Nie lubię chorować, więc zazwyczaj różne sezonowe przeziębienia czy grypy raczej się mnie nie imają. Jednak ten wirus był wyjątkowo wredny. Nie dość, że zmusił mnie do wzięcia pierwszego zwolnienia lekarskiego w korporacji, w której od kilku lat pracowałem, to na dodatek zgodziłem się przyjmować antybiotyk. Przy gorączce sięgającej 40 stopni nie miałem wielkiego wyboru. Jednak największym wyzwaniem dla mojego stanu zdrowia wcale nie była wysoka gorączka, ból gardła, dreszcze czy kaszel, lecz zainteresowanie mamy wyrażone słowami: – Ja się tylko o ciebie martwię.
Choroby – sens życia mamy
Mama choruje od zawsze. Większość dolegliwości jest wyimaginowana, może oprócz problemów z kręgosłupem, które są potwierdzone lekarsko, ale nie jest to schorzenie aż tak poważne, jak chciałaby je zaprezentować światu mama.
W choroby mamy nie wierzy nie tylko najbliższa rodzina, także lekarze nie potrafią zdiagnozować, co tak naprawdę jej dolega. Najnowszej generacji sprzęt medyczny nie jest w stanie wychwycić żadnych chorób, więc mama obraziła się na medycynę i do lekarzy nie chadza. Natomiast uwielbia leżeć w łóżku i demonstrować, jak to z nią jest niedobrze. Może dlatego jej potomstwo choruje niezwykle rzadko?
Ja się tylko o ciebie martwię – część pierwsza
Zazwyczaj mama nie wtrąca się do mojego życia, nie muszę bronić przed nią swojej prywatności. Jednak wiadomość o chorobie wyzwoliła w niej nieznane mi wcześniej pokłady opiekuńczości. Najpierw w rozmowie telefonicznej wypytała mnie o chorobę niezwykle dokładnie i nie zadowoliły jej stwierdzenia typu „wysoka gorączka”. Od razu musiała się dowiedzieć ile stopni wskazał termometr dzisiaj, wczoraj i przedwczoraj.
- – A może tatuś będzie ci robił zakupy? – zaproponowała wielkodusznie
Próbowałem tłumaczyć, że nie potrzebuję zakupów, ani wypytywania, tylko spokoju, lecz bezskutecznie.
- – Do lekarza idziesz? – nie dawała za wygraną
- – Tak, jutro.
- – Czapkę na głowę włożysz?
- – Jadę samochodem, w czapce jest za gorąco!
- – No tak, zapomniałam o samochodzie. Ale jak wysiadasz z samochodu, to czapkę zakładasz?
- – Mamo, daj spokój!
- – Ale ja się tylko o ciebie martwię!
Rozmowę zakończyło dopiero moje kategoryczne stwierdzenie, że akurat teraz, natychmiast, muszę przyjąć antybiotyk.
Ja się tylko o ciebie martwię – odsłona druga
Następnego dnia oczywiście też zadzwoniła:
- – Hegemonie, jak się czujesz?!
- – Już nieźle!
- – Ale dbasz o siebie?
- – Tak, oczywiście.
- – A lekarstwa bierzesz?
- – Biorę.
- – A byłeś u lekarza?
- – Tak, dzisiaj rano.
- – I co lekarz powiedział? Skierował cię na dalsze badania?
- – Skierował.
- – Kiedy będziesz miał wyniki? Oczywiście mi je pokażesz?!
Odkładając słuchawkę wiedziałem, że jeżeli chcę kiedykolwiek wrócić do zdrowia, a w szczególności do zdrowia psychicznego, to nie wolno mi odbierać żadnych telefonów.
Gdy wreszcie wyzdrowiałem, postanowił, że nigdy więcej nie powiem mamie o żadnej mojej chorobie. Jak dotąd postanowienia dotrzymałem.
Mama się martwi chorobą Najmłodszej Siostry
Najmłodsza Siostra jako jedyna z czwórki rodzeństwa nie wyprowadziła się szybko z domu i mieszkała z rodzicami jeszcze przez wiele lat po ukończeniu studiów. Dlatego mama miała lepszy wgląd w jej życie oraz mogła „martwić” się do woli jej chorobami.
- – Wiesz Hegemonie, że Najmłodsza jest chora? – oznajmiła podekscytowana mama, ledwie przekroczyłem próg mieszkania rodziców
- – Tak?
- – Wczoraj złapały ją straszliwe bóle, myślała, że to nerki. Nie mogła siedzieć, a jak się położyła, to potem nie potrafiła wstać. Mówiłam jej, że to nie żadne nerki, tylko kręgosłup, ale ona mi nie wierzy!
Mama uznaje samą siebie za wyborną specjalistkę od chorób kręgosłupa, przecież jest to jej jedyne udokumentowane schorzenie! Niewiara Najmłodszej w diagnozę mamy, była wielkim faux pa
- – Wiesz, lekarz rodzinny powiedział, że wypisze jej zwolnienie na tak długo, jak będzie chciała, a ona zdecydowała się na zaledwie cztery dni?!
- – Tak teraz ludzie robią – po raz pierwszy do rozmowy wtrącił się tata
Mama tylko z dezaprobatą pokręciła głową. W tym momencie zazgrzytał klucz w zamku i na domową scenę wkroczyła schorowana Najmłodsza. Nie wyglądała na specjalnie osłabioną i natychmiast, swoim zwyczajem, zasypała mnie lawiną pytań oraz problemów do rozwiązania. Całkowicie zdominowała rozmowę przy kuchennym stole do czasu, gdy mama zadała pytanie:
- – Jak tam twoje zdrowie?
- – Oj, mamo! Tak sobie! – jęknęła siostra boleśnie
- – Ale co stwierdził lekarz?
- – Że mogą to być korzonki lub jakaś inna dolegliwość związana z kręgosłupem.
- – A nie mówiłam! – triumfowała mama – Teraz będziesz musiała zupełnie inaczej postępować. Wiesz jak najlepiej jeść kotlet schabowy, gdy ma się schorowany kręgosłup?
- – Nie? – odparła kompletnie skołowana tokiem myślenia mamy Najmłodsza
Mama posłała jej pełen wyższości uśmiech, rozsiadła się wygodnie na krześle, oba łokcie wsparła na blacie kuchennego stołu i zademonstrował całkiem zgrabną pantomimę pod tytułem „mam chory kręgosłup i jem kotleta”. Sądzę, że gdyby całą scenkę odtworzyła na deskach jakiegoś awangardowego teatru, spotkałaby się z aplauzem publiczności oraz przychylnością krytyków teatralnych
Czy ja dobrze zrobiłam?!
- – Mówiłem Hegemonowi – wykorzystał nieczęstą chwilę ciszy tata – że po raz pierwszy w życiu wzięłaś zwolnienie,
- – Tak! – dumnie wyprostowała się Najmłodsza.
- – Rozmawialiśmy też, że teraz ludzie nie biorą zwolnień lekarskich…
- – Jacusiu! – scenicznym szeptem weszła w pół słowa mama, patrząc się na ojca wymownie – Po co ty to powiedziałeś, teraz nie zaznamy spokoju!
Na sprawdzenie się przepowiedni mamy nie trzeba było czekać nawet minuty.
- – To może ja nie powinnam brać zwolnienia?! – spłoszyła się Najmłodsza – Hegemonie, jak sądzisz? Źle zrobiłam?! Tato, powinnam od jutra pójść do pracy?
- – No widzisz, nie mówiłam! – triumfowała mama – Teraz będzie przez trzy dni zadręczać nas swoimi wątpliwościami!
- – Mamo, ale ja naprawdę nie wiem, czy dobrze zrobiłam? Może wzięłam zbyt długie zwolnienie?!
- – Jeszcze niedawno nie mogłaś podnieść się z łóżka, a teraz zastanawiasz się czy dobrze zrobiłaś biorąc zwolnienie?! Zamiast zastanawiać się nad tym lepiej pomasuj mi plecy.
- – Oj mamo, nie chce mi się!
- – Dlaczego nie chce ci się?
- – Przecież jestem chora i nie mogę! – ucięła dyskusję Najmłodsza i poszła do swojego pokoju.
Nie za długo mieliśmy okazję aby porozmawiać w spokoju, gdyż dręczona wątpliwościami Najmłodsza Siostra wkrótce wróciła do kuchni.
- – To co ja mam zrobić z tym zwolnieniem? Powiedzcie mi, bo nie wiem?!
- – Wzięłaś zwolnienie i nie ma co do tego wracać – zdecydowanie oznajmiła mama – Jeżeli jesteś chora, to też nie powinnaś wychodzić z domu, tylko raczej się położyć.
- – Co ja się będę kładła, przecież nikt tego nie sprawdzi
- – No nie wiem – wtrącił się tata, który tego dnia był w wyśmienitym humorze.
- – Jacusiu! – ostrzegawczo syknęła mama, ale było już za późno
- – Ktoś to sprawdza?! – w tonie głosu Najmłodszej dało się wyczuć panikę połączoną z przerażeniem
- – Sprawdzają, sprawdzają! – tata nie przejmował się sygnałami ostrzegawczymi emitowanymi przez mamę – Są takie specjalne komisje, które chodzą po domach.
- – Tata żartuje?! – przerażenie Najmłodszej podskoczyło o kilka stopni
Tata chciał zaprzeczyć, ale nie umiał powstrzymać śmiechu. Najmłodsza zorientowała się, że stała się obiektem kpin i sama się roześmiała. Nie wyszło jej to na dobre. Jęknęła, skrzywiła się i stwierdziła:
- – Nie mogę się śmiać, bo mnie zaraz boli! – po tych słowach na dobre wycofała się do pokoju dając mi szansę na dokończenie rozmowy z rodzicami.
- – No tak, Hegemon na pewno to opisze – podsumował całe zdarzenie tata.
Nie mogłem zawieść jego przekonania…
Uśmiałam się solidnie,tak że chyba i mnie kręgosłup zaczął boleć… 😉 Twoje podejście do maminej hipochondrii przypomina mi podejście mojego sedecznego przyjaciela. Dystans,inaczej wszyscy zginiemy. Pozdrawiam Cie sedecznie Dawid 🙂
Ania, bardzo ładnie to ujęłaś – „dystans, inaczej wszyscy zginiemy” 🙂
Antybiotyk przy wirusie?!
Ale pociesz się tym że mnie juz atakuje od miesiąca, popuszcza potem znów natęża i tak do znudzenia. Mutują te wirusy szybciej niz na filmach katastroficznych.
Generalnie jestem odporny na czyjeś choroby, ale watpliwosci Twojej siostry to całkiem jak u mojej Marzenki. Kobiety chyba tak mają że muszą się martwić,a jak aktualnie nie muszą się niczym martwić,to tym nardziej się tym faktem martwią.
Coś w tym jest, że jak nie mają się czym martwić, to się martwią 🙂
Wiesz, lekarze tak mają, nie sprawdzają czy wiru, czy nie wirus, tylko przepisują antybiotyk. Zazwyczaj nie biorę, ale wtedy byłem naprawdę kiepski i wszystko można mi było wcisnąć.
Wiem to po sobie, że dla matki syn na zawsze w pewnym stopniu pozostanie jej małym chłopcem 🙂
Ale moja matka jest ciut inna od wielu matek, a ja dla niej na pewno nie jestem małym chłopcem…
Pierwsza część przypomina mnie samą, bo zapominam, że mój jedynak ma już 25 lat i zauważam, że drażni go zbytnie zainteresowanie jego zdrowiem…
Ciekawe, jak jada się schabowego z chorym kręgosłupem, ależ mnie zaintrygowałeś!
Nie potrafiłbym powtórzyć tej pantomimy, jaką przedstawiła wtedy mama 🙂 W każdym razie podstawą jest oprzeć łokcie o stół
Miałam podobne dylematy jak Twoja siostra. Tyle że miałam tak jak Ty prawie 40 stopni gorączki, a pracowałam dopiero 3 tygodnie 🙂 Niektórym łatwo przychodzi chodzenie do lekarzy i chodzenie na L4. A niektórzy nawet jak coś się dzieje to wolą iść do pracy. Co oczywiście nie zawsze jest dobre 🙂
Przy 40 stopniowej gorączce lepiej nie chodzić do pracy, bo to może się wyjątkowo źle skończyć. Z drugiej strony człowiek często angażuje się w swoje miejsce pracy i dlatego nie chce chodzić na zwolnienia nawet w sytuacjach podbramkowych…
Hipochondria. Ta tajemnicza choroba niezdiagnozowana przez współczesną medycynę nazywa się hipochondria. Dobrze znam te objawy. Byłam hipochondrykiem, aż w końcu ja róż się. I musiałam walczyć o zdrowie w realu, nie w mojej wyobraźni. Powrotu do zdrowia. Nie odbieraj telefonu i jedz czosnek na mikroby. Pozdrawiam serdecznie Beata
Podobno hipochondrykami są mężczyźni, moja mama to wyjątek potwierdzający regułę.
Jem czosnek, telefonów też zbyt często nie odbieram 🙂 Pozdrawiam Cię serdecznie 🙂
Ha naprawdę się uśmiałam.To chyba wszystkie mamy tak mają iż później tylko się o nas martwią a tak naprawdę to martwienie się jeszcze bardziej przyprawia o zawrót głowy. Chyba nawet bardziej mnie drażni taka nadopiekunczość niż mi pomaga. A swoją drogą mam nadzieję,że masz się już lepiej 😊
Moja mama mojej prywatności mi nie ogranicza, ale jeżeli słyszy o chorobie, to wtedy nie można się od niej opędzić, więc na wszelki wypadek już jej nie mówię, że jestem chory 🙂
oj znam tak schorowaną co już wszytskich lekarzy odwiedziła, a jej nowym hobby jest bieganie po rehablitantach. No bo przeciez poważnie „chora’ wspólczuję
Moja mam kiedyś do lekarzy chodziła, teraz ich zupełnie ignoruje, „bo się nie znają”. Teraz już tylko chorobą domaga się uwagi od najbliższej rodziny.
BUehehe! Świetne! 😀
[s.Nie ma to jak rodzinka 😉
Rodzina dostarczy jednocześnie rozrywki i zgryzot, taka jej natura 🙂
Przyznaj się szczerze Hegemonie, ale tak szczerze… byłoby Ci smutno, gdyby Twoja mama nie interesowała się Twoim zdrowiem. To jest przywilej wszystkich mam, że się martwią o pociechy, nawet gdy latorośle są już dorosłymi osobami. Czasami takie zamartwianie jest irracjonalne, ale mamine serce zawsze czuwa na warcie i wsłuchuje się szept i nawet dalekie pogłoski o stanie zdrowia dzieci. Pamiętam gdy byłam nastolatką, moja babcia nocami spacerowała od okna do okna wypatrując mego wujka czyli jej syna, który spóźniał się do domu (wujek był rozrywkową osobą). Teraz są telefony komórkowe, więc jest łatwiej śledzić kroki dzieci. Ale w minionej epoce… Czytaj więcej »
Dorota, przyznaję szczerze, absolutnie szczerze, że bardzo bym się cieszył, gdyby moja mama mniej się interesowała moim zdrowiem, a trochę więcej sprawami istotnymi w moim życiu. Wiem, że mam szczęście, bo moja mama wciąż żyje i jest sprawna zarówno umysłowo, jak i fizycznie (tu ona by się nie zgodziła, ale wielu młodym życzę jej kondycji 🙂
Obserwuję, co trapi inne mamy, ale uwierz mi, moja matka jest naprawdę bardzo specyficzną osobą…
Nieźle się uśmiałam, mamy już tak mają niestety, że zawsze wiedzą od nas lepiej, co nam jest. I że się o nas martwią niezależnie od tego, ile mamy lat. Czasem mnie to wkurza. A, co tam – przeważnie mnie to wkurza!!! Ale z drugiej strony – oby tak było jak najdłużej.
Widzę, że nie tylko mnie wkurza 🙂 I masz rację – oby tak było jak najdłużej
🙂 ja też często przesadzam w trosce o dorosłego syna. Ale mamy tak mają, że się martwią z urzędu:) z tą różnicą że jak ja położę się do łóżka w ciągu dnia to moi faceci są w szoku . chociaż teraz po nagłej śmierci mamy ja i całe moje rodzeństwo gruntownie się przebadaliśmy , ot tak, dla zasady . A wiesz, że hipochondria to też choroba?
Nie wiedziałem, że hipochondria to też choroba, ale zdaje sobie sprawę, że jest to groźne zjawisko, bo może wywołać objawy prawdziwej choroby
Ale się uśmiałam. Super tekst.:) Troska mamy o syna, to jedno, a jej hipochondria to zupełnie inna para kaloszy. Dla niektórych ludzi choroby to sens życia. I to przeważnie jest tak z tymi, którzy właściwie nie chorują. Mam taką sąsiadkę, skądinąd bardzo miłą, mocno już starsza panią. Uwielbia opowiadać o tym, jaka to ona jest słaba, choć wszystkie badania wykazują, że nic jej nie jest poza nerwicą. Tak lekarze mówią, bo coś muszą powiedzieć i przepisują masę leków. Więc sąsiadka ma nowy powód do zmartwienia, bo mówi, że leki jej szkodzą, (to na pewno, co najmniej wątroba nie wytrzyma, bo… Czytaj więcej »
Podobno nie ma zdrowych ludzi, są tylko niezdiagnozowani 🙂 A kobieta rąbiąca drewno w wieku 82 lat musi budzić podziw. Mam nadzieję, że te ilości leków, które łyka nie odbiorą jej sił?
Pozdrowienia 🙂
A mnie tam się podoba medykament stosowany przez Twoją mamę. Schabowy jest dobry na wszystko!
Też nie mam nic przeciwko schabowemu 🙂
Moje dziecko musiało założyć czapkę, przecież zimno, ale kiedy wyszło za róg domu, zdejmowało, bo podobno było ciepło. Dylemat rodzice – dzieci stary jak świat. Zawsze rodzice chcą jak najlepiej, z kolei dzieci w i e d z ą lepiej. Obawiam się, że każde pokolenie musi przez to przejść, jak przez ten katar.
Zasyłam pozdrowienia
Chyba tak, chyba tak. Ale taka troskliwość bywa bardzo denerwująca, szczególnie gdy jest się już naprawdę dorosłym facetem…
cholera, wychodzi mi, że jestem złą matką, bo moje zainteresowanie chorobami moich Młodych, kończy się na zakupie rutinoscorbinu i witaminy C, ewentualnie jeszcze chlorochinaldinu… 😀
Twoja mama nie mieści się w żadnych kanonach i, jak zwykle, wymiata… 😀
Moja mama nie mieści się w żadnych kategoriach, to fakt 🙂
Czyli jesteś dobrą matką, według mojej klasyfikacji 🙂
Ojej no czyta parodia, ale tak to już z naszymi mamami bywa 🙂
No tak już bywa i raczej ich nie zmienimy 🙂
Matko jedyna! Całe szczęście że mnie tam nie ma bo by mnie chyba szlag trafil. Znam to, znam to: z własnego domu rodzinnego. Jeśli nic nie bolało- było źle, jak bolało też źle ale dobrze bo można było rozmowcę z łapanki zasypać opisami bólu, listą leków ( im dłuższa tym lepsza) i nazwiskami lekarzy z lekkim przyklękiem. Straszne! A odnośnie czapki: niedawno czytałam artykuł o tym że jesteśmy narodem bardzo, bardzo przegrzanym. Zakładanie czapek dzieciakom rano przy + 14 jest po prostu nieodpowiedzialne. I dziwić się że potem chorują!
Dziękuję ci bardzo za te informację o czapkach – nigdy ich nie lubiłem i cała rodzina czepiała się gremialnie, że ja tak bez czapki pomykam po mieście. Oczywiście nie obyło się bez straszenia chorobami wszelakimi i proroctwami zgonu w kwiecie wieku. Na razie jeszcze żyję, chociaż nadal bez czapki 🙂
Ja też bez czapki 😀 Od – 12 coś tam zakladam na głowę 😀
Myślę, że większość matek zachowuje się w podobny sposób, bo… są matkami i z natury usiłują, z sensem czy nie, chronić swoje potomstwo. Co nie zmienia faktu, że od kiedy wyprowadziłem się z domu, moje ewentualne dolegliwości są moją pilnie strzeżoną tajemnicą. Moja matka należy do lekomanek-teoretyczek. Gdy słyszy, że ktoś jest chory natychmiast ordynuje listę lekarstw, które delikwent powinien zażyć. Gdy słyszy, że ktoś zażywa lekarstwa, natychmiast każe przestać, bo „leki to sama chemia i zniszczą ci zdrowie”. W tej sytuacji trudno zastosować kurację, która rozprawi się z chorobą i jednocześnie zadowoli rodzicielkę, a jedynym rozsądnym lekiem wydaje się… Czytaj więcej »
Pięknie to ująłeś 🙂 Widzę, że nie tylko ja muszę trzymać w tajemnicy jakąkolwiek chorobę. A valium trzeba zaaplikować obu stronom, tak na wszelki wypadek 🙂
:))))))) Znam to doskonale i dlatego od dawna jestem w kręgach rodzicielskich znany, jako nadokaz zdrowia:))) Problem pojawił się, gdy złamałem rękę i przez 8 tygodni paradowałem w gipsie. Tego ukryć się już nie dało, więc miałem to samo, to co Ty. Od tamtej pory nie mogę patrzeć na galaretkę z nóżek, a przecież to była moja ukochana potrawa:))))
Dobrze, że ja sobie rąk czy nóg nie połamałem, bo nadal galaretka z nóżek jest moją ukochaną potrawą 🙂
Zamartwianie się bardzo denerwuje, ale z drugiej strony jest bardzo miłe. Bardzo się to docenia, kiedy zabraknie tego, co tak się zamartwiał.
Masz rację, że się je docenia, gdy tej osoby zabraknie, jednak przy 40 stopniach gorączki, takie zamartwianie tylko pogłębia dolegliwości chorobowe…
Wiesz Hegemonie…. Ja to PODZIWIAM Twojego ojca 😉
Ja też, ja bym nie wytrzymał, zdecydowanie nie…
Fajnie to opisałeś 🙂 Aż się uśmiałam 🙂 Co do Twojej mamy to mogę stwierdzić, że jest hipochondryczką i będzie wiecznie wyszukiwać nowe choroby… Szczerze to współczuję Twojej siostrze i tacie, że muszą codziennie wysłuchiwać nowych objawów choroby.
Po tylu latach, do pewnych rzeczy można przywyknąć i pewnie oni do opisów choroby mamy też już przywykli i jakoś z tym sobie dają radę. Ja nie potrafiłem, więc wyprowadziłem się z rodzinnego domu najszybciej, jak to było możliwe
Tak sobie czytałam i mam ambiwalentne odczucia. Z jednej strony współczuję mamie bo ciekawi mnie co kryje się pod hipohondrią poza tym martwienie się o dzieci normalna rzecz. Z drugiej to czasem faktycznie trudne dla rodziny.
Moja mam jest trudnym człowiekiem, jej hipochondria bywa wyczerpująca dla otoczenia. Ale ludzie przez całe życie budują pancerze ochronne, więc dajemy radę 🙂
Dobrze, że patrzysz na to z uśmiechem. U mnie to babcia jest tą wiecznie martwiącą się o wszystko i wszystkich i niestety nie jest aż tak wesoło, bo jak się za długo martwi, to już w ogóle nie daje spokoju i dzwoni, dzwoni, dzwoni… Więc też po prostu wielu rzeczy jej nie mówimy. Niestety, ale nadmierna troska odnosi efekt odwrotny od zamierzonego.
W nadmiernej trosce intencje są dobre, a z drugiej strony przynosi ona dużo szkody innym. Niefajnie jest ukrywać coś przed bliskimi, ale czasami nie ma po prostu innego wyjścia.
Niezłe 😀 Po przeczytaniu poczułam wielką wdzięczność za to, że moja mama nigdy nie wtrąca się w moje sprawy i jak jestem przeziębiona to pozwala mi się w spokoju leczyć miodem, czosnkiem, cynamonem i innymi domowymi sposobami. Ba! Nawet sama korzysta z moich najbardziej sprawdzonych metod 😀
Ucieszyłaś mnie swoim komentarzem, ponieważ dowiedziałem się, że są mamy, które potrafią się nie wtrącać i nie zamartwiać nadmiernie, mieć zaufanie do swoich dorosłych dzieci 🙂
No i się uśmiałam 🙂 Wybornie się czyta te Twoje „rodzinne” potyczki. Ale oprócz tego nasunęła mi się smutna refleksja. Moja Mama często skarżyła się na ból głowy. W pewnym momencie nikt już nie zwracał uwagi na jej marudzenie. Zazwyczaj każdy z niecierpliwieniem mówił: to weź tabletkę, idź do lekarza. Mama odeszła 16 lat temu z powodu wylewu. Miała 45 lat. Przed śmiercią skarżyła się na ból głowy… Ot i tak, jakoś mnie naszło… Ale, żeby nie było smutno, to wyobraziłam sobie jedzenie tego kotleta…. 🙂 Pozdrawiam Hegemonie! 🙂
Masz absolutną rację. Też się tego boję, że przy całym zamiłowaniu mamy do urojonych chorób, przegapimy gdzieś objawy prawdziwe. I miotamy się między zniechęceniem jej ciągłym marudzeniem, a wyrzutami sumienia, że może to jednak coś poważnego?
Trzeba było zobaczyć instrukcję jedzenia kotleta, bo opis tego niestety wiernie nie oddaje 🙂