Na straganie w dzień targowy
Takie słyszy się rozmowy…
Lubię stragany i dzień targowy, jest to wyprawa w kompletnie inny świat, jakże odmienny od tego codziennego – dyskontowego i supermarketowego. Na rynku kupowanie nie jest czynnością najistotniejszą, najciekawszy jest kontakt, rozmowa z drugim człowiekiem i obserwacja. Na rynku czuję się, jak na wycieczce w egzotycznym kraju…
To czego nie zauważam…
Najbliżej parkingu stoją sprzedawcy staroci. Mają wszystko, wszystko, co wydaje się być niepotrzebne. Wygięte koła od roweru, lekko zardzewiałe łożyska kulkowe, stare piły, śrubokręty i przecinaki, książki z epoki głębokiej komuny oraz całą masę ustrojstwa, którego nie potrafię nazwać. Nie zatrzymuję się, rozłożone często na gazetach towary rejestruję kątem oka, zmierzając w głąb rynku. Nie mam czasu oglądać wszystkiego, musiałbym zostać tydzień, a i tak pewnie wiele by mi umknęło.
A na straganie mydło i powidło…
„Może pan się o mnie oprze,
Pan tak więdnie, panie koprze.”
„Cóż się dziwić, mój szczypiorku,
Leżę tutaj już od wtorku!”
Rynek podzielony jest na sektory. Wiadomo, gdzie znajdę kiszonki, a gdzie jabłka. W tych miejscach nie kupię ubrań, czy zapalniczek. Jednak są wyjątki, zdarza się wielozadaniowość. Przez chwilę przyglądam się zażywnej kobiecie sprzedającej owoce. Gdy nikogo nie ma przy stoisku, wdzięcznie upina na plastikowych imitacjach manekinów fiszbinowe biustonosze. Właściwie między warzywami i bielizną zachodzi odległa, ale jednak współzależność – jeżeli klient zapomni siatki, to w takim przepastnym staniku mógłby unieść kilka kilogramów jabłek.
Modlitwa, przekleństwa i seks…
Z zamyślenia wyrywa mnie soczyste przekleństwo. Nie tylko mnie, wszyscy wokół zamarli lub rozejrzeli się ze zdziwieniem. Autorką wyraziście i z wewnętrzną pasją wypowiedzianego słowa na k…. jest młode dziewczę, może jeszcze gimnazjalne. Nie wiadomo do kogo było skierowane, ot tak, z młodej piersi się wyrwało…
Nieopodal mężczyzna w średnim wieku rozdaje książeczki i oferuje zbawienie. Pomimo przechodzi para, być może małżeństwo, on wyraźnie zmęczony zakupami peroruje:
– Tak, oczywiście, zasuwaj po 12 godzin cały tydzień w robocie, w sobotę rano zrywaj się na rynek i co jeszcze? Może będziesz chciała abym się z tobą kochał, co?!
„A to feler” –
Westchnął seler…
Małe sklepiki, ważni klienci…
Początkowo gubiłem się w tej plątaninie uliczek, straganów, skrzyń i przyczep kempingowych, teraz mogę być przewodnikiem dla nowicjuszy. Wiem, gdzie mogę nabyć najsmaczniejszy ser, świetną kiełbasę czy najlepszy miód. Mam swoich sprzedawców, już mnie poznają, bez rozmowy od nich się nie wymknę. Opowiadają o sobie, swoich sukcesach, innych klientach, narzekają na świat oraz często rubasznie żartują. Przy okazji sprzedadzą towar, ale tylko przy okazji.
Powrót
Mięso, jajka, jabłka, gruszki i warzywa. Plecak i torba wypchane, nic już więcej nie wcisnę. Przeciskam się przez tłum w kierunku samochodu. Mijam starających się wyglądać groźnie policjantów oraz sprzedawców papierosów z przemytu. Jestem zachęcany do kupienia markowych perfum po 10 złotych, a tuż obok za tę samą cenę mogę nabyć koszyk truskawek. Nie daję się wciągnąć w dyskusję ze sprzedawcą zbawienia i po chwili solidnie zmęczony upycham zakupy w bagażniku auta. Na rynku spędziłem półtorej godziny. Z supermarketu po takim czasie wyszedłbym zły i zmęczony, zakupy na rynku poprawiają mi humor na resztę dnia.
A kapusta rzecze smutnie:
„Moi drodzy, po co kłótnie,
Po co wasze swary głupie,
Wnet i tak zginiemy w zupie!”
u nas, co sobota odbywa się giełda staroci… bardzo lubię sobie połazić, nawet jak nic nie kupię… mają mydło, i powidło, i czasami można trafić coś fajnego za niewielką cenę … 🙂
witam słonecznie …
Ja też jestem miłośniczką targów staroci. Czasem można tam nabyć prawdziwe perełki. Ale przede wszystkim podoba mi się atmosfera i brak pośpiechu.
Właśnie, można nic nie kupić, tylko pójść, pogadać, poobserwować 🙂
Wszystkie targi i targowiska są fajne. U nas Rynek Bałucki, bo o nim pisałem, jest zjawiskiem z innego świata :-)Ale lepszych owoców nigdzie nie dostanę 🙂
kupujesz dobre pod warunkiem, że są to rolnicy, którzy sprzedają swoje własne owoce czy warzywa, a nie handlarze, którzy jadą na giełdę, a potem sprzedają na rynku, bo wtedy takie same kupisz w sklepie…. ja zbyt rzadko kupuje na takim rynku, żeby mieć swoich „ulubionych” sprzedawców, ale takie układy mam z paniami w „społemowskim” sklepie osiedlowym… 🙂
witaj środowo … 🙂
Masz absolutną rację. W większości wypadków są to warzywa, owoce i jajka z hurtowni. Ale są tacy, którzy starają się mieć dobry towar i są tacy, którym nie zależy. I można też spotkać tych, którzy sprzedają produkty własnej produkcji. Po jakimś czasie już nie robisz aż tak dużo błędów, jak na początku 🙂 Wiesz, takie fajne układy można też mieć w sklepikach osiedlowych, tylko takich fajnych sklepów wokół mnie brak 🙁
Witaj również środowo 🙂
wiesz, ten mój to też nie jest mały sklepik, to samoobsługowy sklep „Społem” ale ponieważ chodzę tam codziennie, z wszystkimi paniami mówimy sobie „dzień dobry”, do każdej się uśmiecham (jak to ja…) to w momencie, gdy coś jest mało świeże, a ja to chcę kupić, to pani dyskretnie kręci głową i proponuje coś innego … 🙂
Nie lubię zakupów, żadnych. Ani na rynku, ani w markecie ani w centrum handlowym. Wszystkie potrzebne artykuły, również spożywcze, nabywam przez internet 🙂 . Pozdrawiam.
A jak nie masz dostępu do internetu, to…? Zaskoczyłaś mnie, naprawdę…:-)
Zawsze mam dostęp do internetu, w telefonie również a w miejsca bez zasięgu nie wyjeżdżam – zapomniałeś, że masz do czynienia z mieszczuchem nad mieszczuchy 😉 ?
Zapomnieć, nie zapomniałem, ale nie podejrzewałem, że aż tak dobrze jesteś zorganizowana 🙂
Właśnie dziś byłam na rynku. Chociaż u nas nie jest on taki duży, ale myślę, że każdy może znaleźć coś dla siebie 😉
Na rynki należy chodzić, póki wszystkich UE nie każe zabetonować, oczywiście dla naszego dobra 🙂
Rynki mają swój klimat 🙂 Niestety często trafia się na oszustów, którzy mówią jakie mają wspaniałe ziemniaki lub owoce prosto z ich sadu a po zakupie okazują się nic nie warte…
A zdjęcia przypominają mi z zamierzchłych czasów Bałucki 😉
Brawo, to jest Bałucki 🙂 Oszuści są, masz rację, ostatnio cały kilogram marchwi poszedł do kosza, bo się do niczego nie nadawał. Ale po jakimś czasie masz swoich ulubionych sprzedawców, swoje stragany, gdzie wiesz, że jest z sadu, a nie z pobliskiej hurtowni…
I nawet oklaski dostałam! 😉
pewnie, że tak- jak już się pozna sprzedawców, to można dostać dobre produkty i pogadać też można 🙂
Właśnie, i pogadać, i coś dobrego nabyć drogą kupna, dlatego lubię rynek 🙂
Takie rynki, bazary, ryneczki mają swój urok i klimat.
Fajnie, że są takie miejsca, gdzie można kupić taniej, a jednocześnie zdrowiej niż w supermarketach.
Pozdrawiam:)
Na razie jeszcze takie miejsca są, ale czy w pewnym momencie Unia nie zabroni????
Papierosy miętowe niedługo będą zakazane, więc kto wie;)
Ale ludzie są tak pomysłowi, że zawsze obejdą przepisy i różne zakazy. Szczególnie Polacy – mistrzowie świata w kombinowaniu i pokonywaniu trudności.
A wiesz, że przepis na obejście zakazu produkcji żarówek tradycyjnych wymyślili Niemcy? I sprzedają je nie jako żarówki, tylko urządzenia grzewcze? 🙂
Nie wiedziałem tego. Ale Niemcy to formaliści, więc musieli je jakoś „zalegalizować” 😉
Ale trzeba przyznać, że chociaż „formalnie”, to jednak z tymi żarówkami Niemcy zakombinowali nieźle 🙂
Takie miejsca, niezależnie od tego w jakiej części świata jesteśmy, maja swój niepowtarzalny klimat i nie da się go porównać z niczym. Nawet z zakupami w wielkich domach handlowych, gdzie widząc obuwie i torebki znanych projektantów, mam ochotę przykuć się łańcuchami w takim miejscu i nigdy go nie opuścić – no chyba, że z większością asortymentu – jak tu bowiem zdecydować się na jedna rzecz, w morzu arcydzieł?
Jednak zwykły bazar, lub dzień targowy w jakiejś malutkiej mieścinie na południu Polski ( nie wiem dlaczego, ale właśnie na południu wszystko ma dla mnie specyficzny klimat) sprawia mi najwięcej radości.
Takie fajne rynki i bazary są prawie wszędzie tam, gdzie w okolicy nie ma większych miast. Na południu Polski byłem tylko na rynku w Dukli i muszę przyznać, że był zupełnie inny, niż te w środkowej Polsce :-). Swoją drogą nie przypuszczałem, że obuwie i torebki mogą aż tak oddziaływać na człowieka, jestem pod wrażeniem 🙂
O tak! Nawet nie wiesz jak bardzo – pod warunkiem, że są oryginalne, żadne podróby. Nie jest to bynajmniej forma snobizmu. Jeśli mnie nie stać, na taki oryginał, to kupuję zwykłą i trudno. Jednak jak się takie cuda zobaczy, w ilościach i wzorach nieograniczonych – można stracić głowę:)))
Muszę Ci uwierzyć na słowo 🙂 Zawsze mnie zastanawiały te kolekcje butów i torebek u znanych mi osobiście kobiet i nigdy nie rozumiałem. Pozostaje tylko wiara, że rzeczywiście można stracić głowę 🙂
No musiałam zajrzeć co mój ulubieniec porabia:) I znów powrót do przeszłości, do cudownego dzieciństwa.Ostatnio do pracy jechałam przez most gdzie obok jest właśnie taki bazarek, u nas nazywa się to Rynek Maślany. Widząc przed 8 rano wracające z targu babcie, dziadków razem z wnukami niosącymi siaty rożnych sprawunków, kierowca za mną aż zatrąbił z bujania w obłokach.
Ech to było cudowne uczucie, a tu proszę kolega pisze o tym.Czyżby jakaś telepatia i magia zadziałała 🙂
Pozdrówki, miło czytać jak zwykle kolege. 🙂
Dzięki za aż tyle miłych słów 🙂 Wszystkie takie rynki, bazary, lokalne targowiska, mają swój niezapomniany urok. Nie każdy lubi tę atmosferę, ale widzę, że Tobie też podobają się takie klimaty. Pozdrawiam 🙂
he, he świetnie opisane 🙂 Widać, że masz rozeznanie nie tylko w straganach z warzywami, ale i bieliźnie damskiej fiu, fiu zdarza się jeszcze, że nie każda kobieta orientuje się o co chodzi z tymi fiszbinami, nie mówiąc już o panach:-) Ciekawa jestem czy potrafisz się targować? Kiedyś rynek to była gwarancja nie tylko świeżości zakupu,dużego wyboru towarów , ale i niższej ceny. Dzisiaj trzeba uważać, by nie przepłacać i nie dać się wykiwać,bo tylko czekają na nowicjusza,który da się nabrać na świeże , wiejskie jajeczka sprzedawane w wiklinowych koszach, a donoszone z parkingu, gdzie stoi samochód dostawczy zapakowany po… Czytaj więcej »
Fakt, pomysłowy Dobromir 🙂
Nie jestem specjalistą od targowania się, ale gdy na rynek chodzisz raz w tygodniu, to w pewnym momencie uczysz się, czy ktoś ma coś dobrego, czy niewiele warte. Ci, co kupują na rynku hurtowym mają na stoisku niemal wszystko, ci co przywożą z gospodarstwa, ograniczają się do kilku produktów. Poza tym rozmawiam z ludźmi, a oni chętnie opowiadają mi o sobie. Więc wiem, skąd biorą towar :-). Są i tacy, którzy lepsze produkty specjalnie dla mnie wyciągną, a ui są też tacy, którzy zawsze do zakupów jakiś gratis dorzucą. Naprawdę lubię rynek 🙂