Popularność Szwajcarii zadziwia. Niemal każde państwo chce mieć jej kawałek u siebie. W Polsce jest kaszubska, w Niemczech saska, a u Czechów, najmniej oryginalnie, czeska. Szwajcarzy powinni być dumni z eksportu nazwy swojego kraju, z drugiej strony są w jakiś sposób pokrzywdzeni – we własnym państwie nie mają nic poza Szwajcarią. Planowałem wyjazd do Szwajcarii Saskiej, a wylądowałem w czeskiej. Przypadkowy, lecz bardzo trafny wybór.
Jedzenie w podróży nam nie zabraknie…
Nie wiem dlaczego zawsze zabieramy ze sobą tak dużo jedzenia. Bagażnik pełen, a jeszcze do upchania zostały kabanosy, kiełbasy podsuszane, trzy sery białe i jeden żółty, jabłka, banany, morele oraz pikle na ostro. Nie, nie jest to konwój humanitarny do głodującego kraju afrykańskiego, tylko pięciodniowy wyjazd trzech osób do Czech. Każdorazowo obietnica Tym razem nie bierzemy dużo żarcia! jest łamana. Zanim przekręcę kluczyk w stacyjce, Łysy z satysfakcją przekreśli ostatni punkt na długiej liście:
– No, z jedzenia nic nie zapomniałem!
Faktycznie. A inne bagaże?
– Mam nadzieję, że mam wszystko…
Mina Łysego świadczy, że nie do końca jest przekonany. Poprzedzający wyjazd wieczór spędził na żmudnym nadziewaniu kilkunastu papryczek wymyślnym farszem, natomiast o zakupie obcej waluty przypomniał sobie dopiero na godzinę przed odjazdem. Cóż, kwestia priorytetów. Kantor nie był daleko, szczególnie gdy się do niego biegło…
Czeska Szwajcaria i dwa Kubeczki
Ruszamy. Wraz z upływem kilometrów Łysemu wraca pamięć i rośnie lista braków.
– Nie wziąłem butów górskich! – przypomina sobie tuż za rogatkami miasta
Na szczęście na nogach ma adidasy, więc nie grozi mu przemierzanie skalistych szlaków w klapkach-japonkach. Kolejne olśnienia pojawiają się z zadziwiającą regularnością:
– A niech to jasny gwint, nie mam polaru! – uświadamia sobie gdzieś w okolicach Wrocławia
– O nie, mój ulubiony goretex został w domu! – martwi się tuż za granicą polsko-niemiecką.
– Rany boskie, nie zabrałem zapasowych okularów! – odkrywa już na terytorium Republiki Czeskiej.
Ostatni brak okazał się najbardziej dotkliwym, gdyż w jedynej posiadanej oprawce do okularów ukrychnął się zausznik. Nie wspominam o całej masie innych drobiazgów, które Łysy przeoczył podczas pakowania. Humor wyraźnie mu się poprawił, gdy instalowaliśmy się w pokoju:
– Słuchajcie, zabrałem aż dwa kubeczki!
Od tego momentu, gdy podśmiewywaliśmy się z jego zapominalstwa, stopował nas stwierdzeniem:
– Hola, hola, ale zabrałem dwa kubeczki!
Czeska Szwajcaria, najlepsza miejscówka na świecie
Podróżuje się coraz łatwiej. Co roku otwierana jest kolejna bezkolizyjna droga, przejechanie 500 kilometrów nie stanowi żadnego wyzwania. Dopiero w górskich rejonach Czech zaczęły się trudności. Wąskie szosy, zapadający zmierzch i ciasne zakręty sprawiły, że czułem się niczym kierowca rajdowy na odcinku specjalnym. Niekiedy prędkość 20 kilometrów na godzinę wydawała się zbyt brawurowa. U celu podróży czekała nagroda w postaci autentycznej czeskiej gospody mieszczącej się na parterze pensjonatu. Przy stołach, w kłębach papierosowego dymu siedzieli mężczyźni o wyraźnie wyrzeźbionych twarzach. Każdy oryginalny, żaden nie przypominał amerykańskiego aktora filmów romantycznych.
– Ale znalazłeś miejscówkę, ale znalazłeś miejscówkę! – powtarzał uszczęśliwiony Łysy zapominając o niezabranych bagażach.
Szybko wrzucamy torby do pokoju i zbiegamy na dół do gospody. Uśmiechnięta właścicielka wie czego trzeba spragnionym wędrowcom. Wkrótce na stole lądują kufle ze spienionym i zimnym piwem Zlatopramen. Ze ściany groźnie spogląda oprawiona w ramki ustawa z 1962 r. o przeciwdziałaniu alkoholizmowi.
– To fungowało do 2000 roku – tłumaczy jeden ze stałych bywalców – je to rarita!
Nieźle mówi po polsku, pod koniec pobytu dowiemy się, że pracował jako górnik na Śląsku Cieszyńskim i stąd zna nasz język. Podoba mi się tutejsza życzliwość i uśmiech, chociaż jesteśmy tylko przelotnymi gośćmi z obcego kraju. Wieczorem ubranie i włosy śmierdzą papierosami. Nie znoszę tego zapachu, lecz tutaj mi nie przeszkadza. Rzeczywiście znalazłem dobrą miejscówkę…
Niemieckie hospicjum
Pogoda tylko raz nie dopisała, akurat wtedy, gdy wybraliśmy się do Niemiec. Mgła i siąpiąca od czasu do czasu mżawka sprawiały, że humory trzymały się nas wisielcze. W tej aurze potężna i złowieszcza twierdza Königstein, wydawała się jeszcze bardziej mroczna niż zazwyczaj. Kiedyś należała do Augusta II Mocnego, króla Saksonii i Polski, który na zamku zainstalował gigantyczną beczkę do wina (238 000 litrów) i urządzał wielodniowe pijatyki. Oficerowie, którzy w spożyciu trunków nie potrafili dotrzymać kroku władcy, nie mieli co liczyć na awans, prędzej na kazamaty. A więziennych pomieszczeń w twierdzy nie brakowało. Przy wejściu do jednego z lochów, niepozorna tabliczka informuje, że w 1680 roku zostało tutaj wrzuconych i zamkniętych 40 mężczyzn podejrzanych o zarażenie się dżumą.
– Takie niemieckie hospicjum – zaśmiał się Łysy.
Czasami trudno wyjść poza stereotypy.
Deszcz w Dreźnie
Tylko pobieżne zwiedzanie twierdzy zajmuje ponad dwie godziny. Nie jest to tania rozrywka – 12 euro od osoby w 2020 r. Swoją drogą akurat Polacy winni być zwolnieni z wszelkich opłat, w ramach rekompensaty za straty, jakie naszemu krajowi przyniosło panowanie saskich Wettynów.
Niebo zasnuło się na dobre, nie było sensu ruszać w góry szlakiem wytyczonym przez XIX-wiecznych malarzy. Lepszą opcją wydawała się wizyta w Dreźnie. Stolica Saksonii w żaden sposób nie zachwyciła. Kwestia pogody? Być może. Monumentalne gmachy nie cieszyły oczu, raczej przytłaczały, czarne od brudu elewacje ścian budynków od strony Łaby sprawiały, że odruchowo szukałem w pobliżu dymiących kominów. W knajpce poczęstowano nas przyzwoitą kawą i najgorszym sernikiem, jaki kiedykolwiek dane mi było spróbować. Jakim sposobem miasto znalazło się na liście światowego dziedzictwa UNESCO, jeżeli tak prostego ciasta nie potrafią tu upiec?
Pożegnanie z awarią w tle
Pożegnanie z Saksonią wpisało się w całodzienny klimat. Tuż przed granicą w samochodzie rozleciały się mechanizm wycieraczek przedniej szyby. Drobiazg, który mógł uniemożliwić dalszą jazdę. Na szczęście udało się uruchomić jedno ramię, to właściwe, od strony kierowcy.
Humor wrócił, gdy na miejscu zobaczyliśmy szeroki uśmiech właścicielki gospody, Zlatopramen w kuflach i mecz Sparta – Slavia Praga w telewizorze. Czeskie piwo, czeski język i w niepamięć poszedł deszcz, podły sernik oraz awaria samochodu. A następnego dnia wyszło słońce…
Czeska Szwajcaria – ciąg dalszy nastąpi…
Czeskie góry okazały się tak samo gościnne, jak i czeska gospoda, ale… o tym w następnym odcinku. Będzie więcej konkretów – opisów miejsc, tras oraz cen…
za górami nie przepadam, ale Twoje opowieści i fotografie sprawiają, że często chciałabym znaleźć się w opisywanych przez Ciebie miejscach…
PS. polubiłam Łysego i Jego dwa kubeczki … 🙂
Muszę o tym powiedzieć Łysemu 🙂 Ja góry bardzo lubię, ale zdaję sobie sprawę, że nie każdego muszą fascynować. Góry mają też jedną niepodważalną zaletę – są bardzo fotogeniczne.
spoko, powiedz… a czy Łysy jest łysy?…. 🙂
co do fotogeniczności zgadzam się z Tobą w całej rozciągłości, góry są zdecydowanie bardziej wdzięcznym obiektem do fotografowania niż, ciężko mi to przyznać, moje ukochane morze … 🙂
Łysy? Absolutnie nie jest Łysy… dlatego właśnie został Łysym 🙂
morze nie jest tak fotogeniczne, jak góry, no nie jest…
mhm, rozumiem, to jest całkiem logiczne… 🙂
no morze może i nie jest, ale niektóre obiekty nad morzem (lub na jego tle…) już są… 🙂
Oj, już chyba przy trzecim morzu lub możu się pogubiłem 🙂
Ta twierdza jest….. łaaaał! Łysy jest genialny 😀
Twierdza jest odpowiedzialna, jak to niemieckie twierdze… Widzę, że Łysy powoli wyrasta na gwiazdę bloga…
Twierdza po prostu robi wrażenie. Nie wiem, czy odważyłabym się podejść na te mury i zerknąć w dół…. Odrobinkę wysoko…
A Łysy – zgaduję, że posiada bujną czuprynę 😉 a jego zapominanie jakoś jest mi troszkę bliskie. Mam dużo szczoteczek do zębów przywiezionych z różnych wypraw, regularnie żeruję na koleżankach w kwestii mydła, czasami szamponu…. i pasta do zębów – to też moja słabość. Zdarzyło mi się nabywać na miejscu skarpety również 😀 Rzeczy ubraniowych mam jednak zwykle lekki nadmiar – wolę spakować więcej, niż żeby mi brakowało.
To w jakimś sensie jesteś podobna do Łysego – on zapomina zabrać niektóre rzeczy, lecz nie jest to jakieś mega zapominalstwo oraz też ma pewien lęk wysokości i nie spojrzy w dół murów twierdzy 🙂
Mam nadzieję, że TYLKO w kwestii zapominania, te podobieństwa! 😛
Oraz lęku wysokości generalnie nie posiadam – nazwałabym to raczej wysoko rozwiniętym szacunkiem w stosunku do wysokości 😉 Niedawno „wlazłam” na wysokość 10 m po malutkiej drabince… Na dwa razy, ale jednak szczyt został zdobyty… Tylko zamiast w dół patrzeć – mocno skupiałam się na strukturze kory drzewa przed nosem 😉
Oczywiście, że tylko w kwestii zapominania te podobieństwa 🙂
A z tym lękiem wysokości, którego nie posiadasz, to zupełnie, jak w Kubusiu Puchatku – tygrysy, to są świetne zlatywacze 🙂
Zabrałeś mnie na niesamowitą wycieczkę … 🙂
Cieszę się, że wycieczka się podobała 🙂 Za tydzień kolejny etap…
Kocham góry, chciałabym wreszcie pojechać gdziekolwiek i połazić w ciszy po szlakach. Nie pamiętam kiedy odpoczywałam. A mam wybór-urlop albo praca. Jeśli urlop, to nie mam do czego już wracać.
Góry są jak narkotyk. Nie wiem czy bym dał radę być w pracy i nie mieć urlopu, sądzę, że mogłoby to skończyć się śmiercią 🙁 Ale moja sąsiadka daje tak radę od kilku lat i wygląda nawet na szczęśliwą…
fantastyczne fotografie
Dzięki za uznanie 🙂
A to może ja coś od Ciebie podpatrzę i podążę kiedyś Twoim tropem…? 😉
Podpatruj i podążaj 🙂 Jeżeli lubisz czeskie piwo, niewysokie góry z pięknymi widokami, to Czeska Szwajcaria jest dla Ciebie 🙂
Ja też tak za górami średnio przepadam…wolę na nie popatrzeć 😉 łysy zdobywa serca Twoich czytelników! 😀 ale szczerze mówiąc na dłuższą metę, zaczęłabym faceta pakować osobiście 😉
Łysy jest człowiekiem bardzo samodzielnym i niezwykle uporządkowanym, zdecydowanie bardziej uporządkowanym, niż ja. Nie wiem dlaczego on tylu rzeczy na wyjazdy zapomina. Inna sprawa, że akurat na tym wyjeździe, to co zapomniał i tak mu nie było potrzebne 🙂
Aaaa, czyli może to było działanie zamierzone 😉
Dzień dobry. Dlaczego zapominam? Przyczyn jest kilka, wymienię je w przypadkowej kolejności: 1. Brak własnej listy. Kilka razy ją robiłem, a potem gubiłem, w związku z czym nie chce mi się robić jeszcze jednej :-> 2. Staram się zapisywać rzeczy, o których mogę zapomnieć. Ma to ten skutek, że – kiedy już coś zapiszę – to od razu wyrzucam z pamięci, bo wiem, że mam zapisane :-> Inną sprawą jest znajdowanie tych zapisków… 3. Mój syn (którego PT Autor bloga obsmarował w innym wpisie) ma bardzo dobre listy na różne wyjazdy, ale z powodów, których na razie nie udało mi… Czytaj więcej »
Ale z jedzenia nic nie zapomniałeś, mimo że nie masz listy 🙂 Kwestia priorytetów, powiadam, kwestia priorytetów 🙂
Tu może mieć Hegemon rację 😀 i żadne tłumaczenia nie pomogą, jeśli to priorytety stanowią meritum sprawy 😉
Pozdrawiam 🙂
Oczywiście, że ja mam rację 🙂
Czytałam ten wpis z uśmiechem na twarzy i kurcze…no…no przyznaję – właśnie polubiłam zapominalskiego Łysego i Ciebie i ten cudny jesienny rower na Twojej fotografii 🙂
A czeskie góry i czeskie klimatyczne knajpki, to ja lubię od zawsze 🙂
Co ciekawe, Łysy taki zapominalski bardzo nie jest, trochę ubarwiam :-). A rower w Dreźnie był piękny, jedyny kolorowy element w szarym od deszczu mieście. Zawsze powtarzam, że najładniejsze fotografie wychodzą przy brzydkiej pogodzie. Jak jest trudnmo, to człowiek bardziej się stara, musi wykazać się większą kreatywnością 🙂
Ja dopiero poznaję gry ale ciężko byłoby się nie zakochać. A co dopiero w takich jakie przedstawiasz na swoich fotografiach… Udanych masz kolegów 😀 Wesoło musi wam być 🙂 Przed Naszym wyjazdem mój mi tydzień stękał że sam się spakuje. „to 3 dni co ja potrzebuję? Jedne spodnie, bielizna na przebranie i koszulki.” Jassne. dobrze, ze go spakowałam po swojemu bo wrócił w piątek 4 godziny przed wyjazdem, umył się i poszedł spać. a potem zdziwienie w hotelu-„Po co TY TYLE wzięłaś?” a wszystko się przydało 😀 taka dygresja trochę nie na temat Proszę Pana 🙂 Zawsze sie tutaj rozpisuję… Czytaj więcej »
Rozpisuj się, rozpisuj, dla mnie to miło, że lubisz „pogadać” internetowo 🙂
Do gór, to masz trochę daleko, trzeba tę Polskę, po której podróżuje się nie najlepiej, jakoś przejechać, ale góry są piękne, jest ich dużo i są tak różnorodne, że można poznawać przez całe życie.
Widzę, że u Was w rodzinie, to Ty ogarniasz pakowanie, może i dobrze, że jest jedna osoba, która czuwa nad wszystkim 🙂
Też zapominam o drobiazgach ale ogólnie to fakt-ja to ogarniam 🙂
wiesz-o ile z gdańska wyjedzie sie w nocy to nie jedzie się źle. Nawet przez Łódź udaje się przejechać bezproblemowo 🙂 co innego podróżowanie w godzinach od 6 do 22 :/
Mówić zawsze mówię dużo 😛 taka mała wada 😀
Ktoś musi ogarniać, czyż nie :-)Mówisz, że są takie godziny, kiedy przez Łódź da się przejechać bezproblemowo? Chyba w środku nocy z soboty na niedzielę. Ja po moim rodzinnym mieście przemieszczam się bez użycia samochodu, nie chcę osiwieć 🙁 Na szczęście podobno za dwa lata będzie można Łódź w drodze w góry ominąć. I to jest dobra wiadomość 🙂
To była noc z piątku na sobotę a właściwie koło 4 nad ranem w sobotę 🙂
Za to jak wracaliśmy to totalnie pobłądziliśmy :/
O 4 nad ranem w sobotę, to rzeczywiście da się jeździć, bo większość kierowców wtedy śpi 🙂 W Łodzi pobłądziliście?
Tak.. wprawdzie mapa najnowsza ale wiesz.. te objazdy..
Skręt w lewo na Gdańsk, skręcamy a po 20 metrach rozwidlenie bez oznaczenia.
No i źle skręciliśmy.
Masakra-nadrobiliśmy 30 km
Objazdy to koszmar, szczególnie, że co tydzień jest jakaś zmiana, można się kompletnie zakręcić w tym mieście niestety…
Witaj Hegemonie!
Po zdjęciach i opisie, które zamieściłeś, widać, że wycieczka się udała. Ja tylko podziwiam, bo sama nie odważyłabym się wchodzić tak wysoko. Kto był tak odważny i zrobił to zdjęcie, na którym jest wieża i ten mur tak bardzo wysoko na skale?
Wszystkie zdjęcia są mojego autorstwa. Z jednej strony twierdza została zbudowana odpowiedzialnie, tak po Niemiecku, na potężnej skale i niezwykle przemyślanie pod względem obronnym. Można dostać zawrotu głowy, spoglądając w dół i jak ktoś ma lęk wysokości, to nie polecam takiego patrzenia… Z drugiej strony, w pobliżu parkingu znajdują się windy, którymi można wjechać na górę. Jedna całkowicie przeszklona, tak zwana winda widokowa i druga normalna, taka jak na polskich osiedlach. Myśmy weszli na nogach, mozolnie wspinając się drogą, ale wycieczki niemieckie korzystały tylko z windy 🙂
No, to gratuluję Ci odwagi.
Ja nawet nie skorzystałabym z windy, ale podziwiałabym górę i wieżę tylko z dołu 🙂
Łoł, naprawdę byś nie weszła na górę? Z góry są fantastyczne widoki, tak na pół Saksonii, ale z dołu twierdza też prezentuje się odpowiedzialnie 🙂
Naprawdę nie weszłabym 🙂
Jedzenie ważna rzecz przecież, rozumiem Łysego 🙂 . I już się nie mogę doczekać ciągu dalszego tej eskapady… Miłego weekendu!
Jedzenie ważna rzecz, szczególnie, że Łysy to człowiek, który lubi i umie gotować 🙂 Ciąg dalszy będzie bardziej przewodnikowy, mniej opowieściowy, ale mam nadzieję, że uda mi się też ciekawie napisać. Również miłego weekendu 🙂
Góry uwielbiam. Wszelkie. Niestety to już dla mnie obszar zakazany. Jedzenia do Czech i na Słowację nie warto brać, bo maja pyszną rodzimą kuchnię. Co do innych rzeczy, Łysy chyba mnie nie przebije. Lecę do Londynu, na lotnisku się okazuje, że nie mam kartki z adresem pod który się udaję. Dzwonię wiec w ostatniej chwili do osoby która ma adres. Wysyła mi go SMS-em. Okazuje się, że nie mam okularów, nie odczytam. Nie szkodzi, pokażę taksówkarzowi – odczyta. Przed lotniskiem szukam postoju, a gdy go znajduje okazuje się, że telefon się rozładował. Zapomniałam przed wylotem naładować baterię. Ładowarki tez zapomniałam.… Czytaj więcej »
Ja wiem, że do Czech i Słowacji nie ma co brać jedzenia, ale my wszędzie zabieramy jedzenie, to jest jakaś paranoja, niestety…
Z tą wyprawą do Londynu, to miałaś rzeczywiście ciąg niefortunnych zdarzeń. Co prawda nie napisałaś, jak ta historia się zakończyła, ale sądzę, że szczęśliwie, jeżeli potrafisz teraz spojrzeć na nią z dystansem? 🙂
Dałam radę:))) Mam doświadczenie w tego typu niefortunnych zdarzeniach. Jak ktoś jest tak zakręcony jak ja, musi sobie radzić. Ta podróż, od początku do końca była pełna takich przygód.
Tak przypuszczałem 🙂 Mając duże doświadczenie w sytuacjach nietypowych, musiałaś nauczyć sobie z nimi radzić. Obawiam się, że ja w takiej sytuacji popadłbym w czarną rozpacz…
Jestem pod wrażeniem. Twierdzy, zdjęć i Łysego. Czekam na kolejny wpis. Może się wybiorę?
Jeżeli lubisz takie klimaty, to koniecznie się wybierz – do Czech nie masz daleko :-). Widzę, że Łysemu trzeba będzie poświęcić jakiś wpis, ponieważ mi tu na jakąś rozgwiazdę wyrasta 🙂 A ciąg dalszy już wkrótce…
Zgadzam się, że Hegemon ubarwia. Czasami (prawda, rzadko) kojarzy mi się nawet z Onufrym Zagłobą :-> Może sprostuję kilka rzeczy (znowu w punktach): 1. Buty, które wziąłem na ten wyjazd, to nie były żadne adidasy, tylko porządne trekkingi (3/4) North Face’a na wibramie. 2. Nadzienie do papryczek wcale nie było wymyślne. Ser feta, trochę jogurtu i oliwy, bazylia i zielona pietruszka, pieprz. 3. Ech, stereotypy… Hegemon nie napisał, że na jednej z tablic informacyjnych po czeskiej stronie parku narodowego (České Švýcarsko) widzieliśmy informację o jakimś żuku (zapewne chronionym). Żuczek ten po czesku nazywał się urokliwie „roháček bukový”, a po niemiecku… Czytaj więcej »
Kurcze, o żuczku zapomniałem niestety, a na pewno by ubarwił wpis. A reszta wszystko prawda, tylko jak bym pisał buty North Face na wibramie, to kto by to czytał? tylko pracownicy sklepów internetowych… Trzeba dodać dramatyzmu…
Drezno nie jest na liscie dziedzictwa UNESCO, ale nie dlatego, ze nie „potrafia” upiec sernika 🙂
Zdecydowanie polecam inne ciasto znane w calym swiecie pochodzace z Drezna: dresdnerstollen.com
PS. Ciekawe ile pokolen musi przeminac, aby polscy turysci pozbyli sie stereotypowych uprzedzen i wyleczyli z kompleksow i porownywan, ktore nadal wychodza w komentarzach jak sloma…
unesco.de/320.html
Wiem, że nie z powodu sernika, tylko z powodu mostu. Następnym razem spróbuję lokalnych wypieków, a nie sernika. Dzięki za sugestię 🙂
A stereotypowe uprzedzenia – cóż, prawie każda nacja je ma, chociaż dobrze by było, aby zanikały. Może łatwość podróżowania oraz naturalne zbliżenie między ludźmi sprawi, że te stereotypy znikną?
Hola hola.. Budynki w Dreznie nie sa czarne od brudu. Sa one w wiekszosci zbudowane z piaskowca, ktory zawiera duzo zelaza i narazony na czynniki atmosferyczne jest utleniany, tworzac ciemny, wrecz czarny kolor scian. W wiekszosci sa to budowle barokowe, wiec mialy sporo czasu, zeby sciemniec. Uwage tutaj przykuwa odbudowany Kosciol Marii Panny, ktory sklada sie w 30 procentach z oryginalnych kamieni zachowanych z zawalonej budowli. Mozna je rozpoznac wlasnie przez ciemny kolor, wyrozniajacy sie na tle piaskowego koloru nowych kamiennych blokow. Zgodze sie natomiast, ze pochmurna pogoda nadaje budynkom bardzo mroczny wyraz – polecam odwiedzic miasto w pelni lata.… Czytaj więcej »
Zapewne masz rację, prawdopodobnie przy ładnej pogodzie byłbym zachwycony, ale trafiłem na wyjątkowo ponurą. Dzięki za wyjaśnienie, co do czarnych ścian, nie miałem pojęcia, że piaskowiec tak się zachowuje i byłem zaskoczony tymi czarnymi plamami na murze, podobne widziałem na Górnym Śląsku i stąd skojarzenie. Pozdrawiam również 🙂
Mieszkam w Dreznie – jest to jedno z najpiekniejszych miast Niemiec, ktore powala na kolana bogactwem architektonicznym, kunsztem i przede wszystkim swoim bogactwem. Przepiekne sa nie tylko Zwinger, Hofkirche, czy zachwalana Frauenkirche (tego kosciola akurat nielubie), ale bogatwo architektoniczne kamienic, palacykow, willi… Dziwnym wiec wydaje sie, ze najciekawszym objektem do sfotografowania okazal sie w tym miescie rower z jesienna impresja. Jesli chodzi o brod. Miasto to jest wyjatkowo czyste i zadbane, bogate w zielen i cale morza kwiatow. Ciemne nacieki kamieni? Kazdy kto zna piaskowiec wie, ze z wiekiem staje sie prawie czarny – trudno to nazwac brudem, jest raczej… Czytaj więcej »
Na wszystko mieliśmy niewiele czasu, tylko kilka dni, nie dało rady być wszędzie. Dzień, który przeznaczyliśmy na Saksonię był niestety najbrzydszym pod względem pogody – nisko wiszące chmury i mżawka. Ładne zdjęcia w taką pogodę nie wychodzą, niestety. O czerniejących właściwościach piaskowca do dzisiaj nie wiedziałem, ale mimo wszystko w deszczu nie wygląda to ładnie, nie wiem, jak jest przy słonecznej pogodzie. W Rathen i na Bastei nie byliśmy – w deszczu było to bez sensu. Pozostaje mi tylko wrócić jeszcze raz i liczyć na uśmiech pogody :-)Pozdrawiam
Witam wszystkich. Muszę powiedzieć, że byłam ze sto razy albo i więcej w Dreznie przy różnej pogodzie ii jestem tym miastem zachwycona!!! Fakt faktem, że przy słonecznej pogodzie Drezno jest najcudowniejsze, po prostu zachwyca bogactwem architektury, ale myślę że przy deszczowej pogodzie żadne miasto nie będzie zachwycać… Widoku z nad Łaby są po prostu powalające z nóg… Proszę więc nie pisać, że Drezno jest brzydkie… Zwiedziłam też w miarę dokładnie Czeską Szwajcarię. Niestety, z doskoku. Dwa weekendy rozłożone w czasie. Polecam spędzenie tam urlopu 5-7 dniowego. Problemem jest to, że w Polsce nie ma żadnych przewodników. Niedawno pojawiły się mapy,… Czytaj więcej »
Potwierdzam, potwierdzam. Czeska Szwajcaria jest piękna 🙂 Tygodniowy urlop, to za mało aby wszystko zwiedzić. Świetne i bardzo dokładne mapy można kupić na miejscu w każdej informacji turystycznej (takich punktów jest sporo). Co do Drezna, to posypuję głowę popiołem i obiecuję poprawę, a właściwie wyprawę przy ładnej pogodzie i dopiero wtedy ponownie opiszę swoje wrażenia 🙂
W Szwajcarii Saksonskiej polecam Wam Felsenbühne w Rathen. Przeprawa promowa, troche spaceru a potem przepiekne widoki, akurat z drugiej strony Laby, co twierdza Königstein. Druga dobra rada: nie zamawiajcie w Niemczech sernika. ladnie wygladaja, ale smakuja strasznie. Jesli chcecie zjesc cos fajnego, to wlasnie na twierdzy Königstein jest mala piekarnia w ktorej uraczycie sie wspanialym chlebem prosto z kamiennego pieca. Jest tak dobry, ze mozna go jesc bez niczego. Maja tam tez swoiste ciasto drozdzowe sprzedawane w rozkach – palce lizac. Z dala od sernika. Troche mnie tez dziwi, ze Drezno Wam sie nie spodobalo. Uroda moze rownac sie z… Czytaj więcej »
Tytulem uzupelnienia: Nie chodzilo mi o Felsenbühne, tylko o Bastei oczywiscie.
Nie wiedziałem, że wszystkie serniki w Niemczech są takie niedobre. Wybrałem w kawiarni, ponieważ ładnie wyglądał i wydawało mi się, że czego, jak czego, ale sernika nie można źle upiec. Myliłem się! Na twierdzę Königstein na pewno jeszcze się wybiorę (jak i do Drezna i całej Szwajcarii Saskiej) – fantastyczne widoki, które chcę zobaczyć przy ładnej pogodzie i przy okazji poszukam tej piekarni, o której piszesz. Dzięki za wszystkie porady, dzięki nim ciekawiej się podróżuje 🙂
Witam,
Moze to zostanie uznane za czepianie sie ale nie mogę tego tak zostawić:
„Swoją drogą akurat Polacy winni być zwolnieni z wszelkich opłat, w ramach rekompensaty za straty, jakie naszemu krajowi przyniosło panowanie saskich Wettynów.”
Co mam powiedzieć gdy jadę np. do Poznania i płace za każdym razem za autostradę niemałe pieniądze.
I takie małe porównanie zwiedzając pewne ponure miejsce – Dachau nie płaci sie za wstęp i parking a w Oswiecimiu trzeba, on cóż co kraj to obyczaj.
Pozdrawiam:
Maciek
Masz rację, co do opłaty do Poznania, to jest rabunek w porównani z innymi cenami. A co do innych opłat? Bywamy w Polsce pazerni, bywamy, ale w Niemczech też niekiedy za leśne parkingi musisz zapłacić po 1 euro (np. na Rugii)
Pozdrawiam
Jest jeszcze Szwajcaria Podlaska – morenowe wzgórze nad Bugiem, pocięte wąwozami głębokimi na 10-15 metrów, wszystko porośnięte lasem. Też ciekawe miejsce.
Masz rację! Byłem tam nawet kilka lat temu i zupełnie uleciało mi z pamięci, że jest jeszcze Szwajcaria na Podlasiu…
Przez czeską Szwajcarię tylko przejeżdżałam jadąc do tej saksońskiej. Nam pogoda dopisała, a w twierdzy obejrzeliśmy nawet jakąś inscenizację walk. Super widoki, fajne wspomnienia odżyły gdy tu zajrzałam. Do czeskiej Szwajcarii się wybieramy…. tylko coś nam to wybieranie już trochę czasu zajęło.
Zarówno Czeska, jak i Saska Szwajcaria są piękne. Byłem tam dwukrotnie i wybieram się ponownie. Mało jest miejsc, które mają dla mnie aż tyle uroku 🙂