Pośród kwiatów kłębiło się mnóstwo różnobarwnych motyli. Widok godny uwiecznienia na fotografii. Nie mogłem go przegapić. Zmieniłem obiektyw w aparacie, nakręciłem filtr polaryzacyjny i przymierzyłem się do zdjęcia. Za daleko. Trzeba wejść pomiędzy kwiaty mamy. Ostrożnie rozchylam łodygi, uważnie stąpam pomiędzy, aby niczego, broń Boże, nie podeptać.
Znajduję skrawek wolnego gruntu, na którym można rozłożyć statyw. Tak, z tego miejsca powinienem mieć świetne ujęcie. Pochylam się ku wizjerowi aparatu i … prostuję się gwałtownie, gdyż jakieś żółte badyle łaskoczą mnie za uchem. Odsuwam je na bezpieczną odległość, łapię w kadrze motyla, który na sekundę zastygł w bezruchu. Jeszcze tylko ustawienie ostrości i… nagle, gdzieś zza plecami słyszę przeraźliwy krzyk. Podrywam się na równe nogi, potykam i ląduję w żółtych badylach, których tak starałem się nie podeptać. Aparat ze statywem leci mi na głowę, a motyl odlatuje. Jestem pewien, że uśmiecha się szyderczo pod czułkami.
To co najważniejsze
Gdy przed laty rodzice kupili starą, zapuszczoną chałupę na Wsi, oboje żwawo wzięli się do pracy. Tata kładł tynki, podłączał instalację elektryczną, malował ściany, układał podłogi oraz naprawiał dach. Czyli, krótko mówiąc, zajmował się duperelami bez większego znaczenia. Główny ciężar prac spadł na mamę. Ona zadbała o to, co najważniejsze, czyli sadzeniem roślin wszelakich. Każdy badyl, który troszkę odrósł od ziemi, z miejsca zyskiwał status, porównywalny z przedmiotem kultu religijnego. Wszystkie kwiatki zostały objęte ochroną tak ścisłą, jakiej nigdy by nie zaznały w najbardziej ścisłym rezerwacie. Dlatego, gdy zaszła potrzeba postawienia budynków gospodarczych, w których można by trzymać narzędzia, rowery oraz węgiel i drewno na opał, rodzice musieli poszerzyć teren wcale niemałego podwórza, gdyż każda piędź ziemi, została wcześniej zaanektowana przez kwiaty.
Infrastruktura techniczna
Ziemia i pogoda na Wsi, nie sprzyjają kwiatowemu rozpasaniu. Grunty zaliczane są do najgorszej kategorii, od której nawet nie płaci się podatku, a deszcze omijają Wieś szerokim łukiem. Aby utrzymać kwiatostan w należytej formie, niezbędne jest zapewnienie mu odpowiedniej infrastruktury technicznej. Dlatego też tata skonstruował mnóstwo ławek. Na ławkę na Wsi można natknąć się w każdym, nawet najbardziej nieprawdopodobnym zakątku. Ale co ławki mają wspólnego z kwiatami? Więcej, niż z pozoru może się wydawać! Przez wiele lat nie byłem w stanie rozwikłać ich tajemnicy, do czasu…
…choroby mamy
Dobrostan kwiatów leży mamie mocno na sercu, jednak jej pasją życiową jest chorowanie. Medycy wszelkiej maści nie są w stanie określić, co mamie tak naprawdę dolega. Oczywiście brak fachowej diagnozy, nie przeszkadza w byciu obłożnie chorą, wręcz umierającą. Co jakiś czas mama urządza sobie sezon na chorowanie, nie podnosi się z łóżka, mówi słabym głosem, ogólnie daje do zrozumienia, że jej stan jest beznadziejny. Jednak nawet śmiertelna choroba, nie jest w stanie odciągnąć jej od jednej, jedynej czynności – wieczornego podlewania kwiatków. A jest to zajęcie bardzo wyczerpujące. Nawet zdrowemu człowiekowi niełatwo byłoby stać przez godzinę z wężem ogrodniczym w dłoni i podlewać setki roślin, ulokowanych w niemal każdym zakamarku podwórza. Lecz gdy się siedzi, zamiast stać, wtedy podlewanie jest o wiele łatwiejsze. Dlatego ławeczki, zaraz po dostępie do bieżącej wody, zapewniają niezbędną infrastrukturę techniczną…
Ścisłe instrukcje użytkowania
Rodzice niechętnie dzielą się domem na Wsi, jednak czasami udaje mi się tam pojechać w i zabrać ze sobą kilku znajomych. Zgoda na użyczenie domu jest uwarunkowana ścisłymi instrukcjami. Tata zazwyczaj prosi o kupienie paliwa do kosiarki, węgla na zimę, czy o jakieś prace naprawcze. Mama mówi wyłącznie o kwiatkach. Opisuje miejsca, gdzie rosną i jakich zagrożeń się obawia:
– Posłuchaj – wyłuszcza przed kolejnym wyjazdem – obok ubikacji rośnie jaśmin. Przez jakiś czas nie bardzo się rozwijał, już myślałam, że nic z niego nie będzie, ale w tym roku ładnie zakwitł. Uważaj więc bardzo, bo niedawno miała miejsce dość paskudna sytuacja. Jak wiesz, na ostatnią Wielkanoc zaprosiliśmy Ciocię i Wujka. Gdy tylko przyjechali natychmiast pochwaliłam się jaśminem. I wyobrażasz sobie, co zrobiła Ciocia?
– Nie?
– Weszła na leżący w pobliżu kamień i poślizgnęła się. O mało co by nie upadła, ale w ostatniej chwili złapała się jaśminu. Ledwo stanęła na równe nogi, to znów wchodzi na ten kamień i oczywiście znów się wywraca oraz łapie za jaśmin. Krzyknęłam więc, aby nie niszczyła mi jaśminu. Wtedy tata się zdenerwował i zwrócił mi uwagę, że bardziej przejmuję się jakimiś roślinami, niż upadkiem Cioci.
– Chyba miał rację?
– No, tak, ale czy Ciocia musiała jeszcze raz wchodzić na ten kamień? Dlatego uważajcie na jaśmin, on może się jeszcze odrodzić!
Innym razem mama poprosiła o podlewanie drzewek, których rodzice nakupili i posadzili całe mnóstwo. Podlewanie drzewek może nie jest uciążliwe, pod warunkiem, że nie rosną na drugim końcu ponad hektarowej działki. Zagoniłem znajomych do noszenia wiader z wodą, podlaliśmy wszystko więcej niż solidnie, a potem…. nadciągnęła całodzienna ulewa. Czułem się niczym Syzyf.
Przyczyna radości, powód do zmartwień
Kwiaty niosą wiele radości, lecz też są przyczyną zmartwień mamy. Gdy przebywa w Łodzi zadręcza się obawami, czy kwiatkom na Wsi, aby za sucho nie jest? Czy przypadkiem nie dopadła ich jakaś zaraz lub przymrozek?
Ostatnie dni października były wyjątkowo zimne i ponure. Obiecałem zawieźć rodziców na Wieś, aby pomóc im przygotować dom na zimę. Posprzątać, zakręcić wodę, oczyścić rynny z opadłych liści. Przez całą drogę mama zastanawiała się w jakiej kondycji zastanie swoje ukochane kwiaty. Gdy tylko przez szyby auta dostrzegała na polach ślady przymrozku, wzdychała ciężko i ponurym głosem obwieszczała:
– No tak, pewnie wszystko już padło, zamarzło, niestety!
Na miejscu okazało się, że większość roślin przetrwała zimne noce w całkiem niezłym stanie. Pomogłem tacie rozpalić w piecu, przyniosłem węgiel z komórki, we dwóch rozpakowaliśmy auto i przyszykowaliśmy śniadanie. W tym samym czasie mama biegała po podwórku sprawdzając, co kwitnie, a co się poddało. Nieustannie odrywała nas od jakże przyziemnych i nieważnych czynności, okrzykami:
– Popatrz Hegemonie jak pięknie kwitną (tu można wstawić dowolnie trudną nazwę kwiatów)!
Po chwilę słyszę jej pełen udręki głos:
– Och nie, (tu wstawić inną, równie trudną nazwę kwiatów) są zupełnie kaput! Nic z nich już nie będzie!
Gdy siadaliśmy do śniadania, mama niemal siłą oderwała mnie od stołu i kazała podziwiać widok z okna:
– Popatrz Hegemonie! Jak staniesz w jednym miejscu, to widzisz fioletowe kwiaty, a jak w drugim – tu kazała mi się kilka kroków przesunąć – to masz świetny widok na czerwone! Wspaniałe, prawda?
Należy liczyć się ze stratami
Utrzymanie w należytym porządku takiej ilości krzewów i kwiatów, jest zadaniem ponad siły jednej osoby. Nikt w rodzinie nie podziela pasji mamy, więc bardzo trudno jest jej namówić kogokolwiek do pomocy. Jedyną osobą, która od czasu do czasu udzieli wsparcia, jest tata.
Tego dnia mama zaangażowała ojca do wycięcia zbyt rozrośniętych krzaków i pozbycia się wielce zawadzających pnączy. O oznaczonym czasie, tata uzbrojony w sekator czekał na mamę na dworze, natomiast ona, swoim zwyczajem, guzdrała się niemiłosiernie. Wreszcie wyczerpała nieprzebrane pokłady cierpliwości ojca, który zawołał:
– Idę już wycinać, a ty dołączysz do mnie, gdy będziesz gotowa!
I stał się cud. Mama w ciągu niecałej minuty niczym strzała wypadła z mieszkania i pobiegła za tatą, rozpaczliwie wołając:
– Nie, nie, nie ma mowy abyś to robił sam! Musimy przecież ustalić co będzie wycięte!
Nie dziwię się panice, jaka ogarnęła mamę, tata mógł wyciąć wszystko, gdyż lubił problemy roślinne rozwiązywać przy pomocy piły i sekatora.
Początkowo praca przebiegała bezproblemowo. Mama wskazywała gałęzie, a tata ciął z werwą i animuszem. Nagle z gęstwin dobiegł mnie przeraźliwy okrzyk rozpaczy. Zerwałem się na równe nogi, podejrzewając, że niechybnie tata przez nieuwagę uciął sekatorem mamie palec. Ten, którym wskazywała mu front robót. Prawda okazała się straszniejsza. Uciął, lecz nie palec, tylko niesłychanie ważny badyl.
– Jacusiu, floksy wyciąłeś, moje floksy, jak mogłeś wyciąć floksy? Czy nie widzisz, że tniesz floksy?
– Uspokój się! – burczał nadąsany tata szczękając sekatorem – Jak się tnie, to należy liczyć się ze stratami!
Bezużyteczne kwiaty
Podobnie przeraźliwy okrzyk mamy, sprowadził katastrofę, gdy fotografowałem motyle na jej najważniejszym klombie.
– Hegemonie, co ty robisz?!
Gdy po upadku wreszcie wyplątałem się ze statywu i żółtych badyli, dostałem reprymendę:
– Dlaczego ty tam wchodzisz?! Kwiatki mi podepczesz!
– Jak mama będzie znienacka krzyczeć, to na pewno podepczę! – warknąłem rozeźlony.
– Ale z jakiego powodu ty tam wchodzisz, jeszcze uszkodzisz moje białe kielichy!
– Z tej strony mam lepsze światło! – odparłem zbierając z ziemi rozsypany sprzęt fotograficzny.
Na wszelki wypadek, zanim ponownie rozstawiłem statyw, odsunąłem się na dobre pół metra od rzeczonych kielichów. Motyl wrócił, widocznie sam był ciekaw dalszego rozwoju wydarzeń. Ustawiłem aparat na statywie i zacząłem szukać dobrego kadru. Z góry widok był nieszczególny, ale gdyby tak spróbować dolnego ujęcia? Lekko przykucnąłem. Tak od dołu motyl wyglądał zdecydowanie lepiej. Jeszcze ostatnia korekta przed naciśnięciem spustu migawki i… znowu wszystko zniweczył okrzyk mamy:
– O Boże, mówiłam, depczesz moje kielichy!!
Poddałem się, w tych warunkach nie miałem szans na wykonanie dobrego zdjęcia. Zostawiam kielichy, motyla i żółte badyle, schowałem aparat. Na cholerę te wszystkie kwiaty, jeżeli nie można ich fotografować?
Rośliny to hobby również mojej Mamy – choć akurat kwitnących badyli na ogródku chyba nigdy nie było, za to sporo krzaczków i drzewek, a w domu na parapecie nie wciśniesz nawet szpilki między doniczki. Zresztą wiele z tych doniczkowych było przez nią wyhodowanych samodzielnie z listka, ze złamanej gałązki… Pamiętam z dzieciństwa, że czasem nie było obiadu, bo Mama wolała popracować w ogrodzie. 😉 Kiedy zmarła, żal mi było wyrzucić te setki roślinek, więc przez wzgląd na pamięć i szacunek do Mamy, postanowiłam zadbać by pożyły jeszcze trochę. Rośliny nadal nie są moją pasją, ale łapię się na tym, że… Czytaj więcej »
Krzaki i drzewa są prostsze w utrzymaniu niż kwiaty. Zazwyczaj wiele o nie nie trzeba dbać, chyba, że są bardzo delikatne. Moja mama w domu też trzyma całe stada doniczek z kwiatkami, zawsze jak wyjeżdżają, to jest problem z ich podlewaniem.
Też uważam, że koszenie trawy czy przycinanie żywopłotu jest ciekawsze i bardziej odprężające niż mycie podłogi. Do koszenia trawy nie trzeba mnie zaganiać, ale do kwiatków… chyba nie umiałbym się nimi opiekować. Zresztą koszenie jest w genach wielu osób – wystarczy w weekend wybrać się na tereny działkowe – wszędzie warczą kosiarki
Te kwiaty Dawid, to jak podłoga w moim domu 😀 mój mąż wycyklinował i zaolejował podłogę. Jest teraz piękna i czysta, ale jej terror prześladował nas przez miesiąc 😀 nie chodźcie w butach, nie chodźcie na bosaka, nie róbcie mokrych plamek, nie wpuszczajcie psów 😀 A ja powiedziałam „po cholerę ta podłoga, jak nie można po niej chodzić”. A Twoja mama jest bardzo konsekwentna z tego co piszesz. Twój tato zaś musi ją bardzo kochać <3 Te ławeczki mnie ujęły 😀
Mieć piękną podłogę i czuć się w domu jak w muzeum – współczuję.
Wiesz, moja mama nie jest konsekwentna, ona jest niesamowicie uparta. Nie znam drugiej tak upartej osoby. A tata? Tata chyba się przyzwyczaił. Poza tym, jak on nie ma pracy, to się czuje nieszczęśliwy – ciągle musi coś robić, być użytecznym.
Uwielbiam twoją mamę, znalazłabym z nią wspólny język, bo podobnież mam kwiatowego bzika:):):)
To na pewno znalazłabyś z nią wspólny język 🙂
Rośliny w ogródku to moje hobby, ale nie zadręczam nikogo ani uwagami, ani gdybaniem, co by było, gdyby tak przydepnąć itp. Kazdy ma swój osobisty charakter, trudno dyskutować z czyimkolwiek nastawieniem. Niemniej dystans należy mieć, jakby nie było, ponieważ wspólne spędzanie czasu to niemałe wyzwanie. A floksy też mam, są odporne i kwitną cały czas.
Serdeczności zasyłam.
Wiem, że o kwiaty można dbać normalnie. Niestety, moja mama musi do wszystkiego mieć publiczność, inaczej się nie liczy 🙂
Ogrodniczką nie jestem, ale kwiaty bardzo lubię i żałuję, że nie mam ogrodu. Mamę rozumiem, skoro pielęgnuje, skoro to jej pasja…a poza tym, dzięki temu możesz raczyć nas takimi fajnymi historiami 🙂
W czasie podróży widywałam takie stare domy czy opuszczone gospodarstwa, które ktoś wykupił i remontuje, ciekawe czy na letnisko czy na stałe siedlisko, z dala od miasta…
Zapomniałam dodać, że zdjęcia zjawiskowe!!!
Dziękuję za uznanie, które niezmiennie mnie cieszy 🙂
Tak, mama jako dostarczycielka historii jest wyjątkowa 🙂
Cieszy mnie, gdy stare domy dostają drugie życie. Część na stałe siedlisko się nie nadaje, szczególnie zimą, ale posiadanie takiego domu, jako odskoczni, jako letniska, to bradzo przyjemna opcja 🙂
Prawda? Kwiaty sa do wąchania i fotografowania:)))
Mam mamę w nieco 'podobnym stylu’, tzn. tez całe życie jest chora, na dodatek jej choroby i przypadłości, tez perypetie związane z tokiem leczenia, to dyzurny temat każdej rozmowy, możesz sobie wyobrazić…:(
Mogę sobie dobrze wyobrazić i rozumiem doskonale 🙂
Za tydzień na blogu powinien być Tomaszów i atrakcje najbliższych jego okolic (jest ich dużo!), więc jeżeli nadal się tam wybierasz… 🙂
ależ ja nigdzie, drogi Hegemonie, nie wyczytałam, że mama zabraniała Ci fotografowania kwiatów, myślę, że najlepszym mijescem do robienia zdjęć byłoby stanowisko przy oknie (w domu), gdzie miałeś piękny widok i na fioletowe, i na czerwone, a Tobie sie akurat żółtych zachciało 🙂
Mama nie zabraniała, ale stwarzała taką atmosferę, że się praktycznie nie dało 🙂 A z okna jest zbyt daleko…
Hegemonie, Ty chyba żartujesz….TO są NIEUDANE zdjęcia?
I…ja rozumiem trochę Twoją mamę, bo także krzyczę na mego męża, gdy zaczyna coś wycinać w ogrodzie. Wycina jak leci. Wolę więc sama i nie dopuszczam go do takich prac 😉
To nie są takie zdjęcia, jakie chciałbym zrobić.
Moja mama wie, że tata wycina wszystko bez opamiętania, ale ona woli pokazywać palcem, co trzeba zrobić, niż zabrać się samej do roboty 🙂
Pięknie i ciekawie żyje Twoje Mama. A Ty Hegemonie pięknie, ciekawie i bardzo interesująco opisujesz to Jej życie w towarzystwie kwiatów.
Pozdrawiam. 🙂 .
Moja mama żyje na pewno ciekawie, to prawda. Jest osobą wysoce oryginalną, więc mam co opisywać 🙂
Przepiękne kwiaty, a kot – po prostu cudo.
Nie mamy ogródka, tylko balkon z kwiatami w skrzynkach, czego nie żałuję, bo nie przepadam za grzebaniem w ziemi. Aha, jeszcze w kuchni doniczki z bazylią, którą uwielbiam dodawać do wszystkiego.
Wiesz, że moja mam przez całe lata też nie przepadała grzebać w ziemi? Ale, gdy kupili dom na Wsi, to wsiąkła w kwiatki z kretesem 🙂
Taki dom na wsi byłby smutny bez kwiatów, a mamusia bez zajęcia byłaby ciągle chora. Ta pasja sprawia, że Twoja mama ciągle jest aktywna i planuje wygląd ogrodu.Jak zawsze zabawny tekst i ładne zdjęcia. Ciocia już chyba zapamięta,że nie wchodzi się dwa razy na ten sam kamień 🙂
Czy ktoś jeszcze pamięta zapach maciejki?
Pozdrawiam serdecznie!
Pamiętam, pamiętam zapach maciejki. Ale maciejkę, to ja akurat posiałem, bo mama nie była przekonana…
Niestety, u mojej mamy pasja chorowania jest zdecydowanie silniejsza niż wszystkie inne pasje razem wzięte, więc kwiatki chorobom wcale nie zapobiegają. Masz rację, że ogród z kwiatami jest piękniejszy, tylko niech te kwiaty nie rosną wszędzie 🙂
Kwiaty to wspaniała sprawa! Są piękne i dodają koloru szarej rzeczywistości, ale trzeba mieć dla nich mnóstwo cierpliwości i czasu 🙂 Twoja mama naprawdę musi je uwielbiać, skoro tak starannie i rzetelnie się nimi zajmuje 🙂 Piękna ta historia i aż chciało się przeczytać do końca! Cóż, moja rodzicielka też krzyczy na swoje dzieci, kiedy jej po skalniakach skaczą 😉 Może nie poświęca aż tyle czasu pięknym kwiatom, ale ona także ma zamiłowanie do spraw ogrodowych 🙂 Podziwiam ją za to.
Pasja sprawia, że czas jej poświęcony zwyczajnie inaczej biegnie 🙂 Bieganie po kwiatach zbyt dobrze im nie robi, ale u mojej mamy pas ochronny kwiatów jest zbyt szeroki, co dla reszty staje się uciążliwe. I to, że niczym innym praktycznie się nie zajmuje, wyłącznie kwiatami…
Hegemonie, zdjęcia przecudne! Ja się tam nie znam na sztuce. Żadnej. Wiem, że wykształcony człowiek nie powinien się do tego przyznawać, ale ja mam już tyle lat, że fraza „nie powinnam” zdecydowanie rzadziej przychodzi mi do głowy. A sztuka dla mnie ma tylko trzy kryteria: nie podoba mi się, podoba, zachwyca. No i Twoje zdjęcia mnie zachwyciły.
P.S. Jeśli się nie pogniewasz, to sobie pomarudzę: możesz zmienić nieco tło bloga? bo czarno na białym męczy patrzałki bardzo.
Bardzo się cieszę, że zdjęcia Tobie też się podobają. Już pisałem, że takie uznanie, bardzo podnosi mnie na duchu i motywuje aby starać się fotografować coraz lepiej 🙂
P.S. Marudzić można, a nawet jest wskazane. Jakie zestawienia Tobie najbardziej pasują? Myślałem, że czarne na biały to najlepsze rozwiązanie pod względem czytelności, ale jestem otwarty na inne pomysły. Sam nie czytam niektórych ciekawych blogów, jeżeli czytanie mnie męczy. Więc jeżeli się da wprowadzić zmiany prosto, to zmienię, chociaż nie wiem czy nie trzeba będzie tego szablonu zmieniać, a to już większa praca…
A ja się cieszę, że Ty się cieszysz 😀
Każde tło, tylko nie biały jest OK. Białe zwiększa jasność ekranu. Wszystkie odcienie pasteli, na których czarne litery nie będą tworzyć silnego kontrastu, będą lepsze niż biel, a czytelność zostanie zachowana jak najbardziej. Pozdrawiam
Dzięki, zobaczę co się z tym da zrobić- chociaż może być trudno, bo jednak większość blogów, to czarne na białym…
Hahaha, ale się uśmiałam ! Opowieść niczym z książki 🙂 A co do podlewania kwiatów przez Twoją mamę nawet w chorobie… Mam to samo ze swoją babcią – nawet jak naprawdę nie może już chodzić bo tak źle się czuje, i tak nie może odpuścić sobie podlania kwiatów czy wypuszczeniu kotów na dwór 🙂 A ja potem przyjeżdżam i robię zdjęcia kwiatom, ale tylko tym stojącym przy przejściu.
Wiesz więc, o czym piszę. Widzę, że moja mama nie jest jedyną, która podlewanie kwiatów przedkłada nad zdrowie 🙂
Czy moja i Twoja mama to ta sama osoba!? Bo moja ma to samo. Kocha kwiaty, drzewka, krzaki… i naprawdę pięknie nimi zarządza, ich ogród jest jak z bajki, ale roboty co niemiara i też zawsze jest obowiązkowe podziwianie i niedeptanie. A instrukcje co i jak podlewać, ile razy dziennie i z jakim nawozem też są. Jestem właśnie po szkoleniu, ponieważ cały piękny ogród został mi powierzony pod opiekę na okres dwóch tygodni wyjazdu wakacyjnego rodziców. Mam nadzieję, że podołam. I oczywiście bardzo dobrze rozumiem historie typu: noszę wiadrami wodę przez pół godziny, a jak skończę to przychodzi ulewa. Że… Czytaj więcej »
Miałaś dwa tygodnie bardzo odpowiedzialnej pracy 🙂 Nigdy, nie podjąłem się odpowiedzialności za ogród mamy, nie wiem, czy bym podołał. Ale wody wiadrami już bym nie nosił, teraz mam doświadczenie 🙂
Witaj, Hegemonie.
Nie dla mnie taki ogród – niestety, bo ja lubię wszędzie wleźć, wszystkiego dotknąć, powąchać (nie zrywam) 🙂 Chyba bym się rozchorowała, gdybym nie mogła oglądać po swojemu. To jak lizanie lodów przez szybę 🙁
Ale – cóż – nie można mieć wszystkiego 🙂
Pozdrawiam 🙂
Ja też muszę wszędzie wleźć, więc ten ogród mamy, chociaż ładny, nie raz doprowadzał mnie do szału
czytam, czytam i nie mogę powstrzymać się od szerokiego uśmiechu. wiem, ze pewnie dla Ciebie i innych członków rodziny takie sytuacje bywają mniej zabawne, ale… fajnie, ze tak fajnie z poczuciem humoru o nich piszesz 🙂 długo, długo byłam pewna, ze wisi nade mną haberdziowa klątwa, to znaczy kwiatowa, bo żaden kwiatek nie chciał przy mnie egzystować. każdy, bardzo szybko postanawiał odejść do kwiatowego nieba, mimo, ze pielęgnowałam je nad wyraz należycie. i kiedy już prawie pogodziłam się z tym, ze przy mnie nawet kaktus wykituje, klątwa popadła w zniknięcie. kwiatki mogą przy mnie żyć 🙂 nie. nie jestem roślinną… Czytaj więcej »
Wiesz, ja się już przyzwyczaiłem do pasji mojej mamy, wiem, że tego nie zmienię, wiec po co się denerwować, lepiej śmiać się. Tak się lepiej żyje 🙂 Ja też nie mam ręki do kwiatów, ale kilka się przy mnie uchowało – takich mniej wymagających, którym wystarczy podlewanie raz na tydzień, jeżeli sobie przypomnę. I nie są to kaktusy 🙂 Zastanawiam się, czy zbyt dużo pasji, to jest klątwa? Mam ich wiele i nie potrafię skupić się wyłącznie na jednej, co sprawia, że każda pasja jest w jakimś tam stopniu zaniedbana. Z drugiej strony uwielbiam różnorodność, sądzę, że ona daje mi… Czytaj więcej »
Te zdjęcia, które tutaj zamieściłeś są piękne! Wyobrażam więc sobie, jak piękny musi być ogród Twojej mamy 🙂 Podejrzewam, że gdybym miała podobną do tej hodowlę też bym Ci nie pozwoliła beztrosko pomykać z aparatem 🙂 Choć… może przekonasz mamę, że robią zdjęcia zatrzymujesz jej kwiaty na zawsze w kadrze i nie straszne już im ni przymrozki, ni sekator taty 🙂
Wiesz, że to jest bardzo dobry pomysł? Może mama łaskawszym okiem spojrzy na moje fotografowanie? Muszę wypróbować, niedługo jadę na Wieś 🙂
Witaj Hegemonie! Wreszcie mam chwilę aby nadrobić zaległości na Twoim blogu. Brakowało mi Twoich historii 🙂 Zostawiając kilka słów od siebie: znam ból podziwiania kwiatów z ODDALI! Kwiaty to całe życie moich – Rodziców, ale mamy bardziej. U mnie oprócz wszelkich komend typu: „Nie wchodź tam”; „Uważaj bo depczesz” itd dochodzi jeszcze wielowiekowa kłótnia między mamą a ojcem odnośnie tego, gdzie ma zostać wsadzona dana roślinka; że mama za nisko obcięła żywopłot a że ojciec poszedł i obciął to co ona uformowała…. Za każdym razem kiedy patrzę na ten jakże zadbany i różnorodny ogród tak naprawdę widzę więcej łez, przekomarzań… Czytaj więcej »
Rozumiesz więc, moją niechęć do bawienia się w ogrodnictwo? 🙂 U mnie tata jest wiernym wykonawcom poleceń mamy, więc do ogrodu się nie dotyka. Jedyna jego pasja ogrodnicza, to sadzenie drzewek owocowych.
Z pasjami to już tak jest, fajnie, gdy cię mobilizują do lepszego życia, dużo gorzej, gdy zaczynasz być ich niewolnikiem i powoli terroryzujesz cały świat wokół.
Bliski tekst, budzący wspomnienia sprzed lat. Znam wieś, bo mieszkałam tam 19 lat jako dziecko i nastolatka. Wiem co czuje Twoja Mama opiekunka kwiatów i roślin. Moja Mama miała kwiaty w przydomowym ogródku. Mimo zmęczenia pracą na roli, jej własne kwiatowe poletko było zawsze zadbane i piękne. Do dziś pamiętam zapach maciejki, która zasiana pod oknem, pachniała najintensywniej wieczorem.
Pozdrawiam Hegemonie:)
Zapach maciejki uwielbiam. Moja mama nigdy jej nie sieje, nie mam pojęcia dlaczego. A dbanie o przydomowy ogród wielu ma w genach 🙂
Chyba trochę demonizujesz, bo i ja jestem oskarżany przez potomków o takie zapędy! Tymczasem chodzi o odrobinę zainteresowania i wiedzy – szczególnie gdy daje się do reki młodemu człowiekowi kosę spalinową – brak odrobiny rozsądku niweczy wtedy prawie każdą pracę!!! 😀
Nie znasz mojej mamy 🙂 Doceniam zadbany ogród, ale gdy kwiaty rosną wszędzie, wtedy nie potrafię się zachwycić 🙂
A ja w historii o kwiatach widzę wiele miłości, i to nie tej skierowanej do świętych badyli. Twój tato musi bardzo kochać twoją mamę. Ławki w całym ogrodzie – i poniedziałek stał się piękniejszym dniem
Moi rodzice tak się dobrali, że nawzajem siebie doskonale uzupełniają 🙂