Spis treści
Nieśpiesznie pakowałem się do samochodu. Świeciło słońce, w policzki szczypał lekki mróz, wokół skrzył się bielą śnieg. Nieczęsto tak piękna zima trafia się w Łodzi. Cieszyłem się, że ten poranek wykorzystałem na narty biegowe. Tuż obok dwóch młodzieńców ubranych w obcisłe stroje dopiero szykowało się do narciarskiej eskapady po lesie łagiewnickim. W pewnym momencie podszedł do nas starszy mężczyzna i zaczął rozmowę.
-
– Teraz codziennie jestem na nartach biegowych, ale aż do siedemdziesiątego roku życia jeździłem na zjazdówkach! Wyobrażacie to sobie?! Na zjazdówkach do siedemdziesiątki!
Młodzieńcy spojrzeli na niego z niekłamanym podziwem, ja uśmiechnąłem się z uznaniem i ugryzłem w język, aby nie wspomnieć o swoim ojcu. Po co komuś odbierać chwile triumfu?
Na nartach z tatą – „To ile pan ma lat?!”
Kolejka do kasy na Czerwonohorskim Sedle w Jesenikach nie była zbyt długa. Kupowałem dwa karnety narciarskie – dla siebie i dla taty. Jemu należała się zniżka dla seniora, więc musiałem pokazać dowód. Kasjerka spojrzała na datę urodzenia i zdziwiona starannie przetarła okulary. Stojący za mną w kolejce Czech z ciekawości zajrzał mi przez ramię, aby zorientować się dlaczego tak długo kupuję bilety. On też dostrzegł datę urodzenia taty i aż sapnął ze zdziwienia:
- – Ten pan jeszcze jeździ na nartach?! Przecież ma prawie 80 lat!
- – Pewnie, że jeździ – odpowiedziałem – Nie ma takiej siły, która by go zatrzymała w domu!
Byłem niesłychanie dumny ze swego 79 letniego ojca., który nie tylko jeździł, ale też nie bał się korzystać z tras czerwonych i czarnych. Swoje 80 urodziny świętował na kolejnym marcowym wyjeździe narciarskim, jego ostatnim…
Na nartach z tatą – początki
Przez wiele lat na nasze wspólne eskapady kajakowe i rowerowe Kuzyn Tomuś zabierał swojego ojca. (przeczytaj o: starszych panach). Jego obecność wnosiła wiele dobrego w nasze wyprawy. Często czułem lekkie ukłucie zazdrości i smutku, że mój tata nie próbuje pójść w ślady swojego szwagra.
Gdy pewnego dnia tata niespodziewanie zapytał mnie, czy nie zabrałbym go ze sobą w góry na narty, wpadłem w panikę. Cieszyłem się, że marzenia się spełniają, ale zupełnie nie byłem przygotowany na ich realizację. Naprędce zorganizowałem wyjazd do Szczyrku, gdzie zaskoczyła nas najpiękniejsza zima, jaką w życiu widziałem.
A tata? Ledwo zjechał najłatwiejszą trasą na trzęsących się ze strachu nogach. Wydawało się, że jego powrót do nart zjazdowych w wieku 72 lat zakończy się kompletną porażką. Niespodziewanie z pomocą przyszedł nieodkryty wcześniej talent Samca Alfa. (o Samcu Alfa przeczytaj: człowiek dowcipny). Człowiek, który nie miał ani ręki, ani cierpliwości, aby czegokolwiek nauczyć własne dzieci, którego wszelkie próby pedagogiczne kończyły się zawsze kosmiczną awanturą, nagle okazał się świetnym opiekunem dla swojego teścia. Cierpliwym, łagodnym, wyrozumiałym… Dzięki niemu tata przypomniał sobie narciarskie abecadło i wkrótce bez obaw poruszał się nie tylko po najłatwiejszych trasach.
Nie zdawałem sobie wtedy sprawy, że na nartach z tatą będę jeździł przez kolejnych dziewięć lat, że to początek długoletniej tradycji. Nie przerwały jej ani liczne pobyty w szpitalach, ani zawał, ani wylew…
Na nartach z tatą – sprzeciw rodziny
Wydawało się, że po wylewie tata nie wróci już do nart, jednak jesienią zaczął coś przebąkiwać, że w marcu tradycyjnie wybrałby się ze mną w góry.
- – Wiesz, głównie bym chodził z mamą na spacery, czy używał nart biegowych, ale przy sprzyjających warunkach, gdyby nie było dużo ludzi, to chciałbym jeszcze spróbować pojeździć na zjazdówkach. Nie za długo – godzinkę, może dwie dziennie…
Nie robiłem mu wielkich nadziei, ale też nie zniechęcałem. Liczyłem, że przemyśli i sam zrezygnuje. Jednak tata coraz bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że jest wystarczająco sprawny, aby podołać wyzwaniom narciarskim. Gdy o jego planach dowiedziała się Najmłodsza Siostra, wykrzyknęła oburzona:
- – To tata zamierza jechać zimą w góry?!
- – No tak planujemy…
- – Ale chyba tata nie będzie jeździł na nartach zjazdowych?
- – Dlaczego nie? Zamierzam głównie korzystać z biegówek, ale na zjazdowych też chciałbym spróbować…
- – No, tata chyba przesadza! Jak to na zjazdowych?! Przecież tata z lewej strony nie widzi!
- – Jak by były dobre warunki na stoku i mało ludzi, to czemu nie?
Najmłodsza nakrzyczała na tatę, nazwała go człowiekiem wysoce nieodpowiedzialnym, mnie też się oberwało. Gdy wreszcie ze szklanką herbaty w ręku zniknęła gdzieś w czeluściach swoich pokoi, zapytałem:
- – A mama wie, że tata chce jeździć na nartach?
- – Coś jej tam wspominałem…
- – A ona zgodziła się na to?
- – .., nie
- – To jak tata chce zabrać narty? Przecież nie zrobimy tego cichaczem, w ukryciu przed mamą.
- – Powiem jej, że biorę tak na wszelki wypadek, a na miejscu zobaczymy.
Tatuś odpoczywa na spacerze
Mama uważała, że najbezpieczniejszą opcją dla taty będą spacery, na które wychodziła każdego dnia. Tata zazwyczaj wybierał jazdę na nartach, ale raz, w chwili słabości, dał się skusić ofercie spacerowej. Gdy wróciliśmy z nart zastaliśmy radosną mamę w kuchni i kompletnie wyczerpanego tatę śpiącego w pokoju. Nigdy, żadne zjazdy go tak nie wykończyły, jak krótki spacerek z mamą. Zresztą mama swoimi przechadzkami potrafiła zamęczyć nie tylko tatę, lecz i dużo młodsze osoby, które nieopatrznie wybrały się z nią na spacer.
Jeżeli podoba ci się ta opowieść, przeczytaj o innych moich wyjazdach z rodzicami: Zima na Słowacji cz.2, o wyjeździe do doliny Vratnej: Na nartach w Dolinie Vratnej, pierwszym pobycie na Chopoku Chopok cz.1 oraz zajrzyj koniecznie do: Kronika wyjazdów zimowych. |
Na nartach nietrudno o wypadek…
… szczególnie, gdy wzrok się ma nienajlepszy. Jednak, w ciągu tych kilku lat wspólnych wyjazdów, tata nigdy nie doznał żadnego urazu na stoku. Na poważnie przestraszył mnie tylko raz.
Ramzova w Jesenikach powitała nas mgłą i chmurami, z których co rusz sypał drobny śnieg. Widoczność, szczególnie na samej górze, praktycznie nie istniała. Na samym początku objeździłem z tatą wszystkie trasy i poprosiłem, aby trzymał się blisko linii wyciągów, gdyż były to jedyny niezawodny punkt orientacyjny.
Gdy tata potwierdził, że wszystko rozumie, puściłem go przodem, a sam poszedłem w las za potrzebą. Byłem przekonany, że go błyskawicznie dogonię, przecież jeździł tak wolno. Myliłem się. Tata przepadł niczym kamfora. Nigdzie nie mogłem go dostrzec – ani na stoku, ani na wyciągu. Wreszcie zauważyłem, że stoi w gronie znajomych. Gdy podjechałem bliżej, przeraziłem się, widząc twarz ojca umazaną krwią.
Okazało się, że kiedy tylko się rozstaliśmy, natychmiast pojechał za jakimś narciarzem, którego wziął za mnie. I oczywiście, zamiast trzymać się linii wyciągów, skręcił na czarną trasę, gdzie się wywalił i połamał sobie okulary. Pęknięta oprawka zraniła go w nos. Ranka była niewielka, ale z nosa zawsze leci mnóstwo krwi, stąd efekt niczym z horrorów.
Próbowałem go jakoś doczyścić przy pomocy zestawu mokrych chusteczek, lecz krew w kilku miejscach zamarzła na dobre i bez ciepłej wody z mydłem nie dało się jej usunąć. Do końca dnia więc tata jeździł niczym krwawy upiór, strasząc wyglądem innych narciarzy.
W drodze powrotnej do domu, z niekłamanym entuzjazmem kilka razy powtarzał, że jeszcze nigdy w życiu nie był na tak dobrym stoku i nie przypomina sobie, aby kiedykolwiek tak rewelacyjnie mu się jeździło!
Co powie mama?
Jednego czego się bał, to pokazać się w takim stanie mamie. Na szczęście wróciliśmy do domu o zmroku. Mama nie lubi zapalać światła, więc siedziała jak zwykle w ciemnościach. Tata zdawkowo odpowiedział na jakieś jej pytanie i niczym torpeda pognał do łazienki. Zrobił to tak szybko, że nawet ja się nie zorientowałem, że ojciec zniknął. Tym bardziej mama nic podejrzanego nie zauważyła, gdyż była zajęta dokładnym opisem wycieczki, jaką tego dnia odbyła. Zanim skończyła opowiadać, tata zdążył się dokładnie wyszorować i czyściutki, tylko z plastrem na nosie, ukazał się oczom mamy. Dzięki temu ustrzegł się jej kąśliwych uwag o gapiostwie.
Zagubiony tata
A tata był gapą, tak naprawdę tylko w jednym wypadku – orientacji w terenie. Trzeba było bardzo uważać, aby się nie zgubił. Co ciekawe, gubił się znacznie częściej, gdy roztaczałem nad nim opiekę. Zostawiony sam sobie niezgorzej sobie radził, albo trafiał na kogoś, kto skierował go na właściwe tory. Czasami to była mama, która wracając ze spaceru dostrzegła ojca dziarsko maszerującego z nartami na ramieniu w kierunku zupełnie przeciwnym, niż znajdowała się nasza kwatera, następnym razem żona Kuzyna Tomusia wypatrzyła ojca uparcie zmierzającego na inny parking, niż ten, na którym stał nasz samochód. Gdy zabrakło rodziny lub znajomych, tata nie bał zapytać się o drogę obcych ludzi, a oni nie tylko wskazali mu właściwy kierunek, to jeszcze podwieźli autem pod same drzwi kwatery.
O najbardziej dramatycznej sytuacji opowiedział mi Najmłodsza Siostra. Działo się to przed ponad 20 laty. Wybrali się ze znajomymi na Kasprowy Wierch. Gdy czekali w kolejce do wyciągu, a stało się wtedy dobra godzinę, tata tłumaczył Najmłodszej, w jaki sposób należy wsiadać na krzesełko, którym ona miała pojechać pierwszy raz w życiu. Gdy nadeszła ich kolej, Najmłodsza sprawnie wsiadła na wyciąg, natomiast tata zagapił się i nie zdążył. Znajomi jadący na wcześniejszym krzesełku, widząc samotną Najmłodszą, zawołali:
- – Gdzie jest tata?
- – Spadł! – odkrzyknęła
Oni przerażeni, bo myśleli, że tata spadł podczas jazdy. Zestresowana Najmłodsza, kurczowo uczepiła się krzesełka, ponieważ nie miała pojęcia, jak zamknąć blokadę. Jedynie tata absolutnie nie przejął się całym wydarzeniem.
Kondycja i zadowolenie taty
Tata każdorazowo wracał ze stoku zadowolony lub bardzo zadowolony. Nawet jeżeli w czasie jazdy wielokrotnie się wywrócił lub musiał zmierzyć się z niełatwą dla niego trasą. Nie raz powtarzał, że w życiu lubi najbardziej dwie rzeczy – święta Bożego Narodzenia i jazdę na nartach.
Kondycję też miał niezgorszą. Pamiętam, jak namówiłem kilka osób na poranny wypad na narty biegowe. Po powrocie cała ekipa zaległa zmęczona na łóżkach, jedynie tata wybrał się jeszcze na dwie godzinki na narty zjazdowe.
Na kwaterze
Chociaż mieszkaliśmy w sąsiednich pokojach, to rodzice popołudniami izolowali się od reszty towarzystwa. Jedynie tata co jakiś czas wpadał do kuchni, aby podgrzać posiłek, zanieść mamie herbatę, czy pozmywać naczynia. Jedynym wspólnym spotkaniem były urodziny taty, które zawsze wypadały w trakcie naszych marcowych wyjazdów. Wtedy zbieraliśmy się całą grupą w celu konsumpcji świetnej szarlotki specjalnie upieczonej przez tatę na tę okazję jeszcze przed wyjazdem z Łodzi.
Na nartach z tatą – ostatni wyjazd do Żdiaru
Ostatni wspólny wyjazd narciarski długo stał pod znakiem zapytania. Początkowo tata narzekał na złe samopoczucie i chciał zrezygnować. Później zdecydował, że jednak pojadą, ale on nie nastawia się na jeżdżenie na nartach.
- – To co, nie bierzemy nart taty? – zapytałem
- – Bierzemy, bierzemy, może raz czy dwa wybiorę się na stok na jakąś godzinkę.
- – Tatuś potraktuje ten wyjazd wypoczynkowo i będzie ze mną chodził na spacery – wtrąciła się mama.
Widok gór zadziałał ozdrowieńczo i tata już pierwszego dnia był gotów do jazdy. Na stoku wytrwał tak samo długo, jak pozostali, chociaż mama przed wyjściem sugerowała:
- – Dla tatusia najlepiej by było, aby usiadł sobie na ławeczce pod wyciągiem i obserwował, jak inni jeżdżą.
Tata nic sobie nie robił z zaleceń mamy, chociaż początkowo jeździł bardzo ostrożnie, ale z każdym kolejnym dniem rozkręcał się coraz bardziej, raz nawet wybrał się na czarną trasę. Zapewne pewności siebie dodawała tacie stała obecność Samca Alfy, który na ostatnim wyjeździe opiekował się swoim teściem tak samo dobrze, jak i na pierwszym, czym zasłużył sobie na mój niekłamany podziw
Na nartach z tatą – rozdział, który został napisany
Wspólnie zimą w góry wybraliśmy się jeszcze rok później, lecz tata czuł się już na tyle słabo, że nawet nie chciał zabierać ze sobą nart. Jedynie chodził z mamą na wspólne wycieczki.
A potem nadeszły lata bez wyjazdów zimowych. Rodzice byli zbyt słabi na takie eskapady, a ja popadłem w ogromne tarapaty finansowe.
Teraz, gdy wreszcie mogę sobie pozwolić na wyjazd narciarski czuję, że będzie mi brakowało obecności rodziców. Obecności niekiedy męczącej i stresującej, ale czyniącej zimowe wyjazdy jedynymi w swoim rodzaju. Z jednej strony smutno mi, że ten rozdział życia jest już zamknięty, z drugiej, cieszę się, że został w ogóle napisany.
Świetny wpis. Mega ciekawy blog.
Dziękuję za miłe słowa 🙂
Wzruszająca historia. Brawo dla taty, za tak wytrwałą aktywność w niemłodym wieku
Dziękuję. Mój tata jest bardzo dzielnym człowiekiem
Och, jaka piękna historia. Mój tata podobnie jak Twój, jeździł na nartach do 80. Teraz juz niestety nie może, RZS, ale wciąz pamiętam , gdy kilka lat temu zabrałam go w Alpy, a potem w Dolomity. Podobało mu sie tak bardzo, że wyjazd kilka razy powtórzylismy. Mama była z nami, ale cóz, leżak, bombardino i herbata, a tata szaleństwo na stokach. Ot, taka zmiana ról – w dzieciństwie to on zabierał mnie do Wisły czy Ustronia i cierpliwie uczył :).
No właśnie, taka zamiana ról. W dzieciństwie, to tato uczył mnie jeździć na nartach i zabierał na Kasprowy, a potem mogłem mu się odwdzięczyć. Alpy nie wchodziły w grę, po zawale lekarze zabraniali, ale i tak się wyjeździł na stokach Czech i Słowacji 🙂
Masz rację, masz za co dziękować 🙂
Uwielbiam te twoje historie rodzinne, tyle w nich ciepła i mądrości życiowej, gdyby więcej takich ludzi, inaczej by w ogóle społeczeństwo wyglądało.
Nie dziwie się twojemu ojcu, znam pana Wacława, który już grubo po 80-ce a jeździ rowerem, uprawia ogród itd.
Piękne wspomnienia:-)
To są piękne wspomnienia i cieszę się, że je mam, bo przecież mogłem posłuchać rodziny i nie zabierać ojca na wyjazdy…
Mój Ojciec ma 85 lat, ale śmiga po mieście, jak nakręcony. Co prawda na nartach ostatni raz jeździł pewnie pięćdziesiąt lat temu (mam zdjęcia ze Szczyrku), gdyż postanowił poznać wszystkie torfowiska na świecie i osiadł na nizinach, ale energii zazdroszczę Mu zawsze:)
Mój ojciec do 84 jeździł jeszcze na rowerze, ale potem musiał i z tego zrezygnować. Zawsze zastanawia mnie z czego to pokolenie zostało zrobione, bo nie raz spotykam ludzi, którzy mając 90 na karku cały czas żyją pełnią życia 🙂
Przeżyli wojnę, więc nic ich nie jest w stanie ruszyć:)
I wojnę i epokę stalinowską, więc co ich może ruszyć? 🙂
To są najtwardsze roczniki 🙂
Dobrze, że podszedłeś do tego zamkniętego rozdziału tak optymistycznie 🙂 Wspomnienia to cudowna rzecz- nikt Ci ich nie odbierze.
Tak, to jest wyjątkowo twardy rocznik. 🙂
Podszedłem optymistycznie, bo chcę dobrze pamiętać 🙂
Fajnego masz Ojca, Hegemonie. Trochę zazdroszczę, ale też i cieszę się, że tacy ojcowie są. Mój nauczył mnie tylko trawę dla królików rwać…
Zdarzają się fajni ojcowie, zdarzają…
Powiem Ci Hegemonie, że dla mnie to mocno motywująca historia. Ja długo jeździłam na nartach i bardzo lubiłam szybko poszaleć. Ale kilka lat temu rózne takie wydarzenia życiowe przekonały mnie (a raczej jak oboje wiemy to ja sama sie przekonałam), że trzeba siły na zamiary mierzyć. Ale tylko osioł nie zmienia zdania …
Sama to powiedziałaś 🙂 Więc może warto zmienić zdanie? 🙂
Hegemonie, Twój Tata to debesciak 🙂
To szczera prawda 🙂
Wspaniały i piękny tekst!
Dzięki 🙂
Geny. Już wiem po kim to wszystko 😉
Czy Ty kiedyś wspominałeś, że korzystasz z notatek/zapisków? No przecież nie sposób zapamiętać te wszystkie detale, dialogi i emocje, choć na pewno większość zostaje w nas na zawsze.
Ola, nie sposób zapamiętać, więc zapisuję. Od wielu lat. Raz dokładniej, innym razem bardzo pobieżnie. Ale wiem, że trzeba być dokładnym, bo inaczej wszystko przepada…
Zachwycające, że tak ciepło i takie wspomnienia o ojcu. Ściska krtań, gdy czyta się te słowa.
Serdeczności zasyłam
To są bardzo ciepłe wspomnienia i cieszę się, że je mam, że zapisałem w odpowiednim czasie, że nie zginęły gdzieś w mrokach pamięci…
Pięknie i wzruszająco <3 Mój syn obecnie jeździ na nartach z babcią 🙂
Dziękuję 🙂 Rozumiem, że syna musi uczyć babcia, bo ani ty, ani twój mąż nie jeździcie na nartach? 🙂
wspaniałe wspomnienia. wspaniały Twój tata.
Dziękuję Ci bardzo 🙂