Lekarz długo i uporczywie wpatrywał się w moje oczy. Był okulistą, miał do tego prawo. Wreszcie chrząknął, mądrze zmarszczył czoło i rzekł:
– Doskonale! Naprawdę doskonale! Teraz proszę odpoczywać…
– Zamierzałem wyjechać na wieś, panie doktorze…
– Świetny pomysł! Czyste powietrze, oczy będą szybciej się goić, tylko proszę pamiętać, przez najbliższe dwa tygodnie żadnego wysiłku!
Na lekarskim zwolnieniu
Ze zwolnieniem lekarskim w kieszeni wyszedłem na ulicę. Radość mieszała się z wyrzutami sumienia. W ciągu kilkunastu lat pracy w firmie, tylko raz skorzystałem z chorobowego i przez trzy dni nie było mnie w biurze. Teraz aż dwa tygodnie nieobecności, jak oni sobie beze mnie poradzą?! Paniczne myśli próbowałem ułagodzić logicznym rozumowaniem. Tłumaczyłem sobie, że po laserowej korekcji wzroku i tak w niczym bym nie pomógł. Zamiast –10, miałem +4, odczytanie największych nagłówków w gazetach wymagało wyciągnięcia ręki na całą długość, reszta tekstu i tak pozostawała jedynie rozmazaną plamą. O pracy na komputerze nawet nie miałem co marzyć…
Kombatanci jadą na Wieś
Specyficzny był to wyjazd. Kombatancki. Ja po operacji oczu, tata po wylewie i sześciotygodniowym pobycie w szpitalu, mama…, cóż ona chorowała zawsze na pełen etat, chociaż lekarzom trudno było dociec, co jej tak naprawdę dolega. Współczesnej medycynie jeszcze daleko do doskonałości! Wszyscy mieliśmy się oszczędzać. Zobowiązałem się wyłącznie do posadzenia dwóch jabłonek, które zostały wcześniej zakupione. Szkoda, aby drzewka się zmarnowały!
Pierwszy z wiejskich poranków przywitał nas słońcem, takim wiosennym, przyjemnie rozgrzewającym lecz nie niosącym dyskomfortu upału. Wyszedłem z kubkiem gorącej kawy przed dom. Rozsiadłem się na ławce, nogi wyciągnąłem daleko przed siebie, zamierzałem celebrować lenistwo… Nim upiłem dwa łyki w drzwiach pojawił się ojciec odziany w strój roboczy. Spojrzał znacząco na mój kubek z kawą.
– Hegemonie…
– Tak tato, za chwileczkę…
Lista zadań przygotowana przez tatę
Wiedziałem, że tata gotowy do pracy, to niecierpliwy tata. Szybko dopiłem kawę. Posadzę te nieszczęsne jabłonki i będę miał z głowy. Zadowolony ojciec wyjaśnił mi w skrócie, że jeszcze przy okazji okopiemy kilka drzewek, to znaczy ja okopię, a on podsypie nawóz. Marszrutę zaczęliśmy od końca podwórza.
– Tutaj widzisz te krzaki porzeczek w jednym i drugim rzędzie – zaczął rozpędzać się ojciec – każdy okopiesz z osobna, nie za głęboko, ale za płytko też nie i uważaj, by nie uszkodzić korzeni!
Szliśmy powoli dalej, a on nie przestawał wyjaśniać
– Tuż za płotem rosną wiśnie, które też trzeba okopać, nie zapomnij o tej i tamtej śliwie, one dają bardzo dobre owoce! Tu obok widzisz czereśnię, druga rośnie trochę dalej. A, i jeszcze dwie jabłonki, dobrze by było pamiętać o orzechu. Tu masz kolejne śliwki…
– Dobrze tato, a gdzie są te dwie jabłonki do posadzenia? – przerwałem, pamiętając, że rodzice dysponują ponad hektarem ziemi
– Aha, chcesz zacząć od jabłonek, to będzie bardzo proste. Najpierw należy usunąć tylko tę, która uschła. Zaraz uruchomimy piłę spalinową. Gdy zetniesz i wykopiesz korzenie, możesz zabierać się do sadzenia. Miejsce na drugą jabłonkę wybrałem tuż przy samej drodze. Co prawda tam wszystkie drzewa usychają, ale może tym razem się uda?
– Jak usychają, to po co sadzić?
– Bo kupiłem dwie jabłonki, a innego miejsca nie ma.
– No tak, a nie lepiej posadzić na miejscu tych starych śliw, które nie tylko, że nie dają żadnych owoców, to jeszcze zasłaniają cały widok?
– Zamiast śliwek mówisz? Masz rację. To wiesz co, trzeba będzie wyciąć tę śliwę, tamtą i jeszcze tę jedną. Co o tym sądzisz?
– Zgadzam się…
– No to świetnie. Ustalamy, że wytniemy trzy drzewa i na ich miejsce posadzimy jabłonkę – tata zatarł ręce z zadowolenia i już otwierał warsztat, aby wyciągnąć piłę spalinową.
– No tak tato, lecz… czy mama się zgodzi?
– Hmm…, tu może być problem… Nie wiem czy uda się ją przekonać…
Negocjacje z mamą
Nie wypuszczając piły z ręki udał się na negocjacje z mamą, która z miejsca podniosła straszliwy lament.
– Tak wiem, ty byś tutaj wszystkie drzewka wyciął, chciałbyś aby nic nie było, tylko bezkresna pustynia! Wiem, że bez mojej wiedzy kilka drzewek już wyciąłeś, ale na więcej nie pozwolę!
Żadne racjonalne argumenty nie skutkowały. Kłótnia o wycinkę drzewek była stałym elementem programu pobytu rodziców na Wsi. Tata zamierzał wyciąć połowę drzewostanu, mama broniła każdego drzewka niczym niepodległości. Nawet tych uschniętych i nie dających owoców. Po jakimś czasie uspokoiła się na tyle, aby pójść do sadu i przeprowadzić inspekcję. Z wielkimi oporami wydała zgodę na jedną śliwkę.
Marzenia sadowniczo-drwalskie
Wycinanie i sadzenie nie było łatwym zajęciem. Śliwy są twarde i oporne, trzeba karczować pień i korzenie. Zmachałem się okrutnie. Jednak nie było to ostatnie zadanie, jakie tata zaplanował sobie, a właściwie nam, w ramach sadzenia dwóch jabłonek. Po wykarczowaniu śliwy trzeba było ją pociąć. Oczywiście piłą spalinową. A piła, jak to piła nie bardzo chciała zapalić. Poszliśmy więc po pomoc do sąsiada naprzeciwko. On też sobie nie poradził, więc pożyczył swój sprzęt.
Wróciliśmy do śliwki – ja ciąłem, a tata starał mi się pomagać, czyli stał obok i wydawał instrukcje. Gdy skończyliśmy ze śliwką, doszedł do wniosku, że trafiła się wspaniała okazja, aby pociąć spory stosik drewna leżący tuż za siatką. Pracowałbym tak do późnej nocy, cięcie piłą spalinową, niczym chodzenie po bagnach, cholernie wciąga. Na szczęście pożyczony sprzęt w pewnym momencie odmówił współpracy. I dobrze, wysiłek dał się moim oczom we znaki. Tata był niepocieszony, gdyż nie w pełni wywiązałem się z jego marzeń sadowniczo-drwalskich.
Lista zadań
Przyzwyczaiłem się, że moje przyjazdy na wieś zawsze zaczynają się od wręczenia mi karteczki ze spisem zadań, jakie mam wykonać podczas pobytu. Nie skutkowały tłumaczenia, że po całych tygodniach pracy w firmie, pobyt na wsi ma służyć relaksowi, a nie kolejnej harówie. Słuchał mnie w skupieniu, a następnie ze zdziwieniem stwierdzał:
– Ale to przecież tylko parę drobiazgów?
Tymi drobiazgami mogłem sobie szczelnie wypełnić cały pobyt. Lista znacząco rozrastała się po kryzysach zdrowotnych taty. Każde wyjście ze szpitala odreagowywał rzucaniem się w wir prac ze zdwojonym zapałem i determinacją, jakby chciał nadrobić stracony czas. Tak było teraz, po wylewie, podobnie trzy lata wcześniej, po zawale…
Bierzemy się do roboty
Przyjechaliśmy w listopadzie na zakręcanie wody przed zimą. Ojciec ze świeżo wszczepionymi bajpasami miał na wsi zregenerować się po długiej kuracji szpitalnej. Wyruszyliśmy rano. Temperatura oscylowała w granicach zera. W domu nie było wiele cieplej. Tata rozpalił ogień w piecu i wkrótce na blasze gotowały się dwa czajniki z wodą, a termometr wskazywał niemal 15 stopni. Przyjemnie się siedziało przy gorącej herbacie, cieście drożdżowym upieczonym przez ojca i wesoło trzaskającym pod kuchnią ogniu, lecz nic co dobre nie trwa wiecznie. Dopiwszy pośpiesznie ostatni łyk, tata energicznie poderwał się z krzesła i zarządził:
– Dobrze, dosyć tego, bierzemy się do roboty!
– Już?
– Już? Dopiero! Dzień jest krótki, a przed nami wiele pracy. Masz jakieś ubranie robocze?
– Nie mam….
– To jak to, przyjechałeś do pracy i nie masz ubrania roboczego?! – zdziwił się niepomiernie.
– Przecież przyjechałem do zakręcenia wody….
– No tak, wodę zakręcimy jutro, a dzisiaj trzeba piłować drzewo, oczyścić rynny, zerwać jabłka z jabłoni, zgrabić liście z podwórza i przygotować deski na kojec dla psa. To tak na początek…
Tata nie tracił czasu na jałowe dyskusje, tylko przywdziawszy grubą bluzę z napisem Chicago Bulles raźno wybiegł na podwórze. Chcąc nie chcąc powlokłem się za nim. Pracowaliśmy do wieczora. A następnego dnia zakręcaliśmy wodę…
widzę tu pewne podobieństwo w oszczędzaniu się po zabiegach, operacjach, chorobach… kiedy mnie kazano się oszczędzać po operacji, to zaraz po wyjściu ze szpitala, w ten sam dzień, posprzątałam mieszkanie, zrobiłam kilka prań (bo przecież mnie parę dni w domu nie było..) i zrobiłam zapasy kulinarne… a potem przez kolejny tydzień leżałam plackiem w łóżku… 🙂
oraz podoba mi się określenie „posadzę tylko dwie jabłonki”, po czym przekopuje się hektar ziemi i wycina pól sadu… 🙂
miłego pobytu …
A ja myślałem, że tylko mój ojciec tak ma 🙂 Sprzątanie, pranie i zakupy, jak widać wspierają rekonwalescencję 🙂
czy wspierają, to nie wiem, ale na pewno przedłużają jej czas… 🙂
Tak, domyślam się, że przedłużają czas rekonwalescencji, rozumiem, że nikt inny poza Tobą tych spraw nie jest w stanie ogarnąć 🙂 🙂
No tak.. Chorobowe mojego męża wygląda podobnie… 😛
Można się przyzwyczaić 😀
Udanego Wypoczynku! 🙂
A myślałem, że mój ojciec jest wyjątkowy 🙂
Ten wirus co położył mojego syna do szpitala go też zaatakował.. wyleżał 2 godziny…
potem poszedł nosić drzewo. 🙂
A Ty dalej z nosem w kompie 😀
To on jaki cyborg jakiś, czy cuś? 🙂 Pewnie z gatunku tych nieśmiertelnych 🙂
Ja na razie w necie, jutro z rana jadę na to moje zad..ie i przez 4 dni będę miał odwyk od netu 🙂
Sielanka wiejska?
Tak to sobie na ogół człowiek wyobraża, a potem staje twarzą w twarz z twarda rzeczywistością;(
Znaczy, ojcowską:)
Wiesz, ja lubię te prace na wsi. Rąbanie, cięcie, kopanie, koszenie trawy, czy jakieś naprawy. jest to rodzaj odpoczynku od pracy przy komputerze. Tylko ważne są proporcje. Mój ojciec jest osobą, która non stop musi działać, dobrze, że czasami daje sobie czas na czytanie książek, czy też oglądanie telewizji…
Proporcje to jedno, drugie to organizacja pracy, nazwijmy to tak;
u mnie w domu o tym, co i jak i kiedy, też w jaki sposób, decydowała mama – było dobrze, jesli ona tak uznała. Nie zawaham się przed użyciem słowa 'terror’..
Odpuściła dopiero niedawno, ale też nie do końca, tylko teraz wymusza innymi środkami.
Zupełnie jak moja, zupełnie jak moja… U niej też terror i wymuszenie, to są działania codzienne …
Podziwiam energię Twojego taty!
Musisz dotrzymać mu kroku 😉
Nie dam rady, mimo, że on sporo starszy ode mnie. Mało kto jest w stanie dotrzymać mojemu tacie kroku, chociaż patrząc po komentarzach, to kilku takich się jednak znajdzie 🙂
Ależ klimatyczne zdjęcia, lubię takie.. 🙂
Zawsze jak czytam Twoje wpisy, to przenoszę się do innego miejsca..
Moje miejsce na Wsi jest naprawdę bardzo piękne i dlatego mogę tam robić takie zdjęcia. Jak coś bardzo lubisz, to też potrafisz pięknie pokazać, opowiedzieć…
Niesamowite jak dwie małe jabłonki potrafią zmienić krajobraz…
Dwie małe jabłonki + mój ojciec potarfią jałowy step zamienić w krainę mlekiem i miodem płynącą 🙂
O rany! To tren Twój tatuś w sumie jak moja babcia, która zabraniała mi po wypadku dźwigać i cokolwiek robić, ale jak na zakupy poszłyśmy, to wróciłam jak obładowany wielbłąd ;P I tak masz z tatusiem dużo szczęścia, że nic Wam po tych robotach się nie stało…
Powiedz mi, Hegemonie- po tej laserowej korekcji masz już „zerowki” czy nie daj Boże zostało Ci te +4?
Chomiku, po laserowej korekcji oczy uciekają bardzo w plusy, potem stopniowo te plusy się zmniejszają. Przez jakiś czas miałem +2, potem +1 i chyba po pół roku, może po roku doszedłem do zera. Teraz mam prawie -1. Jednak pewna nadwzroczność po operacji zostaje. Nie widzę dobrze z bardzo bliska i np. aby nawlec igłę mam pewien kłopot…
Jestem pełna podziwu dla Twego taty.. żadna choroba go nie przystopuje a na dodatek umie piec drożdżówkę 🙂 i na dodatek wychodzi ze słusznego założenia, że najlepiej człowiek odpoczywa przy pracy fizycznej 😉
Mój ojciec jest człowiekiem czynu, trochę mu zazdroszczę tej cechy, ale tylko trochę, ponieważ on bez pracy, to właściwie nie wypoczywa…
Ojcowie już tacy są, aczkolwiek matki też potrafią 😀 Moja rodzicielka w październiku zeszłego roku złamała rękę w nadgarstku, skakała po stołach i się doigrała. Nie zdążyli jej zdjąć szwów po operacji, a ta już tu pomiesza, tam przestawi i naczynia jeszcze zmywa. Dla jasności to wszystko lewą ręką bo prawa opuchnięta jak bania.
No widzisz, moja jest zupełnie inna. Gdyby sobie złamała rękę, to przez pół roku wszystkim kazałaby się obsługiwać i podziwiać jaka ona jest dzielna w chorobie 🙂 Trochę Ci zazdroszczę tak samodzielnej matki…
Generalnie rzecz biorąc mam wspaniałych rodziców i nie zamieniłbym ich na żadnych innych 😀 Chciałbym by za 30 lat moje małżeństwo z obecną narzeczoną było chociaż w połowie tak udane jak ich 😀
A to szczęśliwym człowiekiem jesteś i masz bardzo dobre wzorce do powielania 🙂
Nie mam już możliwości jechania na wieś. Dzięki Tobie przywołałam moje wiejskie wspomnienia. Na Twoje zdjęcia można patrzeć bez przerwy. Pozdrawiam 🙂
Cieszę się, że moje zdjęcia przywołują wspomnienia, mam nadzieję, że te dobre wspomnienia 🙂 Pozdrawiam
O matko…
Gdyby ktoś mi przerwał picie kawy – zabiłabym :)))
Te starsze pokolenia chyba tak jakoś mają, że nie znają słowa”odpoczynek” 🙂 A w każdym razie rozumieją je zupełnie inaczej 🙂
Jeżeli chodzi o mojego tatę, to odpoczynek równa się rąbaniu drewna, pieczeniu ciasta, czy naprawie roweru. Ja odpoczynek rozumiem zupełnie inaczej, chociaż im jestem starszy…
„Wsi spokojna, wsi wesoła……..” Miło było zobaczyć te kilka zdjęć, gdyż raczej nie bardzo mam okazję jeździć na wieś. Natomiast co do relaksu ……….. jak ktoś jest żywotny to nie usiedzi w miejscu. Bo chyba lepiej się wypoczywa aktywnie 😉
P.s.
Na deser pooglądałam sobie zdjęcia na Twojej stronie fotograficznej. Są fantastyczne.
Pozdrawiam 😉
Dziękuję za wszystkie te miłe słowa 🙂
A co do zywotności, to mój tata nie jest w stanie usiedzieć w miejscu 🙂