Niezbyt często zastanawiałem się nad tym, jaki wpływ na bieg mojego życia, mają inni ludzie, do czasu, aż odszedł jeden z nich. Wtedy przyszedł czas na głębszą refleksję. Gdy wróciłem z pogrzebu mojego wychowawcy z liceum, w głowie tłukła się uporczywa myśl: „nie odkładaj ważnych telefonów na później…”
Życie młodego człowieka kształtują relacje rodzinne, przyjacielskie oraz szkolne. No właśnie, szkoła… Podstawówki nie lubiłem, z ulgą opuszczałem jej mury. Przygoda z liceum też nie zaczęła się zbyt fortunnie. Nie zostałem przyjęty do wymarzonej klasy matematyczno-fizycznej, czekały mnie cztery lata w profilu ogólnym. Tragedia dla chłopaka zainteresowanego przedmiotami ścisłymi, od najmłodszych lat wybierającego się na politechnikę.
Wychowawcą miał być polonista. Naukę tego przedmiotu traktowałem jako dopust boży, przecież pisać i czytać umiałem, więc cóż wartościowego mogłem zyskać na lekcjach języka polskiego? Myliłem się we wszystkich aspektach.
Nauczyciele bywają dobrzy, przeciętni i tacy, którzy nigdy nie powinni uczyć. Niezwykle rzadko można spotkać pedagoga, który nie tylko ma dar nauczania, ale też potrafi stać się mentorem dla młodego pokolenia. Niewątpliwie takim człowiekiem był Marek Kaczorowski, nasz wychowawca. Chudy, jak tyka, w okularach z grubymi szkłami na nosie, otoczony obłokiem papierosowego dymu, w niczym nie przypominał ideału, na którym powinien wzorować się nastolatek. O wyjątkowości decydowały dwie cechy: ogromne zaangażowanie w pracę i partnerskie traktowanie uczniów. Starał się burzyć mur, który zazwyczaj oddziela ucznia od nauczyciela. Już na pierwszej lekcji oznajmił, że wszyscy zwą go ”Kaczorem” i od tej pory nikt inaczej się do niego zwracał.
Był pierwszym dorosłym, który traktował mnie, jak dorosłego, liczył się z moim zdaniem. Dzięki temu uwierzyłem w siebie, poczułem się ważny i wartościowy. Nie jestem w stanie zliczyć ile godzin przegadaliśmy, ile razy się spieraliśmy, kłóciliśmy oraz ile kaw wypiliśmy. Sam nie wiem kiedy stałem się humanistą. Namówił mnie na pisanie pamiętnika, dzięki czemu mogłem szlifować styl i po wielu latach nie miałem oporów, aby zacząć prowadzić bloga.
Gdy po studiach sam zająłem się nauczaniem, zawsze miałem w Kaczorze oparcie. Po siedmiu latach rzuciłem szkołę na dobre i od tego czasu nasze kontakty stopniowo stawały się coraz rzadsze, aż prawie kompletnie ustały. Dwa lata przed śmiercią spotkałem go w sklepie, prosił abym zadzwonił. Nie zrobiłem tego. Teraz żałuję, chociaż nie wiem, czy mielibyśmy o czym rozmawiać…
Z jednej strony śmierć Kaczora głęboko mnie zasmuciła, z drugiej strony cieszę się, że nie umarł cały, jakaś jego część żyje we mnie i przypuszczam, że również w innych jego wychowankach. Chciałbym podobną spuściznę pozostawić po sobie…
Czy jest w waszym życiu ktoś, kogo możecie nazwać swoim nauczycielem, swoim mentorem? Jeżeli tak, to zadzwońcie do niego, zanim będzie za późno…
Jeżeli podobał ci się ten artykuł, to może przeczytasz o:
|
Nie ma to jak przypadkowe spotkanie z byłymi uczniami czy pracownikami szkoły, w różnych okolicznościach, a ktoś mówi: ,, takich nauczycieli się nie zapomina,,.
Szkoda, że niewielu jest nauczycieli, których się nie zapomina.. .
Piękną laurkę namalowałeś swojemu nauczycielowi.
Myślę, jestem przekonana, że o tym wie.
Szacunek
Mam taką nadzieję, że o tym wie…
Sentymentalny z Ciebie człowiek Hegemonie…. ale czy czasami nie jest też tak, że żyje w nas jakaś legenda, która nie wytrzymuje po latach w zderzeniu z rzeczywistością. Napisałam kiedyś o swoim poloniście z liceum, który wywarł wpływ na nasze nastoletnie jeszcze myślenie, ale….zawsze jest chyba jakieś ale. Dziś chyba nie chciałabym go spotkać w realu. Ale jeśli masz inne doświadczenie , to tym lepiej. Napisałeś pięknie, ale może dobrze, że nie zadzwoniłeś, może tak miało być, aby legenda nie umarła….
Jednak żałuję, że nie zadzwoniłem. Jeżeli byśmy nie mieli o czym rozmawiać, to… trudno. Ale podjąłbym próbę nawiązania kontaktu, najgorzej jest unikać działania…
Teraz już będziesz wiedział, że zawsze trzeba dzwonić. NIe unikac, nie odkładać. Bo zawsze może być za późno… Trzeba pamiętać o dobrych ludziach i dawać im znać, że ich cenimy, lubimy, że im dziękujemy. Zycie jest tylko jedno…
Masz rację, tylko ja bardzo, ale to bardzo nie lubię dzwonić i w tym jest największy problem…
Trochę zazdroszczę takiego nauczyciela, który zostawia trwały ślad w duszy młodego człowieka. To takie ważne, aby charakter, spojrzenie na świat kształtował ktoś , kto ma coś wartościowego do powiedzenia, ktoś kto potrafi nauczyć myśleć i patrzeć samodzielnie na rzeczywistość. Szkoda, że nie miałam takiego pedagoga…
Bardzo smutno robi się na duszy, gdy trzeba usunąć nr telefonu, lub gdy nie można usłyszeć w słuchawce znajomego głosu, który podzieli się kolejną myślą, spostrzeżeniem. Może jednak warto dzwonić, nawet gdy dzielą lata milczenia.
Warto dzwonić, naprawdę warto dzwonić, nie odkładać ważnych spraw na potem.
A „Kaczor” był takim nauczycielem, którego można zazdrościć 🙂
Biegniemy przez życie zapominając, że w życiu są inni, którzy podczas któregoś etapu naszego życia wywarli wpływ na jego ciąg dalszy…. Takie odejścia zmuszają do refleksji
Masz rację, że za szybko biegniemy, zbyt łatwo mijamy ludzi i zawsze nam brakuje czasu na refleksję. Czas to zmienić
Piękny wpis o dobrym i mądrym człowieku… Przykro że nie zdążyłeś. Pozdrawiamy z Futrzatym serdecznie.
Bardzo Wam obojgu dziękuję.
Cześć Jego pamięci. Moim mentorem był biolog, także w liceum.
Dobrze jest w szkole trafić na swojego mentora.
Moją mentorką była pani Danuta. Polonistka ze szkoły podstawowej, to ona mnie ukierunkowała. Pamiętam pewne wypracowanie. Za oknem padał deszcz… Pisałam 90 minut i nie mogłam skończyć. Dzięki niej zaczęłam pisać i dużo czytać. Dzięki niej zaczęłam tworzyć. W tym roku wydano moje pierwsze opowiadanie. Powinnam Jej podziękować. Dziękuję za wpis. Pozdrawiam
Jeżeli masz możliwość, to podziękuj, nawet jeżeli Cię już nie pamięta. Nauczyciel, który pomógł odnaleźć pasję, to skarb.
Staram się Ją odnaleźć 😉
Trzymam kciuki 🙂
Nie miałam szczęścia do nauczycielskich osobowości, co nie znaczy, że nie było takich, które by nie wywarły wpływu na moje życie, bo owszem, tylko, niestety, w znaczeniu negatywnym. Moja klasa spotyka się co pięć lat, a ja nigdy nie brałam w tych zjazdach udziału, bo nie chciałam spotkać swojej wychowawczyni….
Gdybym w liceum trafił do tej klasy matematyczno-fizycznej, to też bym nie chciał spotkać swojej wychowawczyni. Ale miałem szczęście tam się nie dostać.
Dobry wpis, po którym budzą się rozmaite wspomnienia i rozważania. Szkoda, że w moim życiu pojawiło się tak mało osób, które mogłabym śmiało nazwać mentorem..
Widzę, że miałem dużo szczęścia na pewnym etapie życia trafiając na mentora.
Nie pamiętam nikogo z okresu nauki w szkoły podstawowej, kto byłby dla mnie wzorem, z kogo mogłabym czerpać przez całe życie. W liceum, też raczej wszystko zmyło się, po pewnym czasie, w jedną bezbarwną masę, w której nikogo nie mogę wyróżnić. Na studiach było kilka wykładowców, którzy kojarzą mi się bardzo pozytywnie, a wyróżniłabym na pewno prowadzącego konwersatorium z scs ( gramatyka staro-cerkiewno-slowiańska). Zajęcia prowadził młody pan doktor, specjalista w tej tematyce. Zawsze mówił, że płacimy za to, żeby nas nauczył, więc zrobi to. Był sumienny i zawsze przygotowany. Wymagał od siebie i od studentów. Niestety nie podobało się to… Czytaj więcej »
Staro-cerkiewno-słowiański, to zazwyczaj była zmora moich znajomych studiujących polonistykę, ale widać nie trafili na dobrego wykładowcę. Niestety, smutne jest, że dobrych nauczycieli wykańczają nie trudni studenci, a w inni nauczyciele, którym po prostu się nie chce
Taki nauczyciel-wychowawca, to rzeczywiście skarb. I o takich ludziach się nie zapomina, oni wciąż w nas żyją, a to, co nam przekazali – towarzyszy nam do końca naszych dni..
Pozdrawiam.
Dlatego staram się być może zbyt późno docenić mojego byłego wychowawcę.
Miałem w liceum świetnego nauczyciela. Facet był kulturalny, miał szerokie horyzonty, szanował uczniów. Najbardziej imponował mi tym, że zawsze mówił z pamięci (większość nauczycieli czytało z książek lub notatek). I nagle umarł w wieku 50 lat na zawał serca. Na jego miejsce przyszła bezbarwna, przeciętna nauczycielka.
Szkoda, że często naprawdę wartościowi ludzie umierają w młodym wieku..
Pozdrawiam:)
Ale miałeś szczęście, że chociaż przez jakiś czas byłeś uczniem człowieka, którego tak dobrze wspominasz.
A ja dostałam się do wymarzonej mat-fiz i też nic z tego nie wyniknęło 😉
Przynajmniej dla mojej przyszłości.
Czy miałam swego szkolnego mentora?
Żaden z nauczycieli nie odcisnął na mnie takiego śladu, jak Twój nauczyciel.
Wielu miło wspominam, ale to zupełnie coś innego.
Nie zaprzyjaźniłam się z żadnym z nich.
Miłego wieczoru, Hegemonie 🙂
Dlatego w jakimś sensie „Kaczor” był wyjątkowy. Zapewne nie dla wszystkich. Byli tacy, którzy go po prostu nie lubili. Dla mnie był mentorem, sądzę, że dzięki niemu liceum było takim czasem, który bardzo dużo w moim życiu zmienił i to na lepsze 🙂
Dzięki za wizytę Ariadna i również miłego wieczoru 🙂
profesor historii – fantastyczny nauczyciel i człowiek, chociaż lubił jeść nietuzinkowe śniadania na naszych zajęciach – chleb ze smalcem i ogórkiem kiszonym.
mimo wszystko mnie bardziej chodzą po głowie „niewykonane telefony” do najbliższych, których z jakichś sobie znanych powodów zaniedbaliśmy a potem nagle przychodzi wiadomość, po której już tylko można złożyć hołd nad mogiłą.
To może być każdy, do kogo nie wykonaliśmy telefonu. Dlatego w życiu nie należy odkładać nic na później, a szczególnie kontaktów z drugim człowiekiem…