Spis treści
Do wejścia na Babią Górę przymierzałem się już od wielu lat, ale realizacja tego marzenia wciąż odsuwała się w czasie. A to nie dostałem urlopu, a to nie miałem z kim pojechać, a to brakowało pieniędzy na podróże.
Wreszcie, dzięki potędze internetu, udało mi się znaleźć grupę ludzi z Łodzi lubiących górskie wędrówki. Razem z nimi przyjechałem późną jesienią do Zawoi. Rankiem 12 listopada wyruszyliśmy w góry. Większość pognała do przodu, a ja z dwiema innymi osobami szliśmy wolniej – tak zaczęła się niespieszna wędrówka na Babią Górę z Zawoi.
Czym są nieśpieszne wędrówkiWiele osób wybiera się w góry aby bić rekordy. Idą szybko, nie rozglądając się na boki, ważna jest ilość kilometrów i zaliczonych szczytów w jak najkrótszym czasie. Mnie takie poznawanie gór nie interesuje. Idę dość wolno, często zatrzymuję się, podziwiam widoki i fotografuję. Lubię rozmawiać z osobami, które mi towarzyszą, a rozmowa, szczególnie podczas podejścia, spowalnia wspinaczkę ku górze. Nieśpieszne wędrówki są dla tych wędrowców, którzy chcą przede wszystkim zobaczyć, a nie zaliczyć. |
Przygotowania dnia poprzedniego
Prognozy pogody obiecywały, że tego roku czeka nas ciepły i słoneczny długi weekend listopadowy. Jednak Babia Góra uchodzi za kapryśny szczyt, gdzie zimno i wiatr potrafią nieźle człowiekiem wstrząsnąć. Ci, co już bywali na Babiej, ostrzegali, że może być ciężko, radzili zabrać nie tylko dodatkową ciepłą odzież, ale też i raczki. Nigdy nie lekceważę gór, więc plecak miałem w pełni zapakowany i byłem gotów zmierzyć się z każdym kaprysem pogody. Zupełnie niepotrzebnie. Należy być rozsądnym, ale też nie ulegać panice. Ciepłą zimową odzież można było zostawić na kwaterze.
Nieśpieszna wędrówka na Babią Górę z Zawoi Podryżowane (czarny szlak)
Czarny szlak, który przebiegał tuż obok naszej kwatery, sprzyja wolno chodzącym wędrowcom. Może dlatego nie jest zbyt popularny i po drodze spotkaliśmy zaledwie kilka osób.
Według drogowskazów powinniśmy podejść do schroniska na Markowych Szczawinach w ciągu 2,5 godziny. Droga może jest długa, ale idzie się dość łagodnie pod górę, nie ma ostrych podejść. Początkowo wąską asfaltówką wijącą się wzdłuż domów, a potem gruntową ścieżką przez bukowy las. Bardzo malowniczy bukowy las.
Pierwsze widoki odsłaniają się dopiero po dotarciu na Kaczmarczykową Polanę. Nie można się nie zatrzymać i nie kontemplować chociaż przez chwilę rozległej panoramy Beskidu Żywieckiego. Na pierwszym planie króluje Mosorny Groń.
Schronisko Markowe Szczawiny
Z Kaczmarczykowej Polany do schroniska na Markowych Szczawinach jest dosłownie rzut beretem. W połowie drogi dobija zielony szlak, którym wędruje znacznie więcej turystów. Po skręcie w lewo widać już budynek schroniska.
No cóż, schronisko na Markowych Szczawinach, nie zachwyca urodą. Położone w cieniu, wśród drzew, nie oferuje żadnych widoków, jedynie posiłki i toaletę. Jeżeli nie zamówisz nic w bufecie i nie posiadasz paragonu, to toaleta jest dla ciebie płatna!
A co można zjeść? Wybór dań jest dość szeroki, ale jakość pozostawia wiele do życzenia. Pomidorówka był chyba robiona z papierka (na pewno częściowo), a żurek strasznie słony. Natomiast ciasta serwowano smaczne. Również warto zainteresować się grzańcem. Koło schroniska jest pobierana opłata za wejście na teren parku narodowego.
Jest już późno, ale nie za późno
Wyszliśmy zbyt późno z kwatery i szliśmy zbyt wolno. Z tego powodu jedna koleżanka podjęła decyzję, że zostaje w schronisku. W dalszą drogę ruszamy tylko we dwójkę. Mam wątpliwości czy damy radę dojść na szczyt, szczególnie, że w schronisku dopadło mnie niedocukrzenie. Jednak moja towarzyszka wspinaczki zarządziła, że teraz nie czas na marudzenie, tylko na wchodzenie. Wyraźnie szklanka grzańca wzmocniła jej siły psychiczne i fizyczne.
Na przełęcz Brona wdrapujemy się zadyszani, bo podejście jest ostre, ale widoki rekompensują wszystkie niedogodności wędrówki. Listopadowe światło pięknie maluje górski pejzaż. Potem będzie jeszcze ładniej.
Z Przełęczy Brona na szczyt
Dawno nie podążałem tak widokową trasą. Początkowo idziemy szybko. Szlak dość ostro pnie się pod górę, ale kosówka ogranicza pole widzenia i nie ma pokusy, aby wyciągać aparat. Po drodze mijamy grupę młodych ludzi z wypakowanymi górskimi plecakami. Przysiedli na kamieniach, jedna dziewczyna gra na gitarze, reszta śpiewa. Kiedyś też tak chodziłem, chociaż nigdy w wysokie góry nie zabrałem ze sobą gitary.
Trochę dłuższy postój musimy zrobić na Przełęczy Lodowej. Z jednej strony znowu dopadło mnie niedocukrzenie, z drugiej piękno widoków nie pozwala pójść wyżej, póki nie zrobię miliona zdjęć.
Zanim wyruszymy na ostateczne podejście przysłuchuję się rozmowie, jaką przez telefon prowadzi młody chłopak raźno zbiegający z góry:
„Wiesz, dzisiaj zbiegłem z Babiej do schroniska. Byłem tam już o godzinie 13. Pomyślałem, że nudno tak jakoś i stwierdziłem, że jeszcze raz wejdę sobie na górę”
O takiej kondycji i bieganiu po górach mogę tylko pomarzyć, ale i tak się cieszę, że po kilku latach przerwy wróciłem i miałem jeszcze tyle sił, by wejść na wymarzony szczyt
Powrót bez zatrzymywania się
Nie mieliśmy praktycznie wcale czasu, aby zatrzymać się na Diablaku, było zbyt późno. Nawet nie wyciągnąłem aparatu, bałem się, że zmrok nas złapie przed Markowymi Szczawinami.
Z Babiej Góry ewakuujemy się szybko i sprawnie. Nie ma czasu na postoje i zdjęcia. Na szczęście schodzenie jest dla mnie zdecydowanie łatwiejsze, niż droga pod górę. Światło jest nadal piękne, widoki fantastyczne, ani jednej chmury. Tylko raz uległem pokusie, aby się zatrzymać i zrobić kilka zdjęć. Jednak po chwili zwyciężył rozsądek i schowałem aparat, nie chciałem schodzić stromym szlakiem z Przełęczy Brona po ciemku.
Powrót w ciemnościach. Pochwała czołówek
Ostatnią poświatę łapiemy na Kaczmarczykowej Polanie. Krótki postój, wypite resztki mięty z termosu, zjedzony zapas słodyczy i wyjęte czołówki. Wracamy już nocą. Na szczęście zejście jest bardzo łagodne, więc bez problemu docieramy na kwaterę do Zawoi.
A wieczorem jeszcze zabawa, tańce, najbardziej zaawansowana w chodzeniu grupa, kładzie się spać wcześnie, gdyż zamierza przed świtem wejść na Babią. Dla mnie to nierealistyczne wyzwanie. Może kiedyś, w przyszłości i mnie się uda wejść tam przed świtem…
Górskie wycieczki HegemonaJeżeli chcesz poczytać o innych górskich wycieczkach to zapraszam na: Wędrówkę na Halę Krupową, również nieśpieszną A zimą można spróbować wejść na szczyt Pilska, by zobaczyć piękne widoki |
Nieśpieszna wędrówka Na Babią Górę z Zawoi
Ten artykuł jest dla ludzi, którzy nie mogą pochwalić się kondycją młodzieniaszków i w góry jeżdżą sporadycznie. Wejście na Babią jest na pewno wymagające, ale jeżeli wyjdzie się z samego rana, to można w ciągu dnia zrealizować wycieczkę, nawet późną jesienią. Przeszkodą, może być pogoda, wtedy lepiej się zastanów nad wejściem, zwłaszcza gdy zawodzi cię kondycja. Pamiętaj, że jest to góra kapryśna i lepiej być przygotowanym na niespodzianki pogodowe. Jesienią zabierz ze sobą czołówkę i zapas baterii lub powerbank.
Miałem bardzo dużo szczęścia, jeżeli chodzi o pogodę. Ci z was, którzy regularnie zaglądają na Świat Hegemona, wiedzą, że szczęście do dobrej pogody jest moim znakiem firmowym.
Tym razem doskonale wiem, o czym piszesz, znam tam każdy kamień, a na Babią wchodziliśmy różnymi szlakami, choć nigdy jesienią. Babia Góra jest kapryśna i trzeba być przygotowanym na każde warunki, także kondycyjnie.
Ja nie podziwiam takich biegaczy, kondycja owszem, ale czy potrafią docenić piękno wokół? a ilu ciekawych ludzi można spotkać.
Babia Góra uzależnia, wiec pewnie tam wrócisz!
Gratulacje!
Ja też takich biegaczy nie podziwiam, chociaż chciałbym mieć część jego kondycji. Sądzę, że tam wrócę, może z lepszą kondycją 🙂
Babia Góra to temat dla mnie!!!! Kocham tak bardzo że jestem u niej przynajmniej raz w roku a bywały lata że częściej. Najłatwiej iść na nią z Krowiarek, najszybciej i bardzo widokowo. Ale najbardziej lubię szlak ze Słonej Wody na Słowacji, lubię też ten z Lipnicy bo ma wiele ciekawych, też historycznych miejsc i też widoki na Tatry wspaniałe ( nawet jest o tym szlaku wpis na moim blogu jeśli jeszcze nie widziałeś 😊)
No cóż jest to niewątpliwie Królowa Gór z która łączy mnie wiele, tak wiele że wyatuowałam ją sobie na ręce, żeby zawsze była blisko mojego serca.
Mogę tylko zazdrościć tak częstych wizyt na Babiej. Muszę wrócić, aby sprawdzić też inne wejścia 🙂
Mam blisko, tylko 60 km na szlak więc wiadomo że mam fory. Pozdrawiam cieplutko i mam nadzieję do zobaczenia na szlaku 😊
Masz wyjątkowe fory. 60 kilometrów od domu mam kilka fajnych miejsc, ale nic porównywalnego z górami.
Też mam taką nadzieję, że kiedyś spotkamy się na szlaku 🙂
Miałem przyjemność kilka lat temu być właśnie jesienią na Babiej i podziwiać kolorowy świat z jej szczytu. Według mnie sposób chodzenia po górach zmienia się z wiekiem. Gdy byłem młody zawsze dziwiły mnie tak długie czasy podane na szlakowskazach, później były w sam raz a od pewnego czasu są zdecydowanie za krótkie i jak sam piszesz coraz więcej czasu przeznacza się na rozkoszowanie widokami i zdjęcia. Pozdrawiam serdecznie 🙂
Bardzo dobrze to ująłeś – mnie też kiedyś czasy na szlakowskazach wydawały się za długie, a teraz nagle stały się za krótkie 🙂
Co to znaczy: „Dopadło mnie niedocukrzenie”?
Powinienem był wyjaśnić. Mam cukrzycę. I jak za bardzo spadnie cukier, to jest to dość niebezpieczne, bardzo osłabia. Niedocukrzenie, czyli hipoglikemia
Współczuję 🙁
Z tym się spokojnie da żyć, tylko trzeba się nauczyć własnego organizmu 🙂