Dom na Wsi jest niewielki, niemal niewidoczny z drogi. Tkwi przylepiony do ściany lasu na samym krańcu miejscowości. Rodzice kupili go we wczesnych latach 90., gdy na takie inwestycje nie trzeba było mieć pieniędzy. Dom na wsi ma atmosferę i uparcie broni się przed cywilizacją. Do najbliższego, ogólnodostępnego Internetu trzeba maszerować sześć kilometrów w jedną stronę, zasięg sieci komórkowych kończy się w okolicach śmietnika. Jakość połączeń, jest adekwatna do miejsca rozmowy.
Dom na wsi, prawdziwej wsi…
Jak widać, Wieś jest prawdziwa. Leży gdzieś między Wielką a Małą Wsią, czyli w rejonie przyjaznym powstawaniu i trwaniu wsi. Drogi wokół też są wiejskie, bite, piaszczyste lub żwirowe. Gdzie niegdzie kładzione są asfalty. Ale jakoś tak bez przekonania. Na wiosnę asfalty się rozkopują, stara nawierzchnia licznymi dziurami i wyrwami spogląda na świat. Gmina podejmuje syzyfowy wysiłek naprawczy, wiedząc, że kolejnej wiosny sytuacja się powtórzy. Gdy asfalt jest wyremontowany, jak oszalałe pędzą po nim samochody. Muszą wykorzystać okazję, tak niewiele w okolicy jest miejsc, gdzie można się rozpędzić. Tych najbardziej rozpędzonych hamuje przyroda, niekiedy w sposób ostateczny.
Na miejscu jest sklep, ale gdy chce się kupić coś więcej niż piwo lub tanie wino, trzeba jechać do Pobliskiego Miasteczka, które według przepisów prawa też jest wsią. Są tam dwa kościoły i dwa markety. Jeden z kościołów od lat zamknięty na głucho, oba markety czynne przez sześć dni w tygodniu. W marketach sprzedają lokalne produkty, które nadal są żywnością. Miejscowy mistrz piekarski do wypieku ciastek używa tylko jajek, mąki, cukru i tłuszczu. Nie dodaje żadnego mleka w proszku, odtłuszczonej serwatki, gum guar i ksantanowej, skrobi modyfikowanej, zagęszczaczy, polepszaczy i wzmacniaczy oraz syropu glukozowo-fruktozowego. Prawdziwa żywność na rubieżach cywilizacji, chociaż geograficznie, to środkowa Polska.
Prawdziwi ludzie na autentycznej wsi
W autentycznej wsi, żyją prawdziwi ludzie, którzy dziwnym zrządzeniem losu dotrwali do XXI wieku. Nie są bogaci, do najmłodszych też nie należą.
– Trzeba przyznać, że są w okolicy trzy takie gospodarstwa, które prowadzą staruszkowie – Zmyślak, Franciszak i Chabrowa… – mówi mama, poczym przez chwilę się zastanawia.
– Nie, Franciszaka do tego grona zaliczyć nie można, on jest całkiem młody, ma tylko 82 lata…
Jest też Pustelnik, to zawód, a nie nazwisko. Mama ze wszystkimi utrzymuje kontakty, wszyscy ją fascynują. Najczęściej jeździ do Chabrowej, której gospodarstwo oparło się cywilizacji w sposób totalny. Nie ma tam nawet prądu. Mama kupuje od Chabrowej jajka znoszone przez szczęśliwe kury. Rzadziej odwiedza Zmyślaka, który prąd ma, ale niewiele z niego korzysta. Nie używa też wielu elementów wyposażenie gospodarstwa, które w znacznych ilościach zajmują przestrzeń podwórza i przyległych terenów. Nieczynny traktor, pół starego Fiata 125p, brony, kosy, młockarnie, radła, motyki i wiele innych nierozpoznanych przedmiotów ukrytych gdzieś w chaszczach i niewielkim zagajniku rosnącym tuż za obejściem. Gdyby dobrze pogrzebać, to zapewne znalazłoby się wśród nich zarówno dwa nagie miecze spod Grunwaldu, jak i ostatni człon rakiety Apollo. Nie mniej liczny jest inwentarz żywy hodowany przez Zmyślaka.
Przemyślne zwierzęta
– Mówię wam, jakie przemyślne są te zwierzęta! – entuzjazmuje się mama – Najpierw przywitały mnie dwa psy – Cacuś i ten drugi, którego imienia nie jestem w stanie sobie przypomnieć…
– Mówiłaś, że cię obszczekały, a nie powitały?! – nieopatrznie wtrącił się tata.
– Jacusiu, po co ty takie rzeczy opowiadasz, jak w ogóle się na tym nie znasz?!
– To witały, czy szczekały? – próbowałem uściślić
– I jedno, i drugie! Gdy one szczekają, to tak przyjaźnie, można powiedzieć, że z uśmiechem na pyskach. Potem zobaczyły mnie kozy, tam jest osiem kóz i też do mnie podbiegły. I jeszcze pojawiły się gęsi i dopiero na końcu z chałupy wyszedł Zmyślak. Zaraz zaczął demonstrować, jakie te jego zwierzęta są mądre. Gdy zawoła, to wszystkie natychmiast przybiegają. Kiedyś miał konia, co nazywał się Wojtek. Podobno wystarczyło, że krzyknął: „Wojtek, Wojtek”, a koń sam przybiegał do stajni. Bardzo lubię chodzić do Zmyślaka, ale ma on jedną wadę – jest strasznym gadułą, dopiero po pół godzinie dopuścił mnie do głosu!
Podziwiam Zmyślaka, niewielu jest takich, którzy posiedli sztukę niedopuszczania mamy do głosu.
– I jeszcze jednego nie rozumiem, dlaczego tam nie ma żadnej ławeczki! Jak można o czymś tak podstawowym nie pomyśleć. U Chabrowej jest podobnie. Jak do niej na chwilę podjadę, to ja z jednej strony wiszę na rowerze, ona z drugiej strony na płocie, przecież w ten sposób nie da się długo rozmawiać! A ona tak ciekawie opowiada, ostatnio pokazywał mi swoje zdjęcia z okresu II wojny światowej.
Szał, jak u Podkowińskiego
Franciszak, ten co jest jeszcze całkiem młody, też ma zwierzęta, ale już nie tak łagodne, jak te Zmyślaka. W każdym razie, mama miała okazję zetknąć się z nimi w okolicznościach, godnych najlepszych powieści grozy.
– Wracamy z naszej wycieczki – opowiada z ogniem w oczach – pozostali są już trochę przede mną. Idę sobie spokojnie drogą, prowadzę rower i podziwiam widoki, gdy nagle dobiega mnie ostrzegawczy okrzyk! Patrzę uważnie na drogę, a tu wprost na mnie pędzi rozszalały koń. W popłochu rzucam rower i kryję się w krzakach, unikając niechybnego stratowania! Koń mija mnie w pędzie, wbiega na łąkę i jak gdyby nigdy nic zaczyna się spokojnie paść. Więc wychodzę z krzaków, podnoszę rower, uszłam może parę kroków, a tu ponownie dobiega mnie ten krzyk. Teraz w moim kierunku szarżuje rozszalały byk, z tyłu słyszę tętent wracającego konia, żadnej drogi ucieczki, żadnego schronienia! Z jednej byk, z drugiej koń, a pomiędzy nimi biega Rudy Mietek, zupełnie jak w obrazie „Szał” Podkowińskiego…
– A kto to jest Rudy Mietek? – pytam, wyobrażając sobie kolejne monstrum
– Rudy Mietek? To taki malutki piesek. A jego właściciel, czyli pan Franciszak, właśnie nieśpiesznie nadchodzi i z uśmiechem na twarzy oznajmia: „Kobyła się znarowiła, ale nie ma się czego bać”.
– Tak – odezwał się milczący dotąd tata – bo ten byk, to właściwie cielak i bardzo przyjazny ludziom, z każdym chce się przywitać.
Tata, został natychmiast ofuknięty sakramentalnym „na niczym się nie znasz!”. Jednakże wkrótce zawitał ksiądz Sławek, który po wysłuchaniu mrożącej krew w żyłach opowieści, stwierdził:
– Phi, tego łagodnego cielaczka od Franciszaka nazywasz bykiem? A kto by się go bał, bez przesady, proszę cię!
Po tych słowach, „Szał” z udziałem strasznego byka, rozszalałego konia oraz Rudego Mietka stracił wiele walorów z niemal Szekspirowskiej tragedii.
Pustelnik bibliofil
Wieś też ma swojego Pustelnika. Latami zamieszkiwał na poły zrujnowane gospodarstwo. Po jednej z cięższych zim gmina zakupiła mu wóz mieszkalny. Jak na pustelnika, żyje więc we względnym luksusie, dach mu nie przecieka, a lokum da się ogrzać. Pustelnik, co zrozumiałe, nie garnie się zbytnio do towarzystwa ludzi, jednak mamie udało się z nim nawiązać kontakty. Co roku wysyła mu na Święta pocztówkę, niezmiennie zatytułowaną „Wielce Szanowny Pan Pustelnik”
– I jak on wygląda, w jakim jest stanie? – pytają ją okoliczni znajomi
– Świetnie wygląda, można powiedzieć, że wręcz kwitnąco. Na głowie już nie nosi tej pilotki, tylko taką wełnianą czapeczkę i strój też zmienił. Wygląda, że zrobił to całkiem niedawno, prawdopodobnie nawet w tym roku.
Potem biegnie do domu i wraca z tajemniczą paczką
– Czy wiecie co to jest?
Na to retoryczne pytanie oczywiście nikt nie zna odpowiedzi. Więc mama triumfalnie wyciąga z paczki książkę i z wielkim zadowoleniem oznajmia:
– Ta książka jest teraz moją własnością. Osobiście podarował mi ją Pustelnik!
– On zamawia książki z różnych miejsc i te książki mu wysyłają pocztą – wyjaśnia pośpiesznie – Niektóre nawet od niego pożyczam! A tę mi osobiście sprezentował!
I na tej Wsi, gdzie żyje Chabrowa bez prądu, ale za to ze szczęśliwymi kurami, Zmyślak z całym arsenałem narzędzi wszelakich oraz czeredą niezwykle mądrych zwierząt, niemalże nastolatek Franciszczak niespiesznie podążający za znarowioną kobyłą oraz Pustelnik bibliofil, co roku spędzam czas, kiedy tylko mogę…
Dla ciekawych innych opowieści rozgrywających się na Wsi, polecam:
Mam znajomego, który mieszka w podobnej wsi. Do najbliższego sklepu spożywczego jest kilka kilometrów, a żeby porozmawiać przez komórkę, trzeba wejść na pobliską leśną górę..
Bardzo lubię go odwiedzać. Nie słychać samochodów, nie ma spalin, nie ma cwaniaków bijących ludzi na ulicach ani smogu, ani wszechobecnego hałasu.
Na kilka dni jest to fajna miejscówka, ale na stałe na pewno nie chciałbym tam mieszkać..
Pozdrawiam:)
Pewnie taki wypad dla Ciebie, czy dla mnie, to fajny reset od codzienności. Na stałe też chyba nie dałbym rady 🙂
Sielska okolica.
Jednak mieszczuchy (do których i ja jednak należę) długo tu nie zabawią.
Znam podobne miejsce i było moim ulubionym, ale tylko przez….tydzień.
Potem uciekam w ciszę….przedmieścia (lubię mieć wszędzie blisko, choć od miasta uciekam 😉 )
Miłego majówkowego wypoczynku 🙂
A ja lubię takie klimaty, nie wiem na jak długo, nie testowałem dłużej niż tydzień :-). Miasto też lubię, mieszkam w centrum na co dzień i pewnie z miasta na zawsze bym nie zrezygnował 🙂
Bardzo podobają mi się takie miejsca, gdzie cywilizacja zagląda nieśmiało, ale wiem, że w takim miejscu nie mogłabym zamieszkać. Owszem, wypad na kilka dni, na tydzień jak najbardziej, ale dłużej trudno wytrzymać komuś, kogo zepsuła już inna rzeczywistość. A Twoją mamę rozumiem, mnie też fascynują ludzie – tak podobni, a jednak tak różni ode mnie. Pozdrawiam i zazdroszczę weekendu w takich okolicznościach przyrody.
Ja też nigdy nie pojechałem na Wieś na dłużej niż 10 dni. Czy wytrzymałbym więcej? Nie wiem, ale kusi mnie, aby spróbować 🙂
Jestem mieszczuchem do szpiku kości i ja nawet jednego dnia na wsi nie mogę wytrzymać bez kręcenia się w kółko i mojego wówczas sakramentalnego: „Nudzi mi się” 😉 . Może trochę szkoda, bo bliżej natury, ciszej, spokojniej, może by mi się taka odskocznia przydała… Ale z drugie strony, skoro odrzucam wieś całą sobą, to widać to jednak nie dla mnie… Jeśli Tobie się uda na dłużej niż 10 dni – napisz koniecznie – wystawię Ci pomnik 😉 . Pozdrawiam serdecznie!
Nie każdy musi przecież lubić wieś. Nie ma sensu jeździć w miejsca, tylko dlatego, że innym się podoba. Swoją drogą tak zdeklarowanego mieszczucha jeszcze nie znałem :-). Pomnik wystawisz, powiadasz? Hmmm… może się skuszę na ten długi pobyt na wsi 🙂
A mnie się kurczę podoba takie życie 🙂 Mogłabym mieć domek w takiej okolicy, ale KONIECZNIE z dostępem do internetu 😉 I pracę w mieście. Mam kilku znajomych, którzy mieszkają właśnie w podobnych okolicach- gdzieś blisko lasu i ciszy. Codziennie jadą do pracy godzinę samochodem- do centrum miasta.
Obejście Zmyślaka fascynujące! 😀
Na codzienne dojazdy do pracy, to chyba zbyt daleko, w przyzwoitych warunkach do centrum dużego miasta jedzie się 1,5 godziny, ale w godzinach szczytu, to może być i dwa razy dłużej. Ale z taką pracą, jak moja, to by się dało. Tylko musiałby być internet. Znam jednego człowieka, który zamieszkał na stałe – po trzech latach kupił mieszkanie w mieście, do którego wraca na zimę. Więc być może nawet dla miłośnika wsi, nie jest tak różowo mieszkać tam na stałe? Nie wiem, nie sprawdzałem. Na razie muszę znaleźć czas aby pojechać na Wieś na pełne dwa tygodnie, ponieważ Mona Lisa… Czytaj więcej »
Ja coś czuję, że jeśli MonaLisa tak rzekła, to słowa dotrzyma! A ja tam pójdę kwiaty poskładam 😉 Masz motywację 😉
Pomnik, kwiaty, jeszcze jak znajdę kogoś, kto sprawi aby gołębie na ten pomnik nie srały, to się podejmę wyzwania 🙂
Nie wymagasz zbyt wiele? Chciałeś pomnik, to będziesz go miał z całą swoją odpowiedzialnością 😉
Rozumiem, że bez gołębi się nie da? Trudno, podejmę wyzwanie, a co 🙂 Sam jestem ciekaw wyników…
Może się nie dać… Ale jak już tam na te dwa tygodnie pojedziesz, to liczymy na wpisy chociaż jeden na tydzień 😉 Żebyśmy mieli bieżący pogląd na sytuację 😉 i ewentualnie wkroczyli na ratunek 😉
Na ratunek powiadasz? I raz na tydzień wpis? No cóż, w tej sytuacji, to już na pewno się nie wykręcę od wyjazdu, jakieś zapasy żywnościowe trza zacząć robić i uzgodnić wolne wsiowe terminy z moją rodzicielką. Sądzę, że dwa tygodnie w głuszy jestem w stanie wytrzymać, ale dwa tygodnie w głuszy i z moją mamą na karku na pewno nie 🙂
„Ja człowiek rzetelny – u mnie słowo droższe pieniędzy.” 🙂
Wierzę, że tak jest i nie śmiem myśleć inaczej 🙂
Cudeńko,cudeńko,czytam Pana od pewnego czasu i przyznam, ze dopiero ta Wieś skusiła mnie napisać.
Super blog.Pozdrawiam.A.
Dziękuję. To bardzo miłe, gdy przeczytam taki komentarz. Taka informacja mnie uskrzydla i dodaje wiary, że to co piszę jest ważne, ciekawe, rozśmieszające dla innych :-). Jeszcze raz dziękuję za miłe słowa i proszę komentować (nie zawsze musi być pochwała, może być krytyka, ona też jest potrzebna). I jak można prosić, to nie pan, tylko ty 🙂 Pozdrawiam 🙂
Ja mam Cię, jeśli juz tak mogę na Ty Hegemonku, uwiecznionego na mojej stronce.I co rusz, widzę co tam w duszy Ci gra. Uśmialam sie też z notki, wyprawy w jakieś schronisko i chyba w mojej okolicy, ech,ech.Wesolo mialam, gdy to czytałam.
Ps.nie lubie negatywow. Zawsze szukam w drugim człowieku tego co piekne, nigdy nie przyszło by mi do głowy wchodzić gdzieś, do kogos, gdy coś mnie nie porusza.
Pozdrówki,Ana.
Dziękuję za uwiecznienie 🙂
Wyprawa do schroniska była pamiętna. Onet umieścił ją na głównej, a ja przez trzy dni nic tylko odpowiadałem na komentarze… Taka popularność czasami mnie przerasta :-).
„Zawsze szukam w drugim człowieku tego co piekne…” bardzo ładnie powiedziane. Dzięki za komentarz
Ps.a twoja mama,Pani Starsza, jest zarąbista :)))
Jest zarąbista, to prawda. Jak każda osoba z charakterem, niekiedy trudna do wytrzymania. Gdyby nie ona, wiele wpisów by nie powstało 🙂
Tak, zdążyłam zauważyć, Mama ma tu moją laurkę od mła 🙂
Pozdrawiam.
Muszę mamie powiedzieć, zapewne się ucieszy 🙂
Miejsce idealne do odpoczynku, chociażby od codzienności, zgiełku, hałasu. Takie miejsca kojarzą mi się z ciszą i spokojem. A ja to lubię.. i jeszcze blisko natury 🙂 Trochę ciężko mogłoby być na dłuższą metę bez internetu czy komórki, ale jak to niektórzy mówią – do wszystkiego można się przyzwyczaić.
Pozdrawiam 🙂
PS. Świetny wpis 🙂
Do wszystkiego można się przyzwyczaić, nawet do odbierania komórki przy śmietniku :-). Swoją drogą, to nie wiem dlaczego zasięg wybrał własnie to miejsce, aby się zmaterializować? A cisza i spokój są i to w dawce wysoce leczniczej, odstresowującej, dobrze nastawiającej do świata, ludzi, wszystkiego 🙂 Również pozdrawiam 🙂
przydałby mi się tydzień w takim miejscu, gdzie internet nie sięga ale dłuzej? to już byłby koszmar
zdecydowanie wolę moją wioskę w której i przyroda jest, odpocząć można, ale kontaktu „ze światem” się nie traci
Po komentarzach patrząc, to mało kto by w takim miejscu wytrzymał dłużej niż tydzień. Ja byłem prawie 10 dni. I resetuję tam się rewelacyjnie. Czy bym dłużej wytrzymał? Nie wiem. Ale internet chociaż w komórce musiałbym mieć 🙂
Boże, jak ja kocham takie klimaty! Część dzieciństwa, szczególnie wakacje, spędziłam na podobnej „prawdziwej wsi” w towarzystwie „prawdziwych ludzi”. Piłam prawdziwe mleko, wyjadałam świniom kartofle z parnika, podziwiałam prace lokalnych artystów (drewniane rzeźby, plecione kosze) i też pamiętam różne podobne przedmioty i elementy krajobrazu jak te na twoich pięknych zdjęciach.
Dziś znacznie rzadziej mam okazję bywać w otoczeniu takich cudów. I bardzo mi tego brakuje…
Pozdrawiam serdecznie!
Wyjadałaś świniom kartofle? I co, potem biedne zwierzątka zapewne głodne chodziły :-). Na poważnie, to muszę Ci przyznać, że bez tej Wsi, na którą mogę pojechać tylko od czasu do czasu (ostatecznie, to własność rodziców), to nie bardzo sobie życie wyobrażam… Pozdrowienia dla Ciebie 🙂
Tak, wyjadałam świniom gorące kartofle prosto z parnika. Jak pewnie wiesz – takie kartofle dla świń są z „odrzutów” – najgorszy sort ze skazami. A jednak mi smakowały najbardziej na świecie!!! A świnie i tak mnie chyba nie lubiły, bo zawsze, przy każdej okazji, starałam się im rozprostowywać ogony…
I ja też pozdrawiam!
Wyjadałaś świniom kartofle i prostowałaś ogony, to jak Cię świnie miały polubić, no jak? 🙂 Mam nadzieję, że już nie uprawiasz tego zakazanego procederu? 🙂
Moja przyjaciółka mieszka na wsi, wcale nie takiej małej, są ze dwa sklepy spożywcze, a do najbliższego miasteczka zaledwie dziewięć kilometrów. Z zasięgiem też bywa różnie. Kiedyś zadzwoniła do mnie, pytam co porabia, a ona mi na to – nic szczególnego, stoję pod latarnią i dzwonię do ciebie, bo nie mam z kim pogadać. Pierwsze skojarzenie wywołało u mnie atak śmiechu, ale szybko dodała – nie śmiej się głupia, to po prostu jedyne miejsce gdzie mam zasięg.
No tak, po takich słowach, skojarzenie nasuwa się samo. Ale, jak mówię, że dzwonię ze śmietnika, to też ludzie się śmieją i ja ich rozumiem. Jedna jest tego zaleta, przy śmietniku za dużo nie pogadasz 🙂 przy latarni zapewne też nie :-). Takie wsie są cudowne (jeżeli ktoś lubi), ale też jest ich wada, o której wspomniała Twoja przyjaciółka – „nie mam z kim pogadać”. Na krótką metę, dla takiego introwertyka, jak ja, to jest super, ale na dłuższą metę, to może być kłopot…
Z przyjemnością przeczytałam Twoją relację. Myślę, że ta Twoja wieś to fantastyczne miejsce, właśnie na wyciszenie się i oderwanie od rzeczywistości, pędu życia. Chętnie sama zaszyłabym się w takiej sielskiej dziczy.
Pozdrawiam 😉
Najważniejsze w tej wsi jest to, że nadal jest to wieś, a nie kolonia domków letniskowych. Taka dzicz rewelacyjnie regeneruje, oczywiście, jeżeli ktoś lubi dzikie życie 🙂
Dawid, jak czytam, to aż mi się „zachciewa” zamieszkać na bieszczadzkiej wsi (ale nie tej turystycznej) ze zwierzakami i brakiem prądu oraz internetu 😀 dobrze, że to szybko mi przechodzi 😀 A poważnie … jest „COŚ” w tym wolniejszym stylu życia niektórych ludzi. Życiu w zgodzie ze soba i naturą. To chyba piękny stan.
Ja też mam marzenia o takiej wsi, może jednak z tym prądem, bo bez niego, to człowiek zupełnie bezradny 🙂 Chciałbym kiedyś chociaż przez miesiąc pomieszkać na takiej wsi i sprawdzić się…, może kiedyś to zrobię?
Mam wielką słabość do starych domów, wsi z prawdziwego zdarzenia, miejsc dalekich od zgiełku. Wyprowadziłam się z dużego miasta na teren podmiejski, gdzie codziennie doświadczam ciszy, czystego powietrza i zwolnionego tempa życia, jednak wciąż potrzebuję mieć w pobliżu dostęp do możliwości, które niesie w sobie duże miasto.
Od lat jednak powtarzam, że kiedy będę już stara (czyli całkiem niedługo), zamieszkam w małym wiejskim domku z ogródkiem, który będę w stanie sama obrobić.
Dla mnie ideałem jest rozwiązanie – mieszkanie w centrum dużego miasta i domek na wsi. Tylko taki domek, do którego zawsze mogę wyjechać, a niestety, ten jest rodziców i nie zawsze można przyjechać…
A domek z ogródkiem potrafi być bardzo podstępny. Taki ogródek wciąga i człowiek cały czas go tylko obrabia, obrabia, obrabia…
W takie podstępy to ja lubię dać się wciągać. Kiedyś uwielbiałam kosić swój trawnik, grabić liście, pielęgnować rośliny, teraz mam na to znacznie mniej czasu, ale kiedy tylko wyjdę do ogrodu odcinam się psychicznie od wszystkiego. Fizyczna praca rzeczywiście bardzo wciąga, zwłaszcza, kiedy widzisz jej natychmiastowy efekt, a ja lubię mieć zrobione, dlatego czasem potrafię się naprawdę zorać we własnym ogrodzie.
Mogłaś zostać ogrodnikiem 🙂
Ja lubię pracę fizyczną, lubię kosić trawę, szczególnie kosą, ale już dbałość o kwiaty mnie przerasta. One potrzebują codziennej pielęgnacji, więc nie dałbym rady, niestety
Takie miejsca powoli znikają z mapy, bo jednak w życiu codziennym większość z nas stawia na wygodę i korzystanie ze zdobyczy cywilizacyjnych, a nie na piękne widoki i bliskość natury… A przeprowadzka na taką wieś, to nie tylko zmiana adresu – trzeba mentalnie przestawić się na zupełnie inny tryb funkcjonowania.
Ja np. co prawda mieszkam na prowincji, jestem minimalistką, lubię pracę w ogrodzie i ogólnie przebywanie na łonie natury, ale z drugiej strony jestem informatykiem, który bez prądu i internetu nie zarobi na chleb. 😉
Właśnie, brak tego internetu (bo z prądem można sobie poradzić kupując generator) nie pozwolił mi na podjęcie decyzji, aby zobaczyć, jak tam się mieszka. Ja też nie mogę pracować bez internetu…
Na podobnej wsi, w podobnym klimacie spędziłam kilkanaście lat swojego dzieciństwa. Mam piękne wspomnienia.Chyba się tam wybiorę. Pozdrawiam 😁
Bo takie wsie zostawiają piękne wspomnienia, więc nie czekaj tylko się tam wybierz 🙂