój ojciec pozbył się jakiejś bluzki na rzecz mojego męża, który użytkował ową sporo czasu. Doszłam do wniosku, że łacha trzeba się pozbyć. Wyrzuciłam „cudo” do kosza. Przychodzi mąż z pracy, zagląda do szafki: – Gdzie jest…? – szuka. – Jak to gdzie? W koszu. Mąż wyciągnął łach z kosza i dał do prania. Bluzeczka jest wciąż żywa 😉 Dodam, że nie jest to kwestia… Czytaj więcej »
Też nie jestem wolny od tej przypadłości, też mam łachy, które kocham miłością wielką 🙂 problem się zaczyna, gdy ukochane łachy (oraz inne przedmioty) zaczynają zajmować coraz większą przestrzeń lub wręcz wypychać ludzi z mieszkań. U Tomusia ukochane przedmioty okupują ogromną piwnicę (nie da się już tam wejść), znaczną część strychu oraz fragmenty mieszkania 🙂
Przydasie zbieram na okrągło. Już można otworzyć muzeum. Tyle, że nie ma żadnych cennych rzeczy, choć sknerą nie jestem.
Serdeczności.
Mogłabyś się zdziwić, na pewno wśród Twoich zbiorów znalazłoby się coś cennego 🙂
Hahah fajna historia! Gratuluję talentu. Fajnie się ciebie czyta 🙂
Dziękuję za uznanie 🙂
Na miejscu Kuzyna przyczepiłabym owe lusterko łańcuchem krowim do szyi. Na wszelki wypadek. Zwłaszcza, że to z gołą babą… :)))
Mój teść posiadał swego czasu świętą koszulę flanelową, w której zadawał szyku na tatrzańskich szlakach. Fakt, ze miała łatkę na przodzie z innego materiału tylko podnosił jej wartość :))) O obrzęchanych spodenkach już nawet nie wspomnę ….
Jeśli chodzi o liderów, to owszem, znam kilku. Za jednego nawet wyszłam za mąż.
Czyli doświadczenie z liderami masz, można nawet powiedzieć, że jesteś ekspertką od liderów 🙂
Każdy ma coś takiego świętego, a koszula która zadawała szyku w samych Tatrach musi być najświętsza 🙂
Ciekawa osobowość ten Tomuś. Ale sie uśmiałam czytajac. Moj mąż notorycznie gubi czapki. Ma tez taki maly ulubiony scyzoryk. Co to sie dzialo gdy zaginął!!!. Na szczęście udalo mi sie kupic taki sam. Teraz juz nie ginie.
Tomuś powoduje wiele humorystycznych sytuacji 🙂 Ale widzę, że faceci rzeczywiście się przywiązują do swoich gadżetów 🙂