Wchodzę na dworzec i widzę, że na pociąg czeka więcej chętnych niż zazwyczaj. Do stolicy jeżdżą prawie zawsze ci sami ludzie, którzy tam pracują lub uczą się. Oni stanowią większość. W mniejszości są pasażerowie okazjonalni. Czasami te proporcje się zmieniają, gdy w Warszawie odbywa się jakieś sympozjum, mecz, czy ważny koncert. Tak też musiało być i tym razem. Grupki kobiet, niezwykle elegancko ubranych wyróżniały się z grona pozostałych pasażerów. Rozgadane, roześmiane i trochę zdenerwowane, z niecierpliwością oczekiwały na przyjazd pociągu.
Zajmowanie miejsc
– Halinka, którym pociągiem jedziesz?!
– Tym pierwszym…
– Nie lepiej następnym? Może będzie mniejszy tłok?
– Sama nie wiem, ale Beatka jedzie już z Chojen i trzyma dla nas pół wagonu, przed chwilą dzwoniła, że jest w trzecim od lokomotywy.
– Nie wiesz gdzie się ten trzeci wagon zatrzymuje? Może powinniśmy już wyjść na peron?
– No co ty, jeszcze go nie zapowiadali…
– Ale potem mam biec? W szpilkach? Chodźcie już dziewczyny…
– Na taki ziąb, zwariowałaś?! Poczekaj, zadzwonię do Beatki, czy już wyjechała z Chojen…
Dzwonią do Beatki. Już jedzie, ale nie wie dokładnie, gdzie się teraz znajduje, na dworze ciemno i mgła. Jest zdenerwowana, bo pilnuje miejsc w trzech przedziałach i już sama nie wie, czy to jest trzeci czy czwarty wagon od lokomotywy. Nie może się ruszyć i sprawdzić, ktoś jeszcze gotów te miejsca zająć.
Wreszcie pociąg podjeżdża. Wchodzę do ”swojego”, czyli tego co zawsze wagonu. Mijam Beatkę, zdenerwowaną i spoconą, z obłędem w oczach i telefonem przy uchu. Zajmuję pierwsze wolne miejsca. W sąsiednich przedziałach lokuje się rozgadany i roześmiany kobiecy tłumek. Całą drogę przegadają. Na przemian będą się zastanawiać, jak dojechać, gdy znajdą się na miejsce w Warszawie oraz użalać nad losem pielęgniarek poliwalentnych w naszym kraju.
Amator kontra Zawodowiec
Słuchając radosnego szczebiotania dobiegającego z sąsiedniego przedziału, ponownie zastanawiam się nad pasażerami. Najbardziej widoczny jest podział na kolejowych amatorów, i zawodowców. Amatora rozpoznaje się na pierwszy rzut oka. Podróż stanowi dla niego pewne novum. Jest tym faktem podekscytowany i zdenerwowany, nie wie, czego może się spodziewać. Niepokój maskuje gadaniem, jest w ciągłym ruchu. Zawodowiec, jest cichy, prawie go nie widać. On już wie. Większość działań zautomatyzował. Wychodzi na peron na sekundę przed zapowiedzeniem pociągu, staje zawsze dokładnie w tym samym miejscu, wręcz na tej samej płycie chodnikowej. Nie biegnie, bo wie, że drzwi wagonu będzie miał przed samym nosem i, że w trzecim przedziale od wejścia usiądzie z tym samym pasażerem co zwykle. Nie znają się, chociaż jeżdżą razem już trzeci rok. Zawodowiec nie gada, bo bezbłędnie opanował prawo zachowania energii. Jest podobny do sprzętu elektronicznego przełączonego w stand by. Pełne czynności życiowe włączy dopiero w biurze upijając łyk pierwszej tego dnia kawy.
Amatorem przestaje się być po miesiącu systematycznego jeżdżenia. Gdy zaczynałem swoją przygodę z dojazdami do pracy w Warszawie, kombinowałem, jakim pociągiem pojechać, z którego dworca w Łodzi, do jakiego wagonu wsiąść. Teraz już wiem. Gdy zapowiedzą pociąg wolnym krokiem docieram do tabliczki z napisem „Peron 1”. Staję trzy kroki na lewo od niej. Wiem, że po zatrzymaniu pociągu, będę miał przed sobą drzwi do trzeciego wagonu. Siadam zawsze w tym samym przedziale, z widzenia znam ludzi, którzy po drodze się do mnie dosiądą.
Profesjonalista kolejowy
Wyżej od zawodowca stoi tylko profesjonalista kolejowy. Ten poziom zdobywa się dopiero po kilku latach podróżowania. Widziałem raz jednego. Wsiadł, zajął miejsce, ułożył teczkę na kolanach, wsparł na niej łokcie, uśmiechnął się i zasnął. Przy czym oprócz teczki nie miał żadnych innych punktów podparcia, ani po bokach, ani za plecami. W takich warunkach normalny człowiek nawet nie zmruży oka, a ten spał dobrą godzinę! Tuż przed stacją docelową otworzył oczy, uśmiechnął się i wyszedł. Prawdziwy mistrz.

Hehehehehe, dobre, bo polskie! Blog ląduje w ulubionych :):):):)
ale się uśmiałem heheh
haha odrazu mi się poprawił humor
Jak poprawiłem humor, to się cieszę 🙂
Mistrz nad mistrze. Po prostu rutyna profesjonalisty.