Niewiele rytuałów przetrwało w moim życiu, ale ten jeden trwa już od kilku lat. Koło weekendu zabieram Łysego samochodem na rynek, robimy zakupy, a potem on zaprasza na kawę. Zdarza się, że siedzimy w kuchni sami, jednak zazwyczaj towarzyszy nam Żona Łysego, niekiedy dołączają jego synowie. Wtedy w niezmiennej sekwencji dzieją się domowe rytuały.
Domowe rytuały 1. Moszczenia się
Kuchnia u Łysych jest mała, ciasna i zastawiona przedmiotami do granic możliwości. Jedyne miejsce siedzące, to trzy niskie stołeczki, które można schować jeden pod drugim. Zazwyczaj coś na nich jeszcze stoi.
- – Rzuć to gdziekolwiek – mówi Łysy widząc, że nie bardzo wiem co mam zrobić z dużym kartonem okupującym siedzisko kuchenne
Postępuję zgodnie z instrukcją i karton ląduje na podłodze. Zdaje się, że zastawiłem istotny ciąg komunikacyjny, bo po chwili o karton potyka się Łysy. Klnie pod nosem i ustawia zawalidrogę na stercie innych mu podobnych w korytarzu.
Siadam na stołeczku z kolanami pod brodą, ale po chwili zrywam się, by podać pozostałe siedziska napływającym do kuchni osobom. Bezkolizyjne usadzenie ludzi na tak małym metrażu przypomina układanie puzzli o skomplikowanym wzorze.
Domowe rytuały 2. Parzenie kawy
Tymczasem Łysy uwija się przy ceremoniale parzenia kawy.
- – Czy komuś jeszcze zrobić kawy? – woła tubalnym głosem w przestrzeń korytarza lecz nie dobiega stamtąd żaden odzew.
Wyjmuje więc niemal już muzealny młynek elektryczny, wsypuje doń ziarna kawy i mieli. Młynek hałasuje niemiłosiernie, a Łysy wygłasza tradycyjną kwestię:
- – Jak on się zepsuje, to nie wiem…
Mimo, że zdanie to Łysy wypowiada raz na tydzień przez ostatnie kilka lat, to młynek działa bez zarzutu, mimo dobrej trzydziestki na karku. Chociaż nie wiem, czy w wypadku młynka można mówić o jakimkolwiek karku.
Domowe rytuały 3. Na scenę wkracza żona
Milknie szum wody w łazience, z której wychodzi promiennie uśmiechnięta Żona Łysego.
- – Powiedz jak to jest – mówi do mnie od samego progu – Człowiek wstaje o jakiejś niesamowicie wczesnej godzinie, szykuje się aby zrobić się na bóstwo przed waszym przyjściem, a i tak nie zdąża!
- – Wiesz co, chętnie napiłabym się z wami kawki – tym razem zwraca się do swojego męża
Łysy posyła jej pełne wyrzutu spojrzenie i bez słowa zabiera mój kubek, który przed chwilą postawił na blacie
- – Dlaczego zabierasz kawę Hegemona?! – protestuje Żona Łysego
- – Przecież pytałem czy ktoś w tym domu chce kawy?! Głośno i wyraźnie?!
- – Tak kochanie, ale wiesz – ty wymagasz przytomnych odpowiedzi tak wcześnie rano.
„Tak wcześnie rano” jest o godzinie 10.30. Łysy z dwóch kaw – swojej i mojej próbuje wyczarować trzecią dla żony. Ona go powstrzymuje, aby nie lał zbyt wiele
- – Mnie taka słaba wystarczy! – a widząc kamienny, niczym marmurowa płyta nagrobna, wzrok męża, szybko dodaje – Wiedziałam, że będziesz niezadowolony, że tak nieortodoksyjnie podchodzę do picia kawy, ale…
- – Przecież on to zaraz opisze – odpowiada Łysy rozpaczliwie wskazując mnie wzrokiem
Domowe rytuały 4. Pojawia się Jonasz
Wreszcie, gdy ceremoniał parzenia i nalewania dobiegł końca, w progu pojawia się najstarszy syn Jonasz.
- – Czy mam podać coś z tych toreb, co stoją w korytarzu? – pyta przezornie, zanim wciśnie się w jedyny wolny kąt kuchni
- – Nie synu, nie ma takiej potrzeby
Gdy wszyscy już siedzą z kubkami w dłoniach, nadchodzi czas rozmów
- – Wiesz kochanie – zaczyna Łysy zwracając się czule do żony – jak byliśmy z Hegemonem na rynku u tych pań z Szadku, to…
- – Ojej, zupełnie bym zapomniał – wykrzykuje nagle zmieniając temat – Jonasz, czy mógłbyś z tej czarnej torby stojącej w korytarzu przynieść ciasto?!
Jonasz bez słowa wygrzebuje się z kąta, przechodzi nie nadeptując nikomu na nogę i przynosi ciasto. Dopiero, gdy wręcza je Łysemu, zauważa z przekąsem:
- – A pytałem się wcześniej czy przynieść coś z tych toreb
- – Nie da się tak wszystkiego na raz spamiętać
- – Jak to nie da?! – oburza się Żona Łysego – Teraz mówisz, że się nie da, ale jak pakujemy samochód i ja o jakiejś torebce zapomnę, to potem muszę wysłuchiwać!
- – Ależ kochanie, to co innego…
- – Jak, co innego?! Tego też się nie da spamiętać!
- – Ale nie będziemy się przecież kłócić przy Hegemonie, dobrze? Przecież on to zaraz opisze!
Spór kończy pokrojenie ciasta. Odbywa się ono według specjalnego rytuału, w którym najistotniejszą rolę odgrywają „brzeżki”. Im więcej „brzeżków” kawałek ciasta posiada, tym bardziej jest pożądany. W konsumpcji znikają więc wpierw narożniki, a dopiero potem jedzony jest środek.
Domowe rytuały 5. Poszukiwania
Pierwszy kuchnię opuszcza Jonasz.
- – Jonasz, Jonasz, możesz przynieść pudełka z butami, które kupiłem Danielowi, chciałbym pokazać je Hegemonowi! – woła za synem Łysy
- – A gdzie one są?
- – No właśnie? – zamyśla się głęboko Łysy
- – Kochanie, – to żona jest dla niego ostatnią deską ratunku – gdzie są buty, wiesz…
- – Wiem, w korytarzu po lewej, trzeci stosik, drugie i trzecie pudełko od góry
- – No więc synu, przynieś te buty…
- – Przy jedzeniu, będziecie oglądać buty?! – oburza się Żona
- – Ale o co chodzi, przecież to są nowe, czyste buty, w czym przeszkadzają?
- – Zwariowałeś? Przecież teraz jemy!
- – Aha, aha! Synu, zmiana planów, nie przynoś butów.
Rytuał szukania po misternie ułożonych pudełkach odbywa się często w różnych wariacjach. Jedyną osobą ogarniającą układ pudeł i pudełeczek jest Żona Łysego. Jest wręcz perfekcyjną wyszukiwarką. Na skargę Łysego, że czegoś nie potrafi znaleźć, znajduje odpowiedź w ciągu sekundy:
- – Jest w skrzyneczce pod szalikami
- – Tylko, nie mam pojęcia, gdzie są u nas szaliki? – bezradnie oznajmia Łysy
- – Jak to gdzie?! Pod kurtkami
Domowe rytuały 6. Pożegnanie
Nie siedzę długo, tylko tyle czasu by napić się kawy i coś przegryźć. Zbieram swoje rzeczy i żegnam się z każdym. Gdy naciskam klamkę od drzwi słyszę wołanie Łysego:
– Poczekaj, poczekaj, jeszcze Jonasz chciałby się z tobą pożegnać, ale zanim on wyplącze się zza tego swojego wspaniałego monitora, którego rozdzielczość jest tak wspaniała, że aż nie warto się patrzeć na krajobraz za oknem, to trochę czasu upłynie.
Że też Łysi nie pozabijają się w takiej ciasnocie!? My mamy większą kuchnię, a i tak do spięć dochodzi.
Zdaje się, że się przyzwyczaili i znoszą to z humorem 🙂
Kuchnia po prostu jest od spięć 😉 To w niej też przeważnie dochodzi do morderstw 😉
Ooops, jeszcze nikogo w kuchni nie zamordowałem… Czy to źle? 🙂
trzeba było pisać na miejscu i zostać na drugą kawę.
Następnym razem zostanę na drugą kawę 🙂
I dobrze, że opisujesz, bo to ciekawe jest. Ktoś inny zwariowałby w takim otoczeniu 🙂 podobno dyslektycy dobrze funkcjonują w takim chaosie.
Każdy dom ma chyba swoje rytuały i niektóre mogą byc denerwujące i trudno się do nich przyzwyczaić…
Nam się dobrze w tej niewielkiej kuchni rozmawia. I jakoś mało przeszkadza ciasnota 🙂
Fajne 🙂 czuje więź z tymi Łysymi, my też mamy małą kuchnię, a do tego trójkę dzieci. Proces zajmowania miejsc wygląda podobnie 🙂
Kuchnie, nawet te małe, mają moc gromadzenia ludzi. Nam się świetnie rozmawia w kuchni 🙂
Takie domowe rytuały zdecydowanie warto pielęgnować!
Szczególnie, że we współczesnym świecie wiele ich nie pozostało
A znam, znam… Nie Łysego i jego fajną rodzinę ale ogólnie znam. Ciasnota „mieszkanek” jest straszna.
Po kilku latach mieszkania w domu, w takich ciasnych zastawionych mnóstwem rzeczy i mebli pomieszczeniach mam ataki klaustrofobii 😉
Można dostać klaustrofobii. Ja na szczęście mam dość przestronne mieszkanie, z całkiem przyzwoitą rozmiarowo kuchnią
ja bym chyba warczała 😉 w takich okolicznościach przyrody. niby do wszystkiego można się przyzwyczaić, ale… w kuchni, podczas kucharzenia lubię mieć dużo przestrzeni wolnej dla siebie 🙂
ps. o tak. fajnie 🙂
A widzisz. Łysy, który bardzo dużo gotuje, daje w takiej małej kuchni radę 🙂
Też mam małą kuchnię i często dziwię się,jak funkcjonowaliśmy przez lata,gdy synowie mieszkali w domu.Teraz gdy coś robię,to przeszkadza mi nawet obecność męża,widocznie się starzeję.
Mała kuchnia może powodować poczucie klaustrofobii, a jak jeszcze ktoś dodatkowo się po niej kręci, to jest jeszcze gorzej
Jak ludzie fajni, to rozmiar kuchni nie ma znaczenia:)
To tyż prawda 🙂
Tyle ludzi a jeszcze więcej zrozumienia
Jak Łysy potrzebuje pudła to służę pomocą
Zapytam przy okazji, może jeszcze potrzebuje 🙂
Przy kawie, w ciasnej kuchni, spędza się czas najmilej. Dobrze, że rytuał przetrwał do dziś 🙂
Też się cieszę, że ten rytuał trwa 🙂
Hegemonie, uśmiałam się jak norka:) Masz niesamowicie lekkie pióro, widzę oczyma wyobraźni te kuchnię, a wieś, myśmy też taka mieli i robiliśmy w niej imprezy, nawet takie na 18 osób, niewiarygodne, co?
Kuchnia, nawet najmniejsza, zawsze ma rozciągliwą powierzchnię. Nie dziwię się, że do małej wejdzie 18 osób 🙂 Jest jakaś magia w tym pomieszczeniu.
Prawie jak japońska ceremonia parzenia herbaty… A ten lekki nieład w kuchni to wypisz – wymaluj wabi – sabi 😉
Muszę koniecznie przekazać to Łysemu, szczególnie o tym wabi-sabi 🙂 🙂 🙂