Spis treści
Podróż trwała dłużej, niż się spodziewałem. Wreszcie moim oczom ukazała się tabliczka z nazwą miejscowości. Dotarłem do celu mojej podróży, do Lasocina. Tuż przed tabliczką wypatrzyłem całkiem spory kawałek ubitej ziemi, na której z powodzeniem można było zaparkować samochód. Wysiadłem z aparatem, by zrobić kilka zdjęć – musiałem przecież uwiecznić pobyt Lasocińskiego w Lasocinie. Potem nadszedł czas na poznawanie lokalnej społeczności…

Długa droga do Lasocina
Dlaczego tak długo jechałem, jeżeli najkrótsza trasa z Łodzi sugerowana przez Google, to zaledwie 125 kilometrów? Cóż, nie byłbym sobą, gdybym nie wybrał trasy dłuższej i nie zatrzymał się kilkukrotnie w celach fotograficznych. Miałem szczery zamiar zrobić opis ciekawych miejsc, które można zwiedzić w okolicach Lasocina, ale po powrocie zmieniłem zdanie. Opisy pojawią się wkrótce w innym artykule na blogu, lecz dzisiaj chcę napisać o ważnym, a często pomijanym aspekcie podróżowania, o spotkaniach z ludźmi. Bo podróżowanie tym różni się od konsumpcji turystycznej, że na równi stawia poznanie miejsca oraz człowieka, który w tym miejscu żyje

Dlaczego właśnie Lasocin? I dlaczego właśnie ten Lasocin?
Przeszukując mapy Google odkryłem pięć Lasocinów – dwa w świętokrzyskim, dwa w Mazowieckim i jeden w Łódzkiem. Potem, okazało się, że miejscowości o tej nazwie w Polsce jest więcej (Wikipedia wymienia 13 Lasocinów), a w jednej z nich, w województwie Lubuskim, też znajduje się pałac. Więc są dwa Lasociny z pałacami.
Dlaczego wybrałem właśnie ten Lasocin leżący w powiecie kieleckim, w gminie Łopuszno? No cóż, mam wątpliwości, czy to ja zdecydowałem, czy też przeznaczenie…
Do niedawna żyłem w niewiedzy, że w ogóle w Polsce jest jakaś miejscowość Lasocin. Ten stan trwał aż do dnia, gdy mój fanpejcz (Dawid Lasociński PodRóżnie) polubiło stowarzyszenie „Skała”. Z ciekawości sprawdziłem, co to za stowarzyszenie i czym się zajmuje. Okazało się, że podejmuje wiele ważnych działań lokalnych, a swoją siedzibę ma… w Lasocinie. Wtedy podjąłem decyzję, że muszę pojechać i na własne oczy zobaczyć Lasocin i poznać społeczność, która podejmuje tak kreatywne działania. Nie spodziewałem się tylko, że moja podróż przybierze formę questu.
Lokalne waloryWizyta w Lasocinie natchnęła mnie do utworzenia cyklu wpisów oznaczonych, jako lokalne walory. Miejsc nieodkrytych, szerzej nieznanych, a niezwykle ciekawych. Najczęściej położonych poza szlakami komunikacyjnymi i turystycznymi. Miejscowości takie, są zazwyczaj nieduże, wydają się zwyczajne, ale uważny obserwator dostrzeże, że mają w sobie jakąś duszę, jakiś koloryt i zaangażowanych ludzi. Ludzie i lokalna tradycja sprawiają, że zwyczajne miejsce staje się wyjątkowe. Takim miejscem niewątpliwie jest Lasocin, który odwiedziłem też z okazji uroczystości tradycyjnych wianków Świętojańskich (lub sobótkowych, jak kto woli) |

Centrum poznawania lokalnej społeczności, czyli sklep „U Ćmiela”
Tabliczka z nazwą miejscowości została obfotografowana i sfilmowana, kolejnym zadaniem było dotarcie do sklepu „U Ćmiela”. Wypatrując budynku sklepowego przejechałem przez całą miejscowość. Sklepu nie znalazłem. Wjechałem w boczną drogę, tam też sklepu nie było. Zupełnie, jak w Kubusiu Puchatku – im bardziej szukałem we wsi sklepu, tym bardziej go tam nie było. Wreszcie, przypomniałem sobie słowa pana Mariusza, który telefonicznie udzielał mi instrukcji, że sklep jest w centrum, a przed sklepem siedzą stali bywalcy. Zawróciłem i tym razem dostrzegłem wpierw ławeczkę ze stałymi bywalcami, a po drugiej stronie szosy sklep. Nie zauważyłem go za pierwszym razem, gdyż był to sklep w starym stylu, takim, jakich już niestety na wsiach się nie spotyka. Gdyby to ode mnie zależało, wpisałbym go na listę lokalnych dóbr kultury UNESCO.
Zanim przekroczyłem sklepowy próg, musiałem przywitać się z bywalcami, którzy natychmiast dostrzegli we mnie swojego przyjaciela oraz porozmawiać z panem, który właśnie ze sklepu wychodził. Przyjezdny w tej okolicy z miejsca budził życzliwe zaciekawienie.

Zadanie badawcze, a właściwie quest pod tytułem „poznawanie lokalnej społeczności”
Pan Mariusz, prezes stowarzyszenia „Skała”, obiecał, że umówi mnie z osobą, która będzie potrafiła o Lasocinie i jego historii ciekawie opowiedzieć. Słowa dotrzymał, jednak nie pamiętał ani dokładnego adresu, ani numeru telefonu pani Loni, która zgodziła się ze mną porozmawiać.
– Prześlę panu jej numer telefonu wieczorem SMS-em.
Nie przesłał. Ani wieczorem, ani następnego dnia rano. Jechałem w ciemno, nie wiedząc, gdzie szukać rozmówczyni. Kilka kilometrów przed Lasocinem, wysłałem panu Mariuszowi SMS z informacją, że wizytówka z numerem telefonu, pewnie ze względów technicznych, do mnie nie dotarła. Po chwili otrzymałem odpowiedź:
„Technicznie byłby to cud techniki, gdyby wizytówka do pana dotarła, gdyż… jej nie wysłałem”
Niestety, pan Mariusz był w pracy, numeru telefonu do pani Loni nie posiadał, miała go jego teściowa, która była… poza zasięgiem.
- – Czeka pana zadanie badawcze – oznajmił pan Mariusz w krótkiej rozmowie telefonicznej – Musi pan podjechać do sklepu „U Ćmiela”, tam pana na pewno dobrze pokierują
Pierwszą część zadania badawczego, a właściwie questu, czyli odnalezienie sklepu „U Ćmiela”, udało mi się z pewnymi trudnościami zaliczyć. Teraz musiałem odszukać panią Lonię…

Poznawanie ludziJeżeli podobają ci się opowieści o spotkanych ludziach w czasie podróży i nawiązywaniu ciekawych kontaktów, to przeczytaj koniecznie: |
Druga część questu…
Pani ze Sklepu bardzo chciała mi pomóc, zadzwoniła do pani Loni, lecz… po drugiej stronie nikt telefonu nie odbierał.
- – Wie pan – stwierdziła Pani ze Sklepu, po kilku nieudanych próbach dodzwonienia się – Lonia nie odbiera, pewnie jest na podwórzu, a telefon zostawiła w domu, wytłumaczę panu, jak do niej dojechać.
Zaopatrzony w dokładne instrukcje, gdzie skręcić i którego domu po skręcie wypatrywać, rozpocząłem kolejny etap questu. Skręciłem we właściwą drogę, lecz nie potrafiłem odszukać domu, gdyż zamiast opisanych dwóch, stały w tym miejscu trzy obejścia. Nie wiem, jak długo bym się głowił na które podwórze mam wejść, gdyby nie to, że na drogę wyjrzała pani Lonia. Towarzyszyła jej córka, która przyjechała z Kielc…

Wcale niekrótka rozmowa…
Pan Mariusz ostrzegał mnie, że rozmowa nie będzie krótka, że pani Lonia lubi mówić i ma o czym mówić. Nie mylił się. Nie spodziewałem się jednak, że u pani Loni spędzę kilka godzin, zupełnie nie dostrzegając upływu czasu…
Już na samym początku zachwyciła mnie izba starego domu ze ścianami pomalowanymi na niebiesko. Usiedliśmy przy stole. Obie panie chciały się najpierw czegoś o mnie dowiedzieć. Dałem wizytówki i opowiedziałem historię podjęcia decyzji o przyjeździe.
- – I tak przypadek sprawił, że się tu znalazłem – zakończyłem
- – Nie ma przypadków – stwierdziła córka pani Loni – Lasociński musiał kiedyś pojawić się w Lasocinie

Zgodziłem się z nią. Później już nieczęsto udawało mi się dojść do głosu.
- – Moja mama, zagada pana – usłyszałem, te same słowa, które dnia poprzedniego wypowiedział pan Mariusz
Miała rację. Usłyszałem mnóstwo historii. Dzieje Lasocina, przeplatały się z opowieścią o tegorocznym wyjeździe w Bieszczady, historią rodziny i jeszcze kilkoma innymi wątkami. Oglądałem albumy ze zdjęciami, kronikę działalności Koła Gospodyń Wiejskich, zobaczyłem mnóstwo dyplomów za przeróżne osiągnięcia.

- – Mamo, ale ty chaotycznie opowiadasz, ciągle robisz dygresje. Ja te wszystkie historie znam, ale pan zupełnie się pogubi – strofowała matkę córka
- – Nie szkodzi – odparłem – Moja mama ma podobny styl opowiadania, więc mi zupełnie to nie przeszkadza
Wysłuchałem opowieści o partyzantach, czyli „eneszetach” z Brygady Świętokrzyskiej, która pod koniec wojny stacjonowała w Lasocinie, poznałem ze szczegółami drogę życiową syna pani Loni, dowiedziałem się o śmierci ostatniego dziedzica Lasocina, zastrzelonego przez kłusownika oraz o kompletnym wykluczeniu komunikacyjnym miejscowości, gdyż do najbliższego autobusu trzeba drałować prawie cztery kilometry…

Początkowo się gubiłem, ale stopniowo w mojej głowie kształtował się wielowymiarowy obraz lokalnej społeczności. Z przyjemnością wsłuchiwałem się w gwarę, którą pani Lonia się posługiwała. Zostałem poczęstowany świetną zupą i jajkami. Próbowałem odwdzięczyć się, podłączając nową butlę gazową, jednak nie do końca mi się to udało. Stopniowo zaczynałem się czuć nie jak u obcych ludzi, lecz wśród znajomych, do których po latach zawitałem…

Stara Szkoła
Nie wiem ile czasu minęło nam na rozmowie. Obie panie chciały mi jeszcze pokazać starą szkołę w Lasocinie. Pojechaliśmy na drugi koniec wsi. Niewielki, drewniany budynek szkolny użytkowało koło łowieckie. Na szczęście zastaliśmy dwóch starszych panów, którzy otworzyli nam drzwi. Chociaż już od dawna nikt nie prowadzi w szkole lekcji, to zaraz po wejściu, zapachniało edukacją, którą znam z dzieciństwa. Wysłuchałem historii o szkole, nauczycielach, poziomie nauczania, cieszyłem się, że ten etap edukacji mam już dawno za sobą…

Eneszety – trudna historia
Przy okazji opowieści o szkole, znowu wróciła sprawa Brygady Świętokrzyskiej. Widać, że dla starszych mieszkańców wsi jest to temat bardzo trudny i złożony. Niezwykle osobisty. Historia odcisnęła swoje piętno na lokalnej społeczności. Bliscy każdego rdzennego mieszkańca – rodzice, wujkowie, znajomi rodziny – byli w jakiś sposób z brygadą związani. Jedni służyli w oddziałach, inni spotykały szykana ze strony „eneszetów”. W pobliżu szkoły ufundowano tablicę pamiątkową. Już drugą, bo pierwsza została zniszczona…

Miejsce spotkań lokalnej społeczności
Naprzeciwko szkoły jest staw, w którym można się kąpać. Teren wokół stawu został uporządkowany i zagospodarowany dla celów rekreacyjnych. Stanęła duża wiata, pojawiła się siłownia plenerowa, na brzegu znajduje się sauna w kształcie beczki. Zimą organizowane jest morsowanie.
Nieustannie zachwycają mnie działania podejmowane przez niewielkie, lokalne wspólnoty. To one najlepiej potrafią zadbać o wspólną przestrzeń, a nie upolitycznione samorządy gminne czy powiatowe.

Pałac w Lasocinie
Podróż do Lasocina zakończyłem, tak samo, jak zacząłem – w sklepie „U Ćmiela”. Potrzebowałem informacji czy można z bliska obejrzeć ruiny pałacu. Dowiedziałem się, że można, ale tylko za zgodą właściciela. Tak też zrobiłem. Niezwykle sympatyczna żona właściciela (Lasocin przyciąga sympatycznych ludzi) nie robiła żadnych przeszkód, tylko ostrzegła mnie przed niebezpieczeństwem wchodzenia do środka

Pałac został wzniesiony pod koniec XIX w. przez rodzinę Niemojowskich. Był wyposażony we wszelkie luksusy, w tym w bieżącą wodę, światło elektryczne i telefon. W 1935 r. ostatni właściciel pałacu Edward został zastrzelony przez kłusownika. Wdowa wraz z synami w 1939 r. wyprowadziła się do Kielc i nigdy już nie wróciła do Lasocina. Po wojnie majątek upaństwowiono. Kiedy budynek zaczął popadać w ruinę? Nie znalazłem konkretnej informacji. Być może następowało to stopniowo.

Poznawanie lokalnej społeczności – podsumowanie
W Lasocinie spędziłem więcej czasu, niż zamierzałem. I chociaż nie zwiedziłem wielu miejsc, które zaplanowałem, to z wyprawy wróciłem naprawdę szczęśliwy. Kolejny raz przekonałem się, że podróże, to nie tylko zwiedzanie, ale też poznawanie ludzi.

Większość turystów, ja sam często też tak robię, skupia się jedynie na zaliczaniu zabytków. Jeżeli stykamy się ze obyczajami lokalnych społeczności, to najczęściej tylko w komercyjnym, specjalnie przygotowanym pod ruch turystyczny, wydaniu.

Chciałbym w swoim przyszłym podróżowaniu proporcje te zmienić. Jednak poznawanie prężnie działającej lokalnej społeczności nie jest takie proste. Właśnie ze względu na lokalność trudno je znaleźć i nawiązać kontakt. Stąd prośba do wszystkich czytelników tego bloga – jeżeli znacie takie lokalne społeczności, jeżeli w nich działacie, to bardzo chętnie nawiążę kontakt, pojadę, opiszę… Piszcie do mnie w komentarzach lub prywatnie korzystając z zakładki kontakt.
Ale wyprawa, gratuluje i zazdroszczę!
Czytało się świetnie, z takich relacji mógłby powstać znakomity przewodnik, niepowtarzalny i niezwykle ciekawy!
Nie wiem, czy ktoś chciałby taki przewodnik czytać, ludzie głównie skupiają się na topowych atrakcjach, mało są zainteresowani lokalnymi społecznościami… Chociaż, może się mylę?
Wielu z nas szuka podobnych ciekawostek, nie tylko atrakcjami człowiek żyje…
To mnie cieszy. Takie ciekawostki lubią nieliczni, a atrakcje zna niemal każdy… Ale niech tak zostanie 🙂
Bardzo szczegółowo opisana moja rodzinna miejscowość. Czytając odbyłam wycieczkę z Łazu, CZYLI od Loni na Piaski. Fajnie się czyta, można sobie wyobrazić piękne miejsce wśród lasów. Pozdrawiam
Ta wycieczka skłoniła mnie do wielu przemyśleń na temat podróżowania, które jest moją pasją. Lasocin, to piękne miejsce 🙂
W życiu nie ma przypadków. Są tylko energia do zagospodarowania i…znaki do odczytania. Cieszę się, że z Naszym Stowarzyszeniem „Skała” zainspirowaliśmy Pana do odwiedzenia Lasocina. Sam też nie jestem „tuziemcem” czy „autochtonem” i już od ponad 10 lat próbuje poznać zakręcone historycznie ścieżki tego miejsca i ludzi, którzy tu zamieszkali. A są to naprawdę ciekawe jednostki, których p. Lonia (Eleonora) jest przykładem. Dziękuję za tych parę setek ciekawych słów o naszym kawałku ziemi. Lasocinie. Szerokości i wrażeń na kolejnych ścieżkach.
Bez Pana pomocy, to ja pewnie bym takiej ciekawej wycieczki w życiu nie odbył… To ja dziękuję 🙂
Zapraszamy na Skałkę Polską. To maleńka wieś na końcu świata z tragiczną historią. Najpiękniej jest latem. Warto też przyjechać w okolicy 11. 05 kiedy przy pomniku obchodzimy uroczystość z okazji rocznicy pacyfikacji.
Skałka Polska, to jest ta miejscowość w pobliżu Ewelinowa. Chętnie tam przyjadę, jak tylko będą lepsze pogody, bardzo chciałbym poznać lepiej tereny leżące w tamtym rejonie.
Moja rodzinna wieś”:]
Cieszę się, że ją opisałem 🙂
Super poczytać o rodzinnych stronach- że my je Kochamy to jasne❤️- ale że mogą zdobyć serducho także postronnych- …też jasne!
I wszystko jest jasne 🙂
Witam, moja Ciocia była dyrektorem w tej szkole przez ponad 20lat, współpracowała z partyzantami i pomagała w dawnych czasach medycznie tamtejszym mieszkańcom… teraz nikt o niej nie pamięta, nie wiadomo nawet gdzie jest pochowana. Uważam, że została potraktowana bardzo niesprawiedliwie przez historie.
Na pewno jest to niesprawiedliwość dziejowa. Może jednak żyją jeszcze jacyś mieszkańcy Lasocina, którzy o niej pamiętają? Może warto popytać?