Zaparkowałem samochód przed domem na Wsi. Przywitała mnie niczym niezmącona cisza i zamknięte drzwi, rodzice gdzieś wybyli. Nie przejąłem się zbytnio. Wyciągnąłem klucz z tajnego schowka, wstawiłem wodę w czajniku i wkrótce z kubkiem gorącej herbaty w dłoniach siedziałem wygodnie na ogrodowej ławce. Pół godziny później pojawił się tata. Niedbale oparł rower o bramę i popędził do komnaty, aby włączyć telewizor. Tata od oglądania informacji z kraju i świata był trwale uzależniony…
– Mama pojechała oglądać zachód słońca – rzucił w przelocie i tyle go widziałem.
Zapadał zmrok, czyli za chwilę mama powinna się pojawić. Jednakskończył się program informacyjny, minęła prognoza pogody, nadciągnęła noc, a jej wciąż nie było. Zacząłem się niepokoić, w przeciwieństwie do ojca, który wesoło pogwizdując pod nosem, krzątał się po kuchni przygotowując kolację. Wreszcie, gdy posiłek był już na stole, gdzieś w ciemnościach zaskrzypiały koła roweru i po chwili przy furtce stanęła mama. Radosna i gotowa w najdrobniejszych szczegółach opisać zachód słońca. Nie mogłem do tego dopuścić – relacje mamy zajmują więcej czasu, niż sprawozdania z meczów piłki nożnej. Szybo zapytałem ją o burzę.
– Ach, jaka to była straszna burza…
Niebezpieczna burza – odsłona pierwsza
Wile lat temu rodzice wraz z siostrą taty i jej mężem, jeździli w maju w Tatry. Cała trójka statecznie spacerowała po okolicznych wzniesieniach, tylko tata, dysponujący niespożytymi siłami mimo przekroczonej 70., wyrywał się na wyprawy w Wysokie Tatry, zaliczając między innymi Orlą Perć. Mamę niepokoiły te wypady lecz nic nie mówiła do czasu, gdy z ekranu telewizora nie popłynęło ostrzeżenie przed nadciągającymi strasznymi burzami, które następnego dnia miały pustoszyć południe Polski. Na tacie te informacje nie zrobiły żadnego wrażenia. Zaplanował wycieczkę na Kościelec i mimo próśb oraz gróźb całej rodziny, nie zamierzał z niej zrezygnować.
– Ale ten tatuś jest nieodpowiedzialny, mówię ci Hegemonie, straszliwie nieodpowiedzialny, byłam zła na niego, jak nie wiem co!
Aby nieco ochłonąć ze złości, mama wybrała się na spacer na jedno z okolicznych wzniesień – Zadni Wierch. Zupełnie nie przyszło jej do głowy, że Zadni, chociaż niewysoki, też jest górą, a burze zapowiadali w całym paśmie Tatr, nie tylko tam, gdzie na wycieczkę wybrał się tata. Pierwszego ostrzeżenia, pod postacią solidnej ulewy, udzieliła jej pogoda, gdy mama dotarła do stóp wzniesienia.
– To był niewinny, półgodzinny deszczyk w porównaniu z tym, co się miało wydarzyć! Schowałam się w pobliskim szałasie, wyłączyłam komórkę, bo słyszałam, że ściąga pioruny, a jak porządnie zagrzmiało, to odrzuciłam telefon w drugi kąt szopy. Na szczęście później go znalazłam. Gdy przestało padać i zrobiła się piękna pogoda, wspięłam się na szczyt Zadniego, rozłożyłam kocyk i zaczęłam czytać Tygodnik Powszechny. Jednocześnie podziwiałam widoki. Ach, Hegemonie, jak tam jest pięknie! Widać całe pasma górskie. Z jednej strony nasze Tatry, trochę dalej Tatry Bielskie… Gdy kolejny raz podniosłam wzrok znad gazety, dostrzegłam nad górami niewielką czarną chmurkę. Hegemonie, nawet sobie nie wyobrażasz, jak ona szybko się przemieszczała! Wcześniej upatrzyłam sobie w pobliżu solidny szałas, który miał mi zapewnić schronienie na wypadek kolejnej ulewy. Ale gdzie tam, nie miałam żadnych szans, aby do niego dobiec! Musiałam schronić się w pierwszej lepszej, lichej budce! Zdążyłam tylko rozebrać się do kostiumu, ubranie schować do plecaka, a plecak ukryć pod żerdziami. Zaraz potem lunęło! Jeszcze nigdy w swoim życiu nie byłam świadkiem takiej burzy. Dosłownie ściana wody! Pioruny waliły tuż, tuż, niemal czuło się zapach siarki, a czarne chmury, niczym diabły, tańcowały na niebie. Czułam się jak w piekle!
– Jak długo trwała ta niebezpieczna burza?
– Ze dwie godziny.
– I nie zmarzła mama?
– Hegemonie, ja o tym nie myślałam, ja modliłam się aby przeżyć!
Tata z wyprawy na Kościelec wrócił przed zmrokiem. Zapytany o burze, odparł:
– Burze? Jakie burze?!
Skutki burzy
Podczas pobytu w górach, mama nie mogła sobie zafundować wyłącznie jednej przygody.
– Nie zdawałam sobie sprawy, jak niszczycielskie burze szaleją w Tatrach, do czasu, aż nie zobaczyłam potężnych drzew połamanych niczym zapałki. Jednego razu wybrałam się na zachód słońca. Idę sobie spokojnie, a tu ogromny świerk leży w poprzek drogi. Inny być może by sobie darował, szczególnie, że zbliżała się ósma wieczór, ale ja jakoś z tą swoją niesprawną nogą, z trudem, bo z trudem przelazłam na drugą stronę. Na wszelki wypadek wracałam inną trasą lecz i tam natknęłam się na przewrócone drzewo, którego nie zdołałam obejść górą, więc się pod nim przeczołgałam. Gdy wreszcie przebrnęłam przez cały ten wiatrołom, zapadła już noc. Nad głową miałam rozgwieżdżone niebo, a drogę rozświetlał księżyc w pełni. Szło się naprawdę przyjemnie, więc nie śpieszyłam się zbytnio, co rusz przystając, by popatrzeć na gwiazdy. W domu byłam dobrze po 22-ej. Gdy wchodziłam na podwórze, z balkonu dobiegł mnie zmartwiony głos cioci: „Gdzie ona jest, co się z nią stało!!?” A wiesz co robił tatuś?
– Spał?
– Oczywiście! Spał sobie smacznie od pół godziny, w ogóle nie przejmując się moim losem!
– O czym mówicie? – zainteresował się tata.
– O tym jak zupełnie nie przejmując się moim losem spałeś sobie smacznie w Małym Cichym i tylko twoja siostra się o mnie martwiła!
– Aaaa, tak – machnął ręką tata – dla niej była to nowość, ja mam to na co dzień!
– Widzisz jak nieodpowiedzialny jest tatuś?! – oburzyła się mama
Ostatnia niebezpieczna burza
Jak się okazało, nie była to ostatnia tego lata przygoda mamy z burzą.
– Kolejną miałam tutaj, na Wsi. Tatuś zawsze dużo wcześniej jedzie nad rzekę, zanim ja zdążę się wyszykować, mija godzina. Na szczęście tata siedzi nad rzeką dość długo, zawsze lubi sobie coś tam poczytać, więc wracamy już razem. Tego dnia tata wyruszył o szóstej, a ja godzinę później. Miałam nadzieję, że za jednym zamachem wykąpię się w Warcie i obejrzę zachód słońca. Bez zbędnego pośpiechu podlałam jeszcze wszystkie kwiaty, spokojnie się zebrałam, wsiadłam na rower i pojechałem. Nagle patrzę i co widzę?! W połowie drogi spotykam wracającego tatę. „Nawet na mnie nie poczekasz!?”” – zapytałam rozgoryczona. A on na to: „Popatrz jaka niebezpieczna burza nadciąga, wszyscy uciekli z nad rzeki, nie ma sensu jechać!”. Rzeczywiście na niebie kłębiły się czarne chmury, lecz pomyślałam, że zdążę. Nad rzeką już wiedziałam, że mi się nie uda, ale i tak postanowiłam się wykąpać. Schowałam ubranie do plecaka i weszłam do wody. No, prawdę mówiąc, tam jest tak stromy brzeg, że nie weszłam, a zjechałam na tyłku…
Mama zaczęła się kąpać, kiedy z nieba spadły pierwsze krople deszczu. Po chwili nad brzegiem rzeki pojawił się samochód, z którego wysiadł Znajomy z trójką dzieci. Oni też, nie zważając na pogodę, postanowili zażyć kąpieli. Gdy cała czereda radośnie pluskała się w nurcie Warty, mama wyszła z wody i głowiła się co dalej ze sobą począć. Wtedy kąpiący zawołali, aby schowała się do samochodu. Mama skwapliwie skorzystała z propozycji. Najpierw przebrała się pod klapą bagażnika, a następnie weszła do auta. Lecz co dalej?
– Widzę, że oni już wychodzą z wody, więc ja też wysiadłam z samochodu. Planowałam, że schronię się w wysokich łozinach porastających brzeg rzeki, głowę ochronię materacykiem i jakoś przeczekam największą ulewę. Dzieci w pośpiechu kończyły się przebierać, przez co dwójka z nich zgubiła majtki, ja desperacko rozglądałam się za najgęstszymi łozinami, a Znajomy krzyczy: „Niech pani wsiada”. Próbuję mu wytłumaczyć, że nie trzeba, nie będę robić kłopotu, pokazuję mu łoziny, ale on nie słucha, upycha mój rower w bagażniku, a całą naszą piątkę w kabinie auta. I tak suchutka, szczęśliwie dotarłam do domu.
Sądzę, że nad mamą czuwa opatrzność. Jej szaleństwa zawsze znajdowały szczęśliwy finał. Nieodpowiedzialny był wyłącznie tatuś.
Sądząc po opisie wyczynów Twojej Mamy, rozumiem dlaczego Tata się uodpornił 🙂 Gdy tego nie zrobił, pewnie by skończył z głęboką nerwicą…
Moi rodzice też „wiedzą swoje”, ale w szaleństwach pozostają jednomyślni i zgodni. Nie wiem, co jest łatwiejsze…
P.S. Piękne zdjęcia
Ojciec musiał się uodpornić, tyle lat razem 🙂 Każde małżeństwo znajduje jakąś receptę na współistnienie, jeżeli trwa długo, nigdy nie rozstrzygniemy, jaka postawa jest łatwiejsza, dla każdego jest co innego łatwe 🙂
Dzięki za pochwałę zdjęć 🙂
A propos zdjęć – podoba mi się jak radzisz sobie ze światłami (highlightami) i kontrastem. Pracujesz na lightroomie?
Przyzwyczaiłem kiedyś do używania photoshop elements i nijak nie idzie mi się odzwyczaić. Jak na razie pozostałem wierny temu jednemu programowi. Jeżeli mogę, staram się wszystko dopracować już w momencie robienia zdjęcia, takie przyzwyczajenie jeszcze z czasów gdy robiłem na kliszy. Potem poprawiam najczęściej jasność, kontrast i balans bieli, zazwyczaj unikam głębszych ingerencji na komputerze.
Ja wolę Lightroom. Też mam nawyki „kliszowe” 🙂 Niestety matryca cyfrowa inaczej radzi sobie z kontrastami niż klisza, więc je poprawiam. Lubię też korekcję soczewek, bo dzięki temu szerokokątny obiektyw nie zniekształca mi linii. Natomiast rzadko poprawiam balans bieli, wolę radzić sobie na około 🙂
Dużo dobrego słyszałem o Lightroomie, nawet kiedyś zamierzałem go kupić, lecz… zostałem przy starych przyzwyczajeniach. Podobno lepsze jest wrogiem dobrego 🙂
Ja pewnie zachowałabym się tak jak Twoja mama. Także rozumiem 🙂
Czyli jesteś do niej podobna charakterologicznie? 🙂
Tak. Za każdym razem gdy czytam o Twojej mamie Hegemonie, myślę sobie: Zrobiłabym tak samo. Powiedziałabym to samo. Też tak bym pomyślała 🙂
Wow, to musisz być szaloną osobą 🙂 Moja mama na pewno ma dużo szaleństwa w sobie. Jest też tak oryginalna, że nie przypuszczałem, iż może się znaleźć ktoś podobny do niej. cuda się zdarzają 🙂
Nie lubię burzy – wolę być wtedy w domu niż na brzegu rzeki 🙂
Moja mama też boi się burz, ale ten pierwiastek szaleństwa, jaki ma w sobie, nie pozwala jej zachowywać się racjonalnie 🙂
nie boje się burz, ale nie wystawiam się na ich działanie z ogólnie wiadomego powodu, dbałość o suchość fryzury … 😀 … Twoja mama to jak prawdziwa harcerka (a po nowemu, skautka..) ubranie schowane w plecaczek, szałasik, no tylko z tym rzucaniem komórką trochę przesadziła… 😀
a tata faktycznie skrajnie nieodpowiedzialny, a to sobie pogwizduje, a to śpi, no tragedia z takim facetem … 😀
Mama tyle razy powtarzała formułkę „jaki ten tatuś nieodpowiedzialny”, że nawet my, jego dzieci uwierzyliśmy po części w tę propagandę 🙂
Skoro tatę nazywa mama nieodpowiedzialnym, to ciekawe, jak nazwałaby siebie, gdyby ktoś zapytał….
Ale wierz mi, Twoja mama nie jest wyjątkiem…
Mama uznaje siebie za osobę racjonalną i odpowiedzialną. Mówisz, nie jest wyjątkiem? To jest dla mnie pewna niespodzianka…
ja też miałam okazję przeżyć burzę w Tatrach… miesiąc temu. Dziękuję, wolę być w domu gdy na zewnątrz błyska się i grzmi. To było straszne. I tak Twoja mama, modliłam się, by przeżyć. Burza była tuż obok, bo raz poczułam, że coś mi się na czole naelektryzowało…
Nigdy nie spotkałem się z burzą, aż tak bezpośrednio i jakoś za takim doświadczeniem specjalnie nie tęsknię 🙂 Ważne, że wyszłaś z opresji bez szwanku 🙂
Klik dobry:)
Burza, jak burza… Ale ta opowieść… Język… Styl… Zdjęcia… To chałwa do porannej kawy. Podelektowałam się!
Pozdrawiam serdecznie.
Dziękuję za aż takie uznanie 🙂 Mam nadzieję, że kawa smakowała 🙂
Anioł Stróż Twojej mamy nie ma lekko 🙂
Sądzę, że ona ma jakiegoś zapasowego Anioła, jeden nie dałby rady 🙂
Twoja mama po prostu jest z innej planety 😀 Fantazję ułańską to chyba po prawdziwych ułanach odziedziczyła, a życie z taką kobietą to pewnie sama radość 😉
Masz rację, sama radość, dla kogoś, kto ma nerwy ze stali 🙂
Zauważ Hegemonie, że wszyscy podziwiają szaloną Mamę, a nie odpowiedzialną osobę. Tak to w życiu jest. Przygoda pociąga, ryzyko fascynuje, nutka szaleństwa ma swój smaczek. Pozdrawiam Ciebie i Twoich wspaniałych Rodziców.
Ciekawa uwaga. Masz rację, coś takiego jest, że oficjalnie popieramy rozsądek, ale do naszej wyobraźni przemawia brawura, która z rozsądkiem nie ma wiele wspólnego…
Ale to szaleństwo fajne jest, kiedy się o nim czyta. W codziennym życiu to juź różnie bywa;-)))) Moja mama pod pewnymi względami do Twojej podoba – jak opowiadam o niech znajomym to podziwiają. Ale ja po kilkugodzinnym wspólnym przebywaniu marzę żeby wrócic do swojego domu, bo czuje się zmęczona;-))) Mam ogromna nadzieję, że będzie sie cięszyć jeszcze długo dobrym zdrowiem, bo gdybym musiała spędzać z nią więcej czasu to chyba bym zwariowała;-)
W takim razie mnie rozumiesz 🙂 Moja mama od lat dostarcza mi tematów do opowieści, z tego powodu nie raz mogłem zabłysnąć towarzysko, ale dłuższy z nią kontakt jest dla mnie nie do przyjęcia. Jestem bardzo spokojnym człowiekiem, a ona nie potrzebuje nawet pięciu minut, by wyprowadzić mnie z równowagi…
Cudowne opowieści. Twoja mam musi być bardzo pogodną osobą, a tatuś mieć nieziemską cierpliwość:)))
Mama może nie tyle jest pogodna, ile umie cieszyć się chwilą – zachodem słońca, kwiatami w ogrodzie, itp. Ale dla bliskich charakter ma ciężki. Natomiast ojciec wobec niej rzeczywiście jest nieziemsko cierpliwy…
Zakochałam się w tych widokach 🙂 I choć boję się burzy, to te widoki, które ją poprzedzają – zapierają dech w piersiach 🙂 Zazdroszczę ludziom, którzy w czasie burzy śpią sobie spokojnie i rano nawet nie wiedzą co się działo ;]
Pozdrawiam.
Mnie burza zupełnie nie przeszkadza w śnie, ale ja w ogóle nie mam problemu ze spaniem 🙂 Cieszę się, że podobają Ci się fotografie 🙂
Masz wyjątkową Mamę Hegemonie.
Szacunek wielki.
Lepiej ją określa słowo – oryginalna 🙂
A nie ma co kogo obwiniać 🙂 Ja, taka rozsądna, madra i zapobiegawcza polazłam na Śnieżkę… Burza rozpętała się bliżej szczytu niż dalej, taka porządna z ulewą atraszliwą i piorunami a ja jak jaki Szerpa… Ze śpiewem na ustach i głupotą w głowie heja!!! Jak zdobyłam szczyt czyli dotarłam do schroniska a wraz z nią cała towarzysząca mi i zmokła jak kura ekipa, zaświeciło słonko i było jak dawneij… 😀
Moja mama w podobny sposób zdobywała Śnieżnicę, tylko jako dodatkową atrakcję zapewniła sobie jeszcze szybko zapadający zmierzch 🙂
Skąd ja to znam…
Mówisz, że znasz? 🙂
Burze uwielbiam. I – niestety – umiarkowanie bardzo się boję…
Co do rodzicieli – no fakt, tata jest jest nierozsądny. A mamie tak po prostu wychodzi… jakoś :))) Wiem z autopsji :p.
Z własnych doświadczeń wiem też, że życie takich kobiet można podsumować zdaniem: „Kiedy byłam mała, mówiono, że jestem wyjątkowa. Kiedy dorosłam, okazało się, że po prostu jestem dziwna” :)))))
Podsumowanie, moim zdaniem, jest rewelacyjne 🙂
Podziękowawszy ;)))