Deszczowe rowery, czyli „męska wyprawa”

Zazwyczaj jeżdżę na wycieczki, których dystans zamyka się w granicach 30-50 kilometrów, ale od czasu do czasu mam chęć zmierzyć się ze znacznie dłużą trasą, z trudniejszymi warunkami terenowymi, z czymś co nazywam „męską wyprawą”. Ciekawe, że gdy myślę o takim wyzwaniu, zawsze przypomina mi się wyjazd rowerowy na Wieś, który nie był ani łatwy, ani piękny, ani przyjemny…

męska wyprawa

UWAGA: Miłośników dwóch kółek, dla których jakakolwiek, nie tylko „męska”, wycieczka, zaczyna się od przejechania minimum 100 kilometrów, uprasza się o zaprzestanie lektury i udanie się na najbliższą siłownię :-).

W drogę wybraliśmy się we dwóch. Towarzyszył mi Łysy, kolega, który zazwyczaj jest inicjatorem działań określanych jako nietypowe, trudne i ambitne. Zimowy spływ kajakowy, wczesnowiosenna kąpiel w lodowatych nurtach Warty, czy długodystansowa wycieczka rowerowa poprowadzona piaszczystymi, wiejskimi drogami, to ulubione inicjatywy z szerokiego katalogu działań Łysego.

Męska wyprawa – miłe złego początki

Wieś znajduje się 70 kilometrów od Łodzi, gdy wybierze się trasę prowadzącą głównymi drogami. Podróżowania rowerem ramię w ramię z pędzącymi tirami, tudzież innymi pojazdami mechanicznymi rozwijającymi znaczne prędkości oraz wydzielającymi kłęby spalin, nie zaliczam do kategorii rozrywka, wypoczynek, radość. Zdecydowanie preferuję drogi gruntowe, leśne dukty czy ścieżki wijące się wśród pól. Wybierając wariant terenowy jedzie się nie tylko zdecydowanie wolniej, ale trzeba też nadłożyć sporo kilometrów. Nie narzekam, miała to przecież być „męska wyprawa”.

burza
Męska wyprawa – od początku zanosiło się na deszcz

Wszystkie wyjazdy na południe od Łodzi prowadzą wzdłuż bardzo ruchliwych ulic. Nie chcieliśmy przez pół dnia przedzierać się przez miasto, więc nieco łamiąc zasady prawdziwej męskości, pozwoliliśmy sobie na zgniły kompromis i dowieźliśmy rowery pociągiem do Pabianic. Pogoda nie zachęcała do niczego. Ciężkie, ołowiane chmury smętnie zwisały nisko nad ziemią, wiał zimny, przenikliwy wiatr. Zanim opuściliśmy przytulne wnętrze wagonu pojawiła się pokusa, aby przejechać pociągiem jeszcze kilka stacji, do miejsca, skąd na Wieś jest nie ponad 70, a zaledwie 30 kilometrów. Z drugiej strony, całkowite zachmurzenie wydawało się kiepskim i mało honorowym pretekstem, aby się wycofać. Gdyby chociaż padał deszcz… Nie padał.

Męska wyprawa – pogoda też się dostosowała

Wysiedliśmy zgodnie z planem w Pabianicach. Zimno, ponuro, nieliczni podróżni szczelnie otulając się kurtkami szybko zniknęli w drzwiach dworcowej poczekalni lub w ciepłych kabinach samochodów. Zostaliśmy sami na peronie. Może zaczekać na kolejny pociąg? Z drugiej strony nie można być „miętkim herbatnikiem”… Bez przekonania i entuzjazmu popedałowaliśmy przed siebie.

burza
Męska wyprawa nie może mieć miejsca przy pięknej pogodzie 🙂

Dręczeni wątpliwościami dotarliśmy na tyle daleko, że już nie opłacało się wracać do jakiegokolwiek pociągu. I wtedy się rozpadało. Żadna solidna burza, o której można by później opowiadać, jak bohatersko przedzieraliśmy się przez nią w blasku piorunów uderzających to z prawa, to z lewa. Nie była to też większa ulewa, którą dałoby się przeczekać w ukryciu, tylko takie drobne siąpienie – kap, kap, kap… Ubrania powoli, ale nieubłaganie nasiąkały wodą, w połowie trasy nie miałem na sobie już nic suchego. Wysiłek rozgrzewał w niewielkim stopniu, mimo zmęczenia nie zatrzymywaliśmy się, gdyż marzło się wtedy okrutnie. Nic nie pamiętam z trasy, tylko krople wody nieustannie spływające po twarzy oraz mokry asfalt przed kołami roweru.

Zbawienny przystanek PKS

Na piętnaście kilometrów przed końcem ujrzeliśmy przystanek PKS. Po raz pierwszy nie był to tylko znak na słupku, ale zadaszona budka z ławeczką nie zniszczoną przez wandali. Usiedliśmy na niej na chwileczkę, na pięć minut, dla złapania oddechu. Powieki wydawały się jakieś takie dziwnie ciężkie. Gdy ponownie je otworzyłem, okazało się, że minęło pół godziny. Zasnęliśmy. Niestety, po przebudzeniu świat wyglądał tak samo – mokro, ponuro i zimno. Ruszyliśmy w drogę i w nieprzerwanie siąpiącym deszczu zajechaliśmy wreszcie na Wieś. Ledwo tylko wstawiliśmy rowery na podwórko słońce po raz pierwszy wyjrzało zza chmur. I od tego momentu, aż do końca weekendu pogoda była piękna, bezdeszczowa, bezchmurna…

męska wyprawa
A na Wsi powitało nas słońce…
Subskrybuj
Powiadom o
guest
12 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze
~Maks

Jazda na rowerze daje fajne poczucie wolności. Największą wolność czułem zjeżdżając z ogromnej góry z dużą prędkością, albo właśnie jadąc w deszczu.
Pozdrawiam:)

hegemon

Masz rację, że rower, to niesamowite poczucie wolności. Trochę jak u Janerki „Jadę na rowerze, słuchaj do byle gdzie…”. Jednak dużych prędkości na rowerze się boję 🙁
Również pozdrawiam 🙂

Nie był ani łatwy, ani piękny, ani przyjemny, bo nie oczekiwałeś, żeby taki był. Był męski, bo to miała być męska wyprawa „)

hegemon

Ale męskich wypraw było kilka, właściwie kilkanaście, lecz ta właśnie najbardziej zapadła mi w pamięć i to mnie dziwi…

~Marta

Wyprawa bardzo pomysłowa, ciekawa jestem czy kierowca PKSu zabrałby mnie z rowerem..

hegemon

Kierowcy PKS chyba niechętnie zabierają ludzi z rowerami. Pozostaje pytanie czy na ten przystanek podjeżdża jeszcze jakikolwiek autobus PKS, bo kursów coraz mniej z każdym rokiem…

~Małgorzatka

Tułasz się po świecie na rowerze, wśród spalin, deszczu i licznych niedogodności, a mogło być tak pięknie! Mogłeś ten dzień spędzić np. w łóżku ze swoją kobietą albo przed telewizorem, zajadając kabanosy i oliwki – przynajmniej być się nie narażał na przeziębienie. Dać chłopu rower…

A tak serio: podziwiam Was. Ja bym tak nie dała rady – ani na taką odległość, ani w taką pogodę :-d

Dobrej nocy!

hegemon

To były czasy singla, więc w domu nie było się do kogo przytulić, a telewizora nie mam od zawsze, więc nie ma dziwne, że mnie na ten rower tak ciągnie 🙂

~Małgorzatka

Aha, to wiele wyjaśnia. Jeśli wtedy w domu nic gorącego Cię nie trzymało, to może i zimno nie wydawało się aż takie zimne. Ja, chociaż kocham przyrodę i przestrzeń, mam wybitną awersję do zimna połączonego z wiatrem i wilgocią (to innego, jak jest ciepło i wilgotno ;-)). Już sam opis tamtej wyprawy i pogody przyprawił mnie o małe ciarki… A TV też od lat nie oglądam (duży, domowy ekran służy nam do oglądania dobrych, wypożyczonych lub kupionych filmów raz na parę dni – bo z sieci nigdy nie ściągamy…). Natomiast o rowerze marzę. Nie jeździłam na nim już parę ładnych… Czytaj więcej »

hegemon

Wiesz, taki rower, to wcale nie musi być spory koszt, można poszukać też używanych. Ale marzenie warto zrealizować, rower daje taką wolność, takie możliwości, nie bardzo sobie wyobrażam życie bez roweru…
Powodzenia w realizacji marzeń, trzymam kciuki, aby zakup się udał 🙂

~Cinnamon Girl

Może i mokro i zimno…..ale za to jaką fotę trzasnąłeś! 🙂
A na przystanku rowerów nie ukradli.
Sukces!!! 🙂

hegemon

To był przystanek widmo, naprawdę. Niby asfalt, niby coś powinno jeździć, ale minęły nas dwa lub trzy samochody. W pobliżu żadnych domów i tylko od czasu do czasu przystanek (znak na słupku). Ten jeden jedyny w postaci wiaty i żywego ducha wokół nie uświadczysz. Poza tym na wsiach, chyba bezpieczniej niż w mieście… tak mi się wydaje 🙂 To i rowerów nie buchnęli.